Przełom panowie, ale stójcie cicho | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
15.03.2013. | |
„Przełom” panowie, ale stójcie cicho
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2772
Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 15 marca 2013 Że niezależne media głównego nurtu, to kupa gówna, wiadomo było od zawsze, a jeśli nawet ktoś naiwnie myślał, że nie jest aż tak źle, to musiał przejrzeć na oczy najpóźniej w czerwcu 1979 roku, kiedy do Polski przyjechał Jan Paweł II. Uczestnicy tamtych wydarzeń pamiętają, że w nabożeństwach z udziałem papieża uczestniczyły tłumy; setki tysięcy, a niekiedy nawet ponad milion ludzi - tymczasem państwowa telewizja pokazywała wyłącznie grupki starszych kobiet, jakieś zakonnice, słowem - pustkę. Jedyny wyjątek uczyniła dla nabożeństwa w Oświęcimiu - no, ale tam partii chodziło o pokazanie, że również papież jest przeciwko zachodnioniemieckim rewizjonistom i odwetowcom. Znaczy - jest po tej samej stronie, co partia, więc tu telewizja dostała dyspensę. Toteż po takim traumatycznym przeżyciu normalni ludzie stracili wiarę w telewizję. Wiarę w telewizyjny przekaz podtrzymywali jedynie rozmaici ubowniczkowie wszystkich płci, no i konfidenci, realizujący zadania wyznaczone przez oficerów prowadzących. Oficerowie prowadzący wyznaczali też zadania kupie gówna, toteż obydwie strony, to znaczy - nadawcy i odbiorcy przekazu, znakomicie się rozumiały. Trzeba było zmiany pokoleniowej, by pojawił się nowy typ odbiorcy w postaci „młodych, wykształconych”. Wierzą oni telewizji bardziej niż własnemu rozsądkowi, co przychodzi im tym łatwiej, że już mają nasrane w głowie, zatem rozsądku u nich za grosz - dzięki czemu wszystkie, zwłaszcza osobowe składniki kupy gówna w postaci niezależnych mediów głównego nurtu, mają się świetnie, świadcząc sobie nawzajem i rozkwitając „jak grzyb trujący i pokrzywa”. Niestety nie jest to jedyna kupa gówna, jaka napełnia nasz nieszczęśliwy kraj przeraźliwym smrodem. Drugą kupę gówna tworzą Umiłowani Przywódcy, którzy pod różnymi pretekstami; jedni pod pretekstem „modernizacji” naszego nieszczęśliwego kraju, inni znowu - pod pretekstem płomiennej obrony interesów narodowych, odprawują swoje happeningi i odgrywają rozmaite skecze. Oto na przykład stanowiący ważną część składową jednej ze wspomnianych kup pan premier Tusk, przez bodaj tydzień odgrywał komedię z udziałem pobożnego ministra Gowina - czy wyrzuci go z rządu, czy nie. W końcu go nie wyrzucił - ale warto zwrócić uwagę, że premier Tusk pozwolił ministru Gowinu zostać w rządzie dopiero podczas drugiej rozmowy - bo po pierwszej najwyraźniej musiał zapytać kogoś ważniejszego, czy ma Gowina zostawić, czy nie - i dopiero kiedy otrzymał razrieszenije, mógł szczęśliwemu ministrowi sprawiedliwości zakomunikować dobrą nowinę. Podkreślam to, bo to dodatkowa poszlaka potwierdzająca moją ulubioną teorię spiskową, według której Umiłowani Przywódcy, ci wszyscy prezydenci, premierzy, ministrowie oraz dygnitarze drobniejszego płazu, to rodzaj marionetek poruszanych przez bezpiekę gwoli stworzenia u nas pozorów życia politycznego, celem lepszego ukrycia chamskiej okupacji. Z kolei prezes Prawa i Sprawiedliwości odegrał komedię z konstruktywnym wotum nieufności wobec rządu premiera Tuska. Nie miało ono żadnych szans powodzenia, a marszalica Kopaczowa kandydata na premiera „rządu technicznego” w osobie pana prof. Glińskiego nawet nie wpuściła na mównicę, w następstwie czego prezes Kaczyński posłużył się tabletem. Kupa gówna w niezależnych mediach, komentowała