Logika zwycięzców, logika pokonanych. "Nazi ojcowie, nazi matki" a Gietrzwałd
Wpisał: Ewa Polak-Pałkiewicz   
01.07.2013.

Logika zwycięzców, logika pokonanych

 

Matki i ojcowie”; Nas Bismarck nienawidził namiętnie”, ale: umarł jako katolik; ...Maryja przychodzi w Gietrzwałdzie jako Królowa Aniołów i Królowa Polski. 

by Ewa Polak-Pałkiewicz in do-biednych-niemcow 10.06.2013

 

[W oryginale tyle ważnych, pięknych reprodukcji, iż zachęcam do nie- czytania Poniższego, lecz udania się od razu do-biednych-niemcow . Poniższe dla tych, co wolą literki od wrażeń, md]

 

 

Po niemieckim serialu telewizyjnym ”Matki i ojcowie”

W czasie ostatniej wojny byliśmy jedynym krajem okupowanym przez Niemców, w którym „tubylców” (Polaków) za ukrywanie Żydów karano śmiercią. 

Czy ten fakt nie mówi wszystkiego o intencjach tych, którzy rozpętali tę wojnę? 

A jednak kara śmierci nie okazała się wystarczającym zabezpieczeniem. Polacy uratowali tysiące Żydów. Ratowanie Żydów pod groźbą utraty życia – bez możliwości apelacji, bo niemieckie wyroki były wykonywane natychmiast - zjawisko o skali nie mającej odpowiedników w świecie, to największe świadectwo o tym, że Chrystus Ukrzyżowany jest dla Polaków Bogiem. Realizatorzy serialu „Matki i ojcowie” z tymi faktami sprzed zaledwie siedemdziesięciu lat mają duży problem. Dlaczego? Czyżby za mało było źródeł historycznych?

Siostra Teresa Benedykta od Krzyża, przed wstąpieniem do Karmelu znana w świecie akademickim Wrocławia jako Edyta Stein, była wybijającą się uczoną, zajmowała się filozofią. Niemcy uśmiercili ją w 1942 roku w obozie Auschwitz – II Birkenau wraz z jej siostrą Różą, także karmelitanką i bratem Wolfgangiem, franciszkaninem.

W miarę rozwoju wydarzeń w Niemczech hitlerowskich, będąc pewna rychłej swojej śmierci, przyszła święta karmelitanka napisała w  duchowym testamencie: 

Już teraz przyjmuję z radością śmierć, którą Bóg dla mnie przeznaczył, z całkowitym poddaniem się Jego najświętszej woli. Proszę Pana, żeby zechciał przyjąć moje cierpienie i umieranie ku swej chwale i uwielbieniu, w intencjach Najświętszego Serca Jezusowego i Niepokalanego Serca Maryi oraz w intencjach Kościoła świętego, jako zadośćuczynienie za niedowiarstwo narodu żydowskiego, aby Pan został przyjęty przez swoich, aby Jego królestwo przyszło w pełnej chwale, za zbawienie Niemiec i pokój na świecie, wreszcie za moich bliskich, żywych i umarłych, i za wszystkich, którzy ofiarowali mi Boga, aby nikt spośród nich nie doznał zguby

Niestety, ci którzy byli uczestnikami Mszy św., podczas której dokonana została beatyfikacja siostry Teresy Benedykty od Krzyża (1 maja 1987 roku), nie usłyszeli w homilii, za co oddała życie Edyta Stein. Grzech niedowiarstwa żydów, który stał się przyczyną, iż Chrystus nie został przyjęty przez swoich, został w tej wypowiedzi przez Jana Pawła II pominięty.

Wydźwięk całości pozwalał przypuszczać, że grzechem, za który chciała wynagrodzić przyszła święta były okrucieństwa nazistowskich oprawców. Ofiara siostry Teresy Benedykty została sprowadzona do aktu solidarności z cierpiącym narodem żydowskim, z którego wywodziła się Edyta Stein (por. ks. Patrick de la Rocgue FSSPX, „Papież Asyżu”).  

Za zbawienie Niemiec… 

„Moja tęsknota do prawdy była moją jedyną modlitwą”, to zdanie opisujące stan ducha niemieckiej uczonej, z pochodzenia Żydówki, Edyty Stein, tuż przed nawróceniem na katolicyzm, zostało znalezione w jej zapiskach. 

Niektóre fakty z historii są tak niewygodne i tak dręczące pamięć oraz sumienie tych, którzy chcieliby wszystkie powikłane ścieżki swoich narodów z przeszłości ukazać jako drogi pełne chwały, że po dziś dzień nie tylko propagandowe wydawnictwa, czy produkty wytwórni filmowych – jak ostatni serial niemieckiej telewizji „Matki i ojcowie” – ale nawet niektóre wypowiedzi ludzi Kościoła noszą ślady ukrywania ich. 

Nie nazywanie grzechu niedowiarstwa żydów grzechem stało się możliwe, gdy zadeklarowana  została  podczas ostatniego soboru wspólna płaszczyzna duchowa  religii monoteistycznych (Deklaracja „Nostra aetate”).

Zaś w Deklaracji biskupów niemieckich o stosunku Kościoła do judaizmu (z 28 kwietnia z 1980 roku) zaznaczono, że tą wspólną płaszczyzną chrześcijaństwa i współczesnego judaizmu stanowi „obietnica mesjańska”, którą przyniósł na świat Jezus z Nazaretu. Wraz z Nim dotarła ona do „świadomości i dążeń narodów”. Biskupi niemieccy dodają: „Świat nie chce się już kręcić w kółko, zwraca się ku przyszłości i zważa na cel. Mesjańska wiara kieruje go ku przyszłości, zwiastując mu nadejście Zbawiciela Izraela i pozostałych narodów”. A następnie precyzują: „Jezus Chrystus, ze względu na swoje żydowskie pochodzenie, podarował chrześcijańskiemu światu bogate dziedzictwo duchowe, zaczerpnięte z bogatych tradycji religijnych swego narodu, wskutek czego chrześcijanin jest  >duchowo powiązany z potomstwem Abrahama<”.

Zbawiciel świata został uznany przez hierarchów Kościoła katolickiego w Niemczech za krzewiciela żydowskich tradycji religijnych, a nie Syna Bożego objawiającego światu pełnię prawdy o Bogu, zapowiedzianą w Starym Testamencie

Ta mesjańska nadzieja, o której piszą biskupi niemieccy ma mieć swoje spełnienie wyłącznie w doczesności! Jej wykwitem ma być „sprawiedliwy świat” i „doskonały pokój dla całej ludzkości”. 

W czasie spotkania z przedstawicielami społeczności żydowskiej w Moguncji, w tym samym 1980 roku, Jan Paweł II wyraził życzenie, by omawiana Deklaracja biskupów – której zasadniczym przedmiotem jest takie określenie Kościoła katolickiego jakby był z natury swej w pełni usposobiony do współpracy ze współczesnym judaizmem – „stała się dobrem duchowym wszystkich katolików w Niemczech”. 

Być może również gdzieś tutaj leżą głębsze przyczyny beztroskiego podejścia realizatorów niemieckiego serialu „Matki i ojcowie” do prawdy historycznej. Do prawdy o niewygodnych dla nich faktach z ostatniej wojny, które miały miejsce na ziemiach polskich okupowanych przez ich rodaków, a których bohaterami byli polscy katolicy. Ludzie prości, inteligencja, artyści, ziemianie, siostry zakonne, księża. Również Polacy z oddziałów AK. Wszyscy, którzy przeciwstawiali się rasistowskiemu prawu eliminacji Żydów wprowadzonemu przez okupantów, którzy to prawo ignorowali, a których niemieccy reżyserzy kwalifikują dziś, za przyzwoleniem własnej opinii publicznej, jako „antysemitów”. 

Gdy polscy katolicy oddawali życie nie tylko za współrodaków, ale także za Żydów, wyznawców innej religii, byli nieświadomi, w jaki sposób wkrótce – a mianowicie podczas modernistycznej katastrofy w połowie XX stulecia, jaką stał się sobór – zostanie zredefiniowana ich wiara. 

