Homoaktywiści chcą zamykać uniwersytety
Wpisał: Łukasz Karpiel   
07.03.2013.

Homoaktywiści chcą zamykać uniwersytety. Co zrobi Hartman?

 

 Łukasz Karpiel 2013-03-06 pch24

Lobby homoseksualne z całym impetem uderza w wolność dyskursu. Chce zamknąć uniwersytety dla przeciwników homo-rewolucji - ustalać komu wolno zabierać głos, a kogo skazać na milczenie. Określając kanon „właściwych” poglądów domaga się ich bezwarunkowego przestrzegania. Kłamstwo, manipulacja i ideologia mają wyprzeć prawdę, dobro i piękno.

 

Organizacje promujące homoseksualizm i inne nieuporządkowane zachowania seksualne, wsparte przez świat polityki oraz mające rozległe wpływy w popkulturze, coraz śmielej żądają ograniczenia swobody debaty. Opinie wyłamujące się z wyznaczonego kanonu mają być skazane na intelektualną banicję, a ich autorzy zepchnięci w otchłań zapomnienia. Nie podporządkowanie się i dalsze głoszenie „ekstremistycznych” opinii będzie surowo karane.

 Donos na „homofobów”

Stowarzyszenie Na Rzecz Lesbijek, Gejów, Osób Biseksualnych, Osób Transpłciowych Oraz Osób Queer „Pracownia Różnorodności” – rzekomo w trosce o dobro nauki – chce kneblować usta naukowcom i zakazać głoszenia poglądów innych niż „tęczowe”. W piśmie skierowanym do resortu szkolnictwa wyższego przedstawiciele organizacji ciskają gromy na tych, którzy odważyli się prezentować nieprawomyślny pogląd.

 „Najgłębszy niepokój” stowarzyszenia budzi coś, co „jak się wydaje zaczyna żyć własnym życiem”. Jest to „teza, że w kwestii homoseksualności trwa debata naukowa, że są prowadzone badania nad homoseksualnością i że nie ma w tym zakresie finalnych, rozstrzygających ustaleń nauki”. Czy nie brzmi to jak wezwanie do zakazu dalszych badań? Czy tego typu sformułowanie nie stanowi sygnału do kneblowania ust naukowcom? Jest to tym bardziej argument-rykoszet, gdyż w 1973 roku, opierając się na możliwości istnienia w nauce pojęcia „finalnych badań” i konieczności zakończenia debaty naukowej, homoseksualizm wciąż byłby uznawany przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne i WHO za chorobę.

 Pozytywistyczny model nauki, tak wychwalany i promowany przez środowiska akademickie, oparty jest na wątpieniu i poddawaniu naukowemu dociekaniu niemal wszystkiego.

Konsensus i zgoda są pojęciami wrogimi dla naukowców-pozytywistów. K. Popper, tak drogi zwolennikom naukowego światopoglądu, namawiał do poddawania w wątpliwość wszystkiego, zwłaszcza własnych dokonań, tak by pozbyć się niebezpieczeństwa subiektywizmu, rodzącego się według niego z przywiązania do własnych prac. Co zaś proponuje Stowarzyszenie? Zakończenie debaty i uznanie za finalne obowiązujących obecnie wyników badań naukowych. Rodzi to, graniczące z pewnością, podejrzenie, że konsensus i uznanie dla wyników jest możliwe i akceptowane tylko w przypadku tych badań, które potwierdzają „tęczową” wizję świata.

 „Homofob” i rasista w jednym stali domu

Oto kolejny cytat z pisma: „W 2010 roku Uniwersytet Mikołaja Kopernika ani Uniwersytet Szczeciński a w 2012 roku także Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego nie wykluczyły udziału P. Camerona w spotkaniach organizowanych na ich terenie. Uczelnie jasno stwierdziły, że warunkiem obecności P. Camerona było stworzenie odpowiedniej przeciwwagi dla jego „kontrowersyjnych poglądów”, rozumianej jako „okazja do wygłoszenia różnych poglądów” nt. homoseksualności. Takie podejście obu uczelni (być może już nieaktualne) jest niepokojące. Nie do pomyślenia jest przecież, żeby którakolwiek z nich zorganizowała dyskusję z udziałem osób otwarcie prezentujących poglądy antysemickie czy rasistowskie (podkreśl. red.) – nawet w ramach spotkania w szerszym gronie, dającego okazję do wygłoszenia różnych poglądów”.

