Postępactwo jest rozczarowane
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
27.03.2013.

Postępactwo jest rozczarowane

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2782

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    27 marca 2013

Niestety ominie mnie przyjemność oglądania telewizyjnej transmisji inauguracji pontyfikatu Jego Świątobliwości Franciszka, bo akurat będę w samolocie lecącym wprawdzie do Rzymu, ale tylko po to, by przesiąść się tam do innego samolotu, lecącego do Sao Paulo, skąd będę leciał jeszcze dalej - prawie na ten sam koniec świata z którego przybył na konklawe Jerzy Maria kardynał Bergoglio, by wyjść stamtąd już jako Jego Świątobliwość Franciszek.

Poprzednio oglądałem telewizyjną transmisję inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II w 1978 roku. Było to akurat w Paryżu, gdzie z tej okazji zaprosił mnie do siebie znajomy pan Delias i jako gościnny gospodarz zapytał, czego się napiję. W odpowiedzi zapytałem, co proponuje, a na to on zaczął wymieniać różne trunki, między innymi - pernod. Nigdy tego nie próbowałem, ale wiedziałem, że uchodzi on za kultowy napój oficerów Legii Cudzoziemskiej, więc postanowiłem spróbować. Tedy pan Delias przyniósł mi szklankę napoju przypominającego sok grejpfrutowy. Pociągnąłem tęgi łyk i pomyślałem sobie, że na Saharze wypiją wszystko, byle było mokre - tak wstrętny wydał mi się smak tego trunku. Przez grzeczność wypiłem całą szklankę do dna, ale dzięki tej pokucie zapamiętałem dobrze całą ceremonię, łącznie z zachwytami francuskiego sprawozdawcy, który nie mógł się nachwalić timbre’u głosu papieża i co chwila scenicznym szeptem powtarzał: quelle voix! Wydawało się, że cały świat jest zachwycony tym zaledwie 58-letnim, atletycznym papieżem, no bo że Polska - to było oczywiste. Nawiasem mówiąc, później nawet polubiłem pernod, z którym nierozerwalnie związało się moje wspomnienie inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II.

Tymczasem teraz, gdy już przebrzmiały konwencjonalne zachwyty nad nowym papieżem, postępactwo zaczyna kręcić nosem, że nie dorasta on do współczesnego świata - a wiadomo, że w mniemaniu postępactwa, to właśnie ono jest tym „światem” („jesteśmy światem, jesteśmy dziećmi, jesteśmy tymi, którzy rozjaśniają dni”). Najwyraźniej postępactwo zaczęło tracić nadzieję, że doprowadzi on do „kolegialności”, że zlikwiduje „celibat” i wprowadzi „kapłaństwo kobiet” - co oczywiście byłoby tylko wstępem do prawdziwej rewolucji, która w innych chrześcijańskich kościołach, np. w kościele anglikańskim już się rozpoczęła. Oznaką takiej prawdziwej rewolucji byłaby deklaracja, że Bóg nie istnieje - i dopiero wtedy postępactwo mogłoby pogodzić się z Kościołem, który duchową próżnię wypełniłby „organizacyjną krzątaniną”. Samych „dialogów międzyreligijnych” można by zorganizować co najmniej kilkadziesiąt, nie mówiąc już o manifestacjach solidarności z sodomitami, czy gomorytkami. Impreza goniłaby imprezę - tymczasem właśnie przed ryzykiem przekształcenia Kościoła w „żałosną organizację”, czyli rodzaj przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego, papież Franciszek przestrzegł już w czasie swojego pierwszego kazania do kardynałów.

Okazuje się, że niełatwo jest wszystkim dogodzić. Na wieść, że papież Franciszek zrezygnował z limuzyny i jeździł po Rzymie samochodem watykańskiej gwardii, prawosławny metropolita Kijowa Filaret oświadczył, że takie demonstrowanie ubóstwa jest „na pokaz”. A tymczasem trzeba być skromnym „przed Bogiem”. Skromność metropolity Filareta znana jest na całym świecie, podobnie jak brytyjskiego premiera Klemensa Attlee, o którym Winston Churchill mawiał, że jest „bardzo skromny”, dodając, że jest to „całkowicie uzasadnione”. W naszym nieszczęśliwym kraju franciszkańskie powiewy z Watykanu przełożyły się na materiał w tygodniu „Wprost”, wymierzony w JE abpa Sławoja Leszka Głódzia, ordynariusza gdańskiego. Oparty jest na doniesieniach anonimowych księży, co upodabnia go do „telefonicznej opinii publicznej” w „Gazecie Wyborczej”, która zamieszczała anonimowe głosy, przypadkowo zawsze zbieżne z aktualnym zapotrzebowaniem ścisłego kierownictwa redakcji. Wzbudzało to podejrzenia, że autorami tych telefonicznych komentarzy są funkcjonariusze „Gazety”, którym dyktuje je na odprawach sam główny Cadyk. Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było - twierdził dobry wojak Szwejk, dodając, że jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.

A skoro nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było, to tylko patrzeć, jak troszcząca się o moralny kręgosłup Kościoła bezpieka i postępactwo dopuści na łamy tygodników jeszcze bardziej radykalne opinie anonimowych księży. Biskup, czy nawet arcybiskup to przecież jeszcze nic w porównaniu z takim Panem Bogiem. O prawdziwym postępie kolegialności i demokracji w Kościele można by mówić nie wtedy, gdyby zniesiony został tu znienawidzony ustrój monarchiczny, ale wtedy, gdyby Królestwo Niebieskie zostało zastąpione Republiką Niebieską, w dodatku - Socjalistyczną, zaś Pana Boga wybierano by w powszechnym głosowaniu spośród kilku kandydatów, oferujących najkorzystniejsze warunki zbawienia.

Czy publikacja w tygodniku „Wprost” jest wstępem do strategicznej ofensywy w tym właśnie kierunku, czy też nie ma aż tak ambitnych celów i stanowi jedynie element rozgrywki między Episkopatem, bezpieczniackimi watahami i Krajową Radą Radiofonii i Telewizji - wkrótce się przekonamy. Tymczasem Jego Świątobliwość Franciszek zainauguruje swój pontyfikat niemal w przededniu Wielkiego Tygodnia poprzedzającego Wielkanoc, która od samego początku tyle zgryzoty przysparza entuzjastom „dialogu z judaizmem”.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.