Autobus czerwony... O czterech samolotach na jednej ścieżce [ten artykuł przypomniał Yurko na portalu ArkaNoego. Sprawdziłem – POTWORNIE aktualny, po kolejnych dwóch latach... MD] http://arkanoego.net Autobus czerwony...a sprawa polska A-Tem 21.06.2011 http://a-tem.salon24.pl/317624,autobus-czerwony Zadzwonili do mnie znajomi 10 kwietnia rano "ty się znasz, zobacz, co się dzieje naprawdę z tym samolotem" więc nolens volens spojrzałem dokładniej niż zwykle na spływające tego, i następnego dnia wiadomości o "katastrofie samolotu". Z zawodowej ciekawości zacząłem systematycznie odtwarzać ostatnie 4km (ok. 30s) lotu—i okazało się, że nie byłem w stanie ich odtworzyć! Z zeznań świadków wynikał bowiem obraz czterech samolotów JEDNOCZEŚNIE: transpotrowca, liniowego, bezzałogowca (pilotless drone) i treningowego. Połowa mogła mieć silniki śmigłowe. W niektórych z nich siedzieli chyba początkujący piloci, tak absurdalne były opisywane manewry nietrzymania kierunku. Do tego wszystko żurnalia rzuciła się jak sępy na padlinę na podsuniętą im bajkę o radiolatarniach, podczas gdy na radiolatarnie się NIGDY NIE LĄDUJE (taka mała tajemnica między nami lotnikami) lecz jedynie SZUKA LOTNISKA DOCELOWEGO. Tymczasem tego ostatniego nie trzeba było wcale dnia 10 kwietnia 2010 roku robić, bo widoczność była wystarczająca do nawigacji wzrokowej. Krótko mówiąc, jak lotnisko widać, to nie trzeba go szukać. Około Smoleńska panowały tzw. warunki VFR (regularia lotów wzrokowych czyli visual flight rules), więc od razu wiedziałem, że ktoś tu zadaniowuje otumanioną dziennikażerię, aby ta odciągała inteligentnych ludzi od zadawania pytań dosadnych na rzecz badania tematów purenonsensowych. Tematów tak obłąkanych, jak rzekomy "meaconing" i inne fantazmaty wymyślane przez merdające ogonkami z chęci do służenia przy "wyjaśnianiu tragedii", a przy tym ciężko niedokształcone, inżynierostwo i inne tęskniące za inteligencją i doświadczeniem wykształciuchostwo. Przechodzę do meritum. Wyobraźmy sobie na chwilę, że mamy, ty i ja, doświadczenie w sporządzaniu protokołów zdarzeń jak stary śledczy po 30 latach służby. Wiem, że nie jesteś policjantem, drogi Czytelniku. Ja też nie jestem. Ale dla dobra sprawy wyobraźmy sobie to tak: Gdy stary policmajster słucha zeznań świadków, powiedzmy o niemiłym wypadku drogowym, w którym poturbowana została staruszka na pasach, a ci opowiadają mu kwieciście podając do protokołu, że przejechała ją biała ciężarówka, czerwony autobus, żółty motorower, że to wiatr ją nagle przewrócił, a w ogóle to spadła na nią rynna z dachu — to nawet najbardziej cierpliwy śledczy zaczyna w tym momencie podejrzewać, że w tej sprawie coś śmierdzi. A na koniec okazuje się jeszcze, że ciała babci nie ma, bo zapadła się ona do studzienki kanalizacyjnej, w której akurat był silny prąd, no i wicie-rozumicie, spłukało do morza. Poza tym to był dziadek z wnuczkiem, rzecz się działa na chodniku, a nie na jezdni, a pojazdy poruszały się bezgłośnie, jak to we mgle, która jak wiemy tłumi dźwięki. Takie właśnie wrażenie miałem 10 kwietnia, i w następnych dniach. Gdy "rozbijają" się jednocześnie 4 samoloty - każdy o zupełnie innej