schizis czyli chyź [O dupie i duszy]
Wpisał: Andrzej Tatkowski   
29.04.2013.

schizis czyli chyź

 

[O dupie i duszy md]

 

 

Człowiek normalny czuje się czasem trochę nieswojo z tą swoją całą (czy choćby szczątkową) normalnością, która utrudnia mu swobodne funkcjonowanie we wspólnocie niczym smoking na plaży nudystów, albo brak smokinga i tego co pod spodem, na raucie.

Czym jest normalność, to ważne pytanie.

***

Człowiek normalny zdaje sobie sprawę z faktu, iż posiada dupę, choć jego samowiedza w tej mierze jest niepełna, nie opiera się bowiem na oglądzie bezpośrednim, uchodzącym za autostradę do Prawdy, ale stanowi wniosek z obserwacji ogólnie dostępnych produktów kultury ikonicznej i - na ile się uda - otaczającej rzeczywistości.

Wniosek ten jest poprawny.

Własna dupa, jakkolwiek się ją nazywa (możliwości jest tu wiele), to konieczny element normalności człowieka w sensie anatomicznym, a także fizjologicznym, ale jej eksploatację, czy to przez posiadacza, czy też przez innych użytkowników, regulują normy kulturowe, zróżnicowane i - jak pokazuje historia - zmienne.

W sytuacji, gdy na oczach człowieka normalnego dokonuje się zderzenie kultur a pod nogami ma przełom cywilizacyjny, bo rozwój gatunku przechodzi właśnie (czy też powraca) z fazy oralnej w fazę analną, obawa o własny tyłek może stać się ważniejsza od troski o właściwą eksploatację cudzych; jest to reakcja normalna.

Normalny człowiek - niezależnie od osobistego stosunku do pederastii, kary chłosty czy pornografii i t. p. zjawisk, w których dupa jako taka odgrywa rolę wyjątkowo istotną, tej swojej, własnej, nie ma ochoty dawać, ani w nią brać.

Mógłby ją zapewne wypiąć, gdyby to nie było bezcelowe, a przy tym ryzykowne.

***

O posiadaniu duszy upewnić się jest jeszcze trudniej, nie tylko dlatego, że ma mowy o jakimś oglądzie bezpośrednim, ale dlatego, że produkty kultury ikonicznej i obserwowalna rzeczywistość dostarczają głównie przesłanek negatywnych, a starzejący się wyznawcy materializmu dialektycznego i ich ambitni uczniowie nie zaniedbują żadnej okazji, by głosić słowa prawdy bardziej lub mniej komsomolskiej oraz krzewić najbardziej naukowy ze światopoglądów i wiecznie żywe idee.

Normalny człowiek nie ma absolutnie żadnych podstaw by twierdzić, że pp. Doda Elektroda, Sławomir Sierakowski czy Ryszard Kalisz mają dusze, choć rozumu ani wolnej woli im nie brakuje, podobnie jak Donaldowi Tuskowi czy Mirosławowi Sekule - że już nie wspomnę o sędziach Tuleyi i Rysińskim; jeżeli je mają, to jakieś inne niż on, człowiek normalny, któremu wydają się doskonale i absolutnie bezduszni.

Wobec braku przesłanek i kompetencji by orzec, czy on sam duszę istotnie posiada, normalny człowiek może jednakowoż przyjąć taką roboczą hipotezę, i założywszy, że po śmierci czekać go może kara lub nagroda (i to bezterminowa) za dokonane wybory między dobrem a złem, może starać się te rzeczy jakoś, póki żyje, odróżniać.

Niestety, bywa to bardzo trudne kiedy nie ma się pewności, o czyje w istocie chodzi dobro, na przykład o czyją duszę, choćby hipotetyczną, zagrożonych dusz jest bowiem mnóstwo, a zagrożeń czyha wiele.

Racjonalne wydaje się w tej sytuacji zatroszczenie najpierw o swoją własność - i myśl tę dedykuję Koledze, który (nie tylko) mnie tutaj obtańcowuje dość regularnie z widłami w celach normalizacyjnych, a że niepoprawny jest inaczej, od czasu do czasu zahacza mimochodem swoim sprzętem o kogoś znacznie ważniejszego - czasem związkowca Dudę, czasem polityka Kaczyńskiego, czasem jakiegoś biskupa - zawsze mając im coś do zarzucenia i nieodmiennie zagrzewając do jakiegoś zgoła innego czynu, byle z użyciem siły, bo chłop jurny i krzepki jest jak mało kto - przynajmniej w gębie.

Gdybym nie dobiegał (a raczej dopełzał) do osiemdziesiątki, może i miałbym jeszcze ochotę zatańczyć, kto wie czy nie z widłami, ale teraz nie ma co o tym marzyć; szkoda czasu.

Marzenia, owszem, jeszcze mam, ale inne.

Marzy mi się Polska normalna, to znaczy taka, w której troska obywatela o własną dupę i o swoją duszę będą, dobrze zbalansowane, służyły dobru wspólnemu : normalności.

Normalnie, nie znaczy jednakowo; przeciwnie.

Czy kiedyś, po latach, Polacy będą żyć i myśleć - podobnie ?

Nie wiem, ale tak przecież bywało, i nie tylko ja to pamiętam.

Pamiętam też, komu to przeszkadzało, i widzę, komu nadal przeszkadza; zainteresowani nie ukrywają, co który zamierza w naszym kondominium zagospodarować, by było tu normalnie.

Nie wiem jak tam Rodacy, ale ja - nie dam. Ani myślę !