Konflikt między "wypadkowcami" a "wybuchowcami" @piko Orwell, jak wie każdy, kto czytał "1984", przewidział genialnie jedną rzecz (jego książka mimo wszystko jest wizją: socjalizm tak, wypaczenia nie; sam Orwell zresztą do końca życia socjalistą (antykomunistycznym, ale jednak) pozostawał): kreowanie opozycji przez system. Tzw. książka ("the book"), którą Smith, główny bohater orwellowskiej powieści, się zachłystuje, sądząc, że "the book" to twór "podziemny" i "antysystemowy" - jest przecież dziełem tej samej Partii i bezpieki, która trzyma obywateli Oceanii za twarz. W tej właśnie wizji Orwell okazał się niezwykłym prorokiem, bo właściwie wyszedł poza (jemu współczesną, historyczną, ówczesną) sferę "bloku sowieckiego", a pokazał coś ogólniejszego: jak możliwa jest ewolucja systemu tworzonego przez zamordystów. Już pomijam w tym miejscu to, że Orwell swego czasu sądził, iż zamordyzm podobnego typu, co konstruowany w "1984", może powstać w Wielkiej Brytanii po II wojnie (czy szerzej w krajach Zachodu). Do czego zmierzam: otóż sytuacja, o której a propos realiów nad Wisłą AD 2013, jest korzystna dla obu stron (pozornego) konfliktu (między "wypadkowcami" a "wybuchowcami"). Nie bez powodu dzisiaj zagłębiłem się w lekturę rozmaitych "tygodników opinii" właśnie pod kątem tego, co właściwie ludzie tam piszący, są w stanie i chcą przekazać a propos 10 Kwietnia. Generalnie jest to skoncentrowanie się na emocjach odbiorców - nic więcej. Liderzy opinii stojący po stronie rządu kanalizują negatywne emocje na ZP, zaś liderzy opinii stojący po stronie ZP kanalizują negatywne emocje na "komisję Millera", rząd etc. Każda ze stron zapewnia, że interesuje ją tylko prawda i każda ze stron zapewnia, że jej adwersarze łżą. W rezultacie przeciętnemu odbiorcy takiego kociokwiku pozostaje opowiedzieć się po którejś ze stron. Dlaczego? Ano dlatego, że żadna ze stron nie jest zainteresowana w ustaleniu faktów, a więc odbiorca do faktów dotrzeć nie może i zatem poddać weryfikacji którąś z dwóch konkurencyjnych "teorii". Nic zatem dziwnego, że w takiej sytuacji (totalnego kociokwiku wytwarzanego zarówno przez wypadkowców, jak wybuchowców) język polski przestał spełniać swe podstawowe funkcje. Obie strony puszczają całą parę w gwizdek, a następnie, w poczuciu dobrze wykonanej roboty, kasują honoraria. I się kręci. Sprawa jednak nabiera wyjątkowo komicznego wymiaru, gdy za prześladowanych (!) uchodzą ci, co wydają swoje "materiały śledcze" w nakładachw dziesiątków tysięcy egz., robią sobie objazdy po świecie, a nawet trafiają ze swoimi produktami do reżimowej, znienawidzonej telewizji. W takiej sytuacji właściwie trudno mówić o zwykłej nowomowie - to już jakaś polszczyzna wyższego rzędu, zupełnie oderwana od rzeczywistości. FREE YOUR MIND 147866469
|