Do "wieprzów" - w porę i nie w porę | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
04.06.2013. | |
Do „wieprzów” - w porę i nie w porę
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2839 Komentarz • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 4 czerwca 2013 Ach, jakże trudne jest życie według Ewangelii! Na przykład jest tam przestroga, by nie rzucać pereł przed wieprze, ale jest również zachęta, by błądzących upominać „w porę i nie w porę”. Nietrudno się domyślić, że im więcej wokół wieprzów, tym życie według Ewangelii jest trudniejsze, bo kogóż w końcu upominać „w porę i nie w porę”, jeśli nie „wieprzów” właśnie? Taki jeden z drugim „wieprz” nie wychodzi poza swoją wieprzowatość, poza „wypić i zakąsić” - co w polityce przekłada się na gorączkowe poszukiwanie popularności za wszelką cenę, a więc również - za cenę podlizywania się durniom. A w jaki sposób można podlizać się durniom? Tylko przez pokazanie, że się jest takim samym durniem, jak i oni, a nawet większym. Nie jest żadną tajemnica, że Leszek Miller desperacko walczy z Januszem Palikotem o przywództwo nad zjednoczoną lewicą. Janusz Palikot próbuje podlizać się swoim mocodawcom i wyznawcom demonstrowaniem wrogości wobec chrześcijaństwa, a zwłaszcza - Kościoła katolickiego. Już się apostazjował, więc tylko patrzeć, jak zawrze braterstwo krwi z Belzebubem, zamieniając się z nim tą częścią ciała, jaka w postępowym środowisku jest szczególnie ceniona. Takiego przelicytować trudno, więc Leszek Miller nie ma łatwego życia. Nic zatem dziwnego, że chwyta się każdej okazji - a ostatnio wydało mu się, iż dostarczył mu jej kardynał Stanisław Dziwisz. Powiedział on w kazaniu oczywistą oczywistość - że mianowicie „Kościół przypomina o nadrzędności prawa bożego nad prawem stanowionym” - co Leszek Miller nie tylko uznał za „skandaliczne”, ale nawet wyciągnął z tego wniosek, iż kardynał chciałby, by posłowie „biegali do duchownego przed podjęciem decyzji”. Nie wiem, cóż takiego złego mogłoby się stać, gdyby posłowie przed podjęciem decyzji konsultowali się z różnymi ludźmi, również z duchownymi. Duchowni są ludźmi wykształconymi, często bardzo gruntownie - podczas gdy w przypadku posłów różnie z tym bywa. W rezultacie uchwalają rozmaite buble prawne - a o ich jakości najlepiej świadczy liczba nowelizacji uchwalonych ustaw. Niekiedy bywają one nowelizowane kilka razy do roku - co jest niepodważalnym dowodem, iż nad ustawą pracowały jakieś hebesy bez podstawowego rozeznania w regulowanych materiach. Ja oczywiście wiem, że każdy z posłów jest bardzo zadowolony ze swego rozumu, a cóż dopiero Leszek Miller, który był nie tylko skierniewickim wielkorządcą, ale nawet premierem - ale to samopoczucie nie jest uzasadnione osiągnięciami. Przysłowie mówi - jaki pan, taki kram - a jak wygląda nasz nieszczęśliwy kraj pod rządami Umiłowanych przywódców - każdy widzi. Ale mniejsza już o pożytki z konsultacji - bo znacznie ważniejsza jest „oczywista oczywistość” o której wspomniał kardynał Dziwisz. Nie chodzi przy tym o to, że „Kościół przypomina” - bo to fakt niepodważalny - ale czy przypomina słusznie. Krótko mówiąc - czy rzeczywiście prawo boże jest, a w każdym razie - czy powinno być uważane za nadrzędne nad prawem stanowionym? Minimalny postulat, jaki musimy postawić pod adresem prawa pozytywnego, czyli stanowionego, to wykonalność. Wspomina o tym Antoni de Saint-Exupery, opisując w „Małym Księciu” spotkanie Małego Księcia z Królem. Król wprowadzając swego gościa w arkana sztuki rządzenia zapytał retorycznie: „jeśli rozkażę generałowi, aby jak motylek przeskoczył z kwiatka na kwiatek, albo żeby zamienił się w morskiego ptaka, a generał nie wykona