Rodzina Ulmów z Markowej – wszyscy zamordowani za ratowanie Żydów [fot. w oryg. ]

 Wtedy, podczas okupacji niemieckiej nie przyjmowali do wiadomości – bo katolik nie jest tego w stanie uczynić – że groźba śmierci, ten niesłychany moralny szantaż ze strony najeźdźców – mógłby zmusić ich do postawy sprzecznej z tym, czego uczył ich katechizm, co przekazywały im matki: Nie kłam, nie zabijaj, nie mów fałszywego świadectwa… A więc również: nie uczestnicz w żaden sposób w kłamstwie, w zabijaniu, w rzucaniu oszczerstw. Nie patrz na nie obojętnie. Zadawanie śmierci Żydom przez Niemców, tylko dlatego, że są Żydami, a więc – z nienawiści do nich – nosiło cechy swoistej duchowej prowokacji wobec Polaków. De facto było próbą wymuszenia na Polakach, by wyrzekli się swojej wiary. Bo tym właśnie byłoby przyjmowanie zbrodni dokonywanej na Żydach obojętnie. Bez reakcji, bez protestu. Tak często egzekucje pomagającym Żydom odbywały się publicznie, wprost na ulicy, przed domem, w którym mieszkali… Właśnie tu, w Polsce, gdzie Żydów było, spośród wszystkich państw europejskich, najwięcej, bo tu czuli się zawsze najlepiej i najbezpieczniej. Mieli tu być mordowani masowo, spektakularnie, na oczach cywilów, dzieci i dorosłych, mieli być wywożeni do obozów wznoszonych na polskiej ziemi i tam zagazowywani, z powodu przyjęcia przez niemieckich najeźdźców obłędnej rasowej ideologii i nakreślenia obłędnych rasistowskich ustaw, które nazwali prawem.  

Na współudział – bierny czy czynny – w podobnej zbrodni wiara katolicka nie zezwala. Ze względu na miłość Boga i Jego prawo. Ludzie to nie pluskwy, które trzeba wytępić. Tak uczy Chrystus, tak nakazuje chrześcijaństwo. 

I to był właśnie w czasie ostatniej wojny ten największy duchowy skandal. Skandal również polityczny – na cały świat. Bowiem Polacy – ogromna ilość przedstawicieli naszego narodu, od wielu lat ośmieszanego i lekceważonego przez światową opinię z powodu swego katolicyzmu, oskarżanego o zacofanie, prowincjonalizm, głupotę i lekkoduchostwo - nie ulegli  demonicznej zasadzce. Nie dali się sprowokować – nie zajęli postawy biernego tylko, lękliwego spoglądania na rasistowskie zbrodnie popełniane na Żydach, by się nie narażać, by ocalić własne życie. To było największe świadectwo we współczesnej historii świadomego przyjęcia Krzyża, pójścia za Zbawicielem. Świadectwo wiary katolickiego narodu, świadectwo, którego świat nie chciał uznać.

Dowodem, że tzw. międzynarodowa opinia postanowiła odrzucić prawdę o bohaterstwie Polaków ratujących Żydów w czasie wojny, stały się fałszywe pogłoski roznoszone zaraz po wojnie po całej Europie i obu Amerykach z wielkim wrzaskiem – o „pogromie kieleckim” w 1946 roku, rzekomo autorstwa polskich katolików. Obraz „polskich antysemitów” był potrzebny  mediom, by ów wojenny czyn doskonałej miłości Boga – ukrywanie, ochrona i wszelaka pomoc udzielana masowo Żydom – zabrudzić, znieważyć, przykryć ordynarnym kłamstwem i potwarzą.

Czynili to ci, którzy tak bardzo nienawidzili Boga, że musieli nienawidzieć także miłość do Niego i tych, którzy Go kochają.

To z tego powodu prześladowano przez kilka lat niesłychanie brutalnie i torturowano w więzieniu polskiego biskupa, Czesława Kaczmarka, który przeciwstawił się fałszom o rzekomym pogromie w Kielcach, który był dziełem Służby Bezpieczeństwa. Wobec biskupa Kaczmarka uczyniono odstępstwo od generalnej linii Stalina, który zalecał, by raczej nie używać wobec polskich hierarchów jawnej przemocy, bo to tylko umocni Kościół. 

Taki był polski Kościół. Tacy byli polscy katolicy. Takich mieliśmy biskupów. Nie wstydzili się Krzyża. Nie odrzucali go. Pozostali katolikami, mimo, że obaj wojenni okupanci usiłowali wszelkimi siłami zmusić ich do zaparcia się Chrystusa. A skoro nie udawało się, poddano ich kolejnej próbie nienawiści, tym razem w wydaniu stalinowskim, potem breżniewowskim.

Jedno z pierwszych dzieł św. Edyty Stein, powstałych już po jej nawróceniu, to „Wiedza Krzyża. Studium o św. Janie od Krzyża”. Dziś jednak robi się z niej jedynie osobę, której „Konwersja na katolicyzm pomogła w odkryciu wagi i wartości swoich żydowskich korzeni”, jak podaje biuletyn e-kai sprzed dwóch lat. Zagłada Żydów miała mieć dla Edyty Stein, jak sugeruje się także w wielu podobnych tekstach, jedynie sens fizycznej ich eksterminacji, a przecież ona pragnęła wynagrodzić swoją śmiercią nade wszystko za odcięcie się Żydów od duchowego źródła życia. Wyraźnie o tym napisała w swoim testamencie.

Między śmiercią fizyczną a śmiercią duchową jest różnica. Ogromna. Nieskończona. Śmierć św. Edyty Stein, przyjęta z wiarą i miłością do Boga, uznana przez nią samą za dar od Niego, tę różnicę wyraża.

Takie stwierdzenia, jak te z biuletynu e-kai, niczym nie uzasadnione, mogliby umieścić biskupi niemieccy w swojej Deklaracji z 1980 roku. Cechą charakterystyczną tego typu wystąpień jest dowolne żonglowanie pojęciami. Nie wiadomo już, Kim jest Chrystus. Czym Jego ofiara na krzyżu… Prawda już do niczego nie zobowiązuje, bo przestano rozumieć, kim jest Bóg.

Zabija go też każdy, kto może…

Tak jak Niemcy w latach wojny usiłowali „wytępić” Żydów przy zakładanej z góry biernej postawie Polaków, co im się nie udało, i co przyznają dziś sami Żydzi, rozdając największą liczbę medali „Sprawiedliwy wśród narodów świata” właśnie Polakom, tak również  postanowił kilkadziesiąt lat wcześniej Żelazny Kanclerz Rzeszy niemieckiej, Otto von Bismarck (1815-1898). Dla niego pluskwami świata byli Polacy, zwłaszcza polscy katolicy. (W swoich listach przyrównywał ich również do innych nieprzyjaznych zwierząt, wilków).

W 1861 roku, zatruty myślą o niepowodzeniem swojej próby zniweczenia przewagi wpływów Aleksandra Wielopolskiego w Petersburgu (gdzie był posłem pruskim), pisał w liście do siostry:

Bijcie Polaków, ażeby żyć im się odechciało. Mam wielkie współczucie dla ich położenia, ale jeśli chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego jak ich wytępić. Wszak wilk nie jest temu winien, że go Bóg stworzył takim, jakim jest i zabija go też za to każdy, kto może...

Istnieją narody, które  długo noszą w pamięci historycznej wspomnienie swoich wielkich klęsk. Towarzyszy im ono niczym stały tępy ból zęba, z którym nie sposób żyć. Nie potrafią z tą

świadomością się pogodzić i choć mijają setki lat, oni wciąż szukają odwetu. Takim człowiekiem, z pamięcią zatrutą zwycięstwami historycznymi Polski, był Otto von Bismarck, mąż stanu uznany przez swój naród za najbardziej skutecznego niemieckiego polityka. Jaki działa tu mechanizm? Odrzucenie prawdy o sobie? Brak pokory? Nie przyjmowanie znaków, który daje Pan Historii? Bo czy jakakolwiek bitwa czy kampania może zostać przegrana wbrew Jego woli?

A zwłaszcza, gdy bitwą tą jest wielkie starcie chrześcijańskiego rycerstwa Polski i Litwy z neopogańską potęgą, uchodzącą za „zakon” w służbie Kościoła, z mistrzami propagandy, mydlącymi oczy swoją fałszywą tożsamością całej niemal Europie, jakimi byli Krzyżacy? Pamięć Grunwaldu (po niemiecku Tannenbergu) przetrwała w niemieckich sercach niczym straszliwa jątrząca ranę ość. Wspomnienie klęski zadanej Niemcom przez Władysława Jagiełłę odezwało się z zaskakującą siłą jeszcze w XX wieku i podyktowało wyrok niemieckich agresorów na Warszawę. Przypomniał o tym fakcie w 1994 Andrzej Krzysztof Kunert w pracy„Rzeczpospolita Walcząca. Powstanie Warszawskie 1944. Kalendarium”. Na tę prace powołał się Norman Davies, cytując  w swojej książce „Powstanie`44” przemówienie Heinricha Himmlera wygłoszone 21 września 1944 w Jägerhohe (Reichsfuhrer SS nawiązywał w nim do rozmowy z Hitlerem, która miała miejsce 1 sierpnia tego samego roku). Oto ten cytat:

 „Powiedziałem:  Mein Führer, moment jest niesympatyczny. Z punktu widzenia historycznego jest jednak błogosławieństwem, że ci Polacy to robią [zdecydowali się rozpocząć Powstanie Warszawskie – EPP]. W ciągu pięciu – sześciu tygodni pokonamy ich. Ale wtedy Warszawa – stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu Polaków, będzie starta. Tego narodu, który od siedmiuset lat blokuje nam Wschód i od pierwszej bitwy pod Tannenbergiem [Grunwaldem] ciągle nam staje na drodze. Wtedy polski problem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas – nie będzie dłużej żadnym wielkim problemem historycznym”.

