Dusiołek mniejszościowy a mucha i madonna | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
13.05.2013. | |
Dusiołek mniejszościowy a mucha i madonna
„Stokrotka” też! prawdziwy zespół doktora-pułkownika Laska Macieja jest znacznie większy, niż ten zatwierdzony oficjalnie
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2821 Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 12 maja 2013 Szkoda każdego słowa; literatura, zwłaszcza romantyczna, wyprzedza życie i właściwie można powiedzieć, że naszą romantyczną trójcę, do której, jak wiadomo, zaliczamy Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego, musiały wspierać proroctwa. Jakże inaczej wytłumaczyć zadziwiającą zgodność ich poetyckich wizji z wydarzeniami i to niekoniecznie ówczesnymi, tylko współczesnymi? Weźmy na przykład rolę przechrztów w życiu publicznym, przedstawiona przez Zygmunta Krasińskiego w „Nieboskiej komedii”: „Cieszmy się bracia moi. - Krzyż wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej”. Czyż to nie mógłby być manifest najweselszego w „Gazecie Wyborczej” działu religijnego? Albo taka na przykład deklaracja polityczna Klucznika Gerwazego na wieść o konflikcie między Napoleonem, a cesarzem Aleksandrem: „Gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych - każdy swego.” Czyż to nie odzwierciedla zarówno możliwości, jak i linii politycznej rządu premiera Tuska? Jak wiadomo, uprawianie prawdziwej polityki nasi Umiłowani Przywódcy mają surowo zakazane zarówno od Naszej Złotej Pani, jak i zimnego ruskiego czekisty Putina, toteż wyżywają się raczej „w sferze działań zewnętrznych” - co zauważył jeszcze w XVIII wieku rosyjski ambasador Stackelberg. Toteż zaraz po narodowych łachotkach z czekoladowym orłem i różowymi balonikami w tle, niezależne media głównego nurtu zajęły się zmianą wiary mecenasa Rafała Rogalskiego. Pan mecenas Rogalski z dnia na dzień przestał wierzyć w zamach smoleński, a zaczął gorliwie wierzyć w „błąd pilota”, słowem - zmienił wiarę o 180 stopni. Złośliwcy, których na tym świecie pełnym złości nie brakuje, zaczęli go z tego powodu przezywać „Rogalem Rafalskim”, co jest oczywiście godne potępienia i surowego napiętnowania. Znacznie ważniejsze jest przecież co innego; że po zmianie wiary pan mecenas Rogalski natychmiast stał się obiektem życzliwego zainteresowania niezależnych mediów głównego nurtu i posła Stefana Niesiołowskiego. Na przesłuchanie wezwała go do TVN sama „Stokrotka”, co pokazuje, że prawdziwy zespół doktora-pułkownika Laska Macieja jest znacznie większy, niż ten zatwierdzony oficjalnie. Bo tak się jakoś złożyło, że zmiana wiary pana mecenasa Rafała Rogalskiego zbiegła się w czasie z rozpoczęciem działalności wspomnianego zespołu, a zespół rozpoczął działalność niezwłocznie po tym, jak premier Tusk obiecał był pułkowniku-doktoru Lasku „sporo pieniędzy”, żeby o katastrofie smoleńskiej „rozpowiadał” - ale odwrotnie, niż rozpowiada znienawidzony Antoni Macierewicz. Wprawdzie kto wierzy w finansowe obietnice pana premiera Tuska, ten sam sobie szkodzi, ale przynajmniej w pewnych przypadkach nie o same finanse może tu chodzić, a bardziej - o wykonanie zadań. Jakże inaczej wytłumaczyć, że podczas przesłuchiwania posła Joachima Brudzińskiego „Stokrotka” usiłowała skłonić go do przyznania się, iż wierzy, że zamachu w Smoleńsku dokonali „Ruscy”. Dlaczego akurat „Stokrotce” tak zależy na skierowaniu podejrzeń na „Ruskich” a ściślej - zasugerowaniu, że poseł Joachim Brudziński właśnie „Ruskich” podejrzewa o zamach - nietrudno zgadnąć. Ja na przykład uważam, że jeśli w ogóle w Smoleńsku doszło do zamachu, to zgodnie z zasadą is fecit cui prodest, co się wykłada, że ten zrobił, kto skorzystał, poszlaki bardziej wskazują na tubylczą soldateskę, niż na ruskich szachistów, którzy 10 kwietnia 2010 roku już nie mieli poważnego powodu, by zabijać polskiego prezydenta na swoim terenie w sposób ściągający na nich podejrzenia. To już prędzej (na podwórze kamienicy wchodzi przechodzień, a dozorca pyta - do kogo? -Na to przybyły: czy tu mieszka pan Górkiewicz? - Nie mieszka - odpowiada dozorca. - To może mieszka tu pan Piórkiewicz? - To już prędzej by mieszkał Górkiewicz - odpowiada dozorca.) te