| 
				 IV Sympozjum "W trosce o Dom  Ojczysty"    Gdańsk, 18-19 kwietnia 1998  Mirosław Dakowski    kwiecień 1998  Legalność władzy a ordynacja wyborcza    O źródle nadziei         Ludzie alarmują od pięciu lat: Ordynacja  do Sejmu jest sprzeczna z Konstytucją! Były to kolejne nielegalne wybory !  Czy to nie za śmiałe twierdzenia? Toć to  pachnie wariactwem... Sprawę podnoszono już w 1993r. (m.inn. J.Człapiński, M.  Giertych, M. Doruchowski i wielu innych): Przed wyborami w 1993 posłowie  wprowadzili sławne "progi". Zaś konstytucja mówiła, że Sejm ma być  wybierany w wyborach "proporcjonalnych". Do zmiany zapisu  konstytucyjnego potrzeba większości 2/3 (66.7%) głosów posłów biorących udział  w głosowaniu. A tymczasem "za" tą zmiana było jedynie 63.8% posłów.  Nadal obowiązuje więc stara ordynacja, czyli już wybory w 1993r. były nieważne. Najostrożniejsi powiedzą:  Czyżby tak ważna dla Polski sprawa mogła być tak długo tuszowana? Czemu nie  została zauważona przy pisaniu i uchwalaniu kolejnych konstytucji?  Czemu W?ADZA milczy? 
  Czemu  jest to ważne dla nas? W cywilizacji chrześcijańskiej Prawo jest narzędziem  moralności. W cywilizacji nam narzucanej postawiono Prawo ponad etyką, ponad  dobrem. Są to więc rządy kruczkarstwa. Trzymają się na byle jak skleconych  "paragrafach". Ale dlatego właśnie jest tak ważnym, by to narzucane  nam prawo było spójne i konsekwentne. Jeśli prawo takie nie jest - jakaż jest  rzeczywista legalność W?ADZY? I o tym właśnie będa poniższe rozważania - oraz o  tym, jak my, naród czy społeczeństwo, możemy się ratować.    "Równe, bezpośrednie i proporcjonalne..."            W  Małej Konstytucji ustalono, że wybory do Sejmu muszą być ("są"...):  powszechne, równe, bezpośrednie i  proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym. Podobnie  postanawia  Art. 96 obecnie obowiązującej  Konstytucji z 2 kwietnia 1997r.    Jednocześnie obowiązuje ordynacja  wyborcza z 1993r. Porównajmy te dokumenty. Ponieważ ani w tekście Konstytucji,  ani w innych zbliżonych aktach prawnych nie ma definicji powyższych  (wytłuszczonych) pojęć, przytoczę ogólnie przyjęte definicje:    1.  Wybory "równe" oznaczają, że decyzja każdego uprawnionego do  głosowania posiada równą wagę: każdy ważnie oddany głos ma wagę  "jeden".    2.  Wybory "bezpośrednie" oznaczają, że głos oddany na kandydata nie może  być przeniesiony na inną osobę przez osoby obce, w szczególności przez  "elektorów" czy przez władze poszczegółnych partii politycznych.     3.  Wybory "proporcjonalne" oznaczają,  że stosunek ilości mandatów otrzymanych przez poszczególne partie do ilości  głosów oddanych na te partie musi być stały, w granicach niewielkich błędów.  Oznaczają również, że stosunek liczebności uprawnionych do głosowania do liczby  mandatów w okręgu musi być wielkością stałą w całej Polsce. [Dwie zmienne są do  siebie proporcjonalne wtedy i tylko  wtedy, gdy stosunek odpowiadających sobie wartości tych zmiennych jest wielkością stałą].                                                                                Zobaczmy,  jak te warunki konstytucyjne zostały spełnione w wyborach z 21.IX.'97  przeprowadzonych wg. ordynacji z 1993r.:    Ad 1. Warunek ten ("równe") nie jest spełniony, gdyż de facto anulowano ok.12 procent głosów  wyborców, a mianowicie tych, którzy oddali głosy na partie, które nie  przekroczyły progu (5%). Głosom tych wyborców nadaje się, i to dopiero po policzeniu wyników wyborów w  całym kraju, wagę 0 (zero), gdy pozostałym pozostawia się wagę 1 (jeden).  Ponadto warunek ordynacji ustalający, że   mandaty z listy krajowej dzielone są jedynie między partie, które  przekroczyły 7% głosów w skali kraju, powoduje, że wyniki jeszcze bardziej  odbiegają od konstytucyjnej zasady "równości" przy równoczesnym  pogwałceniu zasady "bezpośredniości". Mniejszości narodowe (obecnie  niemiecka) są "bardziej równe" od krajowców (wyborców) o sympatiach  pro-polskich (pozostałe partie). Mniejszości niemieckiej nie dotyka klauzula  zaporowa (5 %).     