Czy Krakowskie Przedmieście było poligonem loży P3? | |
Wpisał: St. Krajski | |
05.07.2013. | |
Czy Krakowskie Przedmieście było „poligonem” loży P3?
Nie rozumiem jak to się stało, że tak wielu Polaków i katolików zlekceważyło ten akt, uznało go za nieistotne wydarzenie. „Niedobrze. Zenka zwinęli”.
[Umieszczam przed 39-tą miesięcznicą t.zw. „Smoleńska”. md ] Są to fragmenty rozdziału XIII. [książki „Masoneria 2012” St. Krajskiego ] St. Krajski http://www.krajski.com.pl Zamach na Krzyż Najważniejsze wydarzenia, które nastąpiły po „katastrofie” smoleńskiej, wydarzenia, które w świadomości społecznej nie zostały zarejestrowane jako wydarzenia istotne to były: zamach na Krzyż i walka o Krzyż.
1. Państwo jako masońskie sacrum? Państwo jest traktowane jako swoiste „sacrum” w dwóch doktrynach: w doktrynie bizantyjskiej i doktrynie masońskiej. 2. Usunięcie Krzyża jako manifest ideowy i polityczny Prezydent Polski w tym wypadku dotrzymuje słowa. Jego jedną z pierwszych decyzji (jeżeli nie pierwszą) jest decyzja o usunięciu Krzyża. 3. Usunięcie Krzyża i Śluby Jasnogórskie Ten akt jest aktem z tego samego porządku co Śluby Lwowskie Jana Kazimierza, w ramach których monarcha oddał Rzeczpospolitą pod opiekę Matki Boskiej i uczynił Ją Królową Polski. Czy usunięcie Krzyża spod Pałacu Prezydenckiego jest rozszerzaniem czci i chwały Chrystusa? Czy usunięcie Krzyża z Krakowskiego Przedmieścia jest aktem wierności Krzyżowi? W jaki sposób, w tym kontekście, mamy rozumieć następujące słowa wypowiedziane przez Prymasa Tysiąclecia w liście pasterskim z 1957 r.: „Dochowamy wierności Synowi Twojemu i Jego Krzyżowi, boć on dla nas chlubą i mocą, i sztandarem zwycięskim. Ty dochowałaś wierności Krzyżowi, Ty nie zawahałaś się, nie ustąpiłaś. Stałaś pod krzyżem, Służebnico, aż do ostatniego drgnienia głosu Twojego Syna. A my? Czyż moglibyśmy, Królowo, my dzieci Twoje, nie naśladować Ciebie? Gdy Królowa przy Chrystusie – i Jej dzieci też! Gdy Królowa pod krzyżem – i Jej dzieci też! Dochowamy, Matko, wierności Krzyżowi! Szukamy dzisiaj wielkich mocy, bo widzimy, ile nadziei zawiodło na tysiącletnim szlaku dziejowym naszej ojczystej, rodzinnej, polskiej drogi. Ale gdy znikały sztandary i korony, gdy waliły się moce i ustroje – jeden znak nigdy nie znikał z drogi Narodu polskiego: znak Krzyża. Tysiąc już lat idzie Krzyż przez polską ziemię. (…) Czyżby u kresu tysiącletniej wędrówki Narodu po naszej krzyżowej drodze Krzyż miał się osunąć? Będziemy stali, bo pod nim stoi Królowa nasza, Królowa świata i Królowa Polski, bo pod nim rzesza ludu, który swoimi ramionami podtrzyma Krzyż, choćby się chwiał. Ale to nie Krzyż się chwieje, to świat się chwieje i toczy. Krzyż stoi! Tyle mocy poszło w proch na oczach tysiącletnich dziejów, a Krzyż pozostał jako sztandar zwycięstwa. I… pozostanie! (…) Czyż nie jest to wskazaniem dla nas, szukających mocy na nowe tysiąclecie, że opierać się mamy na takich tylko mocach, które przetrwały i zwyciężyły czas? Pozostaniemy więc, Matko, wierni Krzyżowi!” . 4. Wielki sukces masonerii W Polsce zatem, która jest Królestwem Matki Bożej usunięcie Krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, pałacu, w którym rezyduje współczesny odpowiednik polskiego króla jest aktem wymierzonym w samo serce Polski i Polskości, aktem, który jest sprzeniewierzeniem się Królowej Polski i Jej Synowi. Nie rozumiem jak to się stało, że tak wielu Polaków i katolików zlekceważyło ten akt, uznało go za nieistotne wydarzenie. Oczywiście można uznać, że to zlekceważenie było sukcesem towarzyszącej temu aktowi propagandy mówiącej o politycznym wykorzystaniu Krzyża, o tym, że Krzyż ma łączyć a nie dzielić, o tym że ten Krzyż związany jest tylko z pewną opcją polityczną, że trzeba działać zgodnie z wymogami tego świata, podporządkować się tzw. politycznej poprawności itd.
„Dziś szatan wyraźnie się cieszy. Ma wiele powodów do zadowolenia i radości. 5. Krzyż w naszym życiu Zauważmy, że Krzyż, dla katolików, należy do sfery fundamentalnej. Za niego ludzie oddawali życie.
9. Stosunek masonerii do symboli Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na pewne aspekty teologii, aksjologii, sposobu myślenia, mentalności masonerii. Symbol odgrywa w życiu masonerii, tak jak w życiu każdego pogańskiego, odwołującego się do magii, kultu, rolę kluczową. Symbole i odnoszące się do symboli działania mają moc sprawczą, przywołują lub odstraszają, w świetle magii, demony itd. Masoneria, jak mówi Kościół w swoich dokumentach jest zaś przecież „pomocnikiem szatana na ziemi” . 6. Walka o Krzyż Przez 9 miesięcy byłem kronikarzem Obrońców Krzyża, śledziłem minuta po minucie wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu, zbierałem zeznania świadków odnotowując daty i godziny wydarzeń. Plon tej pracy znajduje się na stronie internetowej „W obronie Krzyża” .
