| Mirosław  Dakowski                                                                                             Ułański błąd  Marszałka Piłsudskiego Czas na jasny  podział   Przed  dwoma laty przeprowadziliśmy w gronie matematyków i polityków ilościową analizę  wieloparametryczną (t.j. uwzględniającą osiem różnych aspektów ideowych,  politycznych i gospodarczych) sytuacji Polski.. Część opisową wyników (niestety  bez wykresów) umieściła mi uprzejmie Myśl Polska (25. I. 98). Tam odsyłam po  szczegóły. Analiza ta wykazuje, że podziały przebiegają wewnątrz wszystkich liczących się partyj politycznych, też wewnątrz  hierarchii Kościoła, wewnątrz różnych ruchów społecznych. Część ludzi  pretendujących do miana "dożywotnich mężów stanu" stoi w tak szerokim  rozkroku, że ... uprzejmie można to nazwać "szpagatem". Niestety nie  udało mi się wtedy umieścić drugiej części artykułu, ukazującej, jak zasada  wyboru najlepszego (w.g. wyborców) kandydata (osoby!) w małym okręgu rozbiła w gruzy (Włochy) dotychczasowe  partie, partyjki i koalicje, a wymusiła powstanie nowych, realnie konkurujących bloków. Tym samym poważnie osłabiła  tam mafie i masonerię. Nie mówię jedynie o jawnie kryminalnej loży Propaganda  Due (P2), lecz także i o Wielkim Wschodzie. M. inn. Wielki Mistrz Wielkiej Loży  Włoch Giuliano di Bernardo - ten sam, co parę lat wcześniej  chciał swe "światła" wprowadzić w  Europie Wschodniej - wycofał się z działalności.Politycznie  we Włoszech powstały dwa bloki: Ulivo i Polo. W Polsce obecnie takimi  naturalnymi blokami byłyby z pewnością: A.  Blok katolicko-narodowo-niepodległościowy, dla którego najwyższą wartością  polityczną jest interes Polski i Polaków, m.inn. mający w programie ukrócenie  przyzwolenia na "rozmywanie" prawdziwych wartości i na rabunek przez  klikę najsprytniejszych, oraz
 B.  Unia między dwiema przenikającymi się grupami: 1) „internacjonalistami” i t.zw.  „socjal-demokratami” spod znaku Marksa (ateistami) oraz 2) grupą zwolenników  rozmycia się narodów w „postępowej Europie”, "humanistów" spod znaku  UE, kielni i synarchii, czyli - „nieznanych mędrców” rządu światowego, jak się  w swej pysze nazywają. Czcicieli "księcia tego świata".
 Dla  obu grup z nurtu B największym wrogiem i przeszkodą jest: w porządku duchowym  Kościół Chystusowy, a w porządku ziemskim - rodzina i państwa narodowe.
 Powinniśmy dążyć do takiej polaryzacji pod jasnych hasłem: "policzmy się!" Policzmy, ilu jest ICH, a ilu  NAS. Zobaczymy, co te bloki mogą realnie zapewnić wyborcom, narodowi. Zadziwia mnie, że część publicystów i działaczy  zgadzających się z powyższą diagnozą jakby nie zauważało możliwości użycia  przez nas w tej walce potężnej broni: sposobu (mechanizmu) doboru elit  politycznych. Skończy się plaga "trzecich sił" o szczytnych  hasłach - lecz bezsilnych. "Ruchy" i "nurty" będą w sposób  naturalny zmuszone do łączenia się.
