PAN COGITO PISAŁ O SMOLEŃSKU...
Wpisał: Aleksander Ścios   
19.04.2013.

GDYBY PAN COGITO PISAŁ O SMOLEŃSKU...

 

dowodem istnienia potwora są jego

 

Aleksander Ścios 10 kwietnia 2013 http://bezdekretu.blogspot.com/2013/04/gdyby-pan-cogito-pisa-o-smolensku.html

 

Nad trumnami ofiar nie może być ciszy. W tej sprawie jest wspólniczką łotrów i kryjówką tchórzy. Żadne komisje, sądy i prokuratury, nie zagrodzą też drogi do poznania prawdy. Nie wygasi jej jazgot kanalii ani bełkot idiotów dławionych moskiewskim kneblem.

Nie pomogą łańcuchy tautologii i parę pojęć jak cepy. Bo choć zamknięto nas w niskim siodle doliny zasnutej gęstą mgłą, przez którą mieliśmy podziwiać migotanie nicości i fałsz „pojednania” – nawet ta mgła nie zasłoniła widoku sprawców, oczu pałających, łakomych pazurów i paszczy.

Ta zbrodnia będzie nazwana, jej okoliczności odkryte. Wówczas przyjdzie chwila, by zrozumieć, że dowodem istnienia potwora są jego ofiary i zmierzyć się nie tylko z prawdą o mechanizmach zbrodni, ale stokroć straszniejszą wiedzą o istnieniu potwora.

To nie będzie łatwe, bo gdyby nie duszny ciężar i śmierć którą zsyła można by sądzić, że jest majakiem, chorobą wyobraźni. Jak ogromna depresja rozciągnięta nad krajem nie da się przebić piórem, argumentem, włócznią. Nie próżno nosi pancerz niewiedzy, czasem zbroję naszej głupoty. Zedrzeć ją tym trudniej, że przestawaliśmy z nim przez dwie dekady i wykarmiliśmy go cząstką własnego życia. Chodzi teraz za nami niczym przepaść Pana Cogito- przykryta starannie kawałkiem starej materii. Za płytka żeby pochłonęła głowę ręce i nogi.

I nie wiadomo - czy nie zabraknie odwagi by dostrzec najgorszą ze wszystkich - twarz zdrady?  Czy usprawiedliwi nas wówczas prawda i doniosłość racji moralnych?

Rozsądni mówią, że można współżyć z potworem, należy tylko unikać gwałtownych ruchów, gwałtownej mowy. Tak, rozsądni wierzą w mechanizmy demokracji, deliberują uczenie o potrzebie konsensusu i próbują omijać potwora szerokim łukiem - zapewniając siebie i innych o potędze karty wyborczej i potrzebie konstruktywnych działań. Ich strach nie ma twarzy umarłego, umarli są dla nich łagodni.

Rozsądni uznali więc, że ocaleli aby żyć, a ich świadectwo ma być dane w warunkach „demokracji parlamentarnej”, w czasie politycznych debat i rzeczowej polemiki. Być może już dziś cyzelują swoje przyszłe wystąpienia lub z kilku sofizmatów próbują sklecić logiczne wyjaśnienie – nie mieliśmy dokąd odejść, zostaliśmy na śmietniku, zrobiliśmy porządek, kości i blachę oddaliśmy do archiwum.

Rozsądni „chcą łączyć nie dzielić”, głoszą potrzebę reformowania i budowy „mostów porozumienia”. Wprawdzie dialektyka oprawców nadal brzmi złowrogo i nie da się dostrzec żadnej dystynkcji w rozumowaniu, rozsądni ufają w cywilizowane normy i pokładają nadzieję w państwie prawa. Wierzą też w mądrość Polaków, a nawet w to, że polskość jest wartością dodaną do miejsca urodzenia. Nie ma ceny, za którą odważyliby się wskazać bękartów zaludniających nasz skrawek ziemi. Nie zrobią tego nawet wówczas, gdy opadnie groza, pogasną reflektory i odkryjemy że jesteśmy na śmietniku w bardzo dziwnych pozach, jedni z wyciągniętą szyją, drudzy z otwartymi ustami z których sączyła się jeszcze ojczyzna. W ucieczce przez potworem - tak bardzo chcieliby ocalić życie na niby i na końcu swoich dni ponieść zwyczajną śmierć, bez glorii, powaleni bezwładem.

 

Czas, w którym zbrodnia będzie nazwana, nadejdzie nieuchronnie. Ci, którzy są jej winni już budzą się z krzykiem, gdy nocą nawiedza ich sen cesarza szukającego szpary, w którą mógłby się wcisnąć. Z obawy, że  podłoga jest gładka i śliska posyłają kolejnych żołnierzy by chodzili wokół sypialni z obnażonymi mieczami. To już niczego nie zmieni.

 

Czas, w którym zbrodnia zostanie nazwana - postawi nas twarzą w twarz z potworem. Nie takim, jakiego widzieliśmy dotąd na ekranach telewizorów: ubranym w drogie garnitury i służbowe grymasy. Do końca nie wiadomo – czy będzie miał wtedy spoconą gębę i przyspieszony ze strachu oddech czy tylko przywdzieje kolejną maskę i śmiejąc się z gapiów regulaminowo zastuka kopytami. O jego twarzy zdecydują rozsądni, wybierając jedną ze ścieżek -  na prawo (gdzie) było źródło lub na lewo (gdzie) było wzgórze. Oni wiedzą, że nie można mieć zarazem źródła i wzgórza idei i liścia i przelać wielość bez szatańskich pieców ciemnej alchemii zbyt jasnej abstrakcji.

 

Drogę na wprost wskażą tylko poeci i kilku nieuleczalnych marzycieli.

Kiedykolwiek nadejdzie ten czas, na krótką chwilę przywróci nam prawa utracone przed laty. Pierwsze – do czerpania ze śmierci tych, których dosięgła nienawiść. Przed siedemdziesięcioma laty i dziś. Drugie – do semantycznego ładu i prostoty wyboru: tak lub nie. Ten czas rozstrzygnie - czy dołączymy do grona przodków czy staniemy się potworem. 

 

 

Polecam: Zbigniew Herbert - Potwór Pana Cogito, Potęga smaku, Raport z oblężonego miasta, Nasz strach, Przebudzenie, Sen cesarza, Ścieżka, Przepaść Pana Cogito.