Grupa ludzi otoczyła tam Polskę nieustanną modlitwą, modlitwą, która wciąż, i również dziś, gdy Czytelniku czytasz te słowa, trwa (informacje na ten temat można znaleźć na stronie internetowej „W obronie Krzyża 1” – http://wobroniekrzyza1.wordpress.com/).
7. Agenci pod Krzyżem Grupa modlitewna zbierająca się codziennie od 10 kwietnia 2010 r. (w okresie 3.08.10-16.09.10 modlitwy trwały 24 godziny na dobę) powstawała spontanicznie. Tworzyli ją ludzie, którzy zatrzymywali się przed Pałacem Namiestnikowskim na modlitwę i potem pojawiali się już na Krakowskim Przedmieściu systematycznie. Od lipca 2010 r. zaczęli też współtworzyć ją ludzie, którzy przyjeżdżali, niekiedy z innych miast, i przebywali „pod Krzyżem” kilkanaście godzin na dobę (niektórzy 24 godziny). Szybko zaczęliśmy się orientować, że w grupie są osoby, które zachowują się tak jakby były agentami jakiś tajnych służb. Dokonywały one różnych prowokacji, niekiedy po to, by kompromitować modlących się, próbowały podzielić i skłócić grupę, rozpowszechniały fałszywe informacje, w tym różne pomówienia donoszące się do poszczególnych członków grupy, dokonywały na grupę i poszczególne wchodzące w jej skład osoby, anonimowo ataków w komentarzach na stronie „W obronie Krzyża” (niektórych można było zidentyfikować po numerach IP), przekazywały pewne informacje (np. dotyczące pewnych członków grupy czy zamkniętych organizacyjnych spotkań niektórych członków grupy z ks. Jackiem Bałembą SDB) różnym osobom i służbom. Takich „agentów” wykryliśmy w ciągu roku kilkunastu. Niektórych udało się rozpracować dopiero po wielu miesiącach. Byli wśród nich tacy, którzy okazali się być w PRL-u tajnymi współpracownikami (TW) kontrwywiadu wojskowego (WSW). Można ich było podzielić na „informatorów”, „prowokatorów” „liderów” (próbowali przejąć kontrolę nad grupą) i „agentów wpływu” (próbowali urobić wewnątrz grupy pewne opinie lub napuścić jednych na drugich). 8. Nękanie przez „przypadkowych przechodniów” Szczególnie po 3 sierpnia 2010 r. zaczęło się pojawiać coraz więcej agresywnych przechodniów. Niektórzy przechodząc po prostu ryczeli lub wznosili jakieś wrogie krzyki. Najłagodniejsze z nich były typu: „Oszołomy”, „Do Kościoła ćwoki”. Niektórzy obrzucali modlących się wulgarnymi słowami. Zdarzało się, że ktoś popchnął modlącą się kobietę czy nawet ją kopnął, plunął komuś z modlących się w twarz. Jedna z przechodzących kobiet podeszła do kobiety z różańcem i uderzyła ją w twarz otwartą dłonią. Byli tacy, którzy oblewali modlących się piwem. Byli ludzie, którzy wchodzili w grupę modlących się z palącymi się papierosami i wydmuchiwali dym w ich twarze. Byli też tacy, którzy zatrzymywali się przy modlących i albo po prostu głośno rozmawiali albo złośliwie, w niewyszukany sposób kpili z modlących się. Jedna z takich osób, gdy ktoś z modlących się wręczył jej obrazek ze św. Michałem Archaniołem porwała go ze złością i próbowała wyrwać z ręki tej osoby inne obrazki. Byli tacy, którzy przechodzili przed Krzyżem czy ołtarzykiem i deptali złośliwie po kwiatach i zniczach. 9. Prowokatorzy Na Krakowskim Przedmieściu pojawiało się wiele pojedynczych osób, do których najlepiej pasuje określenie „prowokator”. Sposób zachowania wielu z nich i kontekst, w którym działali wskazywał, że wyraźnie działali „na zlecenie”. Podam tu tylko dwa przykłady wydarzeń, których osobiście byłem świadkiem. Pewnego razu pojawił się i stanął obok grupy modlitewnej mężczyzna ubrany w garnitur, który zaczął głośno krzyczeć, że wszystkiemu winni są Żydzi, że nie było obozów koncentracyjnych, że modlący się dostają 50 zł dziennie na osobę. Gdy jeden z modlących się podszedł do niego prosząc o zaprzestanie głośnego zachowanie, o to, by nie zakłócał modlitwy, tamten odepchnął go brutalnie i zaczął głośno wzywać policję, krzycząc, że został pobity przez „obrońców Krzyża”. Natychmiast pojawiło się dwóch policjantów i zaczęli prowadzić na bok obu mężczyzn. Ludzie podążali jednak za nimi (w tym przypadkowi przechodnie) mówiąc policjantom, ze mogą zeznać, że było inaczej. Policjanci spisali zatem tylko obu mężczyzn. Innym razem, gdy pod pałacem było kilkaset osób modlących się w zwartej grupie przez ludzi tych w stronę środka (księdza) zaczął przeciskać się bardzo powoli i początkowo delikatnie wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Ludzie nie dopuścili go jednak do księdza, zastawili mu drogę o jakiś metr od niego. W pewnym momencie mężczyzna ten zaczął młócić z całych sił pięściami zadając na oślep ciosy osobom znajdującym się najbliżej niego. Wyglądało to bardzo groźnie i np. moja żona była ciężko przerażona. Ludzie zachowali jednak zimną krew i zareagowali wspaniale. Zbliżyli się do niego tak ściskając go w tłumie, że nie mógł ruszyć ręka. To go przestraszyło i powiedział, że będzie już spokojny. Ktoś jednak wezwał policję i policjanci go wyprowadzili. Za mną stało dwóch mężczyzn w garniturach. Jeden powiedział do drugiego: „Niedobrze. Zenka zwinęli”. 