Francja naprawia zegarek ?!?
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
03.04.2013.

Francja naprawia zegarek ?!?

 

Paryż przeciwko sodomitom i gomorytom!

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2789

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    3 kwietnia 2013

Ach, moja słodka Francja! Sprawdza się na niej spostrzeżenie Stefana Kisielewskiego, że ten najlepiej potrafi naprawić zegarek, kto go zepsuł. „Zaiste słusznie, zaiste słusznie” - powtarzał Brat Jałowiec, najukochańszy towarzysz świętego Franciszka, kiedy na ścianie ukazała mu się ręka z napisem: „bracie Jałowcze, tą ręką nic uczynić nie możesz!

Jestem przekonany, że taka, dajmy na to, pani profesorowa Magdalena Środzina o takich sprawach w ogóle nigdy nie słyszała, bo niby skąd w chederze o Bracie Jałowcu - a jeśli nawet kiedyś przypadkowo słyszała, to całkowicie o nich zapomniała wśród natłoku ćwiczeń w nakładaniu prezerwatywy na głowę (bo przecież nigdy nic nie wiadomo!), albo uzasadnianiu wyższości, to znaczy pardon - oczywiście równości kobiet i mężczyzn. Wprawdzie akurat przebywam na drugim końcu świata, ale przecież i tu docierają do mnie skrzydlate wieści, że Leszek Miller próbuje pozyskać proletariat zastępczy w postaci kobiet. Jak tak dalej pójdzie, to kto wie - może też podda się operacji na podobieństwo osobnika legitymującego się dokumentami wystawionymi na nazwisko „Anna Grodzka”.

Ha! Podda się, albo i nie podda, bo odkąd w naszym nieszczęśliwym kraju zlikwidowano operetkowe stanowisko ministra (ministry) do zwalczania korupcji w osobie Julii Pitery, to czy ktoś w ogóle walczy z korupcją? To znaczy - walczy, a jakże - ale tak, by korupcji nie zrobić krzywdy, bo jeśli by nie daj Boże, ją zwalczył, to z kim będzie walczył?

Pewnie dlatego Jego Świątobliwość Franciszek zauważył, że ten, co się korumpuje, spędza życie w marszu na skróty. Czyżby Jego Świątobliwość naprawdę znał Aleksandra Kwaśniewskiego, czy Leszka Millera? Gdzieżby on tam poddał się operacji - chociaż niby urządził wzruszające przedstawienie pożegnania z żoną - ale jestem pewien, że tylko po to, by zamydlić oczy elektoratowi kobiecemu. To już bardziej konsekwentny był kapitan żeglugi wielkiej Eustazy Borkowski, który w 25 rocznicę ślubu urządził obchody „25-lecia Strachu Przed Żoną” - a miał ku temu powody, bo z uwagi na przesadną skłonność do reprezentacji, dostarczał żonie mizerne resztki swojej kapitańskiej gaży. Karol Olgierd Borchardt wspomina, że kiedy na powitanie na pokładzie TSS „Kościuszko” duńskiej królowej wraz z „korpusem dyplomatycznym i generalicją” rozległa się w statkowym barze salwa korków z butelek szampana, to na myśl o uszczerbku w gaży kapitana Borkowskiego „ścisnęło mu się serce”. Dzisiaj czasy inne, dzisiaj żaden z naszych Umiłowanych Przywódców z własnej kieszeni nie zapłaci nawet za wychodek, tylko bez ceregieli sra na rachunek Rzeczypospolitej - a i to dobrze, jak tego rachunku nie fałszuje.

