Polowanie na samotną skwarkę | |
Wpisał: Ewa Polak-Pałkiewicz | |
18.03.2013. | |
Polowanie na samotną skwarkę
Ewa Polak-Pałkiewicz 16.03.2013 [W oryginale sporo pięknych reprodukcji obrazów. Żałuję, ze nie potrafię skopiować md] W naszych gloryfikujących wolność osobistą czasach post i wstrzemięźliwość spotykają się z powszechnym odrzuceniem, niezrozumieniem i wzgardą. Uważa się je za coś prymitywnego, dobrego może dla nierozumnych, „niedojrzałych” chrześcijan. Świat wyśmiewa dawne katolickie nakazy, bowiem odczuwa szczególną awersję do pomysłu, by człowiek trzymał w ryzach swoje zmysły. Ma pozostać ich niewolnikiem, nie panem. Obronny kordon zaściankaPolacy dawnych pokoleń nie mieli najmniejszych problemów, by zrozumieć słowa Św. Tomasza, iż posty „nie są wymierzone w wolność wiernych, lecz przeciwnie, służą temu, by zapobiec niewoli grzechu”1.) Nie było też, tak modnego dziś, przeciwstawiania sobie umartwienia ciała i skruchy serca. Post właśnie temu służył, by człowiek wzniósł się na wyżyny moralne, a zatem, by mógł głębiej przeżyć skruchę. Tak jak w Nowotrzebach na Litwie Kowieńskiej, gdzie stał dwór babki Wańkowicza – jeszcze u początku XX wieku – tak i w całej Rzeczypospolitej, na ziemiach trzech zaborów, dni postu i pokuty przeplatające się z dniami świętowania, były bardzo od siebie różne. Jak post, to post, jak święto, to święto. Tak bywa jeszcze w Polsce i dziś. Podkreślają to posypywane obficie popiołem głowy w Środę Popielcową oraz bogate stoły na Wielkanoc. Ale jednak na pewnym obszarze Polski między Środą Popielcową a Wielkanocą zapanowała „szara strefa”, nie różniąca się właściwie niczym od wszystkich pozostałych dni w roku. Polski „zaścianek” i „ciemnogród” musi dziś borykać się z groźną, lekko tylko zakamuflowaną, postacią zachęty do korzystania bez umiaru i bez żadnych przerw ze światowych uciech, serwowaną także tam, gdzie zawsze przypominano katolikom o nieodzowności umartwienia. „Trzeba sobie otwarcie powiedzieć”, stwierdza Romano Amerio, „że po tym, jak Kościół przestał przywiązywać wagę do cielesnych ćwiczeń i wyrzeczeń – co miało jakoby przełożyć się na bardziej uduchowiona postawę wewnętrznej skruchy – z życia chrześcijan zniknęły prawie wszelkie posty”. 2.)Dzisiejsze dość częste przypadki obżarstwa na Wielkanoc czy Boże Narodzenie – które było uważane za niewinne wykroczenie, a dziś piętnowane jest surowo przez skwaśniałe ciotki rewolucji, bo to takie niezdrowe (ale, jak przypuszcza wielu, chodzi tu tylko o to, by obrzydzić tradycję) – przypominają, że post u nas niegdyś traktowano serio; był długi i surowy. To dobrze, że w Polakach tkwi przekora. Gdy ktoś ich gani i strofuje, że są tacy zaściankowi, zamiast „żyć pełnią”, albo „żyć ekologicznie”, jak cały nowoczesny świat, to będą się tym zaściankiem jeszcze gorliwiej zasłaniać i opędzać. W kwestii postu nie jedno budujące świadectwo i dziś można w Polsce znaleźć. W czasach komunistycznych, gdy wielu Polaków musiało się żywić w przygnębiających „zakładach zbiorowego żywienia”, pracowniczych stołówkach, usytuowanych zazwyczaj w ciemnych i dusznych suterenach, które nie zawsze pamiętały o rygorach postu, wcale nie rzadki był widok, gdy w piątki, lub w Środę Popielcową, klienci tych przybytków pracowicie polowali na skwarki w zupach, czy w drugich daniach, by przypadkiem nie przełknąć czegoś niepostnego. Rzadko