10. Ataki zorganizowanych bojówek Na Krakowskim Przedmieściu pojawiało się wiele zorganizowanych bojówek. Niekiedy z tyłu za „grupą uderzeniową” znajdowali się jej mocodawcy, starsi panowie, którzy w sposób rzucający się w oczy wydawali jej dyspozycje. Takie bojówki miały różny charakter i pojawiały się w różnych porach dnia i nocy. W dzień zorganizowane w sposób wyraźny grupy młodych ludzi zakłócały modlitwę muzyką z radioodbiorników, krzykami, śpiewami lub ich uczestnicy starali się wciągnąć osoby z grupy modlitewnej w „pyskówkę” albo wywołać awanturę obrażając ich czy popychając. Pod wieczór (w początkowym okresie prawie codziennie, potem rzadziej) w lokalu należącym do Adama Gesslera o nazwie „Przekąski-Zakąski” znajdującym się kilkanaście metrów od miejsca modlitwy zaczynali się zbierać młodzi ludzie. Przez kilka godzin pili tam alkohol i, gdzieś około północy, wypadali z lokalu z dzikim, wręcz zwierzęcym, rykiem w zwartym szyku, otaczali modlących się i, często godzinami, ryczeli, przeklinali, szarpali czy popychali ludzi. To świadectwo jest jednym z dowodów na to, że nie były to spontaniczne „zabawy” pijanych chuliganów, że ataki te nie tylko były zorganizowane, ale miały jakiś wymiar diaboliczny. Agresywny, pełen nienawiści tłum pijanych (często, jak wszystko na to wskazuje, będących również pod wpływem narkotyków) atakujący bezbronnych modlących się, niekiedy same kobiety, nigdy, poza jednym wyjątkiem, nie zrobił nikomu większej krzywdy. Kończyło się na groźbach lub niewielkich siniakach. Coś ich, choć byli całkowicie bezkarni, zatrzymywało. Rozkaz przełożonych? A może była to też Boża interwencja? Napisałem: „z jednym wyjątkiem”. A oto informacja o tym wyjątku: „Śledztwo zostało wszczęte w związku z podejrzeniem, że brutalne uderzenie, jakie otrzymał Jan Klusik od nieznanego napastnika podczas akcji służb porządkowych w nocy z 14 na 15 sierpnia ubiegłego roku, mogło przyczynić się do jego zgonu miesiąc później. Mężczyzna modlił się wówczas pod harcerskim krzyżem upamiętniającym ofiary katastrofy rządowego Tu-154M pod Smoleńskiem. Został kopnięty przez chuligana w klatkę piersiową, gdy zasłaniał kobietę przed atakiem. 25 października Zakład Medycyny Sądowej Akademii Medycznej im. Piastów Śląskich we Wrocławiu przeprowadził ekshumację ciała obrońcy krzyża. Wprawdzie opinia biegłych z sekcji zwłok nie została jeszcze wydana, ale prokuratura już zaprzecza, jakoby ta śmierć mogła mieć związek z sierpniowymi wydarzeniami przed Pałacem Prezydenckim” . Śledztwo w tej sprawie zostało ostatecznie umorzone w lipcu 2011 r. Sprawca pozostał nieznany, pomimo to, że całe teren przed Pałacem Prezydenckim był monitorowany przez kamery policyjne. Oto relacja naocznego świadka (fragment pisma skierowanego, z prośba o interwencję, do Komendanta Stołecznej Policji, inspektora Adama Mularza): „Stoję już czwartą noc pod krzyżem pod pałacem prezydenckim. To czego tam doświadczamy, przechodzi granice wszelkich wyobrażeń. Oto tylko ułamki tego, co dzieje się co noc: około 21:00 przychodzi ks. Małkowski i wspólnie ze zgromadzonymi tam wiernymi odmawiamy apel jasnogórski. Z pobliskiego Gesslera (wino, wódka, piwo wszystko za 4 zł) natychmiast przybliża się grupa około 60 osób, podpitych, z nową prowokacją. Wciskają się, między stojących tam ludzi i tubalnymi wrzaskami skutecznie zakłócają każde słowo modlitwy. Okrzyki są niewybredne: „precz z krzyżem”, „zimny Lech na krzyż”, „krzyż do kościoła”, wszystko obficie pokraszone przekleństwami: k…, h…, pierd…, kut… i inne. Wrzaski nasilają się i łączą tak, że nie słychać ani jednego słowa kapłana. Od 23:00 do 9:00 Gessler jest tak pełen ludzi, że nie mieszczą się w lokalu. Niestety nie przychodzą do niego, ale… po odpowiedniej dawce piw, wódki i prawdopodobnie jakiś narkotyków, wszyscy udają się pod… krzyż. Wczoraj młoda dziewczynka, lat może 17, podchodziła do modlących się, po kolei wrzaskliwym głosem krzycząc: „Masz penisa? Nie?, to powiedz: penis, penis, kur… penis, takie trudne?” Nie ważne, że nam przeszkadza, że się pakuje, podchodzi non stop przez około 3 godziny