O wyższości sodomitów nad Żydami
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
31.03.2013.

O wyższości sodomitów nad Żydami

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2787

 

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    31 marca 2013

Szybkie zmiany mądrości etapu stawiają nas przed koniecznościami dotychczas nie tylko nie znanymi, ale nawet trudnymi do wyobrażenia. Jeszcze do niedawna świat wydawał się uporządkowany; na samym szczycie hierarchii starsi i mądrzejsi, potem narody silniejsze, potem takie sobie, a na końcu te najgłupsze, które za pośrednictwem swoich autorytetów moralnych myślą, że to wszystko naprawdę. Jeśli nawet ta hierarchia nie wszystkich zadowalała, to nie da się ukryć, że przecież była. Tymczasem teraz w tę przedustawną harmonię wkradł się zamęt. Niby wszystko jest po staremu, niby na szczycie hierarchii nadal rozpierają się starsi i mądrzejsi - ale pojawiły się niepokojące sygnały.

Oto były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa nie tylko poskarżył się, że na skutek odwołania obstalowanych już wykładów stracił 70 tysięcy dolarów, ale w dodatku zdradził objawy tak zwanego zmiękczenia rury, co przybrało postać tłumaczeń, że został „wrobiony” przez dziennikarza. Wprawdzie kto słucha pana prezydenta Wałęsy, ten sam sobie szkodzi, ale ten przypadek wypada nam rozebrać z uwagą, bo nie o pana prezydenta Wałęsę tu chodzi, tylko o porządek świata. Te 70 tysięcy dolarów pan prezydent Wałęsa miał stracić na skutek odwołania obstalowanych już wykładów z powodu jego wypowiedzi na temat sodomitów - że powinni siedzieć na końcu sejmowej sali, a najlepiej - za murem.

Dotychczas takie, a nawet jeszcze gorsze represje spadały tylko na „antysemitów”, to znaczy - nieszczęśników, na których zagięła parol jakaś klika żydowskich szowinistów. Czyż nie pamiętamy pożałowania godnego przypadku Marlona Brando, któremu takie kliki zaczęły grozić, że rozsmarują go na podłodze - aż słynny filmowy twardziel złożył samokrytykę, niczym wzorowy towarzysz za komuny - no a potem zaraz wziął i umarł? I słuszna jego racja - bo jeśli ktoś nie ma odwagi, by sprostać roli twardziela, to cóż - pora umierać.

Co prawda, jak przekonałem się na lotnisku w Ottawie w Kanadzie, oprócz tej aroganckiej, butnej i agresywnej międzynarodówki, jest również taka o wektorze przeciwnym o 180 stopni - dyskretna, ale też istnieje - niemniej jednak wydawało się, że te wszystkie poważne zastawki, te wszystkie pułapki i surowe kary zarezerwowane są dla antysemitników, to znaczy - nieszczęśników, którzy z jakiegoś powodu podpadli klikom żydowskich szowinistów.

Tymczasem były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju żadnej takiej klice nie podpadł, przeciwnie - wszystkie po staremu bronią go przed zarzutami o tajne współpracownictwo z SB, dożywotnio pozbawiając przyzwoitości każdego, kto ośmiela się mieć w tym względzie jakieś wątpliwości - a przecież wykłady ze stratą 70 tysięcy dolarów zostały odwołane.

Wygląda na to, że kliki żydowskich szowinistów utraciły monopol na rozdzielanie certyfikatów przyzwoitości. Dotychczas bowiem do nich właśnie należało ostatnie słowo, ponieważ wystarczyło oskarżenie, albo nawet niejasne podejrzenie o „antysemityzm” - a podejrzany, nie mówiąc już nawet o oskarżonym, usuwany był z grona człowieków przyzwoitych do ciemności zewnętrznych, gdzie - jak wiadomo - tylko płacz i zgrzytanie zębów. W ten sposób żydowskie kliki zmonopolizowały politykę kadrową zarówno na lewicy, jak i na prawicy. Jeden przyzwoity rozpoznawał drugiego przyzwoitego po zapachu, do czego, ma się rozumieć, trzeba było specjalnego nosa - i wszystko wydawało się ustalone raz na zawsze. Ale teraz, kiedy się okazało, że z grona człowieków przyzwoitych może być usunięty noblista i „mędrzec Europy” - wprawdzie były, niemniej jednak, w dodatku wyłącznie za krytykę sodomitów - to chwieją się fundamenty światów.