zdarzało się jednak, by komuniści jawnie ignorowali dni postu i zmuszali ludzi do łamania odwiecznych zasad. Przeciwnie, w Wielki Piątek czy Środę Popielcową nawet oficjalny program radiowy nawiązywał do powagi dnia i nie słyszało się rozrywkowych rytmów, co dziś jest na porządku dziennym. Komuniści zdawali sobie sprawę, że w Polsce ugodzenie w nastrój Wielkiego Postu zbyt wiele może ich kosztować. Polska tradycja związana z rokiem liturgicznym zawsze niepokoiła obcych. Zarówno zaborców, jak komunistów. Ci pierwsi prawidłowo postrzegali ją jako rodzaj zabezpieczenia wewnętrznego życia społeczeństwa, do którego sami nie mieli dostępu, w którym nienawistny im naród ukrywał to, co ma najcenniejszego: przywiązanie do wiary, Kościoła, języka, obyczaju, niezmiennych zasad życia, hierarchii spraw. Inny sposób odżywiania w czasie czterdziestu dni Wielkiego Postu to nawiązanie do czterdziestodniowego postu Pana Jezusa na pustyni. Ale także stanięcie w prawdzie na temat swojej moralnej kondycji przez człowieka, który rozumie czym jest popełniony przez niego grzech i aktywnie pragnie się z jego wpływu wyzwolić. Katolicka asceza, jak zauważa Romano Amerio, „wyraża przed wszystkim ból z powodu popełnionej winy. Ten ból, będący w istocie aktem woli, każe spojrzeć na pokutę jako na wewnętrzną cnotę (…) człowiek wewnętrzny nie może się poruszyć bez uruchomienia człowieka zewnętrznego”. (Romano Amerio, Iota unum). Post, by był postem nie może być aktem jedynie symbolicznym, musi zostać dotkliwie odczuty przez biologiczną tkankę człowieka. Właśnie post ciała był przez całe wieki zasadniczym elementem Wielkiego Postu, dziś coraz częściej uznaje się, że wstrzemięźliwość od pokarmów może być zamieniona na składanie datków lub czytanie Pisma Świętego. „Cóż”, mówi Romano Amerio, skoro zatraciło się pojęcie pokuty, „wszystko staje się pokutą”. O tym, że wymóg postu był powszechnie rozumiany i akceptowany przez katolików świadczą nie tylko dawne obyczaje, ale prawo cywilne państw katolickich i dokumenty historyczne potwierdzające, że władcy, doceniając wagę postu dla życia i zbawienia poddanych, pertraktowali w tej sprawie ze Stolicą Świętą. W polskich rodzinach katolickich, zwłaszcza w warstwie ziemiańskiej, poszczono przez wszystkie 40 dni Wielkiego Postu, nie tylko w piątki, jak przyjęło się to dzisiaj. Post obowiązywał w dni powszednie, zaś w Środę Popielcową, w piątki i soboty, do postu dołączała się wstrzemięźliwość. Według opracowania „Rok Boży”, „Post oznaczał odmawianie sobie zwykłej ilości pokarmu, tak aby odczuwać niedosyt. W dniu, w którym obowiązywał post można było najeść się do syta tylko raz w ciągu doby i dwa razy w ciągu dnia trochę się posilić. Potrawy mięsne można było w czasie postu spożywać, natomiast wstrzemięźliwość oznaczała wstrzymywanie się od potraw mięsnych, ale nie dotyczyła tłuszczu do kraszenia potrawy”. 3.) Przyjmowano wówczas w Polsce powszechnie, że post jest wyrazem ascezy i wyższym stopniem wstrzemięźliwości w stosunku do pożywienia. Ma on znaczenie symboliczne i praktyczne – jest wyrazem współodczuwania z cierpieniami Pana Jezusa, smutku związanego z Jego śmiercią, ale także pomaga w zaoszczędzeniu dóbr materialnych, by móc udzielać jałmużny . 