do każdego z nas z tym samym tekstem. Oczywiście każde jej zachowanie spotyka się z gromkim aplauzem kolegów z pod Gesslera…. Po chwili upity w belę mężczyzna, około 40 lat, włazi po krzyżach, depcąc palące się znicze, tratując kwiaty i leżące zdjęcia osób poległych w katastrofie pod Smoleńskiem… Takie wejście wywołuje wśród towarzystwa spod Gesslera wprost euforię radości. Nagle ze wszystkich stron pojawiają się kamery i aparaty fotograficzne, pilnie nagrywając zajście. Mężczyzna woła przepitym głosem: „Ruchać się pod krzyżem!” i zaczyna robić obsceniczne gesty. Po chwili zatacza się, zadeptując leżące krzyże, które ludzie tam położyli. Gdy podchodzi 2 policjantów (na nasze błagania o interwencję), towarzystwo skanduje: „on nic nie robi! on nic nie robi! nie można go aresztować!”, i zalęknieni policjanci odchodzą. Ktoś z tyłu rozrywa krąg modlących się ludzi na różańcu i w kółko woła zachrypniętym głosem: „gdzie trzymacie ręce, jak się modlicie, ręce trzyma się na piersiach, a nie na jajach” Oczywiście wybucha lawina histerycznego śmiechu. Dwóch młodych mężczyzn podchodzi do krzyża i zaczynają się całować jak zakochani oraz obmacywać. Starszy człowiek podchodzi do mnie i z całej siły wali mnie pięścią w ramię” . 11. Zachowanie policji Policja była wciąż, dzień i noc, od sierpnia 2010 r., obecna pod Pałacem Namiestnikowski. Czasami było to 2-4 policjantów. Niekiedy było ich kilkunastu czy kilkudziesięciu. Były dni, że policja robiła swoisty pokaz siły, zjeżdżały się dziesiątki samochodów pełnych policjantów i stawały na parkingu pod Kościołem Seminaryjnym i w bocznych uliczkach czy przejeżdżały tam i powrotem po Krakowskim Przedmieściu. Z reguły policjanci byli całkowicie bierni i interweniowali tylko wtedy, gdy ktoś czuł się pokrzywdzony przez… Obrońców Krzyża. Czasami, rzadko, niektórzy młodsi policjanci, szczególnie w dzień, interweniowali w obronie modlących się, ale raczej w sytuacjach granicznych. Policja nie reagowała na zaczepki słowne, wulgarne słowa, popychanie i szarpanie, bluźnierstwa lub czyny świętokradcze tłumacząc, że nie mają podstaw do interwencji. Gdy wobec obrońców Krzyża miały miejsce akty agresji i podczas ataków na nią zorganizowanych bojówek policjanci najczęściej albo nic nie widzieli i nic nie słyszeli albo po prostu gdzieś znikali. W niektórych wypadkach pozostawali na miejscu i tylko obserwowali zajście. Oto przykładowa relacja świadków: „Dokoła nas stała straż miejska nie pozwalając nam niczym dotknąć ziemi. Musieliśmy w rękach trzymać torby, kwiaty, znicze i Krzyż. Przeciwnicy Krzyża cały czas nas zaczepiali, szarpali, obrzucali wulgarnymi słowami. W pewnym momencie zaczęli oblewać Krzyż i trzymającą go kobietę piwem z butelek. Strażnicy nie reagowali, policjanci się śmiali. Gdy prosiliśmy policjantów o numery identyfikacyjne nie chcieli nam ich pokazać” . 12. Aresztowania i pobicia Wydarzenia, które miały miejsce w tej perspektywie są bezprecedensowe w Polsce po 1989 r. Wspomnę tylko o trzech z nich. Oto relacja świadka z dnia 13 września 2010 r.: „Była godzina 14. 35. Darek Komorowski stał koło nas z boku Kordegardy. Podeszło trzech mężczyzn po cywilnemu, machnęło jakimiś legitymacjami (nic nie zdążyliśmy zobaczyć) i nie pytając się go o nazwisko powiedzieli Pan pójdzie z nami. Ja zapytałem: O kogo wam chodzi? Jeden z nich powiedział: A jak on się nazywa? Powiedziałem: Darek Komorowski. Jeden z nich odpowiedział: To o niego nam chodzi. Przewrócili go brutalnie na chodnik. Jeden nadeptał mu na głowę kolanem, drugi nogą na brzuch, trzeci nogą na nogi. Ludzie zaczęli krzyczeć: bandyci. Oni zaczęli mu zakładać kajdanki, rozcięli mu rękę, zaczęła lecieć mu krew z ręki. Oni zaczęli go ciągnąć w stronę kościoła seminaryjnego. Chcieli go wcisnąć do małego samochodu, nieoznakowanego forda. Samochód miał przyczepionego koguta. Nie mogli go wepchnąć. Mundurowi próbowali wcisnąć go tam siłą. Nie udało się. Podjechał radiowóz i tam go wepchnęli. On i ludzie prosili o pokazanie legitymacji, odznaki, nakazu. Policjanci na to nie reagowali. Ludzie za nimi szli i krzyczeli: bandyci” . A oto moja relacja z dnia 15 września 2010 r.: „Darka Komorowskiego wypuścili z więzienia na Rakowieckiej kilka godzin temu (gdzieś około 17.00-18.00). Miałem początkowo rozmawiać bezpośrednio z samym Darkiem Komorowskim, ale ludzie pod Krzyżem stwierdzili, że jest w tak złym stanie, że nie ma co go męczyć. Chcą go teraz odprowadzić do domu. Relację przekazała mi zatem Mirka Zielińska, która jako pierwsza rozmawiała z