Łódź potiomkinowska | |
Wpisał: Izabela Brodacka Falzmann | |
24.06.2013. | |
Łódź potiomkinowska
Izabela Brodacka Falzmann Sobotę i niedzielę spędziłam w Zgierzu. Pastorem w Zgierzu był stryjeczny dziadek mego męża Aleksander Falzmann, który zginął w Dachau tylko dlatego, że choć był z pochodzenia Niemcem uważał się za Polaka. Jego rodakom, Niemcom to wystarczyło, żeby go okrutnie torturować i zamordować. Zainteresowanych odsyłam do Wikipedii.
Każdorazowa wizyta w Zgierzu jest dla mnie ciężkim przeżyciem ze względu na Łódź. Łódź kojarzy się wszystkim z Manufakturą i ulicą Piotrkowską. Manufaktura to rzeczywiście pięknie odrestaurowany zespół fabryczny Izraela Poznańskiego. To współczesna świątynia Bogini Konsumpcji - dla plebsu. Atmosfera gigantycznego odpustu. Ryk kiepskiej muzyki, wata cukrowa, galerie handlowe, tłumy, które tu świętują niedzielę. Chciałoby się za Petroniuszem powiedzieć „ pocą się i cuchną” ale to nie jest prawda. Do zawrotu głowy pachną różnymi dezodorantami, spędzają całe godziny przed ołtarzami markowej odzieży, popijają piwo w ogródkach. Plastikowa elegancja, tandeta. Esencja tego miejsca to kwiaty sztuczne , które wyglądają jak żywe i kwiaty żywe, które wyglądają jak sztuczne. Ulica Piotrkowska to typowa wieś potiomkinowska. Odmalowane fasady mieszczą banki, sklepy i kawiarnie ale wystarczy wejść do jakiejkolwiek bramy czy na wewnętrzne podwórko żeby znaleźć się na innej planecie. Tego nie da się opisać. Takiej nędzy nie widziałam chyba nigdy. Opróżnione z lokatorów czynszówki straszą ślepymi oknami. Władze miasta skazały je na zniszczenie, a ludzi na wymarcie. Liczą, że po wyburzeniu domów będą mieć dochód ze sprzedaży gruntów. Wśród niszczejących domów są wspaniałe zabytki architektury tamtych czasów. To wszystko przetrwało PRL w nienajgorszym stanie. Zabójcze stało się dla tego miasta ostatnie dwudziestolecie. Wydaje się, że nie ma już dla niego ratunku. Jeszcze kilkanaście lat temu wystarczyło sprzedać tanio mieszkania lokatorom i na pewno staraliby się je wyremontować. Teraz koszty ewentualnych remontów przekraczają możliwości jakiejkolwiek lokatorskiej wspólnoty. Wczoraj po raz pierwszy od 40 lat widziałam krzywiczne dziecko z wygiętymi w łuk nóżkami. W zaułkach i bramach siedzą otępiali ludzie, ze spuchniętymi od alkoholu, nieobecnymi twarzami. W oknach suszą się brudne szmaty i wietrzą poduszki. Wszędzie dojmujący brud. W sąsiednim Zgierzu sytuacja jest trochę lepsza. Natomiast zabytki też niszczeją bezpowrotnie. Świetnym przykładem jest kolonia domków tkaczy. Sprowadzeni tu w XIX wieku jako osadnicy dostawali od miasta za darmo teren i materiał budowlany. Byli też zwolnieni od podatków. Po wojnie domki służyły jako mieszkania socjalne dla marginesu społecznego. Rotacja lokatorów powodowała straszliwą dewastację tych domków. . Kilka z nich wyremontowano za straszliwe sumy, rzędu 1.5 miliona euro na jeden. Miasto otrzymało na ten cel pieniądze z Norwegii. Niestety wyremontowane domki nie są w stanie na siebie zarobić. Nie ma chętnych na dzierżawę. Gdyby przekazać pozostałe domki za darmo lokatorom wyremontowaliby je z własnych funduszy. Nikt z lokatorów nie będzie jednak inwestował sił i środków w niepewny interes. Miasto zachowuje się jak pies ogrodnika. Co chwila jakiś domek się rozpada i dla lokatorów trzeba szukać pomieszczeń zastępczych. Zbyt późno doceniono ich walory zabytkowe, a i tak miasto nie jest w stanie udźwignąć kosztów rewitalizacji tych wspaniałych zabytków drewnianej architektury. Dopiero wizyta w takim jak Łódź mieście pozwala ocenić stan zapaści kraju. Puste witryny z napisami: „ do wynajęcia”, obdarci ludzie na ulicach. I jak zwykle propaganda sukcesu. Prezydent miasta chwali się na plakatach jego rewitalizacją. W zestawieniu ze stanem kamienic na których wiszą te plakaty brzmi to jak parodia. |