     "Nie tędy  droga". A którędy?   W  odróżnieniu od A.Horodeckiego (MP z 23. I), nie boję się braku "kandydatów  na polityków reprezentujących dobro narodu i Rzeczypospolitej". Takich  ludzi mamy, takich ludzi znamy, ale brak nam sposobu ich wypromowania. Taki sposób - to wybieranie przez tych,  którzy kandydatów znają (często od pokoleń) t.j. przez mieszkańców tej samej ziemi czy powiatu. Zadziwia dwukrotne przyznawanie przez A. Horodeckiego, że  "JOW jest wyrazem cywilizacji łacińskiej", a z drugiej strony  nawoływanie, że "Nie tędy droga" lub, jak pisze p. Ułański (MP 30. I)  że istnieje (groźna?) "Pułapka ordynacji większościowej". Używając  terminologii Feliksa Konecznego, ordynacja pseudo-proporcjonalna jest przecież  owocem mieszanki cywilizacji  turańskiej (kult wodza obozu) oraz cywilizacji żydowskiej (poprzez socjalizm).  Jest więc skutkiem stanu acywilizacyjnego. Taka predylekcja mogła nie dziwić w  otoczeniu J. Piłsudskiego, ale wśród narodowców??P.  Horodecki proponuje, by "uświadomić polityków, niech nastąpi jeden  podział: za czy przeciw Polsce". Czemu Pan, Panie Andrzeju, nie chce  zobaczyć, że JOW daje właśnie takie narzędzie?  Musimy jednak w tym celu uświadomić Naród (przeszło 28 mln ludzi), a nie  dogadaną między sobą klikę ok. 10 tys. beneficjentów Władzy. Oczywiście JOW to  nie panaceum na wszystkie bolączki, lecz napewno Maczuga na polityków  zakłamanych i żerujących na wbudowanej w system nieodpowiedzialności przed  wyborcą. Mówiąc realnie: "politycy", t.j. ci, co są blisko władzy wolą listę krajową i okręgową, pseudo-proporcjonalność zapewniającą im  dożywocie  - i łatwe  "wkręcenie" do władzy swych potomków czy znajomków (por. określenie  prof. J. Staniszkis "renta władzy"). My - ludzie, wyborcy, wolimy przeegzaminować konkretnego polityka przy każdych  wyborach! Wprowadzenie systemu JOW rozrywa dotychczasowe powiązania  niejawne. Oczywiście - mogą być one odbudowane, ale to zajmie dużo czasu i  sporo wysiłku. Od dojrzałości wyborców i uczciwych polityków zależy, by te  słowa "dużo" i  "sporo" były znaczące.
 Największy  błąd Marszałka   Warto  zastanowić się, czy nasi ojcowie mogli w dwudziestoleciu II-giej  Rzeczypospolitej osiągnąć więcej korzyści dla Polski i dla nas. Tak  wielbiciele, jak i przeciwnicy Marszałka Piłsudskiego (w każdym razie ogromna  ich większość) zgadzają się z tym, że był on polskim patriotą i że kochał  Polskę. Nie miał jednak wysokiego mniemania o zdolnościach Polaków do  samo-rządzenia się. Powtarzał (za Wielopolskim), że dla Polski można wiele  zrobić, lecz we współpracy z Polakami - raczej niewiele.
 Z  lekceważenia umiejętności Polaków, z ułańskiej niefrasobliwości (no i z  pychy)  wynikła brzemienna dla nas w skutki decyzja o sposobie  wybrnięcia z „sejmokracji” panującej w pierwszych latach II Rzeczypospolitej.  Skutkiem decyzji Piłsudskiego był krwawy przewrót z maja 1926 roku. Z jednej  strony kosztował on życie prawie czterystu młodych Polaków, a z drugiej był  przyczyną powstania rządów jednej grupy - „bezpartyjnej partii” - BBWR. Tę  nielogiczną groteskę próbowano małpować jeszcze przed paru laty. Po roku 1926-tym  zamiast bałaganu sejmokracji powstały rządy co prawda stabilne, ale ułatwiające  wzrost klik i „układów nieformalnych”. Dla nas, Polaków na przełomie  tysiącleci, jest najważniejsze, iż życie polityczne współczesnej Polski jest  zarażone obiema powyższymi chorobami. Tak sejmokracją i nieodpowiedzialnością  „koalicji”, jak i mafijnością. Czyżby Nabyty Brak Odporności ?  NIE:
 Gdyby  Marszałek bardziej wierzył w rozum swoich uczciwych doradców, czy w rozsądek  Polaków, to zrozumiałby na czas, że sposób doboru elit politycznych narzucony  przez socjalistyczną, „postępową” konstytucję marcową był receptą na rozdrobnienie nurtów politycznych.  Narzucono tam przecież naszym ojcom i dziadom „ordynację proporcjonalną”,  sztuczny twór socjalistów belgijskich sprzed (wtedy) pół wieku.