 Celnie skomentował ten tok rozumowania dla PCh 24.pl prof. Mieczysław Ryba, przypominając, że „w środowiskach tzw. nowej lewicy często stosuje się mechanizm zestawiania poglądów krytycznych wobec ruchu homoseksualnego ze stanowiskami wzywającymi do nienawiści np. na tle narodowościowym, czy etnicznym. Każda krytyka postaw homosekskulanych ma być rzekomym dowodem na nienawiść do całego otoczenia. Mamy tu do czynienia z manipulacją słowną. Wszystko po to, by pokazać iż osoba która jest przeciwnikiem legalizacji związków homoseksualnych i krytykiem takich praktyk, jest wrogiem wszystkich i wszystkiego”.

 Raz jeszcze zacytujmy pismo stowarzyszenia: „Rasistowskie, antysemickie i homofobiczne postawy, przekonania i zachowania byłyby znakomitym przedmiotem konferencji naukowej o przestępczości z nienawiści (hate crimes), ale same z siebie nie nadają się do wygłaszania podczas naukowej konferencji czy wykładu na terenie wyższej uczelni. Także pseudonauka uprawiana przez P. Camerona, w tym jego notoryczne fałszerstwa naukowe i konfabulacje tworzone dla poparcia wyników „badań”, byłyby fascynującym tematem prelekcji – natomiast niezrozumiałe jest przyznawanie P. Cameronowi i jego twierdzeniom statusu równorzędnego, pełnowartościowego głosu w dyskusji”.

 Zdaniem prof. Janusza Kaweckiego „argumentacja listu jest pokrętna, widać to chociażby z przywołanych analogii do antysemityzmu i rasizmu. Pasują one jak „pięść do nosa”. A mogli przecież przypomnieć sobie, jak wyglądało to dopuszczenie do równoprawnego przedstawiania poglądów przez dwie strony, gdy w Uniwersytecie Jagiellońskim udostępniano sale na spotkanie z autorem „Sąsiadów”. Czy wtedy ta szacowna Uczelnia udostępniając salę  „uwiarygodniała twierdzenia prelegenta”? 

 Ponownie oddajmy głos prof. Mieczysławowi Rybie – „mowa nienawiści jest formą cenzury, chodzi o to, by nie nazywać rzeczy po imieniu. To jest socjalizm, i jak każda utopia nie obroni się bez stosowania przemocy. W tym wypadku zmierza to do ograniczenia wolności słowa”.

 Paul Cameron – nagonka na naukowca

Za młodu lewicujący, pochodzący z rodziny robotniczej, bojownik o czyste płuca biernych palaczy. Odważny nonkonformista. Wykładowca akademicki, przedsiębiorca. Prawie idealny kandydat na salonowego idola i autorytet. Pewnie nim mógłby być… ale postanowił, korzystając z warsztatu naukowego psychologa zbadać zachowania homoseksualne, gdyż stwierdził, że popularna wiedza na ten temat to „sentymentalna gadanina”. Choć ostrzegano go, że to zaszkodzi jego karierze, podjął wyzwanie. Nauka i prawda były dla niego suprema lex. - Ostrzegano mnie, że to zaszkodzi mojej karierze, ale ja naiwnie wierzyłem, że moja pozycja w ­środowisku jest ugruntowana ze względu na wcześniejsze sukcesy. Nie sądziłem, że lewicowe lobby zacznie mnie tak zawzięcie tępić - wspomina w rozmowie zamieszczonej na portalu PCh24.pl dr Paul Cameron.

Także środowiska zaangażowane w promocję pederastii w Polsce prowadzą agresywną kampanię przeciwko dr. Paulowi Cameronowi. Głównym celem ataku, oprócz amerykańskiego naukowca, jest także Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi. To właśnie ta instytucja stoi za wizytami i wykładami dr. Camerona oraz spotkaniami  z tymi, którzy nie chcą poddać się „tęczowemu” terrorowi.

 Stowarzyszenie „Pracownia Różnorodności” skierowało do prof. Jana Hartmana, stojącego na czele Zespołu Dobrych Praktyk Akademickich Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, pismo zawierające jednoznaczny przekaz – zakazać wstępu dr. Cameronowi na polskie uczelnie. Autorzy pisma musieli z pewnością nałożyć sobie kaganiec autocenzury, czego dowodem jest brak we wniosku propozycji całkowitego zakazu wjazdu do Polski. Może jednak podobne pismo otrzyma już wkrótce minister Sienkiewicz?