W  skardze do Sądu Najwyższego zażądałem więc ukarania  winnych tego stanu rzeczy: Nierówność traktowania wyborców ze względu na  narodowość podlega bowiem karze na podstawie Art. 81 pkt.1 Przepisów  Konstytucyjnych utrzymanych w mocy na podst. Art. 77 Ustawy Konstytucyjnej z  dn. 17. X. 1992r. Karalna jest mianowicie dyskryminacja obywateli ze względu na  płeć, narodowość, rasę itp.    Jako  ciekawostkę dodam, iż Rada Europy (po kilkunastu latach pracy) określiła, że  przynależność narodowa mniejszości oparta jest na (subiektywnym przecież)  "poczuciu związku z daną narodowością". Można więc sobie wyobrazić,  że ze względów pragmatycznych (uniknięcie progu 5%) duże grupy ludzi w Polsce  zadeklarują swą przynależność do np. "mniejszości francuskiej"  (sympatycy serów), lub "mniejszości chińskiej" (pracowici, lubiący  ryż).     Ad  2. Istnienie list krajowych poszczególnych partii oznacza, że głosy wyborców,  oddane na obdarzanego ich zaufaniem  kandydata, przydzielono poprzez arbitralne decyzje przywódców partii innym  osobom, pozbawionym tego zaufania. Umożliwiono więc uzyskanie mandatu osobom (z  listy krajowej), które nie uzyskały go w trybie wyborów bezpośrednich. Zostali  oni odrzuceni przez przytłaczającą większość wyborców. Dla przykładu: Marek  Rojszyk z SLD w wyborach w 1993r. uzyskał mandat poselski otrzymując 130 głosów  w okręgu liczącym 1.326.927 wyborców. Udzielił mu swego zaufania jeden na dziesięć tysięcy wyborców. Ostatnio zaś w okręgu nr. 1 (Warszawa) Wacław Olak z SLD uzyskał 342 głosy, a więc (na różny sposób) nie zgodziło się na tę kandydaturę 1 330 035 osób. O wejściu tych  osób do sejmu zdecydowało ich "biuro po-lityczne", a nie wyborcy!  Został zatem pogwałcony konstytucyjny wymóg bezpośredniości.     Jako  smutną anegdotkę można dodać, że "mąż stanu" umieszczony na pierwszym  miejscu krajowej listy partyjnej może  wejść do sejmu nawet, gdyby uzyskał... zero głosów wyborców!    Ad  3. Sprawa proporcjonalności:    a) Obowiązująca obecnie w Polsce metoda  d'Hondta nie zapewnia żadnej rzeczywistej "proporcjonalności" między  liczbą głosów odddanych na poszczególne partie a liczbą mandatów otrzymanych  przez te partie. Jedynie nazwa (błędna!) metody wprowadza profesorów -  konstytucjonalistów w błąd.             Dowód  z wyborów w 1997r.:  Na jeden mandat        tys. głosów                              Unormowane do 1.0  dla SLD    (przed uwzgl.  listy kraj.)    SLD                     25.18                                                1.00    Mniejsz. Niem       25.5                                                  1.012    AWS                   25.74                                                1.02    UW                    35.7                                                  1.42    PSL                    45.5                                                  1.81    ROP                  121.2                                                 4.81    Zastosowanie progów likwiduje tę  quasi-proporcjonalność zupełnie:                             Dowód:    Na jeden mandat        tys. głosów                              Unormowane do 1.0  dla SLD    SLD                    21.8                                                 1.00    Mniejsz. Niem       25.5                                                 1.17    AWS                   22.0                                                 1.01    UW                    29.2                                                 1.34    PSL                    35.4                                                 1.62    ROP                 121.2                                                 5.56            Ponieważ  liczby z ostatniej kolumny odbiegają dla czterech partii (czy komitetów  wyborczych) od wartości 1.00 więcej niż o 5%, a w przypadku ROP sięgają aż 556%, są więc dowodem na  brutalne pogwałcenie konstytucyjnej zasady "proporcjonalności".    