 Czy  człowiek światły i uczciwy mógł nie widzieć, że prowadzi to w sposób  nieunikniony do rozdrabniania nurtów politycznych na partie, partyjki, ruchy i  odłamy? Ano, jak widać, mógł!
 Gdyby  Józef Piłsudski w maju 1926 r. wymusił zmianę ordynacji wyborczej do Sejmu na  znaną już wtedy od 150-ciu lat ordynację z jednomandatowymi okręgami wyborczymi  [por. IV Księga Pana  Tadeusza, „Daj kreskę Dowejce”] - JOW,  to spowodowałby tym samym powstanie dwóch  stabilnych obozów (raczej partii) politycznych. A chyba o stabilne rządy  rzetelnych patriotów mu w rzeczywistości chodziło. Najpewniej byłby to obóz  socjalizująco-równościowy oraz partia narodowa. Partie te musiałyby mieć wewnętrznie spójne programy - i musiałyby je realizować (po ewentualnym  wygraniu wyborów). Zostaliby do tego zmuszeni wszyscy politycy, włączając w to  tak mężów stanu, jak i t.zw. „intrygantów” i „warchołów”. Nie wchodzę w to, czy  były to epitety słuszne. Stwierdzam tylko, że przy ordynacji jednomandatowej nie opłaca się posłom, ani partii  będącej u władzy nie spełniać swych  obietnic przedwyborczych. Po drugie: partia rządząca na skutek wyboru poprzez  JOW nie ma kuli u nogi w postaci „koalicjanta”, z którym musi zawsze zawierać  „kompromisy”. Taka choroba (bardzo groźna dla społeczeństwa) trafia się zaś  zwykle w państwach niby-demokratycznych na skutek wyborów  pseudo-proporcjonalnych. Jest też wygodną wymówką dla nieuczciwych, małych  polityków: Powoduje możność  lekceważenia swych programów przedwyborczych przez partię u władzy, czyli jest przyczyną nie-rządu.
 Światowe  doświadczenie krajów zdrowej demokracji pokazuje, że wyborcy po jednej czy  dwóch kadencjach zniechęcają się do partii u władzy, co przy następnych  wyborach większościowych powoduje odmianę. Wystarczy do tego jednak jedynie  zmiana poparcie z np. 53 % na 47%, a „nowa” partia u władzy już uzyskuje większość zdolną do wyłonienia stabilnego  rządu. I stoi przed koniecznością spełnienia klarownego, jednoznacznego programu. Nic więc dziwnego, że kliki partyjne  mające na celu wyciągniecie największych korzyści osobistych tak lubią mętną  wodę „umów koalicyjnych” i zwalania przyczyn swych klęsk gospodarczych czy  społecznych na „koalicjanta”, A nieczysty „kompromis” z koalicjantem musi się pojawić przy ordynacji  pseodo-proporcjonalnej.
 Gdyby  w latach 20-tych wprowadzono w Polsce ordynację JOW, to w partiach powstałych  na podstawie takich mechanizmów doboru, ogromna rolę graliby działacze terenowi, powiatowi, a nie  „oficerowie legionowi” (zresztą cudownie wtedy, na początku lat trzydziestych,  rozmnożeni). Istniała szansa: gdyby Marszałek w dziesięcioleciu po 1925r. znał  te cechy ordynacji Jednomandatowej i ją wprowadził, to każda „ziemia” czy  powiat mogłyby wystawić najlepszego ze swych reprezentantów. Polska pod koniec Drugiej Rzeczypospolitej byłaby na  pewno zdrowsza, silniejsza i ... łatwiej przeżyłaby następne kataklizmy  narzucone nam z zewnątrz.