 

Norman Davies dodaje swój komentarz, odnotowując okoliczności i nastroje towarzyszące decyzji dowództwa Wehrmachtu, że to SS „musi sobie poradzić” z Powstaniem. „Hitlerowscy przywódcy zareagowali dziką radością. Powstanie dostarczało im pretekstu, aby raz na zawsze rozprawić się z Warszawą. Himmlera zawiadomiono droga radiową o 17.30. Natychmiast wpadł w szał i (wg niektórych źródeł) błyskawicznie wysłał depeszę do komendanta obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen; kazał zlikwidować generała >Grota<”.

Generał Tadeusz Bór – Komorowski w książce „Powstanie Warszawskie”, ostatnio wznowionej przez wydawnictwo „rytm”, podkreśla, że po zakończeniu walk w Warszawie, Niemcy metodycznie niszczyli miasto, wysadzając w powietrze, paląc, rozwalając wszystko, co jeszcze trzymało się ziemi. Trudniły się tym specjalne formacje. I to w chwili, gdy sytuacja na froncie była dramatyczna, gdy przegrywali wojnę. Nie szczędzono czasu i sił, by dokończyć dzieła, którym było  wdeptanie w ziemię znienawidzonego centrum Polski, gdy grunt palił się pod nogami.

 Obrona prawdy jest formą miłości. Są narody, które odrzucając prawdę o sobie, usiłują wymazać realne wydarzenia z przeszłości. I wciąż z drogi miłości – do której są wezwane przez Boga – ześlizgują się na drogę nienawiści. W nadziei, jakże złudnej, że da im to większą siłę, przewagę nad innymi, zapewni powodzenie. Historia tego zaślepienia trwa nadal. Nienawiść toruje sobie drogę dziś nie przez przemoc fizyczną, zrzucanie bomb, palenie ludzi i domów, ale przez słowo. Przez kłamstwo wymierzone w Polskę, w konkretnych ludzi. Kłamstwo, które ma zabijać. Epidemia „pomyłek”, w które wplątani są – rzekomo niczego nie świadomi, absolutnie niewinni wydawcy i redaktorzy naczelni największych pism oraz szefowie stacji telewizyjnych na całym świecie, a w szczególności w Niemczech oraz w Stanach Zjednoczonych (dołączył do nich również prezydent tego kraju) – w których obozy koncentracyjne i zbrodnie na narodzie żydowskim figurują jako „polskie”, ma swoje źródło w obłędnym planie „odwrócenia” historii. Historii, która wciąż odbiera spokój, napawa niezrozumiałym lękiem. 

Heroiczna przeszłość Polaków, dowody bohaterstwa w obronie wiary i Ojczyzny, jakich nie znają dzieje Europy, stają się motywem nienawiści do nich, bo demaskują kłamstwo o fałszywych bożkach. Wywołują tępy ból, bo niweczą marzenia o panowaniu nad światem – zarówno przez niektóre narody, jak grupy ludzi przeświadczone o swojej absolutnej wyjątkowości… 

Jeśli ktoś poszukiwałby dziś dowodu o moralnym zwycięstwie polskich żołnierzy Września 1939 roku i Powstańców Warszawskich – pomimo poniesionej klęski militarnej – oto on. Uznawany powszechnie na całym świecie. Potwierdzają go bowiem dziś wszyscy ci, którzy pracowicie fabrykują kłamstwa na temat rzekomych polskich„zbrodni”, „antysemityzmu” i „obozów koncentracyjnych” – wzbogacone opisem stodół, jak ta w Jedwabnem – lub dają na nie przyzwolenie. 

Autor niemieckiego planu zniszczenia Polski, Adolf  Hitler, choć kulturowo był człowiekiem z nikąd, wywodził się bowiem ze sfery, która niczym nie zaznaczyła się w historii jego kraju, nie wziął się „z nikąd”. Za jego rodowodem stał cały ciąg konkretnych historycznych wydarzeń i faktów. Jak pisał jego biograf, Joachim Fest, jest on „ukrytą prawdą XX wieku; jest tajemną duszą nowoczesności, punktem docelowym współczesnych ideologii”. 

Podobnie spostrzega ideowe korzenie Hitlera Vittorio Messori, gdy przypomina, że „Hitler wywodzi się z samego serca nowożytnej Europy, od jej laickich proroków, także od tych samych, których nadal czci określony nurt antyfaszystowski. Wywodzi się z nacjonalizmu zainaugurowanego przez ludzi Oświecenia, a potem twórców Rewolucji Francuskiej; wywodzi się z Darwinowskiego ewolucjonizmu, który znajduje bezpośrednie, nieuchronne ujście w rasizmie biologicznym; wywodzi się z antychrystianizmu Nietzschego; wywodzi się też z mitu powszechnego głosowania, z woli ogółu, z głosów większości, postrzeganych zawsze i wszędzie jako zdolne wybrać to, co najlepsze (i faktycznie to nie zamach stanu, lecz szereg wolnych wyborów doprowadził Austriaka do władzy…)”. Włoski pisarz dodawał, jakim nieporozumieniem jest sprowadzanie Hitlera do bezbarwnej marionetki sił o wiele go przewyższających. „Jest błędem wystawianie go na pośmiewisko, czynienie z niego karykatury w filmie Dyktator Charliego Chaplina. To właśnie idąc za domniemaną >kukłą<, za przemyślaną karykaturą, naród należący do najbardziej utalentowanych i wykształconych w świecie podpalił Europę i nie wahał się przed ostatecznymi ofiarami”. 

 Cała ta arogancka, nadęta junkieria pruska 

 - jak określa kulturową formację popleczników Otto von Bismarcka Mieczysław Jałowiecki – oraz polityczno-dyplomatyczna działalność wytrawnego politycznego gracza, kanclerza Niemiec sprawiła, że wielkie mocarstwa europejskie, Anglia i Francja wycofały się z poparcia sprawy polskiej w 1863 roku. Obawa czynnego poparcia  Polaków walczących przeciwko Rosji w Powstaniu Styczniowym przez te kraje, była czymś jak najbardziej realnym. Obawiała się też jej Rosja. Jak pisze prof. Stanisław Tarnowski, rektor UJ (1837-1917):

„Sumienie ludzkie było wtedy czulsze jak dziś: opinia publiczna w Europie była uczciwsza. Dobre prawo Polski a niegodziwe postępki Rosyi były powszechnie rozumiane i uznane. Toteż kiedy powstanie wybuchło, wszyscy ludzie uczciwi życzyli mu dobrze, a objawiali to tak wyraźnie i silnie, że nawet rządy musiały iść za ich głosem” ( S.Tarnowski „Nasze dzieje w XIX wieku”).

Francja, Anglia i Austria próbowały stosować presję dyplomatyczną, adresując do Rosji noty, których ton był pełen niepokoju. „Rosja odpowiedziała hardo, że to jej wewnętrzne sprawy”. Niestety, tylko Napoleon III wykonał kolejny krok: odezwę do państw europejskich, w której ujął się za sprawą polską. Anglia i Austria się wycofały. Przyczynił się do tego osobiście poseł pruski we Frankfurcie przy Rzeszy niemieckiej, potem przy dworze rosyjskim w Petersburgu, Otto von Bismarck, ze szczerego serca nie znoszący Polaków. 

Jego celem było wzmocnienie Prus, najmniejszego i najsłabszego państwa wśród pięciu wielkich państw europejskich, kosztem Austrii, a następnie dokonanie zjednoczenia Niemiec pod zwierzchnictwem protestanckich Prus. Środkiem do tego była tajna współpraca z Rosją i obietnica poparcia dla Rosji w sprawie polskiej, a zarazem wspólna gra przeciw Austrii. 