4.) W czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej post we dworach był skrupulatnie przestrzegany od strony jakościowej, nie zawsze jednak oznaczał, że jadano mniej niż w innych porach roku liturgicznego. Tu, w domach zamożnej szlachty i magnaterii, rozgrywała się prawdziwa walka Postu z Karnawałem i bój ten bywał zacięty, krew lała się gęsto, wobec nawyków nadmiernego dogadzania sobie na pańskich stołach. Na kolanach we własnym salonieMelchior Wańkowicz w swoich wspomnieniach nie omieszkał przypomnieć po latach jak był karcony przez swojego protestanckiego korepetytora, gdy opychał się surowym suszonym grochem podczas śpiewania Godzinek – wraz z domownikami i całą służbą – które odprawiano przy kuchennym stole, w domu jego babki na Kowieńszczyźnie. ”Na długim stole stawały garnki z pieprzem albo zboże do przebierania kąkolu (kochany notrzebski domu, nie wiedzieliśmy obaj, ty z sędziwości, ja z głupoty, że istnieją, od króla Stasia ponoć jeszcze, młynki do czyszczenia ziarna). Lampy naftowe rzucają ciche światło. Zacznijcie, wargi nasze, chwalić Pannę Świętą – zaczyna babka. Zacznijcie opowiadać cześć Jej niepojętą – podchwytuje niemrawy, mruczący chór głosów (przy stole siedzi kto chce – nie tylko służba domowa, ale i rodziny parobków). Chwała Ojcu, Synowi, Bogu Przedwiecznemu – mówi babka. I równemu im w Trójcy Duchowi Świętemu – odpowiadam z namaszczeniem pełną grochu gębą (przebieramy właśnie groch suszony i objadamy się nim, ile wlezie) – przyjemność, która trudno zrozumieć latom męskim. - Modlisz się do Boga i objadasz podczas tego – gorszy się nauczyciel, p. Blese, luter, przez drzwi swego pokoju wysłuchujący moich praktyk. Kochany panie Blese! Dom nowotrzebski – to nie kircha z krzyżem surowym pośrodku, bez organów i „iluzji”, gdzie się przychodzi do Boga jak do feldfebla zdawać rzetelny raport. Dom nowotrzebski modli się każdą drzazgą swej ściany, śpiewem siedzących w niej świerszczów, siorbaniem nosów parobczańskich, merdaniem ogonów tych tu kundli, co, mimo surowego zakazu, powłaziły pod stół. (…) Nasz Bóg, panie Blese, jest cierpliwy, jak i my (…) ; mieszka z nami, jest z nami w każdej godzinie życia, jest swoją osobą w domu…” (M. Wańkowicz – „Szczenięce lata”) Gdy nadchodził Wielki Post sceneria modlitw w Nowotrzebach zmieniała się całkowicie. Domownicy i służba klękali zgodnie obok siebie w pokoju jadalnym i odprawiali Drogę Krzyżową. Zwyczaj prowadzenie Drogi Krzyżowej przez panie domu we dworach był bardzo w Polsce rozpowszechniony. Większe dwory posiadały własne kaplice, zwłaszcza tam, gdzie odległość od najbliższego kościoła mierzona była w dziesiątkach kilometrów. Księża z diecezji kresowych mieli specjalne pozwolenie na odprawianie mszy świętych w katolickich dworach. Do Podhorskich w Szlachtowej (gubernia chersońska) na Dzikich Polach jeszcze na początku XX w. raz w roku, właśnie w czasie Wielkiego Postu, przybywał kapłan, by odprawić Mszę św., i by rodzina oraz służba mogła przystąpić do spowiedzi. Duży salon zamieniano na kaplicę. („Do Szlachtowej jajka święcone dla domu oraz rodzin pracowników wyznania katolickiego specjalnie przywożono kilka dni wcześniej z parafii w Elizawetgradzie, oddalonej o 85 km, lub z kościoła w Złotopolu, oddalonego o 50 km) 5.) W 1932 roku jeden z autorów „Ziemianki Polskiej” ubolewał, że coraz częściej naruszane są pod byle pretekstem dawne obyczaje ścisłego postu w środy i soboty Wielkiego Postu („Słowem, wychodzi sybarytyzm, jak zawsze!”). Zaznacza on, że post we środy, piątki i soboty „oraz we wszystkie wigilie do Matki Boskiej” należy kultywować „choćby przez kult dla prochów pradziadów naszych”. Prosi, by nie zapominać „o pięknym zwyczaju, kiedy to w czasie postów pani domu, wraz za całą służbą, w jakimś specjalnie urządzonym do tego celu lokalu, odmawiała co piątek Drogę Krzyżową ze śpiewami postnemi!” 