b)  Pozatem rozrzut stosunku liczebności elektoratu do liczby możliwych do  uzyskania mandatów w różnych okręgach wykracza daleko poza pojęcie  "wielkości stałej":  Dla przykładu: Na podstawie  wyborów z września 93 sprawdzamy:    Okręg nr.1 - 1.326.927  uprawnionych, 17 mandatów, t.j. 78.05 tys. uprawn./1 mandat    Okręg nr.7-      178.009 uprawnionych,   3 mandaty,    t.j. 59.34 tys. uprawn./1 mandat.    Na  podstawie wyborów z września 97r. sprawdzamy:    Okręg nr.49 (Włocławek) - 320 384  uprawnionych, 4 mandaty, t.j.     80.1 tys. uprawn./1 mandat    Okręg nr.7 (Chełm) -      183 352 uprawnionych,   3 mandaty,    t.j.     61.1 tys. uprawn./1 mandat.                                                                                         Współczynnik  trudności zdobycia mandatu różni się w obu tych przypadkach o 31%, wyraźnie  więc pogwałcona jest konstytucyjna zasada "proporcjonalności", a  jednocześnie "równości" szans wyborców.   Co na to prawnicy konstytucjonaliści            Autorzy  podręczników prawa konstytucyjnego zgadzają się "w zasadzie"  z tymi argumentami. Zobaczmy jednak, jakiego  używają języka: J.Galster i inn. (Prawo Konstytucyjne):    -  o liście krajowej (str.117): "Pewne wątpliwości natomiast wywołać może  wspomniana już instytucja listy państwowej. W piśmiennictwie formułowany jest  pogląd, że istnienie list państwowych nie godzi się z zasadą bezpośredniości,  gdyż (...) wprowadza grupę posłów, na których wyborcy nie głosowali  bezpośrednio, lub nie głosowali w ogóle..".    Z  tabeli 1 widzimy, jak w praktyce wrześniowych wyborów w Polsce wygląda  "proporcjonalność" metody d'Hondta. Zaś konstytucjonaliści (J.  Galster, str. 119), zadowoleni widać z nazwy, nie analizując treści metody  d'Hondta, piszą jedynie: "odejściem od bezwzględnej proporcjonalności  wyborców jest t.zw. klauzula  zaporowa".. Zaś Banaszak i Preisner (Prawo Konstytucyjne) piszą:  "Dyskusyjne z punktu widzenia zasady równości prawa wyborczego wydawało  się początkowo wprowadzenie t.zw. klauzuli zaporowej".... Takich  przykładów możnaby przytoczyć wiele.               Sprawa  Senatu            Osobnej  wzmianki wymaga obecna ordynacja wyborcza do senatu. Jedno miejsce w senacie przypada na przeszło 530 tys. wyborców w woj.  gdańskim, a jedynie na niecałe 92 tys. wyborców w woj. chełmskim. Wyborcy z  woj. gdańskiego są więc przez twórców obecnej ordynacji 5.82 razy gorzej traktowani, niż ci z Chełmszczyzny.  "źle" traktowani są też wyborcy z Warszawy, województwa gliwickiego,  poznańskiego i krakowskiego, a uprzywilejowani są mieszkańcy woj.  bielsko-podlaskiego, leszczyńskiego czy łomżyńskiego.  Stosunek "wag" dla tych grup  województw wynosi ok. 4 ! Wybory do senatu świadczą więc o ogromnej nierówności traktowania wyborców. Gdzie  tu logika? i jaka? Stan aktualny nie jest sprzeczny z konstytucją, ale widać,  jak niechlujnie i z jakim lekceważeniem praw obywatela ordynacja została  napisana i uchwalona. Gdy wywalczymy ordynację większościową jednomandatową (również  do senatu), to sto okręgów senackich będzie miało po ok. 284 tys. uprawnionych.  ?atwo takie okręgi stworzyć na bazie gmin, nie województw. Wtedy ordynacja do  senatu będzie wreszcie równa i sprawiedliwa, a scena polityczna Polski -  klarowna.     Wykręty władz    O  sprzeczności między konstytucją a ordynacją może formalnie rozstrzygnąć  Trybunał Konstytucyjny. Ale wystąpić do TK moźe prezydent, killkudziesięciu  posłów lub senatorów, szef ogólnoplskich Zw. Zaw. Próbowaliśmy od lat!    Przedstawiciel  Rzecznika Praw Obyw. w piśmie z 2.II.1994 oświadcza, że "Rzecznik  rozważa"...  Cóż, długo rozważa....    Ponieważ  wszystkie najwyższe organa Państwa uciekają w najróżniejsze tłumaczenia prawne  (czy wykręty), by wykazać, dlaczego ta sprawa "nie leży w ich  kompetencji", konieczne się stało używanie różnych argumentów dopasowanych do różnych Urzędów:    Stąd  np. pismo do Prezydenta Rzeczypospolitej zatytułowałem:    Wniosek  o wystąpienie do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie niezgodności z Konstytucją obecnej ordynacji wyborczej do  Sejmu oraz o odłożenie wyborów do Sejmu i Senatu do czasu dostosowania  ordynacji wyborczej do przepisów obowiązującej Konstytucji    Natomiast  skargę do Sądu Najwyzszego:    Protest  wyborczy w sprawie nielegalności wyborów z 21.IX.1997. Wnoszę o uznanie wyborów do  Sejmu za nielegalne, gdyż wykonanie  wyborów we wszystkich 52-ch okręgach, w szczegółności w okręgu nr. 1  (Warszawa), w którym głosowałem, pogwałciło Ustawę Zasadniczą.    