Dostrzegam tu pewne podobieństwo do słodkiej Francji - bo kiedy tamtejszy premier Arystydes Briand dowiedział się, że pewien dyplomata podczas powitalnej audiencji zerżnął się w portki - zauważył z rezygnacją: „nie wymagam wiele; żeby chociaż nie srali podczas audiencji - a i tego nie mogę się doprosić!” Wiem co mówię - bo kiedy w swoim czasie zwróciłem się do senatores (senatores boni viri, sed Senatus - mala bestia) z zapytaniem o możliwość dofinansowania przez Senat z funduszy na promocję Rzeczypospolitej za granicą ubezpieczenia wystawy w paryskim Pałacu Inwalidów, pokazującej udział polskich kombatantów w wyzwalaniu słodkiej Francji, to dostałem informację, że ucho od śledzia, bo cały fundusz został przejeżdżony, przejedzony i oczywiście - przesrany. Używam tych wulgarnych słów, bo Zbigniew Herbert pouczał, że o wulgarnych sprawach należy mówić wulgarnymi słowy - a ja słucham takich wskazówek z przyjemnością.

No to czyż w tej sytuacji można się dziwić, że Niemcy, którzy przecież dobrze znają wszystkie przywary naszych Umiłowanych Przywódców, robią filmy o antysemickich AK-owcach, a ambasada wysyła im dupiaste, groteskowe „protesty”? Już sobie wyobrażam ile wesołości wzbudzają one w redakcjach przed procesyjnym wrzuceniem ich do kosza! Jaki pan, taki kram - czegóż innego można spodziewać się po „hołdzie pruskim” w wykonaniu naszego żałosnego Buffona? A skąd Niemcy tak dobrze znają te przywary? Wyjaśnia to życiorys Jego Ekscelencji Ambasadora RFN w Warszawie Rudigera Freiherr von Fritscha. „W latach 80-tych” był on sekretarzem Ambasady RFN w Warszawie i w tym charakterze „nawiązał przyjazne kontakty” z „opozycją demokratyczną”. Oczywiście nie całą, skądże by znowu, tylko z tą częścią, która go z różnych względów najbardziej interesowała. Potem i on awansował na zastępcę szefa niemieckiej razwiedki, czyli BND - no to i oni też awansowali na tubylczych premierów i tak dalej - więc żadnych tajemnic tutaj być, rzecz prosta, nie może.

Ale dość już tych ponurych i przygnębiających dygresji, bo przecież chodzi o słodką Francję, która w 1789 roku rozpoczęła psucie zegarka, a teraz najwyraźniej próbuje go naprawić. Daj jej Boże tym bardziej, że z dawnych czasów pamiętam, iż na francuskiej prowincji, a więc tam, gdzie jeszcze i dzisiaj można spotkać prawdziwą, słodką Francję, taką z XVIII wieku - niektóre okiennice zatrzaśnięte podczas rewolucji, do dzisiaj nie zostały nawet uchylone! Nawiasem mówiąc, podczas ostatniego pobytu w Szwecji dowiedziałem się, że niektóre skrzynie z łupami zrabowanymi w Polsce podczas „potopu” szwedzkiego, do dzisiejszego dnia nie zostały jeszcze otwarte.

Paryska policja (ach, paryska policja kieruje się zasadą: „servir” - bez względu na to, kto wydaje jej rozkazy) ocenia liczbę demonstrantów przeciwko regulacjom firmowanym przez prezydenta Franciszka Hollande, co to już sam nie wie, z kim właściwie jest żonaty - na co najmniej 300 tysięcy osób. Nasze snoby, te wszystkie śmierdzące kupy wojewódzkie, powiatowe i gminne mają szczęście, że jest Wielki Tydzień, kiedy to cały nasz nieszczęśliwy kraj pogrąża się w nirwanie - bo w przeciwnym razie przeżyłyby potężny dysonans poznawczy. Paryż przeciwko sodomitom i gomorytom! Chwała Bogu, uznane już za mniej wartościowe europejskie narody najwyraźniej się budzą. A Francuzi, to nie nasze, polskie safandulstwo. Jak już się obudzą, to nie będzie żartów nie tylko z sodomitami. Trochę Francuzów znam, więc nie mam wątpliwości, że jak będzie trzeba, to bez wielkiego gadania zrobią porządek i z innymi - bo wyobrażam sobie, jak boleśnie muszą przeżywać panoszenie się i rządy żydokomuny.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.