Komorowskim. Mówił, że zaczął stawiać opór w momencie zatrzymania, bo rozpoznał w trzech mężczyznach, którzy go zatrzymywali i którzy tylko machnęli mu przed oczami jakąś legitymacją mężczyzn, którzy przez kilka ostatnich nocy obrażali modlących się, szarpali ich itd. Darek powiedział, że jak go wsadzili do samochodu i samochód ruszył to zaczęli go bić po całym ciele, szczególnie po głowie (jest cały w sińcach). Dowieźli go na Wilczą. Nie zdejmowali mu kajdanek 24 godziny. Podczas przesłuchania go bili. On zwrócił się do obecnej przy tym jakiejś kobiety, że będzie świadkiem. Ona powiedziała, że nic nie widzi i niczego nie widziała. Drugiego dnia zawieźli go do więzienia na Rakowiecką. Tam dopiero obejrzał go lekarz, ale nie chciał zrobić obdukcji. Wysłano go do szpitala, gdzie zrobiono mu badania. Byli pewni, że spędzi tyle dni w więzieniu, że te ślady pobicia znikną. Gdy wyszedł dzisiaj z więzienia, umył się i poszedł do lekarza i tam dopiero założono mu kołnierz i zrobiono mu obdukcję” . A oto relacja jednego ze świadków z dnia 18 września 2010 r.: „Rozmawiałem właśnie przez telefon z jednym z lekarzy badających Dariusza Komorowskiego. Dostał dziś skierowanie do szpitala w trybie dyżurowym. Są ewidentne dowody na to, że został pobity, że bito go po głowie, że nastąpiły liczne niebezpieczne uszkodzenia, w tym słuchu. Wskazuje na to zgromadzona już dokumentach medyczna. Jego stan ewidentnie się pogarsza. Trudno mi było uzyskać jakieś szczegóły, bo lekarz był bardzo ostrożny i zasłaniał się tajemnicą lekarską” . Dariusz Komorowski spędził w szpitalu ponad miesiąc. Nic mi nie wiadomo o tym, by ktoś w jakikolwiek sposób odpowiedział za jego bezprawne aresztowanie i pobicie. A oto moje sprawozdanie z dnia 4 października 2010 r.: „W dniu 2 października o godz. 18.00, gdy Dariusz Matyjasek szedł jedną z ulic Siedlec zastąpili mu drogę policjanci, zatrzymali go, doprowadzili do samochodu, wylegitymowali i zawieźli na komendę, gdzie natychmiast poddano go przesłuchaniu. Pytanie było jedno (pojawiało się w dziesiątkach wersji): co robiłeś pod Krzyżem? Jako powód zatrzymania podano mu udział w zamieszkach pod Pałacem Prezydenckim. Po godzinie przesłuchania umieszczono go w pojedynczej celi nie pozbawiając go ani paska, ani sznurowadeł, ani telefonu. Gdy zorientował się, że nikogo nie ma w pobliżu zadzwonił do znajomego. Ten znajomy dał mu telefon do komendanta policji w Łukowie, gdzie mieszka i gdzie wszyscy się znają. Komendant ten wsiadł w samochód i o 2.00 w nocy był w Siedlcach, gdzie zaczął domagać się zwolnienia Matyjaska. Zwolniono go dopiero około 7.00 rano nie przedstawiając mu żadnych zarzutów czy wyjaśnień. Nie widział i nie podpisywał żadnych dokumentów. Informacje powyższe otrzymałem od Dariusza Matyjaska w trakcie rozmowy telefonicznej, którą przeprowadziłem z nim w dniu 4 października o godz. 18.20” . I wreszcie moja relacja z dnia 11 listopada 2010 r.: „Wczoraj ok. godz. 20.00 Edward Mizikowski stojąc w pobliżu łańcuchów pod Pałacem Prezydenckim zauważył, że jedno ze zdjęć położonych pośród kwiatów znalazło się jakiś metr po drugiej stronie łańcuchów. Zapytał się BOR-owca czy może je zabrać. Tamten powiedział: „Oczywiście”. Gdy przeszedł przez łańcuchy, podszedł do zdjęcia i nachylił się nad nim został zakuty przez BOR-owców w kajdanki i zaprowadzony do kancelarii prezydenta. Tam, jak mówi, otrzymał od kogoś, z tyłu, cios w głowę i stracił przytomność. Gdy ją odzyskał zapakowali go do samochodu i zawieźli do komendy na Wilczą. Gdy samochód ruszył jeden z mężczyzn założył rękawiczki i zaczął go systematycznie bić po głowie i twarzy. Gdy się zasłaniał zaczął go bić i drugi. Na Wilczej zrobili mu badanie alkomatem i byli bardzo zawiedzeni. W końcu jeden powiedział mu, że ma 0,5 promila alkoholu. Na to powiedział, że nigdy dziesiątego każdego miesiąca nie pije. Wsadzili go do samochodu i zawieźli do Izby Wytrzeźwień na ul. Kolskiej. Po drodze znowu, jak mówi, go pobili bijąc po twarzy i głowie rękami w rękawiczkach. Na Kolskiej domagał się zrobienia mu badania krwi pod kątem zawartości alkoholu we krwi. Na to usłyszał: „Jak ci k… pobierzemy krew to będzie to całe wiadro”. Rozebrano go do slipek, dano długą koszulę i umieszczono w sali z pijanymi. O godz. 6.00 rano 11 listopada zawieziono go na komendę na Wilczą, gdzie go przesłuchiwano. Potem zawieziono go na Kolską po depozyt (jego rzeczy). Potem zawieziono go do prokuratury. Z rozmów na policji zaczął się domyślać, że chcą mu dać sankcję prokuratorską na 30 dni (areszt) za wtargniecie na teren Pałacu Prezydenckiego. Już jednak na Kolskiej słyszał jak upominali się o niego Ewa Stankiewicz i Jan Pospieszalski. W prokuraturze go przesłuchano go i zwolniono nakazując mu jednak stawiać się w komendzie 2 razy w tygodniu” . 