Dzień Kobiet - czy Zwiastowanie?
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
13.03.2013.

Dzień Kobiet - czy Zwiastowanie?

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2768

Felieton    miesięcznik „W naszej rodzinie”    13 marca 2013

Na początku każdego roku tygodnik „Najwyższy Czas!” publikuje Kalendarz Postępowca”. Okazuje się, że według tego kalendarza każdego dnia przypada jakieś święto - co pozwala lepiej zrozumieć zapewnienia, że kiedy zwycięży komunizm, to na świecie zapanuje taki dobrobyt, że wszyscy będą mieli wszystko. A skoro wszyscy będą mieli wszystko, to nic - tylko świętować! Wprawdzie jeśli idzie o dobrobyt, komunizm nie za bardzo się popisał; propagandy było znacznie więcej, niż towarów.

Pamiętam, jak w 1978 roku mój przyjaciel po raz pierwszy wyjechał na zgniły Zachód i w mieście Macon w środkowej Francji, niedaleko którego pracowaliśmy w winnicy, wszedł do supermarketu Mammouth. Na widok panującej tam obfitości, szalenie kontrastującej z octem i musztardą, które wtedy zaczynały już wypełniać sklepowe półki w Polsce, wykrzyknął z głębi serca: „precz z komuną!” I kiedy potem kilku młodych Włochów, najwyraźniej sympatyzujących z tamtejszą Partią Komunistyczną zaproponowało nam, byśmy wspólnie z nimi odśpiewali „Międzynarodówkę”, zdecydowanie ich odpędziliśmy wyjaśniając, że lubimy raczej weselsze piosenki. Komunizm tedy wykazał się niejaką sprawnością w propagandzie, chociaż i ona, w konfrontacji z rzeczywistością stawała się coraz mniej skuteczna, aż wreszcie w 1980 roku czar prysnął, co objawiło się m.in. w postaci hasła „Telewizja kłamie!”. Ciekawe, że pod tym względem nic a nic się nie zmieniło, mimo sławnej transformacji ustrojowej. Myślę, że to jest wdzięczny temat dla naukowców - badaczy mediów: dlaczego telewizja kłamie niezależnie od ustroju?

Wróćmy jednak do „Kalendarza Postępowca”. W mnogości odnotowanych tam świąt - a warto podkreślić, że jednego dnia może być ich nawet kilka - zwraca uwagę okoliczność, że zdecydowana większość z nich, a może nawet wszystkie, zostały ustanowione po Rewolucji Francuskiej. Skłoniło mnie to do stanowczego postanowienia, żeby nie obchodzić żadnego święta ustanowionego po tej rewolucji, z wyjątkiem niektórych świąt państwowych, jak np. 11 listopada. Myślę, że sprzyja to zachowaniu higieny psychicznej tym bardziej, że Rewolucja Francuska zapoczątkowała zjawisko nazywane obecnie bigoterią laickości. Ludzie których dotknęła ta dolegliwość, uważają laickość za niebywałą cnotę, co jest o tyle dziwne, że oznacza ona amputowanie ogromnej części literatury, kultury i tradycji. Wskutek tego na przykład, dla absolwentów szkół porażonych bigoterią laickości kompletnie niezrozumiały jest smakowity cytat ze świetnej powieści Roberta Penn Warrena „Gubernator”: „bo z tego, kto mocny, dobywa się słodkość”. Przy pomocy tego cytatu ze Starego Testamentu autor tłumaczy przyczyny, dla których władza działa na kobiety jak afrodyzjak. Kto jednak nigdy nie słyszał o Samsonie, ani o zdechłym lwie, w którym pszczoły założyły sobie gniazdo, ten w ogóle nie będzie wiedział, o co chodzi.

Dlatego bigoteria laickości, jak w ogóle sama „laickość” wydaje się głęboko szkodliwa, bo w jej następstwie pojawia się coraz więcej mikrocefali, którzy wprawdzie mają papiery świadczące o ukończeniu wyższych studiów gotowania na gazie, ale nie wiedzą nawet, że kąt padania równa się kątowi odbicia, żeby nie wspomnieć o sprawach ważniejszych. W rezultacie mogą bez większego ryzyka zostać Umiłowanymi Przywódcami, najlepiej w dziwnie osobliwej trzódce biłgorajskiego filozofa. Wiem, co mówię, bo kiedy przy omawianiu obszaru działania NATO diabeł podkusił mnie, by zapytać studentów politologii, dlaczego Zwrotnik Raka nazywa się „zwrotnikiem”, popatrzyli na mnie z wyrzutem, bo okazało się, że nie mieli pojęcia, dlaczego zmieniają się pory roku. Ale nietrudno się domyślić, że w edukacji są rzeczy ważniejsze i mniej ważne. Do tych pierwszych należy edukacja seksualna, obejmująca sztukę zakładania prezerwatywy i znajomość podstawowych pozycji przy spółkowaniu, więc na poznanie przyczyn zmieniania się pór roku czasu już nie starcza.

