Warszawa zamiera w oczekiwaniu
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
22.04.2013.

Warszawa zamiera w oczekiwaniu

 

Najwyraźniej kandydaci na szmalcowników przeczuwają nadejście dobrego fartu - oczywiście ze zwrotem przeciwnym

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2803

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    21 kwietnia 2013

 

Cała Warszawa, ach, co ja mówię, jaka tam znowu „cała Warszawa”, kiedy nie tylko cała Warszawa, ale i cały nasz nieszczęśliwy kraj przygotowuje się do uroczystych obchodów 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie. Już od lat wiadomo, że o randze wydarzenia można się u nas przekonać po tym, jaka część miasta została z jego powodu wyłączona z ruchu. Z okazji 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie z ruchu ma być wyłączona tak duża część miasta, że od razu widać iż ranga tego wydarzenia przewyższa wszelkie inne - nawet - w co trudno uwierzyć, ale tak jest - wizyty przyjaźni w wykonaniu Leonida Breżniewa. Kto wie, czy część mieszkańców w ogóle będzie mogła opuścić mieszkania - bo wiadomo, iluż nieszczęść udałoby się uniknąć, gdyby ludzie nie wychodzili z domów?

Dodatkowym powodem może być zamach bombowy w Bostonie, co do którego jeszcze nie zdecydowano, czy przypisać go Al Kaidzie, czy też zupełnie nowemu zjawisku w postaci „samotnych wilków”. Przypisanie zamachu w Bostonie Al Kaidzie byłoby wprawdzie logiczne i konsekwentne, ale właśnie w tym kryje się pułapka. Jakże to - po tylu tonach bomb zrzuconych na Afganistan, po tylu udanych operacjach w tym nieszczęśliwym kraju, gdzie i nasi dzielni askarisi zabijają złowrogich talibów, ale nie tak, jak askarisi z innych krajów, to znaczy - byle jak, tylko - po Bożemu, po udanym zabiciu złowrogiego Osamy ben Ladena - Al Kaida byłaby, jak gdyby nigdy nic, nadal zdolna do wykonania bombowego zamachu w Bostonie i to podczas tradycyjnego maratonu?

Mogłoby to zasiać zatrute ziarno wątpliwości w skuteczność działań rządu USA, a nawet wzbudzić podejrzenia, czy wszystkie te kosztowne i chwalebne operacje aby na pewno mają na celu walkę ze złowrogą Al Kaidą, a nie na przykład - przejęcie przez międzynarodową soldateskę afgańskiego handlu opium i heroiną, do czego Al Kaida może być znakomitym pretekstem. Parafrazując Franciszka Marię Aroueta ukrywającego się pod pseudonimem „Voltaire”, gdyby Al Kaida nie istniała, trzeba by ją wymyślić. A cóż dopiero, kiedy Al Kaida chyba na pewno istniała, a może nawet istnieje?

Skoro takie refleksje przychodzą do głowy nawet nam, biednym felietonistom, to cóż dopiero - bezpieczniakom, którzy potrafią zorganizować nie jeden, ale dziesięć takich zamachów? Im też mógł przyjść do głowy pomysł, by już dać sobie z Al Kaidą spokój, to znaczy - otrąbić zwycięstwo, a na obecnym etapie rozpocząć walkę z „samotnymi wilkami” - co pozwoli rozszerzyć bezpieczniackie imperium na tereny jeszcze nie okupowane? „Już z nowym wrogiem toczy walkę, już ma lodówkę, wózek, pralkę” - pisał o Towarzyszu Szmaciaku Janusz Szpotański. Ponieważ - co zauważył prof. Zbigniew Brzeziński jeszcze w latach 60-tych ubiegłego stulecia - między nieprzyjacioły zachodzi proces konwergencji, czyli upodabniania się do siebie - to byłoby dziwne, gdyby konwergencja nie objęła również amerykańskich bezpieczniaków, którzy pod komendą Michaela nomen omen Chertoffa, coraz bardziej upodabniają się do bezpieczniaków z dawnych krajów komunistycznych również i w tym, że okupacja własnego kraju oraz dorwanie się do jego zasobów i zasobów obywateli też mogło się im szalenie spodobać.

Czy przypadkiem nie to właśnie było przyczyną freudowskiej pomyłki naszej „Stokrotki”, która pół żartem, ale przecież i pół serio pomyliła zamach w Bostonie z zamachem w Smoleńsku, to znaczy - że zamachu w Smoleńsku „nie było”. Czyżby w ten osobliwy sposób również ten nieistniejący zamach powiększył katalog wyższych form obecności - obok Wojskowych Służb Informacyjnych, izraelskiej broni jądrowej, a według ateisty prof. Tadeusza Kotarbinskiego - również Boga i sprawiedliwości? Więc z powodu zamachu w Bostonie, co do którego jeszcze nie zdecydowano, czy jest dziełem Al Kaidy, czy też - „samotnego wilka”, środki ostrożności podjęte z okazji uroczystych obchodów 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie mogą być jeszcze większe tym bardziej, że również prezydentowi Obamie przesłano pocztą jakieś trucizny.