6.) Domy szlacheckie w Polsce wyróżniały się także na tle innych krajów katolickich dbałością o smaczne i zdrowe jedzenie także w czasie postu. Bogactwo ryb, najczęściej odławianych we własnych majątkach i w rzekach, i wysoki poziom sztuki kulinarnej zwłaszcza na Kresach, oznaczały często, że zapominano o pokutnym, nie tylko obyczajowym, wymiarze postu. (Dziś z kolei powszechnie myli się ćwiczenie woli i odmawianie sobie wyszukanego pokarmu dla odnowy życia duchowego z dietą zdrowotną). 7.) Niemniej przygotowania do Wielkiego Postu bywały w dawnej Rzeczypospolitej imponujące. Religijny wymóg poszczenia dużej grupy ludzi stawiał właścicieli majątków, którzy czuli się odpowiedzialni moralnie za służbę i pracowników, wobec poważnego wyzwania; był gospodarczym przedsięwzięciem, które musiało być zaplanowane i sprawnie przeprowadzone. „W Łazku k.Ostrołęki, w majątku państwa Pajewskich, na przełomie XIX i XX w. specjalnie na okres postu kupowano: beczkę śledzi, które moczono i wędzono, ryby wędzone, m.in. sielawy sprowadzane z Grajewa lub Augustowa, i bardzo duże ilości konserw rybnych, takich jak sardynki czy szproty w oliwie. Robiono też różne pikle, które marynowano i smażono. Na podwieczorek jadano, choć rzadko, kwaszoną kapustę przyprawianą pieprzem, cebulą i olejem z kartoflami w mundurkach. Na kolacje bywała kasza z mlekiem itp. W Studziankach w ogóle obiady wielkopostne były skromne, np. kartoflanka i śledź w oleju z kartoflami w mundurkach lub zalewajka kraszona śmietaną i kluski z białym serem, względnie z sosem grzybowym”.8.) Religijna tradycja rodzinna, to instrument niezwykle czuły. Potrafi, nawet w dniach surowego postu, zauważyć te potrzeby ludzkiego ciała, które nie mogą być zlekceważone. „…Kiedy w Nowotrzebach zaczyna się czterdzieści dni Wielkiego Postu (pościmy trzy dni w tygodniu, w czym w piątki suszymy), a garbaty karbowy zaintonuje pieśń: Jezu Krysta, Panie Miły, Baranku barzdo cierpliwy, każdy czuje tę wielką cierpliwość Baranka Bożego. Teraz, w Wielkim Poście, modły się odbywają klęcząco; z jednej strony długiego stołu jadalnego – służba, z drugiej – państwo. Na ceratowej kanapie (tak pokryć przepyszny biedermeier!) stoi lampa kulista, przy niej klęczy staruszka babka. Po skończonym nabożeństwie rzucamy się ją podnosić. Wtedy ludzie idą do kredensu, gdzie już otworzono antałek czarnego słodkiego piwa warzonego w domu. Każdy otrzymuje po kufelku. Tak przez cały Wielki Post.” (M. Wańkowicz, „Szczenięce lata”) Dziś nauka zbadała ile cennych składników mineralnych i witamin ma piwo i jakim może być dobroczynnym a prostym uzupełnieniem postnej diety, o ile stosowane jest z umiarem, pozwalając zachować zdrowie u ludzi osłabionych postem i ciężką fizyczną pracą. Ta niedostępna wówczas wiedza zastępowana była odwieczną, tradycyjną mądrością, wynikającą z doświadczenia i daru obserwacji. Nic bez wysiłkuW dobrych rodzinach dbano, by należycie przygotowały się do Świąt Zmartwychwstania Pańskiego