Amerykańskie długi "karciane"
Wpisał: Filip Kowalik   
31.12.2008.

Amerykańskie długi karciane

Filip Kowalik,  18.12.08  Wydarzenia [Forbes 01/09, str. 36]
http://www.forbes.pl/forbes/2008/12/18/036_amerykanskie_dlugi_karciane.html

     Z ekranu monitora szpakowaty pięćdziesięciolatek przemawia spokojnym i przekonującym głosem: - Nazywam się Bob Linsey i pomogę ci rozwiązać problemy. Nie, to nie kolejny telewizyjny kaznodzieja ani internetowy psychoterapeuta. To jeden z wielu doradców kredytowych, którzy w USA przestali się już zajmować pośredniczeniem w zdobywaniu kredytów na zakup domu; teraz oferują restrukturyzację osobistych finansów.
Roboty nie zabraknie, bo miliony Amerykanów toną w długach. Te na kartach kredytowych przekraczają dziś 900 mld dolarów. W ciągu ostatnich siedmiu lat debety obywateli USA w stosunku do ich zarobków prawie się podwoiły. Dlatego Amerykanie wyrabiali kolejne karty, którymi spłacali poprzednie. Wysyp takich instytucji jak portal ZeroMyDebtNow.com czy jeszcze lepiej brzmiący Debt--Chemotherapy.com otworzył nową gałąź w biznesie doradztwa finansowego. Powstał nawet internetowy blog CreditCardBubble.com, na którym internauci wymieniają się doświadczeniami, jak żyć na kredytowej krawędzi. Problem jednak w tym, że wszystkie te działania to tylko zamienianie jednych długów na drugie, czyli mieszanie nieposłodzonej herbaty. Dziś tematem numer jeden nie jest więc problem, czy ta bańka kredytowa pęknie, ale kiedy do tego dojdzie.

Wszystko zaczęło się w 2001 r. po ataku na WTC. George W. Bush, obawiając się, że zamachy terrorystyczne wpędzą w depresję zarówno ludzi, jak i gospodarkę, dał swoim obywatelom błogosławieństwo: Idźcie i kupujcie. Na ulicach pojawiły się wielkie bill-boardy z flagą USA w kształcie torby na zakupy, które przekonywały, że shopping jest równoznaczny z patriotyczną postawą. Banki, wietrząc swoją szansę, zaczęły w obywateli pompować pieniądze na konsumpcję. W ten sposób w ciągu siedmiu lat zadłużenie na kartach urosło o 80 proc., podczas gdy płace praktycznie pozostały na tym samym poziomie. Dziś każdy pracujący Amerykanin statystycznie jest zadłużony na około 4,5 tys. dolarów.
Problemów nie było, dopóki trwała hossa nieruchomościowa. Z jednej strony wielu Amerykanów spłacało długi z zysków, jakie przynosiła im sprzedaż domów, a z drugiej wysoko wycenione hipoteki były doskonałym zabezpieczeniem kart kredytowych. Jednak bańka nieruchomościowa pękła. Teraz coraz bardziej trzeszczy balon karciany - pod koniec czerwca niespłacanych było 21 mld dol., czyli około 2,5 proc. kredytów. Duża część zadłużenia z kart kredytowych jest objęta programami sekurytyzacji kredytów, polegającymi na sprzedaży papierów wartościowych zabezpieczonych wierzytelnościami wobec klientów banków, tzw. Asset Backed Securities (ABS). Agencja ratingowa Fitch, która monitoruje karciane ABS-y o łącznej wartości 313 mld dol., zapewnia jednak, że nie ma powodów do obaw.
- Chociaż nie spodziewamy się dobrych czasów dla wystawców kart kredytowych, perspektywa ratingowa dla 51 z 55 programów ABS jest stabilna - przekonuje Cynthia Ullrich, analityk Fitch ds. rynku ABS. Nie wszyscy podzielają jej optymizm.
- Nie zgadzam się z ocenami Fitcha. Szacujemy, że pod koniec przyszłego roku 96 mld dol. kredytów z kart będzie niespłacanych. A to jest bardzo ostrożna prognoza - replikuje Gregory Larkin, starszy analityk sektora bankowego w firmie doradztwa strategicznego Innovest.
Jest on autorem raportu "Karty kredytowe w krytycznym punkcie". Przekonuje w nim, że pod względem skali bańka karciana jest mniejsza niż nieruchomościowa (kredytów hipotecznych było 10 razy więcej), ale jej pęknięcie będzie równie głośne. Po pierwsze, ABS-y z kart kredytowych rozpełzły się po rynku równie daleko jak te nieruchomościowe, a po drugie, portfel kredytów na kartach pogarsza się znacznie szybciej - okazało się, że w krytycznym punkcie zaledwie 1,2 proc. kredytów hipotecznych było niespłacanych, natomiast w przypadku kart może to być nawet ponad 10 procent. Według Innovestu największe banki mają w swoich portfelach od 18 do 48 proc. kredytów typu subprime.

Obawy Larkina i jego zespołu potwierdza rynek. Już 29 października Financial Services Roundtable, organizacja gromadząca największe amerykańskie instytucje finansowe, złożył wniosek do nadzoru bankowego (Office of the Comptroller of the Currency - OCC) o pozwolenie na abolicję kredytową dla najsłabszych wierzycieli. Jest to grupa pożyczkodawców, którym nie pomoże obecny program restrukturyzacji obejmujący umarzanie odsetek - dla tych klientów banki chcą redukcji aż 40 proc. ich zadłużenia, w tym samej pożyczki. OCC odrzucił jednak tę propozycję, ponieważ uznał ją za niezgodną z fundamentalnymi zasadami księgowości bankowej, i złe kredyty nakazał wpuszczać w straty.
Nie znaczy to jednak, że amerykańska administracja nie dostrzega problemu. Sekretarz skarbu Henry Paulson zaproponował, aby część z 700 mld dol. przekazanych na ratowanie banków przeznaczyć na inwestycje w rynek ABS-ów kart kredytowych. Może być to już tylko reanimowanie nieboszczyka - jest bardzo prawdopodobne, że rynek sekurytyzacji kart podzieli los rynku ABS-ów nieruchomościowych, czyli po prostu zniknie (nikt ich nie chce kupować, więc nie ma możliwości zrolowania wierzytelności). Tę obawę podzielają Demokraci, którzy nie zgodzili się z pomysłem Paulsona. A jednak problem pozostaje, i to właśnie Barack Obama będzie się musiał z nim zmierzyć.
- Nawet jeśli się uda wyczyścić te aktywa, to rynek kart kredytowych może bardzo ucierpieć. To prosta droga do ograniczenia konsumpcji, popytu wewnętrznego oraz dłuższej i głębszej recesji - obawia się Gregory Larkin.
Barack Obama będzie więc musiał wymyślić, jak skłonić banki do pożyczania oraz w jaki sposób przekonać naród do kupowania. A to stoi w całkowitej sprzeczności z lansowanym obecnie przez ekonomistów postulatem, żeby Amerykanie więcej oszczędzali.

[ „Barack Obama” powyżej to oczywiście pseudo jego bankowych guru , typu Grynszpana i Bernanke... MD]

Zmieniony ( 31.12.2008. )