charakterystyce, na której akurat się znam, i mogę ją odtworzyć, wymodelować matematycznie - to znaczy, że faktycznie nie rozbił się tam ŻADEN, który by nas interesował. Gdy panuje niejasność co do radiolatarni, to znaczy że one nie zostały użyte, wręcz nie istniały fizycznie, albo nie działały W OGÓLE, a w każdym wypadku były nieinteresujące dla przebiegu zdarzeń. Z Okęciem, skąd podobno wystartował samolot rządowy, sprawa jest trudniejsza, bo nie potrafię udowodnić niczego nawet poszlakowo. Co gorsza, z kim rozmawiam o Okęciu, ten robi się nagle skrajnie nerwowy. Nie rozumiem tego zachowania — czy nie chodzi tu o rutynowy start, jakich tam dziennie dwie setki? Przyznam się, że dawno wyszedłem z tzw. układów, aby teraz odszukiwać ludzi, którzy nadal są aktywni w lotnictwie cywilnym, wojskowym, kontroli lotów, czy w Komisji Badania Wypadków Lotniczych, i stąd nierealne jest to, że będę w stanie zbierać kolejne dane do protokołu jak ów opisany wyżej hipotetyczny stary policjant spisujący starannie "nieszczęśliwe zdarzenie drogowe". Zestawienie takie może jednak powstać w oparciu o pracę choćby jednego solidnego śledczego, który pracuje nie po to, aby przykryć i przysypać, lecz aby odtworzyć ciąg zdarzeń, które w dniach 7-11 kwietnia 2010 złożyły się na tragedię, jakiej na Świecie dotychczas nie było. Podsumuję: - rozdzielenie wizyt o 3 dni dawało pełne 2 dni na przeprowadzenie prób i nakręcenie filmów "z miejsca katastrofy"; - dobra współpraca smoleńskich władz z panami Turowskim, Cyganowskim & co. nie była wcale gorsza 8 kwietnia ani 9 kwietnia niż dnia 10 kwietnia; - dokumentacja z lotniska to źródło informacji do późniejszych starannych analiz; gdy jej nie ma, to nie ma tematu. W tym sensie zapewne bardzo pilnowano, by żadna niezależna dokumentacja na bieżąco nie powstawała ani na warszawskim Okęciu, ani na docelowym lotnisku, którym zapewne nie był wcale smoleński Siewierny. To samo się tyczy przypadkowo powstającej dokumentacji. W całej sprawie śledztwa smoleńskiego widać usuwanie wszystkich kompetentnych świadków z drogi, pozbawianie niektórych z nich życia, za to awansowanie nie-świadków. W mediach też brylują łajzy, nie tylko w takiej giewu, bo i w nd, i w rzepie, i w gapolu też trafiają się smętne brednie. Zespół ministra Macierewicza jest na rozdrożu. Może się zdecydować na rozpoczęcie śledztwa od nowa, a może dalej brnąć w zbieranie zdjęć, na których widoczna jest biała ciężarówka, czerwony autobus, żółty motorower, i cegła lecąca z dachu. Niech szef Zespołu decyduje. Ja mu w samym podjęciu decyzji nie pomogę. To sprawa wielkiej wagi dla wielkiego wygi. However... We'll give him some food for thinking, that's what we can do. Na przykład informację o tym, jak prawdopodobne jest ujrzenie "ciała bez głowy na stercie śmieci" na rzekomym pobojowisku urządzonym na płycie lotniska Siewierny, wewnątrz tej rosyjskiej bazy wojennej. (Lekarzy proszę o poprawienie mnie, gdybym teraz powiedział coś nie do końca trafnego) Otóż w katastrofach komunikacyjnych ofiary śmiertelne wypadków tracą stopy, dłonie, rzadziej kończyny. Do oderwania głowy dochodzi najpóźniej. Dedykuję tę informację Zespołowi Parlamentarnemu.
|