 Obecna  sytuacja Polski i Polaków jest na pewno o wiele bardziej krytyczna, niż w  latach 30-tych. Konieczne jest więc, byśmy dołożyli wszystkich sił, by tego największego błędu Marszałka nie  powtórzyć. Jesteśmy dojrzalsi o trzy pokolenia, uczmy się na cudzych błędach oraz w bibliotekach i w dyskusjach.  Pozatem  - bądźmy pokorniejsi.
 Ciężkie  milczenie mediów na temat Jednomandatowych Okręgów Wyborczych świadczy o tym,  że ośrodki decydujące o czym mówić wolno i należy, boją się poruszenia sprawy  JOW. Zażenowana bierność polityków znajdujących się już w sejmie czy senacie w  czasie targów,  przepychanek i intryg  związanych z wymuszoną przez „reformę administracji” zmianą ordynacji źle  Polsce wróżą. Świadczą o tym, iż kto już doszedł do władzy, to stara się przy  niej pozostać, nawet kosztem niespełnienia swych programów i obietnic  przedwyborczych. Nadzieja w działaczach młodych, rzutkich i z doświadczeniem  samorządności terenowej. Inaczej „warszawka”, czy jak te samozwańcze i  samo-podtrzymujące się „elity polityczne” nazwać, nas dobije. Ruch oddolny może  sytuację zmienić.
 Szarża ułańska  - ale czy z głową?   Po  napisaniu tego tekstu przeczytałem (MP, 30.I) artykuł "Pułapka ordynacji  większościowej". Sprostuję jedynie parę nieporozumień1)  Ruch na rzecz JOW działa od ośmiu lat, a nie dwa lata. Był w większości mediów  przemilczany. Zebraliśmy ok. 200 tys. podpisów pod żądaniem referendum w  sprawie Ordynacji. Zbieraliśmy je jednak głównie nie po to, by wymusić  referendum, lecz by przy zbieraniu dyskutować i przekonywać ludzi, wyborców.  Oraz by nawet sprzedajni żurnaliści (a jest ich niemało) byli zmuszeni uznać tę  dyskusję za "News" godzien przedstawienia. Zaś "band wagon  effect" (czyli nacisk opinii) spowoduje wtedy, że zagrożeni  "emeryturą" politycy przypomną sobie, iż w programach przedwyborczych  obiecywali wprowadzenie JOW.
 Odniosę  się do kolejnych punktów w artykule p.Ułańskiego.
 Ad  pkt.1 u Ułańskiego. Tak w mych audycjach w Radio Maryja, jak i w dziesiątkach  wystąpień publicznych w Polsce (w 1997r) przeciw projektowi obecnej konstytucji  wskazywałem (a obecnie wskazuję skutki!) tej strasznej zasady  nieodpowiedzialności posła przed wyborcą. Bo... właśnie JOW taką odpowiedzialność wymusza.
 Ad  2. Nie powinno nam tak zależeć na istnieniu "posłów niezależnych". Za  to zasada JOW rozbije obecne,  sztuczne partie karierowiczów, a powstaną nowe partie, zgrupowane w naturalne  dwa bloki . Jakie  - opisałem powyżej.
 Ad  3. Kandydat do sejmu J. Buzek otrzymał 1488 głosów na prawie milion  uprawnionych. Czyli jeden wyborca na ok. 760-ciu dał się do Jego osoby  przekonać. Rzeczywiście, J.B. wszedł z listy krajowej. Ale z list okręgowych  (partyjnych ) też wchodziły  miernoty. W  poprzednim sejmie (akurat te dane mam pod ręką) "naszym  reprezentantem" został jakiś człek ("socjolog z Mosiny"), który  otrzymał 640 głosów na prawie milion uprawnionych, inny  "przedsiębiorca"  - 711 głosów  na prawie milion. Zasada JOW obala obie  anomalie - obie listy partyjne.
