Kłopoty rolników i sadowników  czyli NASZE
Wpisał: Mariusz Kamieniecki   
09.04.2013.

Kłopoty rolników i sadowników – czyli NASZE

 

8 kwietnia 2013 naszdziennik Mariusz Kamieniecki

 

Długa zima sprawiła, że na polach zamiast maszyn rolniczych zalega śnieg lub woda. To sprawia, że jeszcze jakiś czas nie będzie można rozpocząć prac polowych, a to może oznaczać mniejsze zbiory i gorszą ich jakość.

Czy przyroda nadrobi straty i jak wpłynie to na naszą kieszeń?

W ubiegłym roku rolnicy o tej porze mieli już wysianą pszenicę jarą, a także przygotowane pola pod uprawę buraków cukrowych, wysiane nawozy i wykonane pierwsze opryski na zbożach. Teraz wszystko z konieczności czeka. Śnieg i mróz w dużej mierze sparaliżowały prace polowe i opóźniły je o około trzy tygodnie.

Rolnicy są zaniepokojeni zimą, która w tym roku trwała dłużej niż zwykle. Obawiają się, że w przypadku roślin, które jeszcze przed atakiem zimy ruszyły z wegetacją, mogło dojść do ich uszkodzenia. Wiele wskazuje, że nie powinno być większych strat w przypadku zbóż ozimych, które zostały przykryte śniegiem. Jednak długo zalegający na polach śnieg sprawił, że nie można było rozpocząć prac związanych z uprawą roślin jarych.

Straty mogą być duże, bo np. podkarpaccy rolnicy przed ostatnim atakiem zimy przeprowadzili już pierwsze prace pielęgnacyjne związane z nawożeniem. Michał Noworól – ekspert z Podkarpackiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Boguchwale, podkreśla, że zima w kwietniu to dla wegetacji roślin nic dobrego, co z kolei może przełożyć się także na niższe plony. Ponadto wraz z topniejącym na polach śniegiem spływają nawozy. – Jeżeli odpływają wody, to wraz z nimi odpływają składniki pokarmowe, które zostały zastosowane. Głównie chodzi tu o azot, którego część w przypadku szybkich roztopów na pewno ucieknie wraz z wodą – uważa Michał Noworól. Mimo że aura w ostatnich dniach sprawia, że temperatura powoli rośnie i śnieg topnieje, to o wyjeździe na pola ciężkimi maszynami rolniczymi nie ma mowy, dopóki ziemia nie przeschnie.  

Przedłużająca się zima sprawia, że o ok. 20 proc. wyższe są koszty produkcji nowalijek. Koszty producentów generują wydatki na ogrzewanie szklarni, a to oznacza wyższe ceny w sklepach i na bazarach. Na rynku są już pierwsze warzywa polskiej produkcji. Są one jednak droższe niż przed rokiem, dotyczy to np. pomidorów. Rynek nie lubi jednak pustki, dlatego w centrach handlowych można zobaczyć tańsze importowane nowalijki, co z kolei rujnuje rodzimych producentów warzyw. Na niewiele zdaje się obniżanie cen, bo hipermarkety i z tym sobie radzą. 

Kłopoty mogą mieć także pszczelarze, bo pszczoły są osłabione. Miodu może być mniej i – co istotne – może być on droższy.

Mrozy, które z końcem marca sięgały nawet kilkunastu stopni, dały się we znaki także sadownikom. – Niskie temperatury mogły spowodować szkody w przypadku takich owoców jak morele, brzoskwinie, a także grusze – uważa Marian Szeliga, sadownik z Żurawicy k. Przemyśla. Jakie będą straty na polach, łąkach i w sadach, okaże się, kiedy na dobre ruszy wegetacja roślin.

Mariusz Kamieniecki