Hipoteza z pociskiem powraca | |
Wpisał: Piotr Falkowski | |
22.06.2013. | |
Hipoteza z pociskiem wraca
Piotr Falkowski 22 czerwca 2013 naszdziennik
Sześciu członków komisji badającej katastrofę jumbo jeta sprzed 17 lat chce wznowienia jej prac. Emerytowani pracownicy NTSB (Państwowej Rady Bezpieczeństwa Transportu) przyznają, że nie odnaleziono istotnych części maszyny, która 17 lipca 1996 r. runęła do Atlantyku. Nowe dowody mają wskazywać na to, że przyczyną wypadku, który kosztował życie 230 osób, był nieznanego pochodzenia pocisk. Co spowodowało pożar zbiornika paliwa w centropłacie jednego z największych międzykontynentalnych odrzutowców, czterosilnikowego Boeinga 747, lecącego z Nowego Jorku do Paryża? Oficjalne badanie trwało cztery lata i było najdłuższym i najdroższym w historii lotnictwa cywilnego w USA. Końcowy raport mówi, że przyczyną wybuchu była wadliwa instalacja elektryczna zasilająca moduł klimatyzacji położony pod głównym zbiornikiem z paliwem. Przewody miały się zapalić z powodu przegrzania, do którego doszło, gdy samolot stał wyjątkowo długo przy terminalu lotniska Kennedy’ego. Rzeczywiście odlot opóźnił się, bo czekano na jedną z pasażerek. Załoga najpierw zauważyła nieprawidłowe działanie wskaźników paliwa, ale zanim cokolwiek zdążyła zrobić, potężna eksplozja rozerwała maszynę i w tysiącach części spadła ona z wysokości 4200 metrów do oceanu, zaledwie 12 minut po starcie. Od początku podejrzewano atak terrorystyczny, ekipa FBI prowadziła śledztwo równolegle z komisją techniczną, ale po pół roku poszukiwań agenci nie znaleźli żadnych dowodów zamierzonego działania. Nikt też nie przyznał się do zamachu, a na pokładzie nie było żadnych bardzo znanych osób. Raport z sierpnia 2000 r. mógłby właściwie zakończyć historię lotu nr 800 nieistniejących już linii Trans World Airlines. Zbadano szczegółowo poprzednie loty maszyny, procedury na lotnisku, stan przygotowania załogi, nurkowie przeszukali wybrzeże Long Island w poszukiwaniu szczątków i większość samolotu udało się odtworzyć w hangarze. Wybuch i spadające szczątki widziało wielu ludzi na lądzie (samolot leciał równolegle do brzegu gęsto zaludnionej wyspy), na statkach, a także pilot innej maszyny. Zdawało się, że wszystkie badania wykonano dokładnie i wnikliwie. Wykluczono zniszczenie mechaniczne spowodowane korozją, zmęczeniem materiału czy też eksplozją na skutek nagłej dehermetyzacji bądź złego załadunku. Hipotezę wybuchu bomby wykluczyły zarówno badania szczątków na okoliczność resztek materiałów wybuchowych, jak i zapisy czułych radarów (również wojskowych), z których żaden nie zauważył, by coś zbliżyło się do jumbo jeta. Wybuch musiał powstać od samego paliwa, a nie paliwo zapaliło się od wybuchu – konkludowała komisja. Jej wywody potwierdziła komputerowa symulacja procesu zniszczenia maszyny, której przewidywania odnośnie do trajektorii poszczególnych części zniszczonego kadłuba okazały się wyjątkowo zgodne z rzeczywistym ich położeniem na dnie Atlantyku. Amerykanie przypomnieli sobie o katastrofie 747 rok temu, gdy Federalny Urząd Lotnictwa wymierzył Boeingowi karę 13,5 mln dol. za niewypełnienie zaleceń sformułowanych w raporcie z 2000 r., ale nie zmieniło to oczywiście niczego w obrazie samej katastrofy. Wśród alternatywnych teorii jej przyczyn były oczywiście najrozmaitsze, związane przede wszystkim z możliwymi scenariuszami zamachu. Ale spekulowano także o uderzeniu meteorytu, zabłąkanego pocisku i innych. Jednym z kontestujących oficjalny raport jest Tom Stalcup, współtwórca filmu o locie TWA 800. W środę pokazano jego fragmenty, całość widzowie zobaczą w rocznicę katastrofy, 17 lipca. Okazało się, że realnego kształtu nabrała hipoteza zaliczana do raczej fantastycznych, czyli uderzenia pocisku w kadłub. Niespodziewanie po jej stronie stanęło sześciu byłych członków komisji, którzy postanowili przerwać milczenie. – Nie znaleźliśmy żadnej części samolotu wskazującej na defekt mechaniczny – mówi jeden z nich. Przyznają, że nie wzięto pod uwagę jednego ze źródeł informacji – radaru samej maszyny. Jego zapis został zlekceważony lub ukryty. A pokazuje to, czego nie udało się wykryć z odległości wielu kilometrów. – Nie wiemy, kto wystrzelił pocisk, ale mamy coraz większą pewność, że to był pocisk – mówi Jim Speer ze Stowarzyszenia Pilotów Liniowych. Poza wystąpieniem w filmie Stalcupa sześciu emerytowanych pracowników NTSB złożyło oficjalny wniosek o wznowienie prac komisji. – Tego rodzaju pisma rozpatrujemy w terminie 60 dni – informuje rzecznik urzędu Kelly Nantel. Podkreśla, że bardzo rzadko dochodzi do ponownego badania zdarzenia, którego przyczyny już oficjalnie stwierdzono. – Jednak nasze dochodzenia nigdy nie są zamykane i jesteśmy otwarci na nowe fakty, których komisja nie wzięła pod uwagę – dodaje. Ameryka powoli rozlicza swoje zaniedbania zgodnie z zasadą „lepiej późno niż wcale”, a nam pozostaje liczyć na podobną odwagę kogoś z komisji Millera szybciej niż 17 lat po 10 kwietnia 2010 roku. Tym bardziej że do imponująco zakrojonej skali podjętych przez Amerykanów działań naszym badaczom i ich mentorom z MAK dalej niż ze Smoleńska do Nowego Jorku. Piotr Falkowski |