Bismarck zagroził rządowi angielskiemu wojną, wykorzystując nie tyle groźbę zmagań militarnych z wyspiarskim krajem, co zagrożenie odebrania Danii prawa do Schlezwigu i w rezultacie przyłączenia tego kraju do Niemiec – a to dałoby Niemcom przewagę w rejonie wybrzeży portowych i faktycznie osłabiło hegemonię Anglii, morskiego mocarstwa. Anglia wycofała się z poparcia dla Polaków walczących w powstaniu styczniowym.  Zresztą, jak przypomina prof. S. Tarnowski, Anglia nic na tym nie zyskała; w rok później Prusy wydały wojnę Danii o Schlezwig (zamieszały przez Niemców) i wygrały ją. 

Po zakończeniu wojny francusko-pruskiej (1871r.) Bismarck przystąpił do wojny z Kościołem katolickim w Niemczech, ze szczególną jednak zawziętością na ziemiach polskich. „W Niemczech chodziło mu o to, by złamać niezależność Kościoła katolickiego i zrobić go powolnym narzędziem w ręku pruskiego protestanckiego rządu”. Motywacją dodatkowa dla Bismarcka w zaborze pruskim była jego nienawiść do Polaków, szczególnie do polskich księży. „Prześladowanie Kościoła – (nazwane kłamliwie walką o oświatę (Kulturkampf), bo ci protestanci udają zawsze, ze nasz Kościół jest przeciwko oświacie – miało ten cel, żeby Kościół poddać władzy świeckiej nawet w rzeczach duchownych” (S. Tarnowski). 

„Kulturkampf najbardziej srożył się w zaborze pruskim, gdzie większość kleru była pochodzenia polskiego. Setki księży zostało aresztowanych, bądź skazanych na banicję. Aresztowano arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego Mieczysława Ledóchowskiego”’ – pisze prof. Lech Trzeciakowski, autor opublikowanej niedawno obszernej biografii Bismarcka wydanej przez Ossolineum. 

Bismarck był kontynuatorem Lutra i jego następców, którzy starali się zlikwidować katolicyzm na ziemi niemieckiej, postrzegany jako podległość wobec Rzymu, niegodna prawdziwego patrioty niemieckiego (V. Messori). Określenie wojny z Kościołem katolickim i katolikami jako walki o cywilizację (kulturę, oświatę) zdradzało zamysł identyczny jak idea Lutra – oderwać siłą ludność poddaną władzy cywilnej sprawowanej przez protestantów od znienawidzonego Rzymu, ostoi wstecznictwa i umysłowego zacofania. W imię postępu, ekspansji, zaboru ziem i bogactw oraz zimnego technicznego pragmatyzmu zwanego „rozwojem cywilizacyjnym”.

Jak podkreślają historycy, dla Bismarcka i kontynuatorów jego polityki wiara rzymskokatolicka była zawsze przeszkodą w osiąganiu przez jego współrodaków wyższych szczebli kariery państwowej i wojskowej – aż do 1918 roku. 

Biskupi polscy musieli się Bismarckowi opierać „i szli też do więzienia jeden za drugim”, przypomina prof. Tarnowski. Pierwszym z nich, arcybiskup gnieźnieński i poznański, późniejszy kardynał Mieczysław Ledóchowski, „skazany był na tyle lat więzienia, że musiałby żyć więcej niż sto lat, żeby je odsiedzieć: a powody skazania były następujące: Kiedy rząd zakazał uczyć dzieci katechizmu po polsku, Arcybiskup polecił je uczyć w tym języku, jaki dzieci rozumieją. Potem zamknięto mu seminarium…,wytoczono proces o to, że mianował proboszcza (jak miał do tego wszelkie prawo) bez opowiedzenia się rządowi”.

Gdy nie stawił się na proces, który mu władze pruskie urządziły, zażądano, by złożył godność arcybiskupią. Oświadczył, że może mu to nakazać tylko papież. Sąd wydał więc wyrok głoszący, że nie jest już biskupem i ma iść na dwa lata do więzienia. Arcybiskup po wyjściu z więzienia, wywieziony poza obszar Wielkopolski, wyjechał do Rzymu, gdzie Pius IX wręczył mu kapelusz kardynalski i dał mieszkanie w swoim pałacu. Leon XIII uczynił go Prefektem Propagandy watykańskiej.

Tymczasem pruskie władze osadzały w polskich parafiach posłusznych rządowi duchownych. „Zakony wszystkie były rozpędzone, klasztory pozamykane, nie tylko u nas, ale w całym państwie pruskim!”. Biskup Janiszewski, sufragan poznański, uwięziony, a następnie wypędzony za udzielania sakramentu Bierzmowania bez pozwolenia władz zaborczych.

Prof. Tarnowski podkreśla cierpliwość i zimną krew Polaków z Wielkopolski w zmaganiach z bezwzględną polityką Bismarcka, ich roztropność i rozwagę. Przykładem świeciło duchowieństwo.

Prof. Tarnowski uznaje, że Bismarck  w swej polityce prześladowania Kościoła katolickiego wpadł wreszcie we własne sidła, doprowadzając do tego, że zwrócili się przeciw niemu wszyscy katolicy w Niemczech. Nie udało się wprawdzie Kościołowi (za Leona XIII) doprowadzić do powrotu do swoich diecezji wypędzonych hierarchów, ale mianowano następnych. Arcybiskupem gnieźnieńskim został Niemiec, ks. Dinder, człowiek bardzo szanowany, wspaniały kapłan.

Trwały jednak nadal represje antypolskie. Na rozkaz Bismarcka dzieci nie mogły uczyć się w szkołach po polsku, nauka katechizmu odbywała się w  niezrozumiałym dla nich języku.„Urzędników, sędziów, nauczycieli Polaków, przenoszono daleko do Niemiec, a w Wielkopolsce wszystkie posady obsadzono Niemcami. Można powiedzieć, że Prusy i Rosya jak na wyścigi prześcigały się w pomysłach ciemiężenia Polaków… Bismarckowi podobały się rosyjskie sposoby wypychania Polaków: wydał też rozkaz, że wszyscy Polacy, poddani austryaccy lub rosyjscy mają się z Wielkopolski Prus zachodnich wynosić; trzydzieści tysięcy ludzi musiało porzucić czy ziemię, czy handel, czy obowiązek (sposób do życia, jaki kto miał) – i wynosić się w świat”.

 Zaniepokojony nieustannym oporem ze strony polskiej społeczności Bismarck doszedł wreszcie do wniosku, że ostatecznie  poradzi sobie z Polakami, gdy cała ziemia zaboru pruskiego przejdzie w ręce niemieckie. Oto marzenie na miarę  ideowego spadkobiercy Krzyżaków i Lutra. Z powodu jego interwencji cesarz Wilhelm I zażądał od sejmu pruskiego stu milionów marek „na wykupienie ziemi od Polaków i osadzenie na niej kolonistów Niemców – sposób, który przy naszym lekkomyślnym usposobieniu okazał się niebezpieczny; zadłużeni właściciele ziemscy sprzedawali majątki komisji kolonizacyjnej” (S. Tarnowski).

Rezultat końcowy tych przemyślanych w każdym szczególe i wyjątkowo konsekwentnych działań okazał się jednak dla Niemców co najmniej wątpliwy: niebywała solidarność, jaka zapanowała miedzy szlachtą, ludnością miejską, rzemieślnikami i chłopstwem, wspieranymi przez duchowieństwo, spowodowała  upadek warstwy rzemieślniczej i kupieckiej niemieckiej w Wielkopolsce i zmusiła większość z nich do wyjazdu w głąb Niemiec.

Warunki nieco zelżały za czasów nowego władcy, Wilhelma II, który opierał się polityce Bismarcka i za namową Leona XIII pozwolił na nominację jako Arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego Ks. Floriana Stablewskiego. Nie ustawały jednak działania antypolsko nastawionych Niemców, a Bismarck, uwielbiany przez cały protestancki żywioł swojego kraju, choć już w podeszłym wieku, ze swej wiejskiej posiadłości Friedrichsruh nieustannie podżegał do nienawiści przeciw Polakom.

80-a rocznica urodzin Żelaznego Kanclerza obchodzona była bardzo hucznie przez całe Niemcy, mimo, że nie był już przy władzy. Niemcy nadal „kochali go i słuchali jak drugiego Boga…” (prof. S. Tarnowski) 

Ta precyzyjnie obmyślana maszyneria wprawiona w ruch przeciwko Polsce przez ulubieńca pruskich mieszczan i majętnych chłopów, człowieka zręcznego i przebiegłego, dla którego nie istniały rzeczy niemożliwe, a i wola uchodziła za żelazną, którego sława  jaśniała w całej Europie, a sukcesy polityczne wydawały się płynąć nieprzerwanym strumieniem, przyniosła efekt końcowy przeciwny do zaplanowanego.