Wracając do „Kalendarza Postępowca”, to jednym z ważniejszych świąt tam odnotowanych jest Międzynarodowy Dzień Kobiet, który, jak wiadomo, przypada 8 marca. Ustanowiony został on przez Międzynarodówkę Socjalistyczną w roku 1910, a więc zdecydowanie po Rewolucji Francuskiej, chociaż przed rewolucją bolszewicką w Rosji, która wybuchła siedem lat później. Jednak już w następnym, to znaczy - 1918 roku rewolucyjna jamnica Aleksandra Kołłontaj przekonała Włodzimierza Eljaszewicza Uljanowa pseudonim „Lenin”, by Dzień Kobiet ustanowił oficjalnym świętem w Rosji. I tak się stało - a kiedy za sprawą Ojca Narodów, Chorążego Pokoju Józefa Stalina również w naszym nieszczęśliwym kraju zaczęto implementować bolszewickie obyczaje i prazdniki, wśród nich znalazł się również Międzynarodowy Dzień Kobiet, którego liturgia - jak opowiadał Jan Pietrzak - obejmowała trzy elementy: „rąsia, buźka, goździk”.

Ale - jak zauważył w swoim czasie Antoni Słonimski - w umysłach ludzkich nowe kulty łączą się z dawnymi, na dowód czego przytaczał opowieść, jak to jego pomoc domowa „w czynie pierwszomajowym” udekorowała kwiatami podwórkową kapliczkę z posągiem Matki Boskiej. Toteż Dzień Kobiet za sprawą jakiejś tajemniczej osmozy zaczął przesiąkać do Kościoła, a przy okazji jego obchodów dowiadujemy się nawet, nie bez uczucia zgrozy, że to właśnie w Kościele po raz pierwszy pojawił się feminizm. Ale czy aby na pewno? Oto 25 marca Kościół obchodzi święto Zwiastowania, na pamiątkę rozmowy, jaką Archanioł Gabriel przeprowadził z Marią w Nazarecie. Wprawdzie były ojczyk Tadeusz Bartoś twierdzi, że żadnego Zwiastowania, ani Archanioła Gabriela nie było - ale kiedyś śpiewał z całkiem innego klucza, więc nie ma powodu wierzyć, że akurat teraz, kiedy przeszedł na wikt laicki, mówi prawdę.

Nie o to zresztą chodzi, tylko o treść tej rozmowy. Jak wiadomo Archanioł Gabriel oznajmił Marii, że zostanie matką Syna Bożego. Gdyby taką nowinę zakomunikować którejś z naszych celebrytek, zaraz pobiegłaby do telewizji, by się tym pochwalić u Kuby Wojewódzkiego, zapytawszy przedtem najwyżej, ile za to dostanie. Tymczasem Maria - nic z tych rzeczy. Wypytała dokładnie Archanioła, jak się to dokona, a ten, bynajmniej nie urażony tą dociekliwością, wszystko jej wyjaśnił. Potem zapanowała cisza - i przez ten moment całe Niebo zastygło w oczekiwaniu, co Maria powie. Bo przecież nie musiała powiedzieć: „niech mi się stanie” - jak w końcu powiedziała. Z tej sceny wyciągamy wniosek, że nawet w takiej sprawie, jak zbawienie świata, Pan Bóg szanuje wolną wolę ludzką, a skoro tak, to cóż innego wypada czynić nam? Zatem zanim cokolwiek przedsiębierzemy, najpierw musimy zapytać panią, czy się zgadza. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z feminizmem, a w takim razie po cóż wprowadzać do Kościoła święta z „Kalendarza Postępowca”, skoro są tam znacznie lepsze, a w dodatku - ustanowione przed Rewolucją Francuską?

Stanisław Michalkiewicz