powody miała tubylcza razwiedka, na co wskazywałyby gorączkowe poszukiwania przez osoby wysłane 10 kwietnia do przejęcia Kancelarii Prezydenta dokumentu pod tytułem „Aneks do Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych” skrywającego ponoć różne kompromaty, mogące wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich. W świetle tych podejrzeń zrozumiałe jest nie tylko zaangażowanie niezależnych mediów głównego nurtu w krzewienie wiary w „błąd pilota”, ale również determinacja „Stokrotki”, żeby posłowi Brudzińskiemu wmówić dziecko w brzuch. Swoją drogą, dlaczego ci wszyscy Umiłowani Przywódcy biegają w dyrdy do TVN, zamiast wziąć przykład z Agnieszki Radwańskiej, która tamtejszym funkcjonariuszom dożywotnio odmówiła wstępu na swoje konferencje prasowe? Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy to to, że panna Radwańska stoi na własnych nogach, podczas gdy ci wszyscy Umiłowani Przywódcy nie znają dnia ani godziny, więc na wszelki wypadek próbują podlizać się każdemu. Życie takiego Umiłowanego Przywódcy jest pełne zasadzek - o czym przekonała się pani minister Mucha od sportu. Najwyższa Izba Kontroli właśnie ogłosiła, że jakieś grube miliony z kasy ministerstwa poszły na pokrycie strat Narodowego Centrum Sportu z powodu koncertu rozwydrzonej pani Weroniki Ciccione, znanej pod pretensjonalną ksywą „Madonna”. Kto tę całą Madonnę tu ściągnął i dlaczego pani minister Mucha uznała, że musi pokryć stratę - tego już pewnie się nie dowiemy, chyba, że odwołamy się do mojej ulubionej teorii spiskowej, według której każdy minister w rządzie premiera Tuska jest rodzajem legata konkretnej bezpieczniackiej watahy, która po to wsadziła go do rządu, żeby pilnował jej interesów. No to pilnuje, a jak trzeba, to z publicznych pieniędzy pokrywa straty jakichś niewydarzonych entreprenerów - zaś ten cały premier Tusk trzymany jest na swoim stanowisku w charakterze notariusza kompromisu zawartego między wspomnianymi watahy. Ale jeśli tak, to i ministrze Musze włos z głowy nie spadnie, chyba żeby - co nie daj Boże - brała „nie po czinu”. Wtedy - ręka, noga, mózg na ścianie! Bo jakże inaczej myśleć, kiedy oto pan prof. Robert Gwiazdowski w „Rzeczpospolitej” otwartym tekstem pisze, jak to „Ministerstwo Finansów postanowiło zalegalizować łapówki” za niestosowanie wobec niektórych podatników odpowiedzialności zbiorowej. Podatnik, na którego rzecz dokonano dostawy towarów nie będzie ponosił odpowiedzialności za zobowiązania podatkowe dostawcy, jeśli zostanie wpisany na specjalną listę prowadzoną przez ministra finansów. Warunkiem dostania się na tę listę jest wpłacenie tzw. „kaucji” w wysokości co najmniej 20 procent prawdopodobnych zobowiązań, nie mniej jednak jak 100 tys. złotych. I jakże tu nie przypomnieć proroctwa św. Ildefonsa, który jeszcze grubo przed wojną wieszczył, że „mówiła żony ciotka: tych co płacą - nic nie spotka!”? Więc już bez zaskoczenia słuchamy dalszych szczegółów przytaczanych przez prof. Gwiazdowskiego, że statystyczny przedsiębiorca w Polsce osiągnął w ubiegłym roku przychód w wysokości niewiele ponad 80 tys. złotych. W tej sytuacji już wiadomo, dla kogo jest lista i „kaucja”. Czyżby i pan minister Jacek „Vincent” Rostowski między legaty? Wszystko to być może zwłaszcza, gdy przypomnimy, że w słynnym „gabinecie cieni” Platformy Obywatelskiej w 2007 roku, pana Jacka „Vincenta” Rostowskiego, ani jako kandydata na ministra finansów, ani w ogóle - nie było! Kandydatem na ministra finansów był pan Zbigniew Chlebowski, późniejszy „Zbycho” z afery hazardowej („walczę Rysiu”), której - jak się okazało - też „nie było”. Kto pana Jacka „Vincenta” Rostowskiego panu premieru Tusku nastręczył do rządu i na jakich warunkach - to pewnie jedna z największych tajemnic państwowych - a jak mówił arcykapłan Mefres, czy może Pentuer z „Faraona” - „a kto by zdradził tę wielka tajemnicę, umrze podwójnie ciałem i duszą”. Pan prof. Gwiazdowski pyta, czy to „przypadek”. Ależ skądże, wcale nie! Jak powiadał ś.p. ks. Bronisław Bozowski, „nie ma przypadków, są tylko znaki”. A co na to pryncypialni tajniacy z CBA? Węszenie w tym miejscu mają zakazane? Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada). |