O wyczynowym wspinaniu SOLO
Wpisał: Alina Dobrowolska-Segit   
09.03.2013.

O wyczynowym wspinaniu SOLO

 

Szanowni koledzy taternicy, alpiniści …

Alina Dobrowolska-Segit

 

Wspinałam się wiele lat temu (przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych).  Nie było to bynajmniej wspinanie wyczynowe, ale jak się mówiło „dla przyjemności”. Prawdę powiedziawszy byłam taterniczką od pięciu boleści. Tym niemniej zabieram głos w sprawie wspinaczki bez asekuracji z pozycji kogoś bliższego tematowi niż przeciętny uczestnik wycieczki do Morskiego Oka.

Ludzie, którzy mają lęk przestrzeni oczywiście nie nadają się do wspinania. A ci, na których ekspozycja nie działa wcale? Marta, z którą się przez jakiś czas wspinałam nie bała się chyba wcale. Kiedyś zawołała do mnie z dołu „tylko tak wbijaj haki, abym je mogła potem wybić”. Nie czuła tego, że te haki powinny być tak naprawdę, a nie tylko dla jakiegoś rytuału. Dla mnie jedynym kryterium było to, aby taki hak dobrze pracował w sytuacji odpadnięcia. Latałam trzy razy. Raz z kilkanaście metrów. To było na Żabim Mnichu. Droga chyba czwórkowa. Ja na tego typu trudnościach przeżywałam  to, co inni na szóstkach (wtedy skala kończyła się na VI+ ). Miesiąc później na tej samej drodze zabiło się kilka osób. Wyruszyli w nastroju wesołym, zabrali ze sobą parasol. Przecież droga taka łatwa.  Marta latała raz. Wszystkie haki  (w kruchej ścianie Modrej Turni) poszły, wraz z auto partnerki. Marta miała 25 lat. Jej ojciec przeżył ją chyba ze 2 lata, matka ok. 9 lat.

Nie ma bezpiecznego wspinania. Są jednak pewne zasady uprawiania tego sportu i o nich chciałabym napisać.

W „moich czasach” nie do pomyślenia było, aby ktoś wspinał się solo bez asekuracji, tzn. jeżeli ktoś tak czynił  był w środowisku uważany za wariata. Choć to jednak w tych dawnych czasach Janek Długosz biegał podczas szkolenia na grani Kościelców bez asekuracji. Czyż może być coś łatwiejszego niż grań Kościelców? Znacie ten wypadek? Ale nie słyszało się, aby ktoś po trudnościach chodził bez asekuracji, może przynajmniej nie chwalono się tym.

[Biegł, chyba z rękami w kieszeni. Potknął się.  Śliczny wzruszający pogrzeb. MD]

Nie wiem skąd przyszła moda na solo bez asekuracji, ale czy my Polacy zawsze musimy papugować najgłupsze pomysły? Zawsze będą osobnicy, którzy po trudnych i najtrudniejszych drogach będą chodzić bez asekuracji, ale ilość ich nie powinna przekraczać procentowo ilości wariatów w ogólnej populacji. W żadnym wypadku nie powinno być mody na wspinanie na żywca.

Sądzę, że w towarzystwie tych najlepszych wspinaczy działa mechanizm samonakręcania się. Nie wypada bać się wspinania bez asekuracji. Niektórzy pewnie faktycznie się nie boją. Jak Marta. A może uważacie koledzy, że jak ktoś osiągnął pewien wysoki poziom sportowy, to asekuracja jest mu niepotrzebna. Są nie mniej niebezpieczne dziedziny, w których obowiązują ścisłe reguły. Na przykład każdy lotnik ma obowiązek przed startem przeczytać „check listę”. Choćby miał nalatanych nie wiem ile tysięcy godzin. Jednak czasem to lekceważą. Mistrzyni polski w szybownictwie, latająca też na samolotach musiała zlekceważyć „check listę”. Wystartowała z zablokowanymi sterami. Najlepszy sportowiec powinien stosować się do reguł bezpieczeństwa.