dzieci. Tu nie mogło być żadnego automatyzmu ani odfajkowywania dobrych postanowień. Inauguracja Wielkiego Postu w rodzinie Branickich to było przedsięwzięcie wychowawcze na wielką skalę. Kończyły się wtedy lekcje domowej nauki, pozostawały tylko lekcje religii, rodzice częściej przebywali z dziećmi. „…nadchodził dzień, w którym wszyscy zbieraliśmy się i rodzice tłumaczyli, że teraz każdy z nas musi się szczególnie wziąć za siebie, że to jest czas poprawy, pracy nad sobą. Prowadziliśmy zeszyty dobrych uczynków, w których zaznaczałyśmy wszelkie dobre uczynki, ale były tam także minusy, gdy zdarzyło nam się być niegrzecznymi. I to była rzeczywista praca nad sobą i niejednokrotnie duży wysiłek, kiedy trzeba było opanować np. złość tak, by godnie przygotować się do Wielkanocy” (Anna Branicka – Wolska w rozmowie z A. Górskim). Podobnie było w rodzinie Donimirskich. „W okresie Wielkiego Postu spełnialiśmy zalecenie matki, aby dla wyrobienia silnej woli stosować umartwienia, a w szczególności odmawiać sobie słodyczy. Otrzymywaliśmy je w zwykłych ilościach, aby to od nas samych zależało, czy poddamy się tym rygorom. Każde z nas miało sporą puszkę (zwykle po ovomaltinie…) i składało w niej otrzymane słodycze. (…) Przez cały Wielki Post utrzymywano w domu raczej poważny nastrój. Opowiadano nam przebieg Męki Pańskiej. Śpiewaliśmy wraz z innymi domownikami pieśni postne”. (Halina Donimirska – Szyrmerowa, Był taki świat…Mój wiek XX, Warszawa 2004) Musiało pachnieć i błyszczećA wielkie przedświąteczne sprzątanie? Ile w nim typowej dla naszych obyczajów zawziętości, a nawet i pewnej chwalebnej przesady, by uporać się z każdym zakamarkiem brudu – na chwałę Pana. (A nie, by poprawić zdrowotną jakość życia rodziny, jakby to powiedzieli dzisiejsi higieniści). „Przed Świętami Wielkanocnymi robiło się generalne porządki. Dotyczyły one nie tylko domu, parku wokół niego, stajni, ale również pól uprawnych. A w domu sprzątano od strychu do piwnic. Wszystko musiało być zamiecione, umyte, odkurzone, pomalowane. (…)Przed świętami w domu i gospodarstwie musiało pachnieć i błyszczeć.”(Krystyna z Marsów Gawlikowska). „Jak Wilia miała swoje tradycyjne potrawy, tak i Wielkanoc miała swoje niezbędne minimum, którego nie przyszłoby do głowy nigdy nikomu zmniejszyć, choćby czasy były najcięższe”, pisze Melchior Wańkowicz. „Musiała być ogromna głowizna z jajkiem w pysku, pieczone prosięta, gotowana szynka – przysmak, który mieliśmy tylko na Wielkanoc. (…) Ciasta miały swoją hierarchię. Musiał być dziad, cygan, prześcieradło, nie mówiąc o babach – olbrzymach i sękaczu z dwustu jaj. Pośrodku wszystkiego stały dwie arki z rzeżuchy, w które wstawiane były baranki z cukru. Dla czeladzi ustawiano wielkiego barana z masła z oczami ze śliwek suszonych. Od rana nie jadło się nic i poprzednich dni mało. Modlitwy trwały aż do południa, jak zwykle, ze służbą…” („Szczenięce lata”) Krystyna z Marsów Gawlikowska wspomina czasy wojennej i powojennej nędzy swojej rodziny po wygnaniu z rodzinnego domu na Kresach 17 września 1939 roku. Nie dane im było zabrać choćby jednego przedmiotu, który można by przeznaczyć na jakąkolwiek poprawę warunków życia, toteż na Wielkanoc nie bardzo mieli się w co ubrać.. „W 1943 r. oficjaliści dworscy odszukali mamę i przywieźli dwa kufry pełne wcześniej spakowanych rzeczy. Matka się ucieszyła, że wreszcie