Semikaliów marcowych ciąg dalszy
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
05.03.2013.

Semikaliów marcowych ciąg dalszy

[to nowe słowo- od semit-ników.. md]

 Stanisław Michalkiewicz    Komentarz    serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)    5 marca 2013

Kto by pomyślał, że uda mi się trafić w samą dziesiątkę z tytułem? Chodzi oczywiście o to, że sowieccy kolaboranci się denerwująw związku z przypadającym 1 marca dniem pamięci o niezłomnych żołnierzach Rzeczypospolitej, nazywanych „wyklętymi”. Otrzymałem w związku z tym wiele listów z wymyślaniami, wskazujących, że sowieccy kolaboranci naprawdę się denerwują, że odsetek sowieckich kolaborantów jest u nas nadal wysoki, że „niczego nie zrozumieli, ani niczego się nie nauczyli”, no i oczywiście - że gotowi są nadal kolaborować, gdyby ktoś wydał im znowu taki rozkaz.

Zatem również i pogląd, że nie ma już jednego narodu polskiego, a na naszym terytorium państwowym od połowy lat 40-tych XX wieku zainstalowała się wykorzeniona, polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, znalazł w tej fali listów wyraźne potwierdzenie.

Jeszcze nie ucichły echa obchodów Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, kiedy to prezydent „wszystkich Polaków” Bronisław Komorowski ubolewał nad „przeklętymi czasy”, kiedy to „Polak strzelał do Polaka”, a już nadchodzi kolejna marcowa rocznica. Nawiasem mówiąc, ubolewanie pana prezydenta nad „przeklętymi czasami” jest trochę ryzykowne. Jakież one „przeklęte” skoro właśnie wtedy Józef Stalin, przy pomocy armii kolaborantów, zainstalował w Polsce komunizm? Jakież one „przeklęte”, skoro dzięki temu elita wspomnianych kolaborantów, zgrupowana w bezpiece wojskowej i cywilnej, przejęła władzę nad mniej wartościowym narodem polskim i dzięki historycznemu kompromisowi „Chamów” z „Żydami”, czyli bezpieki z „lewicą laicką”, zachowała ją również po sławnej transformacji ustrojowej? Jakież one „przeklęte”, skoro również pan prezydent zawdzięcza swoje wyniesienie temu aliansowi? Wprawdzie pan prezydent pewnie chciał dobrze, ale co tu ukrywać - dopuścił się rażącej niewdzięczności!

Mówi się: trudno - zwłaszcza że oto nadchodzi kolejna marcowa rocznica - rocznica tak zwanych „wydarzeń” z 1968 roku. Ich genezę można najkrócej przedstawić w ten sposób, że wobec zaangażowania się Związku Sowieckiego i całego „obozu” w popieranie krajów arabskich przeciw bezcennemu Izraelowi, stojące wcześniej murem za Sowieciarzami światowe żydostwo zmieniło front i jak przedtem było prosowieckie, to zgodnie z mądrością etapu, stało się antysowieckie. Z kolei Sowieciarze, a zwłaszcza - tubylczy sowieccy kolaboranci, z niepokojem obserwowali objawy starczego uwiądu komuny, która po ewakuacji Ojca Narodów do piekła, zaczęła tracić ideologiczną werwę. Postanowili tedy zaszczepić więdnącą komunę na ciągle żywym pniaku nacjonalistycznym w nadziei, że i ona dzięki temu odżyje. Dlatego Mikołaj Tichonowicz Diomko, używający pseudonimu „Mieczysław Moczar zaczął umizgać się do AK-owców i w ogóle.

Problem wszelako tkwił w tym, że nacjonalizm wymaga, by nieubłaganym palcem wskazać mu wroga. Ten wróg, w postaci Związku Sowieckiego oczywiście był - ale właśnie jego „Moczar” ani nie mógł, ani nie chciał wskazać. Trzeba było zatem wskazać wroga zastępczego w postaci „syjonistów”, których trzeba wyekspediować „do Syjamu”. Ci „syjoniści” nie mieli specjalnie nic przeciwko temu, bo - powiedzmy sobie szczerze - któż w latach 60-tych nie chciałby wyrwać się z cudnego raju na szeroki świat? Każdy by chciał, zwłaszcza „syjoniści”, którzy w dodatku mogli się obawiać wystawienia rachunku za gorliwe pomaganie Stalinowi w instalowaniu tutaj komuny - również przy pomocy „mokrej roboty”.

No tak - ale skoro już trzeba się ewakuować, to czyż nie lepiej w charakterze ofiary, a nie pomocnika lub nawet kata reżymu? Oczywiście, że lepiej - ale tę metamorfozę trzeba jakoś uwiarygodnić. I partia jak zwykle wyszła tym oczekiwaniom naprzeciw, inicjując przeciw „syjonistom” propagandową ofensywę, dzięki czemu również i dzisiaj na Dworcu Gdańskim w Warszawie celebrują oni tamto męczeństwo na pluszowym krzyżu. Warto przypomnieć, że kiedy Międzynarodówka Socjalistyczna chciała Władysława Gomułkę napiętnować za „antysemityzm”, to obroniła go Golda Meir wskazując, że on tylko umożliwia Żydom wyjazd z cudnego raju. A kiedy już wyjechali, to swoim zwyczajem natychmiast przystąpili do obcinania kuponów od swojej martyrologii - i tak aż do dnia dzisiejszego.

Stanisław Michalkiewicz