Jak było to możliwe?

„Za przeciwników uważał elity: ziemiaństwo i duchowieństwo”, zaznacza współczesny biograf Bismarcka, prof. Lech Trzeciakowski. „Szerokie rzesze chłopów traktował jako bierną masę, mogąca podlegać różnego rodzaju manipulacjom. Warunkiem ich lojalności było ograniczenie wpływów elit polskich. Im też wydał wojnę. (…). W latach 1871-1876 wydano szereg ustaw antykościelnych, a nawet zmieniono konstytucję pruską, aby osiągnąć ten cel. Zarówno papież Pius IX,  jak i hierarchia kościelna w Niemczech nie uznali tych ustaw. Po stronie zwierzchników opowiedziało się duchowieństwo. Odpowiedzią władz były surowe represje. Zamykano seminaria i zakony, karano grzywnami, konfiskatą nieruchomości, więzieniem i banicją . Równocześnie Bismarck rozpoczął na szeroką skalę politykę germanizacyjną.(…). W obronie dwóch podstawowych wartości – wiary i języka ojczystego – stanęło całe społeczeństwo. Setki tysięcy osób składało swe podpisy pod protestami przesłanymi na ręce posłów polskich podpisy sejmie pruskim. Tysiące brało udział w wiecach polsko-katolickich. Rodził się wzorzec osobowy Polaka – katolika. Odpowiedzią na germanizację był również szybki rozwój polskiego życia organizacyjnego. Zabór pruski pokrył się siecią drobnych banków ludowych, kółek rolniczych, stowarzyszeń kulturalnych. Symbolem polskiej aktywności było wzniesienie siłami społecznymi Teatru Polskiego w Poznaniu.


Bismarck wypowiadając walkę Kościołowi i językowi polskiemu poniósł porażkę. Zmagania te wpłynęły bowiem mobilizująco na szerokie rzesze społeczeństwa polskiego, które z przedmiotu stało się podmiotem procesu historycznego. Zdał sobie z tego sprawę żelazny kanclerz. W 1881 r. z ubolewaniem stwierdził: >W ciągu ostatnich dziesięciu lat odniosłem kilkakrotnie wrażenie, że (…) sprawa polska poczyniła znaczne postępy kosztem niemieckiej<.

Poczucie przegranej zbiegło się z innym niepokojącym procesem. Szybki rozwój ekonomiczny Rzeszy prowadził do rosnących dysproporcji między uprzemysłowionymi zachodnimi prowincjami i Berlinem, a rolniczym Wschodem. Wyższy standard życiowy na Zachodzie powodował falę emigracyjną ze Wschodu. Ziemie zaboru pruskiego głównie opuszczali Niemcy, aczkolwiek wychodźstwo do Berlina czy Nadrenii objęło także ludność polską. W sumie jednak można było zaobserwować spadek procentowy ludności niemieckiej. Proces ten przyjął nazwę >Ostflucht<, ucieczki ze Wschodu.

Szowiniści niemieccy uderzyli na alarm. Rzucili hasło obrony niemczyzny na Wschodzie i wykorzenienia (ausrotten) słowiańszczyzny. Wkrótce władze z Bismarckiem na czele zdobyły się na kroki, które niebezpiecznie ocierały się o politykę eksterminacyjną. Zapoczątkowały ją w 1885 r. tzw. rugi pruskie. W ciągu krótkiego czasu usunięto z zaboru pruskiego Polaków i Żydów, pochodzących z zaborów rosyjskiego i austriackiego, a nic posiadających obywatelstwa niemieckiego. Akcje tę przeprowadzono z niesłychaną brutalnością. Usunięto w sumie około 26 000 osób. Rugi pruskie spotkały się z powszechnym potępieniem, zarówno części niemieckich kół politycznych, jak i katolickiej partii  Centrum czy socjaldemokracji.(…)

Bismarck w swej walce z Polakami poniósł bolesna porażkę.  Sprawa polska była nadał aktualna. Nie tylko, że nie udało się zgermanizować Polaków, ale jego polityka wpłynęła na wzrost nastrojów patriotycznych, co owocować będzie w czasie strajków szkolnych i Powstania Wielkopolskiego…historyk Józef Feldman, autor fundamentalnego dzieła >Bismarck a Polska< zamyka swe rozważania słowami: Był (Bismarck) jak ów demon Goethego, cząstka siły, która – pragnąć złego – w ostatecznych wynikach swych poczynań stwarza dobro…”. 

 „Tylko trzecia część Niemców pozostała katolicką w wyniku reformy luterańskiej”, przypomina Vittorio Messori. „Hitler doszedł do władzy w tym kraju nie w wyniku zamachu stanu, ale całkowicie legalnie, w demokratycznych, wolnych wyborach. Jednakże w żadnym z głosowań nie otrzymał większości w landach katolickich, które, odnosząc się z poszanowaniem do wskazań hierarchii, głosowały zawsze zwarcie na słynne Zentrum , ich partię, która niegdyś rzuciła zwycięskie wyzwanie Bismarckowi i przeciwstawiła się jak jeden mąż nawet Hitlerowi”. 

„Nieprawdą jest, że polityczny realizm – a tego Bismarckowi, mistrzowi Realpolitik, nie sposób odmówić – nie wyklucza silnych emocji i namiętności”, zaznacza prof. Grzegorz Kucharczyk .”Nas Bismarck nienawidził namiętnie”.

Wiedział, że oczerniać kulturę i zwyczaje naszego narodu, tak mocno ukształtowane przez katolicyzm, to zniesławiać kraj, z którego wywodzi się tak wielu wybitnych hierarchów Kościoła i bohaterów historii powszechnej. Tak wielu artystów słynnych w całej Europie, choć ubogich emigrantów politycznych. I to znaczy dokładnie: walczyć z katolicyzmem. Jego pogarda dla Polaków brała się także stąd, że utożsamiał nasz narodowy charakter – tak  jak wielu protestanckich Niemców – ze słabością, nieporządkiem, beztroską i marzycielstwem. Oto charakterystyczny głos w tej sprawie: „Gdyby Żydom dano możliwość emigrowania z Poznańskiego w głąb Niemiec, nie skorzystaliby z niej masowo, gdyż beztroska polskiego charakteru w odniesieniu do spraw tego świata uczyniła z Polski eldorado dla Żydów” (z wypowiedzi Otto von Bismarcka na Zjednoczonym Sejmie Pruskim w 1847 roku). 

Jak udowodniła historia, również Hitlerowi zupełnie nie odpowiadała ta spokojna koegzystencja na naszych ziemiach Polaków katolików i wyznawców judaizmu. Polacy byli zbyt wyraziści, kłuli w oczy, dokuczali swoją innością. Zdawali się wciąż słuchać jakiegoś innego głosu… A nie rozkazów i poleceń tych, którzy uważali się tu za „panów”.

„…szlachta dzika 

…,rozgrywka z nimi to żadna polityka. To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse” (Rejtan, czyli Raport Ambasadora, Jacek Kaczmarski). 

Rosjanie, Żydzi, Niemcy… Zdaniem wielu z nich katolicyzm Polaków i wynikające z niego postawy patriotyczne to „dzikość”: nieobliczalność, nieokiełznanie, niedojrzałość i bałagan. To prowokacja. Sami zniewoleni przez własne namiętności uważają, że polskim katolikom „potrzeba oświecenia” – uporządkowania, uładzenia, przekształcenia, „oświecenia rozumu”. Jednym słowem – zmiany. Jakiejś generalnej reformy, naprawy, ujednolicenia, wyprostowania. Są zbyt różnorodni, zbyt wewnętrznie bogaci. Są naprawdę wolni, a to musi napełniać trwogą. Nie wiadomo, co jeszcze wymyślą, do czego dojdą, na co im się szerzej oczy otworzą, co dostrzegą z dziwnie szerokiej perspektywy. Niebezpieczni. Są w stanie rozsadzić każdy porządek cywilny. Potrzebne jest, dla bezpieczeństwa obywateli, którzy pragną ładu państw opartego o wielkie wizje Hegla, by wyszli wreszcie z tego stanu harmonii z Bogiem, do jakiego skłania ich wiara. I w jakim się znajduje się wielu z nich, gdy odpowiadają na Jego  wezwania. By zrezygnowali z tego stanu – dobrowolnie lub siłą.