będzie miała w co ubrać ojca. Zwłaszcza, że jeden kufer był wypełniony właśnie jego osobistymi rzeczami. Z nie mniejszą radością ojciec otwiera kufer, a nim… frak, smoking, angles, jedwabny, piękny szal z frędzelkami, lakierki, melonik i cylinder. Biedny, prawie nagi ojciec, który nie miał porządnych spodni i butów, miał za to pełną galę! Śmiechu było więcej niż faktycznej radości z kufra, bowiem całe wydarzenie zakrawało na satyrę. Galowe spodnie ojca zostały odstąpione księżom (bo były czarne), a za pieniądze z ich sprzedaży mama kupiła jaja do babki wielkanocnej. (…) W Wielkanoc nie zaniedbywano żadnych ze zwyczajów. I choć na stole były tylko: chleb z masłem, czasem kołacz i jaja, bieda nie przeszkadzała w utrzymaniu uroczystego nastroju, ani w uczestnictwie we wszystkich zwyczajach. Byliśmy ubrani skromnie, ale czyściutko i z emocjami odprawialiśmy wszystkie obrządki…” (Piotr Szymon Łoś: „Szkice do portretu ziemian polskich”). Katolicki obyczaj podkreślał niepowtarzalność relacji między nami a Bogiem. Dlatego zawsze tak bardzo drażnił komunistów, którzy robili wszystko, by zaszczepić u nas „nowe świeckie tradycje”, co zawsze miało niezaplanowany efekt komiczny. Dlatego też tak skwapliwie odcinają się od niego liberałowie, którzy wolą jeździć na nartach w Alpach niż przedzierać się w tym czasie przez zimne jeszcze ulice i rozmoknięte drogi na Pasterkę czy Rezurekcję, a potem – zamiast rozgrzewać się rozmowami w rodzinnym gronie – pić piwo w pubach. Post mylony jest dziś z kolei nagminnie z zabiegami usprawniającymi ciało i umysł, jak dzieje się to w sektach Wschodu. W Polsce coraz bardziej popularne są rekolekcje połączone z postem o najróżniejszych porach roku; drakońskiej diecie warzywno – owocowej towarzyszą zabiegi i badania medyczne oraz wykłady religijne; na pierwszy plan wybijają się nieuchronnie sprawy ciała. W taki sposób, lekceważąc przywiązanie do tradycji religijnej, nie rozumiejąc sensu świąt katolickich i przygotowań do nich, nieuchronnie, kropla po kropli, tracimy także polskość. „Kiedy przychodzą święta”, snuje swą myśl Wańkowicz, „w czasie których ma się cieszyć każda żywioła (każde stworzenie), cieszy się dom nowotrzebski pospołu ze służbą. Podłoże katolickie ludu stwarzało więź istotną, braterstwo krwi…Tu, w Kowieńszczyźnie, żyliśmy więcej po domowemu, wszak od krzyżackich czasów nikt nas nie ruchał i życie dworu było przetransponowanym na wyższy poziom życiem wiejskiej chaty”. _____________________________________________________________________ 1.) „Summa teologiczna”, IIa, IIae, kw. 177, a.3, ad tertium, za: R.Amerio, Iota unum, wyd. Antyk – Marcin Dybowski 2.) Romano Amerio, Iota Unum 3.) Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego z uwzględnieniem obrzędów i zwyczajów ludowych oraz literatury polskiej : księga ku pocieszeniu i zbudowaniu wiernych katolików. Opracowali L. Niedbał, E. Klische, S. Wullert i H. Żółtowska pod redakcją Franciszka Malewskiego, Katowice 1931, wyd. Św. Stanisława, .za: Tomasz A. Pruszak: O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy PWN, Warszawa 2011) 4.) Por. Tomasz A. Pruszak , O ziemiańskim świętowaniu, PWN, Warszawa 2011 5.) tamże 6.) tamże 7.) tamże 8.)Z. Kołodziejski „Brak tradycji w dworach polskich”, Ziemianka Polska, nr 5 1932. Za: Tomasz A. Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu. |