Mam pretensje do kierownictw wszystkich klubów wspinaczkowych, że nie tępią solówek bez asekuracji.  Nie ma sankcji? A przecież można wywalić z klubu. Niepotrzebny klub? Uprawiasz wspinanie bez asekuracji, to zapomnij o dofinansowaniu jakiegokolwiek wyjazdu. Na własną rękę szukaj sponsorów.  Można też przyjąć zasadę nieuznawania żadnych wyczynów tzn. nie pisania o nich, nie umieszczania w żadnych statystykach itp. Wspinasz się na żywca, to nie ma cię. Sam sobie rób reklamę. Ale czytam na jakiejś stronie: „najlepszy możliwy styl to „on-sight solo(http://www.climb.pl/poradnik-site/etyka-wspinaczki-sportowej ). A najbardziej liczy się atmosfera w środowisku. Wszyscy, którzy podgrzewają atmosferę na rzecz „wspinania na żywca” są współodpowiedzialni, jak się ktoś zabije.

Gdy czytam wynurzenia wspinaczy bez asekuracji mam wrażenie, że ci ludzie nie mają żadnej rodziny. Liczy się tylko własne przeżycie - JA. A może to skrajni egoiści? Twierdzą, że chcą zmierzyć się ze swoją słabością. Jest na to wiele innych sposobów. Np. post. Ale wtedy nie ma dawki adrenaliny. A więc leczą słabość adrenaliną. Inni robią to zwyczajnie narkotyzując się. Ani jedni ani drudzy nie myślą o rodzinie .

To dobrze, że w czasach zniewieściałych mężczyzn jest w jakimś środowisku atmosfera pochwały męskich cech. Mężczyzna się nie boi, albo pokonuje strach. Ale prawdziwa męska cecha to poczucie odpowiedzialności. Chociażby za rodzinę.

Alina Dobrowolska-Segit

 

P.S. Jeden z moich kolegów taterników (bardzo dobry wspinacz) napisał mi w uwagach do mojego tekstu m.in.: „Oczywiście uważam, że wspinanie solowe jest głupotą, w dodatku nie mającą w sobie nic z heroizmu, nawet fałszywie pojmowanego. Doprawdy nie wiem jak ten głupi kult mógł się narodzić. (…) Dobrze że wspomniałaś o adrenalinie, bo ona jest wykreowana na jakiegoś boga alpinistów solowych i kto sztucznie nie pobudza w sobie wydzielania tego hormonu, przestaje się liczyć w światku szaleńców.

Wspinaczka solowa jest możliwa, ale wiemy jak skomplikowana musi być wtedy asekuracja i jak bardzo wydłuża się czas przejścia. No i gdzie wtedy jest, piękna przecież przyjaźń dwu osób związanych liną i ich wspólne przeżycia? Czy wspinanie "na żywca" jest egoistyczne? Tak, każde wspinanie bez zachowania elementarnych zasad bezpieczeństwa jest egoistyczne w stosunku do bliskich. Wystarczy zapytać osoby osierocone, co o tym sądzą.

Podzielam Twoje zdanie, że takie wspinanie nie powinno być tolerowane i jako z gruntu niebezpieczne, nie może być oficjalnie uznawane.

A może wspinajmy się "solo on sight", bez kasków, a pod ściankami w skałkach ustawmy deski z gwoździami wbitymi na sztorc. Jeźdźmy na motocyklach też bez kasków i bez hamulców. Ale adrenalina. Głupota.”

========================

 

MD:

Musze dodać wyjaśnienie:

Napisane po tragedii rodziny Krzysia. Krzyś miał ok. 30-tu lat, był instruktorem alpinizmu. Duże osiągnięcia wspinaczkowe. Ale hołdował modzie solówkowej. Z rok temu uczył parę osób (na kursie) wspinania na Zamarłą Turnię w Tatrach. Obecnie to ściana „do nauki”... Już byli nisko, gdy po ćwiczeniu jedli kanapki, powiedział: Ech, to ja jeszcze skoczę na górę. I poszedł sam, oczywiście bez ubezpieczenia. Po chwili spadał koło nich, rozmlaszczył się niżej.

Piszę tragedia rodziny, która z tym koszmarem ona żyje.