(Taka jest również wymowa niektórych narracji historycznych, np. tej o Powstaniu Warszawskim, tworzonej dziś tak chętnie przez publicystów żydowskich, z pozycji uwspólniania historii dwóch narodów, ale tej historii uwspólnić się w żaden sposób nie da, bo jedna jest katolicka, druga żydowska… ).

Wszystkich ich niepokoi w najwyższym stopniu nic innego jak zdolność Polaków do największych ofiar, w tym do męczeństwa, wcale nie w imię romantycznych porywów, jak sugerują, lecz w Imię Chrystusa … A ta zdolność wypływa z przyjęcia prawdy o wolności. „Nie można nazwać wolnością stanu, w którym ktoś nie czyni dobra, które mu się podoba, a popełnia zło, którym się brzydzi” – o. Nicolas Grou.

 „…nie pozostaje nam nic innego, jak ich wytępić”, stwierdzał z rezygnacją Bismarck. W wyniku polityki Hitlera, najwięcej ofiar, zaraz po Żydach, to Polacy.

 

{Maksymilian Gierymski – Powstaniec 1863 r. [spójrz w oryg. md] }

Dlatego właśnie na różne sposoby próbuje się dziś manipulować polską historią. Jest ona zbyt mocnym świadectwem o istocie wolności, jaką szczycą się Polacy. Zbyt mocnym argumentem.

Prawdziwa wolność, jak podkreśla mistrz życia duchowego, o. Grou „jest udziałem tych, którzy z całego serca oddają się Bogu i którzy we wszystkim dają się powodować łasce”. Nie jest ona udziałem tego, kto zamiast kochać – i w imię miłości nawracać innych do Boga, przede wszystkim własnym przykładem – chwyta za miecz. 

Losy Bismarcka mogą napawać smutkiem. Człowiek tak utalentowany, tak mocny, tak ambitny, tak potężny, uznany za opatrznościowego męża przez całe protestanckie Niemcy, przeświadczone o swym powołaniu do stuprocentowego politycznego sukcesu, poniósł klęskę. A przecież wszystko było tak solidnie przemyślane!

Ostatnie lata życia spędził w samotności, w małej miejscowości Warcino (dziś ziemia słupska) - gdzie znajdował się jego pałac i ogromny park - izolując się od polityki, od ludzi i spraw. Po śmierci żony (Joanny z domu von Puttkamer),  którą bardzo kochał, jego izolacja stała się jeszcze głębsza. Dość powszechnie się uznaje, że zmarł w rozgoryczeniu w innym swoim domu, we Friedrichsruh, w 1895 roku.

Czy jednak rzeczywiście w smutku i rozgoryczeniu? Część źródeł historycznych podaje, że ten, który przez całe dorosłe życie walczył z największym swoim wrogiem, katolicyzmem, umarł jako katolik. 

 

Królowa przychodzi we własnej Osobie 

Jakie są na to dowody? Oto w tym samym czasie, gdy Kanclerz uzgadnia i zatwierdza zastosowanie najskuteczniejszych jego zdaniem i najbardziej brutalnych środków przeciw wierze i kulturze Polaków, w małej polskiej wiosce, w Gietrzwałdzie, na terenie Prus Wschodnich, dwóm dziewczynkom i dwóm dorosłym kobietom – wszystkie pochodziły z ubogich chłopskich rodzin – ukazuje się 160 razy, w całym swym majestacie i splendorze królewskim, Matka Boża.

Przychodzi  jako Królowa Aniołów i Królowa Polski. 

Maryja tym prostym, zupełnie niewykształconym, anonimowym dla świata osobom z odległego krańca niemieckiego cesarstwa, głosi orędzie w języku polskim. W języku oficjalnie przez władze zakazanym! Mówi o konieczności odmawiania Różańca, o błogosławionych skutkach wytrwałej modlitwy. A także stanowczo nakazuje, poprzez dydaktyczne, przemawiające natychmiast do świadomości przykłady, by całkowicie zerwać z pychą, z lękiem – wtedy, gdy Ona przejmuje opiekę nad swym ludem – i z nieposłuszeństwem Kościołowi oraz stanowi duchownemu. To przesłanie było jasnym komentarzem Nieba na temat Kulturkampfu.

Objawienia trwające od czerwca do września 1877 roku, uznane zostają w całej pełni (po wnikliwym przebadaniu) przez władze diecezji. Potwierdzeniem jest niezliczona ilość cudów.

Półmilionowa rzesza katolików, głównie Polaków ze wszystkich zaborów – ale także Litwini, Niemcy – pielgrzymuje do swojej Królowej. Często pieszo lub najskromniejszymi środkami lokomocji. Ziemianie z odległych krańców ziem polskich podróżują koleją; wsiadają zawsze do wagonów trzeciej klasy.

Z nadzwyczajną starannością opisuje objawienia i wszystkie związane z nimi wydarzenia proboszcz Gietrzwałdu, który spędził tu 40 lat, niemiecki ksiądz Augustyn Weichsel, towarzyszący świadkom wydarzeń z pokorą i niezłomnym przekonaniem – od początku ich trwania - o prawdziwości objawień. Bo doskonale znał, jako duszpasterz wszystkie cztery osoby, które były ich świadkiem. Ten wspaniały, dziś zupełnie zapomniany kapłan, który mimo antypolskiej atmosfery w Prusach uczył dzieci katechizmu po polsku i po polsku głosił kazania, który ufał swoim polskim duchowym dzieciom i potrafił nie tylko modlić się, ale i cierpieć za swoich parafian, napisał w broszurze poświeconej objawieniom w Gietrzwałdzie (wydanej za pozwoleniem władzy duchownej i świeckiej w 1883 roku, dziś dostępnej przy Sanktuarium w Gietrzwałdzie): 

Było to po południu dnia 27-go Czerwca, prawie w tym samym czasie, kiedy w Gietrzwałdzie rozpoczął się z Justyną [jedną z widzących – EPP] egzamin w katechizmie, że Kanclerz cesarstwa niemieckiego przyjmował u siebie w Kissingen kilkunastu pastorów protestanckich z Wyrtembergii, i podług niezaprzeczonych doniesień dziennikarskich wykładał im, jak się mają rzeczy z zjawieniami Matki Boskiej, i jaki związek zdaniem jego coraz silniej podnoszący się w prowincyach wschodnich, szczególnie w Poznańskiem, polonizm ma z Kulturkampfem czyli walką rządu z Kościołem. >W tych walkach<, rzekł wówczas dosłownie, (podług doniesienia Bóckhelera) >ważne zadanie mają szkoły. Przeciw takim rzeczom, jakie się dzieją w Marpingen i w Lourdes, nie wskóramy nic innemi środkami, a zgoła nic żandarmami, ale tylko przez szkołę będzie można im zaradzić<.

Temi słowy, chociaż mimo swej wiedzy i woli, wskazał Kanclerz na uderzający związek wypadków zaszłych w dni 11go Lutego 1858, 3go Lipca 1876 i 27go Czerwca 1877 w Lourdes, Marpingen i Gietrzwałdzie, u francuzkich, niemieckich i polskich tak nazwanych >dzieci Maryi<, a tak od początku zwróciła się powszechna uwaga od zdarzeń na zachodniej granicy do zajść rozpoczynających się na ostatnim wschodnim krańcu państwa niemieckiego. Wśród takich okoliczności nie było potrzeba gazet, aby wiadomość o objawieniach Gietrzwałdzkich roznieść po krajach niemieckich, polskich i dalej. Rzeczywiście też najprzód nieprzyjazne katolikom gazety już w pierwszych tygodniach wiadomość o zajściach tych rozniosły i całą tę rzecz pogardą, szyderstwem, kłamstwem i oszczerstwem stłumić usiłowały. Katolickie zaś dzienniki wstrzymywały się w początku od wszelkich uwag; gazeta Warmińska n.p. wyjąwszy kilka przestróg, zalecających ostrożność i odpychających zarzut oszukaństwa, dopiero dnia 4go Września zaczęła o tem pisać a więc wtenczas dopiero, kiedy już tysiące pielgrzymów z Gietrzwałdu do domów było popowracało…” (pisownia oryginalna).

Królowa Polski – Sanktuarium w Gietrzwałdzie (fot...)

 

Na temat pasjonującej prawdy o nawróceniu na katolicyzm jednego z największych w naszych dziejach ciemiężycieli panuje w historiografii wymowna cisza.

Owszem, delikatnie podaje się gdzie niegdzie, że Bismarck zmarł jako gorliwy katolik, ale już  powody i okoliczności jego nawrócenia są przemilczane. Zawdzięczał je osobistemu wpływowi Matki Bożej jako Królowej Polski.