13. Przymusowe umieszczanie w szpitalu psychiatrycznym W Rosji Sowieckiej zamykano bezprawnie przeciwników politycznych w szpitalach psychiatrycznych. W PRL-u, o ile wiem, nigdy to się nie zdarzyło. Dwie osoby, tylko z tego powodu, że brały udział w modlitwie na Krakowskim Przedmieściu było bezprawnie przetrzymywane w2010 r. w szpitalu psychiatrycznym, w tym jedna ponad tydzień. Oto relacja telefoniczna ks. Jerzego Gardy, Jolanty Pawlak i Pawła Łapińskiego z dnia 22 września 2010 r. z godz. 13.30: „Usłyszałam zamieszanie za sobą. Jakiś mężczyzn zajmujący się zawodowo uprzątaniem terenu, sprzątający w ministerstwie kultury zaczął zrywać fotografię Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, która była od trzech dni przyklejona do tablicy rozdzielczej, pod którą były kwiaty. Próbował to uniemożliwić mu Jan Kossakowski, weterynarz, który często modli się z nami, spokojny, kulturalny, zrównoważony pan. Mężczyzna zrywający zdjęcie był agresywny (między innymi próbował pobić później Pawła Łapińskiego). Rozpoczęła się przepychanka. Nadbiegli strażnicy miejscy i bez pytania się kogokolwiek o cokolwiek natychmiast wykręcili ręce panu Kossakowskiemu i brutalnie zawlekli go do swojego samochodu. Straż miejska natychmiast też wezwała pogotowie psychiatryczne stwierdzając, że Pan Kossakowski jest agresywny w sposób wskazujący na chorobę psychiczną. Lekarze z karetki nie chcieli z nikim rozmawiać tylko umieścili w niej Pana Kossakowskiego i karetka odjechała na sygnale. Żaden ze strażników miejskich ani policjantka, która się zjawiła i asystowała przy tej operacji nie chcieli podać swoich nazwisk, numerów ani pokazać legitymacji. W trakcie zajścia obecny był ks. Jerzy Garda, którego ignorowano” . Lekarz dyżurny w szpitalu psychiatrycznym po kilkuminutowej rozmowie zakwalifikował Jan Kossakowskiego na przymusowy pobyt w szpitalu z art. 23 „Ustawy o ochronie życia psychicznego” („zagraża bezpośrednio własnemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób”). Sąd zadecydował, że rozprawa w tej sprawie odbędzie się za miesiąc ( sąd wydał potem postanowienie na podstawie opinii biegłego, która brzmiała: „Na podstawie dokumentacji medycznej i przeprowadzonego badania nie rozpoznaję u Jana Kossakowskiego choroby psychicznej. (…) Przyjęcie do szpitala psychiatrycznego w trybie art. 23 Ustawy o Ochronie Zdrowia Psychicznego było bezzasadne”). Podczas tygodniowego pobytu w szpitalu Jan Kossakowski był pozbawiony wolności i podawano mu przymusowo jakieś medykamenty .
Jan Kossakowski opowiedział lekarzowi dyżurnemu o przebiegu zajścia i zapytany o to, dlaczego znalazł się na Krakowskim Przedmieściu mówił o swoich pobudkach katolickich i patriotycznych. W trakcie swojej wypowiedzi wspomniał, że jego zdaniem Prezydent zginał w wyniku zamachu. Lekarz dyżurny uznał, że należy przymusowo osadzić Jana Kossakowskiego w szpitalu psychiatrycznym, ponieważ rozpoznał „organiczne zaburzenia urojeniowe”. Uzasadnienie: „wypowiadał urojenia prześladowcze, ksobne, o treściach politycznych” . Najdziwniejsza jest sprawa Norberta Kubickiego, którego nękano wielokrotnie (raz był aresztowany w 2011 r.; potem stwierdzono, że omyłkowo rozpoznano w nim poszukiwanego przestępcę). W dniu 7 października 2010 r., gdy stał na chodniku blisko jezdni wciągnęli go do samochodu policjanci, zawieźli na komendę i tam sporządzili dokument, że chciał się podpalić, a następnie zawieźli go do szpitala psychiatrycznego, gdzie został przymusowo osadzony na 7 dni. Obrońcy Krzyża złożyli skargę w policji … na policję. W nocy ktoś z policji uznał, że sprawa „śmierdzi” i nakazał uwolnić Norberta. Opuścił on szpital następnego dnia. Policjanci oświadczyli w szpitalu psychiatrycznym, że pomyłkowo wskazali nie tę osobę . 