Sodomici za mur!
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
10.03.2013.

Sodomici za mur!

 

Stanisław Michalkiewicz  Komentarz  •  tygodnik „Goniec” (Toronto)  •  10 marca 2013

 

Burza w szklance wody, wywołana wypowiedzią byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsy na temat sodomitów - że mianowicie w Sejmie powinni siedzieć na ostatnich miejscach, a najlepiej - za murem wywołała odpór w wykonaniu przodującej w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym „Stokrotki”. Oświadczyła ona, że Lech Wałęsa „zhańbił” nagrodę Nobla i w ogóle. Niektórzy wywołani przez nią do tablicy, sądząc, że chodzi o zwyczajowe dołożenie zdrowia Jarosławowi Kaczyńskiemu, wprawili się w stan świętego oburzenia, a dopiero zorientowawszy się, w czym rzecz natychmiast się zmitygowali.

Nie dotyczy to oczywiście pani prof. Joanny Senyszyn, która wprawdzie skrytykowała mędrca Europy za „głupie poglądy”, ale jednocześnie zaapelowała o wyrozumiałość. Wiadomo, że poglądy mądre to te o wyższości ustroju socjalistycznego i sodomitów jako uciskanej klasy społecznej. Ach, jaka szkoda że pani Joanny nie wpuszczają do Saint Cyr we Francji, bo moglibyśmy wtedy skonfrontować w rzeczywistością proroczą wizję Janusza Szpotańskiego:

 

 „Kadeci siedzą, dłubią w nosie,

wzdychają, z dzikiej nudy puchną,

czują się prawie jak w areszcie

i myślą sobie: kiedyż wreszcie

przestanie bździć to stare próchno?”

 

Może kiedyś doczekamy, tym bardziej, że w Sojuszu Lewicy Demokratycznej doszła do głosu dyscyplina. Jeszcze może nie taka, jak za Stalina („za Lenina - strzelanina, za Stalina - dyscyplina”). Ale zawsze Ryszard Kalisz został „zawieszony” za stanie „w rozkroku” między partią macierzystą, a inicjatywą „Europa plus”, w której bierze udział były prezydent Aleksander Kwaśniewski z dziwnie osobliwą trzódką posła Palikota. Jak dotąd inicjatywa ta nie wzbudziła entuzjazmu opinii publicznej, a sodomicka awangarda jest wprawdzie hałaśliwą niemniej jednak mniejszością, a skoro tak to nie jest wykluczone, że Aleksander Kwaśniewski znowu będzie musiał tułać się po obowiązkach u ukraińskich, albo nawet kazachskich nababów.

Tymczasem nadszedł wreszcie moment konstruktywnego votum nieufności, zgłoszonego przez Prawo i Sprawiedliwość. Marszalica Ewa Kopacz nie dopuściła do głosu pana prof. Glińskiego, jako, że regulamin sejmowy dopuszcza tylko wystąpienia posłów oraz prezesa Rady Ministrów. Czego to jednak ludzie nie wymyślą. Prezes Jarosław Kaczyński wszedł na sejmową trybunę z tabletem z którego odtworzył pełny tekst przemówienia kandydata na premiera rządu „technicznego”.

Wprawdzie jest to wydarzenie precedensowe, ale myślę, że ten precedens mógłby się w naszym parlamencie upowszechnić bez najmniejszej szkody dla życia politycznego. Każdy Umiłowany Przywódca mógłby nagrywać swoje niepowtarzalne wystąpienia w domu, a potem puszczać je w Sejmie przy pomocy wymyślnych urządzeń technicznych bez konieczności osobistego uczestnictwa w posiedzeniach. Ciekawe, czy to kazanie na puszczy, jakie pan prof. Gliński wygłosił w Sejmie za pośrednictwem tabletu, zapoczątkuje nową świecką tradycję, czy też pozostanie odosobnione.

A w ogóle w związku z przypuszczeniem, iż wniosek, jaki do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji złożył wydawca „Wprost” o „Do Rzeczy”, może być elementem intrygi prezesa Kaczyńskiego, który w ten sposób chciałby wykazać posiadanie przez PiS zdolności koalicyjnej, zostałem pryncypialnie skrytykowany. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo przy okazji dowiedziałem się, że SKOK, czyli sponsor tygodnika „W Sieci”, któremu niezawisły sąd na prośbę pana Hajdarowicza zabronił się ukazywać, jest „pisowski”, podczas gdy sponsor tygodnika „Do Rzeczy” bynajmniej pisowski nie jest. Okazuje się, że niezależni dziennikarze i niezależne pisma mają swoich sponsorów, co odnotowuję z przyjemnością, bo cóż tu sponsorować w dzisiejszych zepsutych i skorumpowanych czasach, jeśli nie niezależność? Można nawet powiedzieć, że im więcej sponsoringu, tym więcej niezależności.

Chyba właśnie dlatego coraz więcej osób, który dotychczas wydawały się uwikłane w rozmaite zależności, epatuje dziś niezależnością. Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy uniezależnią się od wszystkich - oczywiście z wyjątkiem premiera Tuska, który, niczym ewangeliczny setnik, wydaje się człowiekiem pod władzą postawionym, a mającym pod sobą żołnierzy. Takie wrażenie można by odnieść po niezapomnianej rozmowie premiera Tuska z pobożnym ministrem Gowinem. Po rozmowie premier zostawił pobożnego ministra Gowina w niepewności, czy ma się pakować, czy nie i zakomunikował mu, iż może pozostać na dotychczasowej posadzie dopiero po powrocie z jakiegoś innego spotkania.

Nietrudno się domyślić, iż ostateczną decyzję mógł podjąć właśnie ten tajemniczy nieznajomy - w czym dopatruję się aluzji, iż bezpieczniacy, czując na plecach gorący oddech zagniewanego ludu, nie chcą otwierać frontu wojny z Episkopatem, który właśnie przystał na pół procenta odpisu podatkowego, jako podstawy finansowania Kościoła za pośrednictwem rządu. Jeśli tak, to również perspektywa rejestrowania konkubinatów sodomitów i gomorytów też może oddalić się w przyszłość, co mógł szóstym, albo nawet siódmym zmysłem wyczuć były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju i dlatego zdecydował się „zhańbić” nagrodę Nobla, co przyszło mu tym łatwiej, że po tylu latach pieniądze pewnie też się rozeszły.

 

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).