Jeśli bowiem Żydzi utracili monopol na wystawianie certyfikatów przyzwoitości, to pojawiła się straszliwa wątpliwość, czy nadal plasują się na szczycie światowej hierarchii, czy też dopuścili, by od tyłu zaszli ich podstępni sodomici i strącili z piedestału? Jakby tego było mało, to dyrektor firmy Sarbuck Howard Schultz oświadczył, że firma będzie popierać związki sodomitów i gomorytów, żeby tam nie wiem co. I nie zmienił zdania nawet gdy na mieście pojawiły się nawoływania do bojkotu sprzedawanej tam kawy, więc najwyraźniej ma w tym jakiś interes. Ale jeżeli sodomici dyktują co jest interes, a co nie jest, to czyż to nie nieomylny znak, że wysuwają się, albo już się wysunęli na pierwsze miejsce w światowej hierarchii?

Kropkę nad „i” postawiła pani Joanna Szczepkowska, ta sama, co 4 czerwca 1989 roku okłamała nas mówiąc, że ma dla nas dobrą wiadomość, mianowicie, że właśnie upadł komunizm - oświadczając, że „nie może być tak”, że sodomici nieustannie poddają „nas” - to znaczy - ludzi już raz zakwalifikowanych do grona przyzwoitych - „egzaminowi z tolerancji”. To rzeczywiście niepokojące - bo nie po to, dajmy na to, pani Szczepkowska, przez tyle lat zadawała gwałt własnej spostrzegawczości i rozsądkowi by uzyskać upragniony certyfikat, żeby teraz jakiś sodomita bez ceregieli poddawał ją egzaminowi nie tylko jak gdyby nigdy nic, ale w dodatku - na zupełnie inny temat! Ale skoro słynny sodomita Jacek Poniedziałek natychmiast wezwał ją do „opamiętania”, więc każdy widzi, że to nie żarty.

Wiem coś o tym, bo przed laty, kiedy jeszcze sodomici próbowali się do wszystkich przymilać, byłem zaproszony do telewizyjnego programu z ich udziałem. Pokazano tam m.in. felieton filmowy o istniejącej podobno w każdym sodomickim klubie kanciapie w której panują egipskie ciemności, a bywalcy w tych ciemnościach rżną się bez opamiętania z kim popadnie, sami nie wiedząc z kim. Już mniejsza o to, że panującego tam smrodu nie są w stanie rozproszyć nawet najsilniejsze dezodoranty - ale co to za ideał?! W takim właśnie duchu przemówiłem do panów Biedronia i Poniedziałka, wytykając im właśnie ten śmierdzący gównem ideał, który próbują narzucić wszystkim normalnym ludziom.

W odróżnieniu od pana Biedronia, pan Poniedziałek sprawiał wrażenie, jakby się zreflektował, ale nie - chodziło mu tylko o taktykę - że z tą kanciapą wyszli trochę przed orkiestrę, że trzeba powoli, cierpliwie i metodycznie. W sukurs przyszedł mu zresztą natychmiast pan dr Janusz Majcherek, pouczając mnie, co to jest tolerancja. Wydawało mi się bowiem, że tolerancja oznacza cierpliwie znoszenie (tolere) czegoś, z czym się nie zgadzam, czym się brzydzę, co uważam za szkodliwe, a nawet niebezpieczne - w imię jakiejś wyższej racji, np. miłości bliźniego, czy pokoju społecznego - ale ta cierpliwość nie jest bezgraniczna. Jeśli taki obrzydliwiec próbuje gwałcić mnie nawet przez uszy, czy oczy, to w tym momencie cierpliwość się kończy i powstaje problem - kto tu kogo.

Tymczasem pan doktor Majcherek pouczył mnie, że tak może było kiedyś, a teraz tolerancja oznacza akceptację. Znaczy - kanciapa nie tylko musi mi się podobać, ale w ramach egzaminu z tolerancji powinienem tam pójść i przeżyć to sam. W tej sytuacji łatwiej zrozumieć również panią Joannę Szczepkowską. Okazuje się, że totalniactwo nie zniknęło, a tylko - jak przenikliwie zauważył prof. Boguslaw Wolniewicz - „mutuje”. Mądrość tego etapu głosi, że sodomici - d’abord, nawet przed Żydami, którzy chyba jednak nie ustąpili im miejsca na zawsze, ani oczywiście - bezinteresownie. Ciekawe, jaki mają w tym interes - bo że mają, to rzecz pewna - quod erat demonstrandum.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza

ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).