te wszystkie wydarzenia z całą powagą, co skłania mnie do podejrzeń, iż ta sama warząchew miesza zarówno jedną, jak i drugą kupę. I tak trwalibyśmy w nieświadomości, gdyby nie Judejczykowie. Ci nie tylko swoim zwyczajem zachodzą nas od tyłu, ale w dodatku nawet o tym piszą w swoich gazetach. Oto w „The Times of Israel” z 5 marca czytamy, iż 5-osobowa delegacja reprezentująca utworzony pod egidą izraelskiego rządu i Agencji Żydowskiej zespół HEART (Holocaust Era Asset Restitution Taskforce) spotkała się w Warszawie z przedstawicielami rządu w osobach bufonowatego ministra Sikorskiego, pobożnego ministra Gowina i przebiegłego ministra Rostowskiego, Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu ze strony rządowej oraz opozycyjnej. Co tam uradzono - tego oczywiście nie wiemy - ale przewodniczący żydowskiej delegacji pan Robert Brown nie posiadał się z radości, że oto w sprawie „restytucji” nastąpił „przełom”. Wprawdzie minister Sikorski ten „przełom” zdementował, ale - po pierwsze - kto wierzy ministrowi Sikorskiemu, ten sam sobie szkodzi, bo dla kariery gotów on dorżnąć nie tylko „watahę”, ale nawet naszą biedną Ojczyznę - a po drugie - Judejczykowie coś tam jednak też muszą wiedzieć, skoro nawet dane z naszego spisu powszechnego z 2011 roku przechowywane są w Izraelu. Najwyraźniej nasi dygnitarze musieli coś obiecać, podobnie jak obecny państwowy myśliciel pan Kazimierz Marcinkiewicz, którego prezes Kaczyński wytrzepał był z banana na premiera rządu naszego nieszczęśliwego kraju, naobiecywał w marcu 2006 roku Dawidowi Harrisowi. Warto tedy przypomnieć, że chodzi o przejęcie od Polski majątku szacowanego na 60-65 miliardów dolarów, a problem polega na tym, iż zarówno organizacje przemysłu holokaustu, rząd Izraela, jak i zespół HEART nie ma żadnego tytułu prawnego by podnosić jakiekolwiek roszczenia. Naciski na Umiłowanych Przywódców, których bezpieczniacy powysuwali jak nie do rządu, to do opozycji idą zatem w tym kierunku, by taką podstawę prawną dopiero s t w o r z y l i, słowem - by zaplanowanemu przez grandziarzy rabunkowi Polski nadali pozory legalności. Trzeba przyznać, że strona żydowska działa cierpliwie i metodycznie, wykorzystując każda okazję. Kiedy Polska starała się o wejście do NATO, musiała z tego tytułu zapłacić Żydom łapówkę w postaci ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, przewidującej transfer mienia w nieruchomościach, szacunkowej wartości ok. 10 mld dolarów zarówno na rzecz 9 istniejących gmin żydowskich w Polsce, jak i nowojorskiej organizacji wiadomego przemysłu. W czerwcu 2009 odbyła się w Pradze „międzyrządowa” konferencja „Mienie Ery Holokaustu”, gdzie wykorzystując obecność różnych pożytecznych idiotów (nasz nieszczęśliwy kraj reprezentowany był przez skorodowany „skarb narodowy” w osobie Władysława Bartoszewskiego) stronie żydowskiej udało się stworzyć „podstawę moralną” . No a teraz - „przełom”, którego „nie ma”, podobnie jak WSI, czy izraelskiej broni jądrowej. Charakterystyczne, że Umiłowani Przywódcy, zarówno z szajki rządowej, jak i opozycyjnej, nie puszczają pary z gęby. Najwyraźniej ustalili coś, o czym boją się nam powiedzieć - bo kupa gówna w niezależnych mediach, wiadomo - ma to surowo zakazane od swoich oficerów prowadzących. Dzięki temu lepiej rozumiemy przyczyny, dla których Umiłowani Przywódcy, zarówno z rządu, jak i z opozycji, z takim zaangażowaniem odgrywali przed nami komedie czy to z pobożnym ministrem Gowinem, czy też z „premierem” Glińskim. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”. |