 „To był dla Bismarcka cios z samego nieba”, podaje jeden ze znawców historii objawień, ksiądz katolicki. „On doskonale to od razu zrozumiał. Z  początku nie chciał tego przyjąć. Protestował całym sobą. Przyjął jednak. Niestety, dopiero po torturach, jakie zadawali jego ludzie dziewczynkom, które widziały Matkę Bożą. W dokumencie z czasów pełni władzy Bismarcka, wydanym dwukrotnie drukiem (ostatni raz w 1883 roku), autorstwa jego rodaka, ks. A. Weichsla, wyeksponowany jest wierny obraz objawień:

Matka Boża siedząca na tronie, z koroną nad głową, podtrzymywaną przez aniołów. Ten widok Maryi w królewskim majestacie – już w pierwszych trzech dniach objawień w Gietrzwałdzie, o czym został bez wątpienia jak najszybciej przez policję poinformowany – to było dla Bismarcka coś  przerażającego i wstrząsającego do głębi. I  nadzwyczaj wprost niewygodnego. Przekazana została tu bowiem prawda o godności Najświętszej Maryi Panny jako Królowej Polski”.

A jednak wszystko wskazuje na to, że Żelazny Kanclerz zaakceptował fakt objawień i przesłanie Królowej Polski, choć kronikarze o tym dyskretnie milczą. Czyż św. Alfons Maria de Liguori nie miał racji nazywając Ją czule Wielką Kombinatorką? Ostatniego dnia objawień miał miejsce jeszcze jeden znak.

Tego dnia objawień Matka Boża uroczyście pobłogosławiła wzniesioną na Jej życzenie przez parafian z Gietrzwałdu kapliczkę z Jej figurą. Ten dzień, 16 września 1877 roku, był dniem Uroczystości Jej chwalebnego Imienia, ustanowionej – po zwycięstwie Jana III Sobieskiego nad islamem pod Wiedniem (12 września 1683) - przez papieża Innocentego XI. 

 Jak pisze ks. Augustyn Weichsel, ta „jedna z nowszych uroczystości Matki Boskiej jest zarazem historyczną pamiątką cudownej mocy świętego Imienia Bogarodzicy, a zarazem niezwykłej jedności i zgody dwóch chrześcijańskich narodów [Polaków i Austriaków] w walce przeciw wrogowi Chrześcijaństwa”. I przypomina to, o czym dziś tak rzadko się pamięta: „Król Jan III Sobieski Imię Maryi wyznaczył za hasło wojenne…”.

Polska, której - po trzydziestu latach - zwrócona została  wolność – zgodnie z obietnicą Matki Bożej daną w Gietrzwałdzie - w latach ostatniej wojny, dzięki wierności swojej Królowej wzniosła się na sam szczyt miłości, wbrew wszelkim rachubom wrogów wiary: „[Bóg] zadaje śmierć nam samym, a daje nam Swoje życie. Zadaje śmierć naszym zmysłom, namiętnościom, rozumowi, woli własnej, a daje nam życie w Nim i dla Niego” (o. Nicolas Grou). 

Jest to czyn szalony 

Jakie były głębsze przyczyny utraty naszej niepodległości w czasach zaborów?

„Utraciliśmy suwerenność państwową nie dlatego”, wyjaśnia ks. prof. Tadeusz Guz, „że sąsiednie państwa były tak mocne w swej duchowości (…), tylko dlatego, że nasz Naród był na tamtym etapie dziejów tak słabym duchowo, tak rozdartym”. Ksiądz profesor dodaje, że Polska będzie mogła rozprawiać się „z każdą, choćby najbardziej misternie opracowaną ideologią” wtedy, gdy ponownie narodzi się i codziennie będzie się odradzać w Chrystusie.

Podobne słowa wypowiedział Jarosław Kaczyński 10 maja tego roku (2013 md) podczas manifestacji na Krakowskim Przedmieściu wobec kilkudziesięciu tysięcy ludzi.

Wtedy także Polska będzie zdolna – tak jak za czasów Pawła Włodkowica, rektora UJ – by z powodu wierności swojej Królowej nie ulec nawet na milimetr żadnemu fałszowi godzącemu w jej duchowość, integralność i podstawy bytu. Będzie zdolna przedstawić –  tak jak uczynił to ów obrońca Polski na soborze w Konstancji - „głęboko ufundowaną i popartą dowodami argumentację”,  publicznie ujawnić i odrzucić kłamstwo. I w konsekwencji – wspartą na nim przemoc.

W tym kierunku idą dziś m.in. działania środowisk patriotycznych, podkreśla ks. prof. Guz, które zbierają informacje, by ujawnić światu – wbrew wszelkim przeszkodom – obiektywną, udokumentowaną wersję wydarzeń podczas katastrofy smoleńskiej.

O. Nicolas Grou: „Kiedy się zastanowimy nad tym, kim jest Bóg, a czym my jesteśmy, nie będziemy mogli wątpić, że cała nasza miłość Jemu się należy, że On jej od nas wymaga, że jest o nią zazdrosny, że nie może znieść tego, by było inaczej i karze każde stworzenie, które Mu tej miłości odmawia”. 

Całkowicie bowiem zależymy od Boga – jako ludzie, pojedyncze osoby, ale i jako narody i państwa. Zazdrość Boga wobec nas jest zarazem „Jego najwyższą miłością”.

„Trzeba uczynić zadość Bogu i tak upokorzyć swój rozum, oczyścić serce, aby jedno i drugie oddawało Mu w zupełności hołd, który Mu się należy”, zaleca o. Nicolas Grou. Tego uczy Matka Boga.

To są mocne słowa przeciw każdej ideologii:  Cześć, jaką zobowiązani jesteśmy jako wierzący katolicy oddawać Bogu polega „na uznaniu, że Bóg jest wszystkim, że jest początkiem i końcem wszystkiego, że oprócz Niego wszystko jest niczym”. Tego uczy, z niezrównaną delikatnością, ale i stanowczością nasza Królowa.

Dlatego trzeba przed Nim ukorzyć nasz rozum, poddać Mu się we wszystkim. O to Bóg jest zazdrosny. O taką cześć. „Kto Mu tego odmawia, narusza Jego najwyższe prawa; przywłaszcza sobie niezależność w tym, co stanowi najwyższy przymiot człowieka – to jest w pojęciu i rozumie – postępuje tak, jakby te dary nie były mu dane przez Boga i jakby mógł ich używać niezależnie od Jego woli. To jest czyn szalony, Bogu wyrządzający zniewagę, a dla człowieka będący źródłem wszystkich jego błędów”. 

Tak postępował Bismarck przez wszystkie lata swojej zawrotnej kariery. Tak dziś postępują autorzy haniebnego kłamstwa o Polsce – m.in. autorzy serialu „Matki i ojcowie” i ci, którzy go wychwalają. Tak postępują również ci, którzy nazywają obłudnie fakt sprowadzania tego dzieła do Polski i rozpowszechnienia go – co zamierza uczynić niebawem Telewizja Polska – aktem przeciwko specyficznej polskiej wrażliwości. Jakby obiektywna prawda historyczna mogła mieć coś wspólnego z subiektywną psychologią przeczulonych rzekomo na swoim punkcie Słowian.

Matka Boża ukazując się w Gietrzwałdzie objawiła się jako Demaskatorka Wszelkich Herezji. Źródłem herezji jest bowiem uleganie duchowi kłamstwa. Matka Boża dopuściła podczas jednego z objawień spektakularne kuszenie „widzących” przez szatana, rzecz niespotykana w trakcie pozostałych objawień Maryjnych. Uczyniła to, jak odnotowuje ks. A. Weichsel, z matczynej troskliwości i przezorności, z subtelnym pedagogicznym wyczuciem ukazując jak zgubne są zawsze skutki szatańskiej pokusy nieposłuszeństwa wobec Boga, a także pychy i lęku.

Lęku wtedy, gdy Ona sama oznajmia, że jest przy nas i bierze wszystkie nasze sprawy w Swoje ręce. 

Szatan działa na wyobraźnię, zatrute idee podsuwają fałszywe obrazy; pełne są ich współczesne filmy (m.in. i „Matki i ojcowie”…), reklama i teatr; „on zawsze przemienia się w anioła światłości” (o. Nicolas Grou).

Bóg natomiast oddziałuje na rozum i wolę. 

Jakie są zamiary Boga wobec Polski?