 Na wstępie stowarzyszenie przytacza życiorys naukowy dr. Camerona. Co dość emblematyczne, autorom nie przechodzi przez usta i klawiaturę tytułowanie naukowca zgodnie z jego stopniem naukowym. Dla nich jest po prostu „P. Cameronem”. Jest to tym bardziej dziwne w kontekście „profesoryzacji” wszelkich tzw. autorytetów, jeśli tylko ich opinie zgadzają się z salonowymi poglądami, nawet gdy edukację zakończyli oni na szkole średniej. Zatem bezczelny „po prostu pan Cameron” przyjeżdża do naszego pięknego kraju i głosi swe „prywatne i homofobiczne poglądy”, co więcej, jego - znów cytat z pisma - „występy” są organizowane w murach uczelni i uniwersytetów.

 Już na wstępie, autorzy pisma informują prof. Hartmana, którego osoba jest oczywistym i najdoskonalszym przykładem obiektywności oraz apolityczności, iż Cameron to w gruncie rzeczy hochsztapler, wyrzucony z Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego za matactwa naukowe, a jego prace są powszechnie krytykowane i wyśmiewane. Co przypomina dowcip z radiem Erewań w tle. Nie wyrzucony, tylko sam wystąpił i nie powszechnie ale przez krytykowany innego naukowca, silnie zaangażowanego w obronę środowisk homoseksualnych i poświęcającego swoje badania takim niebagatelnym i ugruntowanym naukowo kwestii jak homofobia. - W 1982 roku postanowiłem odejść z Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego (APA). Podkreślam, że sam z niego wystąpiłem, bo w ramach kampanii oczerniającej mnie geje rozpuścili w Internecie plotkę, że zostałem wyrzucony – tłumaczy Cameron.

 Kto za tym wszystkim stoi?

„P. Cameron odrzucony przez środowisko akademickie w swojej ojczyźnie odbywa tournee m. in. po Polsce”. Któż ośmielił się zapraszać tego naukowego wyrzutka i outsidera do Polski? „Jak się wydaje – zawsze na zaproszenie Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi lub związanej z tym stowarzyszeniem fundacji „Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi”. „Jak się wydaje?” Jakże intrygująco brzmi ta fraza w ustach osób, które ogłosiły się obrońcami polskiej nauki przed subiektywizmem i nienaukowością Camerona. Jednak „skargersi” są na tyle przebiegli, że „zwykle jednak jako organizatora danego spotkania z P. Cameronem wskazywano inny podmiot”. To odkrycie ma uzasadnić wcześniej podsuflowaną sugestię, że to SKCH odpowiada za taką zbrodnię jak zapraszanie dr Camerona. Ta sugestia bowiem, gdy tylko sprawdzimy podmioty zapraszające Camerona do Polski, okazuje się przykładem manipulacji. Tylko raz SKCH jest wymienione jako podstawowy organizator spotkania.

 Donos ma swoje prawa. Stowarzyszenie wylicza miejsca i spotkania podczas których to dr Cameron głosił wykłady. Warto przypomnieć autorom pisma, iż wykłady się „głosi”, a nie są to, jak to jest określone w piśmie, „występy”. Zdając sobie sprawę, że postmodernistyczna koncepcja nauki(?) zakłada różne dydaktyczne eksperymenty, jednak dr Cameron raczej ich nie stosuje. O czym pewnie autorzy wiedzą, bo na tychże wykładach bywali. Choć pewności nie ma - w wyliczeniu spotkań dr. Camerona autorzy pisma często powołują się bowiem na argument, że „sprawa znalazła swój odzew w mediach”.

 Zakazać, zakazać, zakazać!

Najbardziej oburzający według stowarzyszenia jest fakt, że dr Cameron może swobodnie głosić swoje wykłady na polskich uczelniach. Nie omieszkano poinformować zespołu prof. Hartmana, a za jego pośrednictwem całego ministerstwa, o tym które to uczelnie zaprosiły naukowca, które się wycofały, a które odważnie i heroicznie się sprzeciwiły. Taka wiedza nie pójdzie na pewno w zapomnienie i może wypłynąć np. podczas rozdzielania środków finansowych, na co „tolerantyści” prawdopodobnie liczą. Prof. Janusz Kawecki uważa, że „naciskający uzurpują sobie prawo do zamykania uczelni na przedstawianie wyników badań, które im nie odpowiadają. I to jest zasadniczy cel owego listu: nie dopuścić dobrze uzasadnionych i naukowo podbudowanych argumentów do prezentacji w środowiskach akademickich”. 

I o to w tym wszystkim chodzi. Eliminacja z dyskusji głosów niewpisujących się w „poprawny” kanon, kneblowanie ust i klawiatur autorom wykraczających poza schematy lansowane przez lewicę, to Nowy, Wspaniały Świat. Świat a la Pracownia Różnorodności.

 Łukasz Karpiel