Staramy  się krętaczy "zagonić do narożnika". Wielu obywateli (oraz ekspertów)  na różne sposoby oraz używając różnych argumentów prawanych alarmowało:  Rzecznika Praw Obywatelskich T. Zielińskiego (w 1993 i 94r.), Prezydenta RP L.  Wałęsę (w 1993r.), Prezydenta RP A. Kwaśniewskiego (przed ostatnimi wyborami),  Sąd Najwyższy i osobiście Adama Strzembosza (w '93, 94 i 97 r.), prof A. Zolla.  Odpowiedzi (jeśli wreszcie wymuszone) są żałosne: N.p. Sąd Najwyższy odpowiada,  iż decyzja z 16 września jest ostateczna. A pismo, na które domagałem się  merytorycznej odpowiedzi, było sformułowane 5 października i wysłane 6. X. ...  Różne pańcie-Sędziny SN to-to swym Autorytetem potwierdzają !  I jak to nie wstyd Panu Adamowi Strzemboszowi  (profesorowi) tak się ośmieszać? A powaga Rzeczypospolitej ?    Wszyscy wysocy urzędnicy, z którymi udało się na ten tamat rozmawiać,  przyznają, że przytoczone argumenty są przekonywujące. NIKT jednak na razie nie zdecydował się na odwołanie nielegalnych  przecież wyborów czy na doprowadzenie do uzgodnienia Ordynacji z Konstytucją.  Czyżby najwyższe władze Polski tak bały się tej sprawy? Czemu? Ośmieszająca  władze sprzeczność między Ustawą Zasadniczą a Ordynacją trwa. Nowy Parlament  również nie zajął się ta pilną sprawą.   Ordynacja  - narzędzie ratunku.              Najważniejsze jest jednak, że przedstawiciele AWS-u i ROP-u nie  doprowadzili do - obiecanej nam w swych programach - zmiany ordynacji na  europejską, t.j. większościową w okręgach jednomandatowych. Wtedy powyżej  opisane absurdy automatycznie by znikły .        O  sprawie nielegalności ostatnich parlamentów piszę i mówię jedynie po to, by  Czytelnikowi, Słuchaczowi i wogóle Opinii Publicznej uświadomić, iż w warunkach  ordynacji samopowielającej "elitę polityczną" namaszczoną przez  (umownie) tow. Kiszczaka niemożliwe jest  wybranie parlamentu odpowiedzialnego. Odpowiedzialnego za Polskę,  odpowiedzialnego przed swym wyborca.     I  dlatego dla wszystkich uczciwych sił politycznych, tak z prawa jak i z lewa,  sprawa zmiany ordynacji jest najważniejsza: umożliwi, tak jak to uczyniła we  Włoszech, uzdrowienie życia politycznego. Jest więc najmniejszym wspólnym mianownikiem dla wszystkich uczciwych ruchów  politycznych. Nie promuje przecież Idej czy Interesów takich czy innych  grup. Promuje jedynie dobór elit politycznych odpowiedzialnych przed wyborcą,  aktywnych, uczciwych.  Nieuczciwość się  przy tej ordynacji nie opłaca. To nie slogan, lecz analiza wyników w różnych  krajach, na przestrzeni wielu dziesięcioleci.     Czas,  by wszystkich, którzy chcą żyć w uczciwszej Polsce, zjednoczył ten najmniejszy  wspólny mianownik - Jednomandatowe Okręgi Wyborcze (JOW). Potem - możemy się  "pięknie różnić", według wyświechtanego przez "wybiórczych"  sloganu.     Oczywiście, JOW nie są panaceum na wszystko. Spójrzmy jednak, jak w  krajach ordynacji JOW, o wiele trudniej jest obrabować, nakłamać, nie spełnić  obietnic wyborczych, być bezkarnym...  I  być przy tym (i po tym !) u władzy. Myślę n.p. o Kanadzie, Francji, Wielkiej  Brytanii i - od paru lat - Włoszech. Gdzież są argumenty "europejczyków",  jeśli właśnie kraje Europy w ogromnej większości stosują tę ordynację (JOW)?  Dlatego właśnie zwolennicy "pozostawania u koryta" w Polsce tak  bardzo tę sprawę przemilczają. Argumentów im brak; a zwykle są tak wygadani...    Mówmy  więc pełnym głosem, a referendum w tej sprawie wymusimy.     Zmiana  ordynacji to warunek konieczny, lecz oczywiście niedostateczny, dania Polakom  nadziei na niazawisłość i dobrobyt oraz uczciwsze rządy.   			 |