- zastanawiamy się nieraz. „Bóg jest zbyt zazdrosny, by miał zostawić swoje dzieło niedokończone. To dzieło zaczyna się w chwili, w której Bóg owłada duszą i utwierdza w niej swoje panowanie. Jeżeli dusza nie usuwa się spod Jego władzy, może być pewna, że nie omieszka On spełnić Swojego dzieła według Swoich zamiarów.” (o. N.Grou.)

Gdy w miejsce słowa „dusza”, wstawimy słowo „naród” lub „Polska” zobaczymy, czym są wysiłki, by Polska oddała się pod panowanie Chrystusa – Króla. By uznała Jego społeczne panowanie we własnym państwie, w każdej dziedzinie życia. Czyż nie do tego właśnie dążą te usiłowania, czyż nie temu przyporządkowane są te, tak silne dziś w Polakach pragnienia? Czy nie należy zatem nie ustawać w nich? 

Ratując Żydów w czasie ostatniej wojny Polacy spełnili obowiązek miłości wobec Boga –  i zarazem swoisty obowiązek stanu. Znajdowaliśmy się bowiem w stanie ostatecznego zewnętrznego upodlenia, w stanie, w którym okupant chciał nas pozbawić wszystkiego i uczynić swoim niewolnikami. Przede wszystkim  chciał nas pozbawić odniesienia do Boga – wiary i nadziei. Tak jak ojciec Maksymilian Maria Kolbe – Polacy ratujący Żydów nie przyjęli tych „fałszywych reguł gry”. Wojna była nade wszystko próbą zabicia wiary w ludzkich sercach. Dlatego najgorszą winą Polaków – tych, którzy to piekło przeżyli i tych, którzy zginęli- z punku widzenia wszystkich wczorajszych i dzisiejszych ziemskich potęg pracujących dzień i noc, by wiary w Boga na ziemi nie było, jest to, że nie utraciliśmy wiary.

Gdy chrześcijanie oddają Bogu naprawdę wszystko co mają, zażywają spokoju, który można nazwać bez przesady doskonałym. Tylko Bóg może dać taki spokój. Można sądzić, że posiadali go męczennicy w chwili śmierci. Odczuwa się go również podczas najcięższych prób. „Ten spokój stawia nas ponad wszelkie cierpienia, wznosi ponad nas samych. Ten spokój sprawia, że chrześcijanin tak czuje się szczęśliwy wśród cierpień… (…). Nic nie jest w stanie zmieszać jego spokoju, i śmierć jest dla niego tylko przejściem ze spokoju doczesnego do wiecznego”. (o. N. Grou)

Ów rodzaj spokoju posiadał również najprawdopodobniej Romuald Traugutt, gdy oddawał duszę Bogu stając pod szubienicą i całując krzyż. Ten spokój trwa pośród niepowodzeń i cierpień wszelkiego rodzaju, pośród pokus i prób, bo wszystko to nie przenika do głębi duszy, w której mieszka Bóg”. 

Dzisiejsze ekscesy antysemickie, które zdarzają się na całym świecie, to przejaw działania marginesu, jaki znajduje się w każdym społeczeństwie. Antysemitami są ludzie nieszczęśliwi i zmanipulowani. Niespokojni, dręczeni potrzebą „zdemaskowania” i napiętnowania innych ludzi, nie rozumiejący źródła i charakteru zła.

Współczesny niemiecki odbiorca filmów takich jak „Matki i ojcowie” mało wie o polskim świętym i męczenniku, Maksymilianie Marii Kolbem, o ile w ogóle o kimś takim słyszał. I jemu także wrogowie Kościoła przypinali przez wiele lat łatkę antysemityzmu.  W swoich pismach wydawanych przed wojną w Niepokalanowie pisał bowiem otwarcie i bez krygowania się prawdę o wrogach katolicyzmu i ich metodach.  „Kiedy jednak naziści wtargnęli do Polski, tysiące Żydów szukało schronienia w Niepokalanowie”, przypomina Vittorio Messori, „u przyszłego świętego, który ich przyjął jak braci. Ta gościnność była jedną z przyczyn, które zawiodły ojca Kolbe najpierw do baraku w Oświęcimiu, razem z tyloma Żydami, a następnie do celi śmierci, gdzie postanowił zastąpić pewnego ojca rodziny i gdzie oprawcy, nie mogąc go zabić ponad dwutygodniowym pozostawieniem bez pożywienia i bez wody, wstrzyknęli mu do żył kwas karbolowy (fenol).

Tragiczna to i podniosła historia, która zdaje się potwierdzać (…) czym jest prawdziwe chrześcijaństwo, chrześcijaństwo świętych: uczciwą, otwartą konfrontacją, jeśli tak nam dyktuje sumienie, z wierzeniami oraz ideologiami; a jednocześnie wyciągniętymi ramionami, by objąć osoby, z których poglądami się walczyło”. 

Gniazda w zagłębieniach skał 

„Historia narodów pogańskich przypomina posępny cyrk, gdzie zbrodnie i kary odradzają się w nieskończoność, jedne z drugich”, zauważył Paul Claudel w swoim „Dzienniku”.

Oprócz narodów pogańskich są jednak też ci, którzy wybrali neopogaństwo. Ich losy są podobne.

Polska – życie pomiędzy Rosją a Niemcami, między schizmą a protestantyzmem. Bogurodzica, nasz pierwszy hymn. Co znaczy to słowo? Co znaczy ten hymn? Bóg stał się tu pokarmem ludzkiej duszy. Polacy pierwsi w Europie pojęli absurd wojowania orężem w sprawach wiary, orężem, które zawsze okazywało się nieskuteczne… Maryja uczyła ich czegoś innego…

”Dobrzy chrześcijanie są jak ptaki, które mają rozłożyste skrzydełka, lecz cienkie nóżki i dlatego nigdy nie lądują na ziemi, gdyż nie mogłyby poderwać się do lotu i wpadłyby w sidła” (św. Jan Maria Vianney). „Zakładają więc gniazda w zagłębieniach skał, na dachach domów i w miejscach wysokich. Podobnie chrześcijanie powinni zawsze mieszkać na wyżynach. Za każdym razem, gdy zniżamy myśli ku sprawom ziemskim, zostajemy schwytani w sidła (por.Ez.13,200)”.  

Nie sądźmy, aby pokój opuścił ziemię bez przyzwolenia Bożego. Bóg dopuścił, aby narody, które wszystkie swoje myśli ulokowały w rzeczach ziemskich, karały się wzajem wzajemną rzezią za wzgardę i niedbałość, z jakimi Go traktowały (Benedykt XV). 

Taki los spotkał Żydów i Niemców. Żydzi: niezaspokojone pragnienie wszelkich bogactw, Niemcy protestanccy: niezaspokojone żądze cielesne, obżarstwo – oba te przypadki oddają wiernie obraz ludzi wydanych swym namiętnościom, których nigdy zaspokoić nie mogą. „…tworzą coraz to nowe pomysły, sercem przywiązują się do różnych istot – ale niesmak, jakiego doznają, znudzenie, niestałość, ciągłe zmiany, dowodzą, że nigdy nie znajdą oni nasycenia i zaspokojenia w tym, co nie jest Bogiem. Dusza ich błąka się ustawicznie w swoich pragnieniach; ciągle czegoś szuka, ciągle ma nadzieję, że znajdzie to, że się zaspokoi; zawsze jednak zawodzi się w swoim oczekiwaniu.

 Stworzyłeś nas dla siebie, o Boże – wołał święty Augustyn – i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie! Ta prawda jest pierwszą zasadą moralności; wszystko ją potwierdza: rozum, religia i doświadczenie…(o. N. Grou).

Swoje zdumiewające potwierdzenie znajduje też w losach naszego narodu.

 

Widok Gietrzwałdu (...)

 

Źródła (oprócz podanych w tekście):

Vittorio Messori: Przemyśleć historię, wyd.m

o. Nicolas Grou: Przewodnik życia duchowego, wyd. AA

ks. Patrick de la Rocque FSSPX: Papież Asyżu, wyd. Te Deum

Alfred Monnin SJ: Notatki naocznego świadka kazań, homilii i rozmów św. Jana Marii Vianneya. Wydawnictwo Księży Marianów

Prof. Stanisław Tarnowski: Nasze dzieje w XIX wieku, Kraków 1901

Prof. Tadeusz Guz: Rozmowy niedokończone (z lat 2006 – 2007), Wydawnictwo Sióstr Loretanek

Ks. Augustyn Weichsel: Objawienia Matki Boskiej w Gietrzwałdzie dla ludu katolickiego, Brunsberg 1883

Paul Claudel: Dziennik, PAX

Zmieniony ( 01.07.2013. )