Dwie prawdy zamiast polityki | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
15.04.2013. | |
Dwie prawdy zamiast polityki
[ja bym rzekł: zamiast PRAWDY md]
...program obrony prawdy z jednej strony i dążenia do prawdy z drugiej strony może stać się treścią życia politycznego Stanisław Michalkiewicz Komentarz • „Goniec” (Toronto) • 14 kwietnia 2013 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2798 Tegoroczne obchody kolejnej, trzeciej już rocznicy katastrofy smoleńskiej pokazały, że bezpieczniackie watahy zmieniły taktykę. O ile poprzednio, to znaczy - zaraz po zakończeniu oficjalnej żałoby po katastrofie - przeszły do konfrontacji, której wyrazem było pojawienie się przez Pałacem Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu tabunów „młodych, wykształconych” ze złotymi łańcuchami z tombaku na byczych karczychach, w których nawet najmniej spostrzegawczy obserwator rozpoznałby policyjnych i ubeckich konfidentów, dorabiających sobie na boku przy gangsterce, a którym policja nie ośmieliła się przeszkadzać w molestowaniu starszych kobiet, żeby im „pokazały cycki” - to teraz najwyraźniej przypomniały sobie o zalecanej przez generała Jaruzelskiego taktyce „porozumienia i walki” to znaczy - porozumienia z konfidentami i walki ze wszystkimi pozostałymi, a zwłaszcza - ze znienawidzonym Antonim Macierewiczem. Porozumienie z konfidentami musi być poparte przynajmniej obietnicą pieniężną - więc premier Tusk, najwyraźniej pod wpływem Ewangelii św. Mateusza, opowiadającej, jak to arcykapłani i starsi ludu, po naradzie dali pilnującym Jezusowego grobu rzymskim żołnierzom „sporo pieniędzy”, żeby w zamian „rozpowiadali”, że ciało Jezusa wykradli w nocy uczniowie i że wersja ta rozpowszechniła się między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego - obiecał „sporo pieniędzy” panu doktorowi Maciejowi Laskowi, którego pan premier Tusk, zapewne nie bez powodu nazywa też „pułkownikiem” - żeby ten powołał specgrupę, która będzie „informowała o przekłamaniach” - oczywiście tych, wytworzonych przez znienawidzonego Antoniego Macierewicza. Zaraz jeden przez drugiego zaczęli zgłaszać się ochotnicy - przede wszystkim z niezawodnej „Gazety Wyborczej”, w której główny Cadyk najwyraźniej kultywuje leninowskie przykazania odnośnie „organizatorskiej funkcji prasy”, zwłaszcza kiedy przedsięwzięciu towarzyszą obietnice pieniężne, do których żydowska gazeta dla Polaków ma, jak wiadomo, specjalnego nosa - ale również z szeroko pojętego środowiska, które z tego stachanowskiego kotła chlipie swą „intelektualną zupę” - pan profesor Ireneusz Krzemiński i reżyser Juliusz Machulski, który przedstawił pomysł nakręcenia na kanwie smoleńskiej katastrofy pogodnej komedii, która na pewno wszystkich rozśmieszy do łez. Na ile obietnica pieniężna w wykonaniu premiera Tuska jest wiarygodna, to inna sprawa - ale w razie czego nie ma powodu, by żałować konfidentów. Niech każdy udławi się własną śliną - bo nie o to w tej chwili chodzi. Warto zwrócić uwagę, że przeciwko znienawidzonemu Antoniemu Macierewiczowi podnoszony jest przeraźliwy klangor - obecnie nawet wsparty obietnicą pieniężną - ale żaden z mądrali wykrzykujących w tym chórze nie zaskarżył Macierewicza o ani jedno kłamstwo. Ujadają tylko, żeby przedstawił im „dowody” - ale tego właśnie przebiegły Macierewicz unika, wskutek czego łobuzeria nie jest pewna, co on naprawdę na ten temat wie, a skoro nie jest pewna, to przez gęsią skórkę czuje, że lepiej nie przeciągać struny, bo w przeciwnym razie... Ach, strach pomyśleć! Pan redaktor Michnik znowu musiałby chronić się za murami sławnej „tajemnicy dziennikarskiej”, co mu się przytrafiło przy okazji afery Rywina, a przecież i tak zwichnął sobie wtedy aureolę, którą teraz, w ramach terapii, musi regularnie nastawiać i smarować w