Portki w dół, kiecki do góry!
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
26.06.2013.

Portki w dół, kiecki do góry!

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2857

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    26 czerwca 2013

Kongres Lewicy nie przyniósł przełomu - a przełom mógłby się objawić w postaci rozstrzygnięcia kwestii przywództwa zjednoczonej lewicy. Miller, czy Kwaśniewski z Palikotem? Bez tego zaś alternatywa polityczna wobec Platformy Obywatelskiej ciągle nie jest gotowa, więc po powrocie ministra Rostowskiego ze spotkania Klubu Bilderberg, Donald Tusk mógł wreszcie ogłosić swoją suwerenną decyzję, że z kandydowania na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej nici. Już tam starsi i mądrzejsi mają lepsze kandydatury od naszego premiera, który chyba będzie musiał wypić kielich goryczy do końca.

Kongres Lewicy nie przyniósł przełomu, co pokazuje, że sytuacja patowa zapanowała także wśród bezpieczniackich watah. Wskazuje na to również nieobecność wszystkich trzech byłych prezydentów - chociaż oczywiście każdy wymówił się jakimś innym powodem. Generał Jaruzelski - jak zwykle choreńki, chociaż zauważył, że jego obecności na Kongresie towarzyszyłby „specyficzny akompaniament oburzenia”, co oczywiście miałoby „uderzać w lewicę”. Pragnąc oszczędzić jej tych ciosów, wolał posiedzieć w domu. Lech Wałęsa z kolei, swoim zwyczajem był „za, a nawet przeciw” - jednak wolał wyjechać za granicę, podobnie jak i Aleksander Kwaśniewski, który pewnie znowu gdzieś lobbował. Przysłał tylko list, z którego wynikało, że „Polska potrzebuje zjednoczonej lewicy, jak powietrza”. Jestem pewien, że miał na myśli tak zwane powietrze morowe - bo czyż lewicę można kojarzyć z jakimś innym?

Zauważył to jeszcze w latach 70-tych Ryszard Kapuściński, który podróżując po świecie napisał w pewnej dedykacji, że z kraju, w którym gorąco, pozdrawia mieszkańca kraju, w którym duszno. W tej sytuacji nawet słynny filozof Jan Hartman nie potrafił doradzić lewicy nic bardziej oryginalnego, jak więcej państwa w gospodarce, no i oczywiście każdemu wszystko za darmo - a na dodatek pół litra do obiadu.

Wobec tak oszałamiających perspektyw pozostawało już tylko po staremu odśpiewać „Międzynarodówkę”, po czym wielka nadzieja białych, to znaczy - oczywiście czerwonych, czyli Krzysztof Gawkowski, wzorem Władysława Gomułki co to pod koniec każdego zjazdu PZPR wzywał: „a teraz do pracy i do walki, towarzysze!” - kazał zakasywać rękawy oraz zdejmować krawaty i marynarki. Czemu tylko krawaty i marynarki? A portek, to nie łaska? „Podatki w dół i portki w dół” - nawoływał podczas „Ciemnogrodu” Wojciech Cejrowski, za co strasznie oburzyła się na mnie „Gazeta Wyborcza”, najwyraźniej przypisując mi monopol.

Swoją drogą, to środowisko „GW” musi skrywać w portkach jakieś szalenie wstydliwe zakątki, skoro tak alergicznie reaguje na każdą propozycję ich spuszczenia. Ciekawe, co to może być?

Ale chociaż Kongres Lewicy nie przyniósł przełomu, operacja stopniowego zwijania parasola ochronnego nad Platformą Obywatelską jest kontynuowana. Wskazuje na to choćby publikacja „Newsweeka” kierowanego przez słynącego z żarliwego obiektywizmu redaktora Tomasza Lisa o zakupach, jakie z partyjnych pieniędzy poczynili działacze PO. Okazuje się, że nowa, świecka tradycja zapoczątkowana w 1992 roku przez premiera Waldemara Pawlaka, utrwaliła się wśród Umiłowanych Przywódców na dobre. Waldemar Pawlak, który do godności premiera został wysunięty podczas tzw. „nocnej zmiany”, czyli przygotowań do obalenia rządu premiera Jana Olszewskiego i - jak pamiętamy - głośno przepowiadał sobie wyznaczone zadania („czyszczę sobie MSW”) - jeszcze przed objęciem stanowiska obsprawił się od stóp do głów.

A ponieważ - jak powiadają wymowni Francuzi - „l’appetit vient en mangeant”, co się wykłada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to odkąd na podstawie ustawy o finansowaniu partii politycznych z budżetu, czyli z pieniędzy zrabowanych podatnikom, każdy Umiłowany Przywódca może sobie pysk umoczyć w melasie - obsprawiają się, a także piją i zakąszają coraz wytworniej. Jak garniturki - to od Armaniego. Żaden też nie tknie „szampana i owoców” - jak za komuny nazywano wódkę i ogórek, tylko zalewają puste łby wyszukanymi winami, pociągając wonne cygara. Ja im tego nie żałuję tym bardziej, że w ten właśnie sposób nasze demokratyczne państwo prawne „urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej”, która, jak wiadomo, polega na tym, że kiedy król się napije, to i poddanym gaśnie pragnienie - chociaż nie ukrywam, że chętnie bym się dowiedział, co za moje podatki kupił sobie taki, dajmy na to, pan poseł Stefan Niesiołowski - czy skarpetki, czy może kalesony? Dlaczego akurat on? A bo nieustannie albo się z kimś pieniaczy, albo komuś wygraża niezawisłym sądem, a po drugie - podczas ostatniego przesłuchania u „Stokrotki”, która też traktowała go już bez dawnej rewerencji, przez co w jego oczach gościł wyraz zdumionego rozżalenia, podobnie jak podczas „nocnej zmiany” - wyraz bojaźliwej gotowości - więc podczas wspomnianego przesłuchania już tylko próbował licytować się w różnicy łajdactwa z PiS-em, wytykając mu wydatki na ochronę prezesa Kaczyńskiego - ale czy kupił sobie skarpetki, czy kalesony - nie powiedział.

A czyż podatnikom taka informacja się nie należy? Czyż oni nie mogą mieć satysfakcji, że takiej na przykład posągowej pani posłance Kidawie-Błońskiej zafundowali tzw. fond de toilette - jak kiedyś z francuska nazywano majtki i inne frywolne intymności? Skoro Umiłowani Przywódcy już muszą robić te wydzierki, to niechże się ich nie wstydzą, przeciwnie - niech się nimi chlubią i na przykład podczas sejmowych przemówień spuszczą portki w dół, albo przeciwnie - podkaszą kiecę, by pochwalić się najnowszymi nabytkami. W ten sposób zrealizowane zostaną leninowskie normy życia partyjnego, a przede wszystkim - zacieśniona więź z masami, która najwyraźniej znowu nam się rozluźniła, wskutek czego Kongres Lewicy nie przyniósł przełomu.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.