Wyobrażam sobie, jakie Moce musiały zostać w związku z tym poruszone to znaczy - że nastraszony w ten sposób prezydent Obama pozwoli bezpieczniakom już na wszystko, z czego oni skwapliwie skorzystają - być może nawet na rozszerzenie Patriot Act, na podstawie którego będzie można odtąd nie tylko przetrzymywać bez sądu również obywateli amerykańskich, ale i przejmować ich majątek. Jak pamiętamy, takie właśnie uprawnienie wywalczył sobie w czasach stalinowskich Urząd Bezpieczeństwa - i jak się dowiedział, że jakiś obywatel ma złoto, albo dolary, to go zamykał i póty tłukł, aż tamten powiedział, gdzie schował. Wtedy albo go zabijano pod pretekstem przynależności do „samotnych wil...”, to znaczy pardon - oczywiście do „zaplutych karłów reakcji”, albo nawet wypuszczano w charakterze strzępu człowieka, żeby nacieszył się, że żywy - no bo ze zdrowiem to tak czy owak trzeba się było pożegnać. Myślę tedy, że przed „samotnymi wilkami” rysuje się świetlana, to znaczy pardon - oczywiście ponura przyszłość. A skoro tak, to nietrudno sobie wyobrazić, jakie środki bezpieczeństwa zostaną zastosowane w Warszawie podczas uroczystości 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie.

Nie tylko zresztą środki bezpieczeństwa. Nietrudno także wyobrazić sobie, że i niezależne media głównego nurtu wprost wylezą ze skóry z gorliwości, no i z obawy, żeby nie padło na nie jakieś posądzenie. O skali przygotowań do tego, co ma nastąpić świadczy choćby przejście do porządku dziennego nad historyczną rekonstrukcją w postaci przepędzenia przez warszawskie ulice kolumny wziętych do niewoli polskich oficerów, których NKWD-owski konwój prowadził na miejsce przeznaczenia w Katyniu. Niektóre telewizje w ogóle tego słonia w menażerii nie zauważyły - ale za to z uroczystości obchodów 70 rocznicy powstania w warszawskim getcie na pewno nie uronią najdrobniejszego szczegółu - oczywiście rozdrapując przy okazji zaskorupiałe sumienia mniej wartościowego narodu tubylczego, który stopniowo oskarżany jest o coraz większe zaangażowanie w holokaust: od zarzutu „bierności w obliczu holokaustu” z początku lat 90-tych , poprzez „współudział” w roku 2001, przy okazji uroczystości w Jedwabnem, aż do sprawstwa samodzielnego w roku 2011 - które w liście do uczestników uroczystości w Jedwabnem podżyrował prezydent Bronisław Komorowski.

W tej sytuacji niepodobna, żeby taka uroczystość, połączona w otwarciem Muzeum Żydów Polskich, „największej inwestycji kulturalnej stolicy”, obyła się bez ofiar w ludziach. Wiele wskazuje na to, tym razem ofiarą padnie pan prof. Krzysztof Jasiewicz, który przedstawił opinię, iż do holokaustu przyczynili się również Żydzi. Centrum im. Szymona Wiesenthala podjudziło środowisko żydofilów i lizusów, którzy natychmiast sprokurowali przeciwko prof. Jasiewiczowi protest, najwyraźniej uważając, że odpowiednia liczba utytułowanych osobistości może z powodzeniem zastąpić argumenty merytoryczne. Oczywiście na proteście chyba się nie skończy, ponieważ Centrum im. Szymona Wiesenthala domagało się również „zawieszenia” prof. Jasiewicza oraz „skazania go na intelektualne wygnanie” za „antysemicki wywiad”.

 Najwyraźniej Centrum daje tym samym do zrozumienia, że toleruje wyłącznie wywiady filosemickie, a w najgorszym razie - semickie. Skoro tak, to protest jest zaledwie wstępem do dalszych represji, zwłaszcza, że do akcji włączyło się Towarzystwo Dziennikarskie, czyli organizacja skupiająca zarówno żydowskich propagandystów, jak i gorliwych szabesgojów, zrodzona przez pana red. Seweryna Blumsztajna - wbrew jego własnej deklaracji, że „pierdoli, nie rodzi”. Towarzystwo Dziennikarskie jest tedy żywym dowodem, że jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści. Media donoszą bowiem, że do Żydowskiego Instytutu Historycznego jeden przez drugiego, masowo zgłaszają się osobnicy doszukujący się „żydowskich korzeni”. Najwyraźniej kandydaci na szmalcowników przeczuwają nadejście dobrego fartu - oczywiście ze zwrotem przeciwnym - bo historia wprawdzie się powtarza, ale nigdy nie powtarza się dosłownie.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).