tego, to czyja to będzie wina?” - Waszej Królewskiej Mości - odpowiedział Mały Książę - i słusznie, bo prawo powinno być przynajmniej wykonalne. No dobrze - ale skąd wiadomo, że jest wykonalne? Stąd, że każde prawo, bez względu na to, czego dotyczy, adresowane jest do ludzi - jak mają zachowywać się wobec przyrody nieożywionej, wobec roślin i zwierząt, czy wobec innych ludzi, albo wobec państwa. Wobec tego prawo nie może ignorować tego, jakimi ludzie są - bo w przeciwnym razie może być niewykonalne. A jakimi ludzie są? Nietrudno zauważyć, że właściwości ludzkie wynikają z tego, że ludzie żyją. Zatem podstawową właściwością ludzką jest życie. Warto zauważyć, iż jest to cecha pierwotna względem państwa i prawa - że jest to - mówiąc inaczej - właściwość naturalna, której żaden Umiłowany Przywódca - nawet znacznie mędrszy od Leszka Millera - ani wykreować, ani znieść nie może. Inną właściwością ludzkiej natury jest zdolność do świadomego wybierania. Jest to właściwość ogromnie ważna, bo odróżnia gatunek ludzki od innych gatunków przyrodniczych. Kolejną naturalną właściwością jest zdolność ludzi do wytwarzania bogactwa i dysponowania nim. Właściwość ogromnie ważna, bo bez niej nie byłoby cywilizacji, przynajmniej w znanej nam postaci. Wreszcie naturalną właściwością człowieka jest wrażliwość na piękno - ogromnie ważna właściwość, bo właśnie ona jest źródłem kultury. Ponieważ te naturalne właściwości ludzkie są ogromnie ważne, to jest oczywiste, iż prawo stanowione nie powinno w żaden sposób w nie godzić. Żebyśmy mieli w tym względzie więcej pewności, musimy przełożyć te naturalne właściwości ludzkie na język prawa. Życie przekłada się na język prawa bez problemu. Zdolność do świadomego wybierania w języku prawa nazywa się wolnością, a zdolność do tworzenia bogactwa i dysponowania nim - własnością. Ciekawe - ale wrażliwość na piękno nie jest przekładalna na język prawa. Może to i dobrze? Mamy zatem katalog trzech ważnych właściwości ludzkiej natury, które po przełożeniu na język prawa tworzą katalog PRAW NATURALNYCH: życia, wolności i własności. Oznacza to, iż ten porządek jest, a przynajmniej powinien być w stosunku do prawa stanowionego przez Umiłowanych Przywódców porządkiem nadrzędnym. Ludzie wierzący - a kardynał Stanisław Dziwisz do takich się zalicza - uważają, że te prawa naturalne są dziełem Boga - a zatem - prawem bożym. Ludzie tzw. „niewierzący” w to nie wierzą - ale ten spór nie ma najmniejszego znaczenia dla uznania nadrzędności porządku praw naturalnych nad prawem pozytywnym. Wyjaśnię to na przykładzie. Wyobraźmy sobie, że wszyscy posłowie urodzili się w latach parzystych. I kiedy się zorientowali, że tak się złożyło, uchwalili ustawę, według której majątek obywateli urodzonych w latach nieparzystych podlega konfiskacie i rozdzieleniu miedzy obywateli urodzonych w latach parzystych. Ustawa taka mogłaby być uchwalona jednogłośne, wiec z punktu widzenia procedur demokratycznych byłaby w jak najlepszym porządku - ale z punktu widzenia praw naturalnych w porządku by nie była - bo byłaby oczywiście sprzeczna przynajmniej z dwoma tymi prawami: wolnością i własnością. I WŁAŚNIE DLATEGO w państwie pragnącym uchodzić za praworządne byłaby niedopuszczalna. Tymczasem Leszek Miller sprawia wrażenie, jakby z tego wszystkiego nie zdawał sobie sprawy i myślał, że jak partia wpadnie na taki pomysł, to można ustawowo nakazać by łysych kryć papą. I co by na taką regulację powiedział partyjny kolega Leszka Millera, pan Józef Oleksy? Stanowczo Leszek Miller przesadził w podlizywaniu się durniom, bo nie chce mi się wierzyć, żeby nie zdawał sobie sprawy z tej „oczywistej oczywistości”. Stanisław Michalkiewicz |