wałdajskim sanatorium słynnego wracza Władimira Władimirowicza Putina - a stado „młodych, wykształconych”, nie mówiąc już o starych, żylastych kurwiarzach, weteranach wszystkich komunistycznych „procesów odnowy”, miałoby potężny dysonans poznawczy. Wystarczy przypomnieć delikatne demarche, jakie premieru Tusku uczynił nawet taki twardziel, jak Leszek Miller przy okazji „afery trotylowej”. Kiedy początkowo wydawało się, że ruscy szachiści postanowili wysadzić w powietrze III RP przy pomocy trotylu na fragmentach samolotu, a potem się okazało, że alarm jest fałszywy, Leszek Miller wytknął premieru Tusku, że powinien przygotować jakieś łgarstwa, to znaczy pardon - oczywiście jakieś zbawienne „prawdy” na każdą okoliczność, żeby nikt nie musiał zapominać języka w gębie. Stąd i obietnica pieniężna dla doktora-pułkownika Macieja Laska. Ale jest w tym wszystkim i drugi point faible - że mianowicie złowrogi Antoni Macierewicz zawsze będzie przed pułkownikiem-doktorem krok do przodu. Jak już pułkownik-doktor wysmaży odpowiednią „prawdę”, oczywiście zgodną z generaliną Anodiną i komisją ministra Millera - to poseł Macierewicz przedstawi następną rewelację, która mądrych, roztropnych i przyzwoitych znowu nieprzyjemnie zaskoczy, a kiedy i na nią się przygotują, to on znowu kolejną - i tak dalej. I oto kiedy premier Tusk przy pomocy obietnicy „sporych pieniędzy” dla pułkownika-doktora inicjuje instytucjonalizację „prawdy smoleńskiej”, prezes Jarosław Kaczyński w przemówieniu do swoich licznych zwolenników zebranych 10 kwietnia przed Pałacem Namiestnikowskim przy Krakowskim Przedmieściu oświadcza, że oni mają nie tylko „prawo do prawdy”, ale nawet obowiązek domagania się jej - oczywiście od jej posiadaczy. Okazuje się po raz kolejny, że zarówno personifikowany przez premiera Tuska obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i personifikowany przez prezesa Kaczyńskiego obóz płomiennych obrońców patriotyzmu, chce tego samego, podobnie jak w przypadku Anschlussu do Unii Europejskiej, czy ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Oczywiście przy tych wszystkich podobieństwach są i różnice; jeśli premier Tusk opowiada się za Anschlussem, czy ratyfikacją Lizbony, to wiadomo, że czyni to z pobudek łajdackich, podczas gdy prezes Kaczyński - zawsze z pobudek szlachetnych. Tak samo i w tym przypadku; dla premiera Tuska „prawdą” jest to, co mu przekazała generalina Anodina, zaś dla prezesa Kaczyńskiego prawda polega na tym, że katastrofa w Smoleńsku była efektem zamachu, w którym premier Tusk przynajmniej maczał palce. Ponieważ jest mało prawdopodobne, by premier Tusk kiedykolwiek zaaprobował wersję prawdy podsuwaną mu przez prezesa Kaczyńskiego, to program obrony prawdy z jednej strony i dążenia do prawdy z drugiej strony może stać się treścią życia politycznego w naszym nieszczęśliwym kraju tym bardziej, im bardziej Umiłowani Przywódcy będą mieli zakazane zajmowanie się prawdziwą polityką. A to staje się właśnie coraz bardziej widoczne, choćby na przykładzie memorandum podpisanego przez rosyjski Gazprom i polski EuRoPol Gaz w sprawie budowy drugiej nitki gazociągu jamalskiego, która omijałaby Ukrainę. Z deklaracji nie tylko premiera Tuska, ale i ministra Sikorskiego, a nawet formalnie nadzorującego EuRoPol Gaz ministra skarbu Budzanowskiego wynika, że żaden z nich nic o tym nie wiedział. I ja im wierzę - bo po cóż ludzie poważni i odpowiedzialni z ruskiej i tubylczej razwiedki mieliby informować takiego, dajmy na to, premiera Tuska, czy jeszcze gorzej - ministra Sikorskiego o swoich postanowieniach? Jak im rozkażą, to będą gardłować w obronie tych postanowień do upadłego - oczywiście wraz z doktorem-pułkownikiem i gronem ochotników, zwabionych obietnicą pieniężną. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada). |