14. „Akcje” straży miejskiej Straż miejska obecna licznie przed Pałacem Namiestnikowskim albo zachowywała się w taki sposób jakby jej nie było (o czym już wspominałem wyżej) albo nękała osoby, które w tym miejscu się modliły. Oto fragment jednej z relacji świadka z 13 września 2010 r.: „Po 23.00 młody mężczyzna zatrzymał się, aby popatrzeć i posłuchać. Rzuciło się na niego trzech z tych, którzy nas wciąż atakują i zaczęli go okładać pięściami po głowie. Zawiadomiliśmy strażników miejskich. Oni jednak nie zareagowali. Przyglądali się jak biją tego człowieka. Policji nie było. Ludzie zaczęli krzyczeć policja i agresorzy wtedy uciekli” . A oto fragment relacji z dna 7 października z godz. 20.13: „Modli się teraz 40 osób. Wciąż dochodzą nowe. Jest sześcioosobowa grupa przeciwników. Od jakiegoś czasu zapalają papierosy i rzucają je modlącym się na głowy. Przyglądają się temu strażnicy miejscy. Zwróciliśmy uwagę tym mężczyznom przez głośniki. Odeszli trochę i zaczęli rozmawiać ze strażnikami miejskimi” . I jeszcze fragment innej relacji: „Chcę się podzielić tym co przeżyłam tam w nocy z 10/11 listopada. Około 23.00 zostaje niewiele osób. Oni się znają bo są tu bardzo często. Ja dopiero wchodzę w ten czas modlitwy. Są to ludzie wielkiej wiary i wielcy patrioci. Cały czas się modlimy. Jest grupa z Bielska Białej. Pięknie śpiewają, modlimy się razem. Wkrótce tą atmosferę modlitwy przerywa grupa pijanych, agresywnych (…)Wychodzą z pobliskiego baru – restauracji. Straż miejska i policja – pilnuje, ale nie reaguje. Podchodzą do nas, czujemy ich oddech na plecach, przeklinają: k…, h…, pierd…, i inne, prowokują krzykiem wrzaskiem do bójki. Popychają na palące się znicze, ktoś upada, podnosi go jeden z obrońców Krzyża, potem kopią palące się znicze. Zwierzęcymi krzykami skutecznie zagłuszają każde słowo modlitwy. Okrzyki w stylu: „ precz z Krzyżem, Krzyż do Kościoła”, „po co tu stoicie”, „przeszkadzacie nam”, pukają się w czoła. Wrzaski się nasilają (…) Ksiądz Jerzy Garda- misjonarz, cały czas odmawia głośno egzorcyzm „ Św. Michale Archaniele…”. Uspokajają się ale na krótko, jest ich dużo, jedni odchodzą drudzy przychodzą. Popychają nas. Na krótko po interwencji obrońców Krzyża (jest paru mężczyzn) odchodzą, ale już za chwilę przychodzą inni. Są oni pijani, może naćpani albo po dopalaczach. Nie ma już Księdza Jerzego- pojechał odpocząć. (…) Znowu przeklinają, krzyczą „krzyż do kościoła” (…) Niektórzy dobrze ubrani i rośli, inni przeciętni. Głupie uśmiechy i drwiny z Krzyża, że po co te dwa pręty te dwa kije. Nie opuszczają nas. Próbujemy ich odsunąć, ale oni powracają. Przed barem jest ich bardzo dużo, aż trudno policzyć. Straż i policja nie reagują. Stoją jak manekiny. Mam wrażenie że słyszę rechot szatana, ci ludzie są naprawdę opętani, próbują zapalać papierosy od zniczy. Ktoś popycha kogoś na palące się znicze. Wszystko im przeszkadza. Horror.” . Strażnicy miejscy podejmowali różne akcje. Oto jedna z wielu z 31 sierpnia 2010 r.: „W godzinach rannych zaatakowało nas 60 strażników miejskich. Zepchnęli nas pod ścianę. A następnie ołtarzyk, poświęcone krzyże, wszystkie święte obrazy, obrazki, kwiaty, w tym wieniec od Pana Kobylańskiego i wiele świeżych kwiatów, sztandary, plakaty, transparenty wrzucono do samochodu jak śmieci. Z moich rozmów z obecnymi wtedy osobami wynika, że to wszystko poszło na śmieci” . Strażnicy miejscy nie reagują na bluźnierstwa i akty agresji, ale bardzo dbają o porządek. Wielokrotnie przedstawiali modlącym się przeróżne interpretacje przepisów: „postawienie torby na chodniku to tamowanie ruchu”, Położenie znicza lub kwiatów pod Krzyżem to śmiecenie”, „postawienie krzyża na czas modlitwy to śmiecenie”. Grupa modlitewna przebywała cały czas na Krakowskim Przedmieściu legalnie jako „manifestacja spontaniczna”. Strażnicy miejscy wielokrotnie podejmowali próby doprowadzenia do sytuacji, w której spotkanie ludzi na modlitwie można by uznać za „manifestację nielegalna”. Podchodzili zatem co kilka dni do kogoś z modlących się i pytali: „kto tu jest głównym organizatorem” lub „kto odpowiada za grupę”. Gdyby taka osoba się zgłosiła byłaby to już manifestacja zorganizowana, a zatem nielegalna. 15. Ataki chuligańskie Tzw. margines – chuligani z całej Warszawy szybko zorientowali się, że jest takie miejsce w stolicy, gdzie można robić rzeczy, za które w innych miejscach zostałoby się natychmiast pociągniętym do odpowiedzialności karnej. Zjeżdżali się zatem, głównie w soboty i niedziele, na Krakowskie Przedmieście, by pić na ulicy alkohol, wywrzaskiwać ordynarne przekleństwa, bawić się kosztem modlących się oblewając ich piwem, kopiąc, szarpiąc, wyśmiewając się z modlących. Na oczach policji i straży miejskiej podpite wyrostki (często w wieku gimnazjalnym) szarpały, popychały czy ordynarnie wyzywały starsze kobiety. Na skutek jednej z moich interwencji w policji otrzymałem od niej pismo, którego fragment przedstawiam: „Liczebność zantagonizowanych grup oraz panujące w nich nastroje sprawiają, że nie zawsze jest możliwa reakcja na indywidualne