 Ad  4. Nie jestem zwolennikiem "sprawiedliwego" rozdrobnienia partyjnego  - to pułapka myślenia socjalistycznego. Najlepsi (a nie najbardziej krzykliwi!) z każdego bloku (t.j. narodowego i  kosmopolitycznego, jak sądzę) będą walczyli o wyborcę. Przykład Kanady i rządzącej kiedyś partii premiera Mulroney'a (o  przydomku "Lying Brian") opisany jest w "Otwartej Księdze"  Lazarowicza i Przystawy. Po szczegóły odsyłam do tej książki. Partia  Konserwatywna (Briana), która miała 157 mandatów w 290-osobowyn parlamencie, po  ujawnieniu oszustw, w nowych wyborach otrzymała tylko jeden mandat. Czy to "niesprawiedliwe"? Może, ale  jakże skuteczne. Pozatem: JOW zapewnia  stabilny rząd bez koalicji ani "kompromisów". Zapewnia odpowiedzialność  tak posła, jak i rządzącej partii. A tego nam bardzo potrzeba. JOW  zdyscyplinuje "działającą w rozproszeniu opozycję". Jestem  doświadczalnikiem, nie marzycielem. Znów odsyłam do "Otwartej Księgi"  - do analizy sytuacji we Włoszech. I do artykułu J.Przystawy na Konferencji w  Nysie. Warto to przedrukować. Tam są dane,  a nie gdybania ani insynuacje.
 Ad  5. Luudzie! Co ma wspólnego mechanizm wyborów na prezydenta (w okręgu o 28.4  milionach uprawnionych) z wyborami w okręgu o 58 tys. uprawnionych? Toć w  pierwszym wypadku można (trzeba!) wydać miliony dolarów na propagandę, na  odchudzenie delikwenta, na pomalowanie mu buzi na brązowo i na nauczenie  zgrabnego recytowania sloganów. Co za praca, szczególnie, jeśli kandydat jest  głąbem. W okręgu do sejmu (58tys.) ludzie widzą kandydata i naprawdę go znają. Co do szans komunistów: W parlamencie włoskim  weszło (z JOW) tylko 8-miu komunistów na 630 miejsc w Camera! Reszta (z Massimo  d'Alemą) weszła z 25% "proporcjonalnych" miejsc... Jeśliby zaś np.  Balcerowicz wyeliminował Krzaklewskiego, to byłaby przecież ulga dla Polski,  prawda? Lepszy jeden taki, niż dwóch.
 Ad  6 i 7. Tak, musimy zmienić konstytucję! Jeśli Naród zobaczy, w czym jej  największa wada, i da temu wyraz, to i "pseudo-proporcjonalni"  posłowie ją zmienią, by się starać u władzy utrzymać. Ale władza nie będzie już  organicznie zrośnięta z bezkarnym rabunkiem i kłamstwem... Będzie władza i odpowiedzialność.
 Na  zakończenie propozycja: Może insynuacje, n.p. że "promowanie JOW ma (...)  za zadanie odwrócić uwagę od niebezpieczeństwa likwidacji w najbliższym czasie  Rzeczypospolitej jako suwerennego państwa" (A.H.) pomińmy? Pozatem: Ułan  to nie rycerz średniowieczny, powinien więc walczyć z otwarta przyłbicą,  szczególnie, że nie ma do czynienia z podstępnym, cynicznym wrogiem, lecz z  lojalnym sojusznikiem. Zorganizuj, o Naczelny MP, dyskusję redakcyjną, o  najlepszym sposobie doboru Elit Politycznych ! Niech to się stanie podstawą  szerokiej dyskusji narodowej.
 Nie  powtarzajmy - cudzego - grzechu pychy ani tchórzostwa.
 Uczciwe  i odważne elity w Polsce istnieją. Oby pojawiły się w parlamencie.
 |