zachowania, przybierające rozmaite formy agresji werbalnej pomiędzy poszczególnymi uczestnikami. Proszę również mieć na względzie fakt, że wiele zachowań opisywanych w korespondencji napływającej do Komendy Stołecznej Policji nie może być w ogóle – wbrew oczekiwaniom autorów – ściganych przez Policję. Ma to miejsce szczególnie w przypadku czynów o znamionach zniesławienia, znieważenia, czy też naruszenia nietykalności cielesnej. Zgodnie z wolą ustawodawcy tego rodzaju delikty są bowiem ścigane przez prawo w trybie prawnoskargowym, a więc w przypadku złożenia przez osobę pokrzywdzoną prywatnego aktu oskarżenia i popierania go przez nią przed sądem. Zapewniam, że na rzecz ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego Policja codziennie, w cyklu całodobowym, angażuje znaczące siły i środki” . 16. Podsłuchy i utrudnianie komunikacji Kilkakrotnie na stronie internetowej „W obronie Krzyża” pojawiały się następujące komunikaty: „Mamy też coraz więcej przesłanek, by twierdzić, że jesteśmy permanentnie, jak to dzisiaj się mówi delikatnie, monitorowani, że „monitorowane” są nasze telefony, maile, rozmowy, spotkania” (mój komunikat); „Większość Obrońców Krzyża zgłasza, że przestają funkcjonować ich telefony. Niekiedy nie działają. Niekiedy nie chcą łączyć z określonymi numerami. Coraz częściej po prostu nie funkcjonują. (…) Wielu osobom zaczynają dziwnie funkcjonować lub nie funkcjonować komputery tak prywatne jak i służbowe. Coś niedobrego dzieje się z e-mailami, zrywa się łączność internetowa” („Informacja od Mirki Zielińskiej na temat telefonów i komputerów”) . Podam tu tylko dwa przykłady. Gdzieś we wrześniu 2010 r. zadzwonił do mnie na komórkę w środku nocy mężczyzna z Krakowskiego Przedmieścia prosząc o interwencję telefoniczną w komendzie policji, ponieważ policjanci przed pałacem nie reagowali na ataki na modlących się ze strony dużej grupy. Mężczyzna stał z telefonem z boku. W promieniu kilkudziesięciu metrów od niego nie było żadnego człowieka. Mówił cicho. Zacząłem wydzwaniać z telefonu stacjonarnego na komendę. Nie mogłem się połączyć. W pewnym momencie zadzwoniła komórka. Dzwonił ten sam mężczyzn. Po jakiś 10 minutach podszedł do niego człowiek w policyjnym mundurze i przedstawił się jako oficer z Komendy Stołecznej. Powiedział: „Dlaczego pan się skarży, że policja nie interweniuje. Robimy wszystko, co możemy”. W marcu 2011 r. podjąłem decyzję, że musze wrócić do normalnego życia i w związku z tym zaprzestanę 17 kwietnia wpisów na stronie „W obronie Krzyża” i utworzę stronę „W obronie Krzyża 1”, którą przekażę Obrońcom Krzyża. Informację te trzymałem w tajemnicy do 17 kwietnia. Podzieliłem się nią z jedną zaufaną osobą przez telefon oraz stała się ona przedmiotem zamkniętego spotkania w wąskim, zaufanym gronie, które odbyło się u mnie w domu. Informację tę ktoś zaczął rozpowszechniać w zniekształconej formie już na początku kwietnia jako „informację” o tym, że strona „W obronie Krzyża” przestanie niedługo funkcjonować. 17. Czy Krakowskie Przedmieście było „poligonem” loży P3? Skoordynowana, stała, wielopłaszczyznowa akcja przeciwko grupie modlitewnej na Krakowskim Przedmieściu rozpoczęła się w lipcu 2010 r., potem była intensyfikowana, by zacząć słabnąc na przełomie 2010 i 2011 roku i wreszcie zaniknąć wiosną 2011 roku. Jaki był główny cel tej akcji?
Czy w takiej sytuacji, w takim kontekście nie można dojść do wniosku, iż z Polską można już zrobić wszystko, że można ją zacząć niszczyć i plugawić bez żadnych ograniczeń, że można w najbliższej przyszłości spokojnie zabrać się do demontażu demokracji, drastycznych ograniczeń wolności obywatelskich itp., itd.? 18. Profanacja Sacrum Na Krakowski Przedmieściu stało się coś jeszcze gorszego.
19. Budzenie ducha Rewolucji Francuskiej Jak to było możliwe, że w tak bardzo katolickim kraju jak Francja była możliwa Rewolucja Francuska – jedna z największych zbrodni w dziejach ludzkości, rewolucja, która godziła w Boga i Kościół, ograniczyła prawa Kościoła, uniemożliwiła mu normalne funkcjonowanie, doprowadziła do tego, że mordowano kapłanów, że wymordowano w ramach ludobójstwa setki tysięcy katolików. [---] 26. Ostateczny demontaż państwa polskiego Czy państwo polskie jeszcze istnieje? To pytanie powraca w tej książce jak bumerang i odpowiedź jest zawsze najbardziej pesymistyczna: jest już fikcją. Przez dwadzieścia lat je demontowano w różnych porządkach: w porządku świadomości, porządku duchowym i moralnym, a w 2011 ktoś je zaczął „kopać” i zaczęło się rozsypywać jak domek z kart. |