Demokracja zwycięża w Egipcie
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
09.07.2013.

Demokracja zwycięża w Egipcie

 

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz    specjalnie dla www.michalkiewicz.pl     4 lipca 2013

Nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. Cóż dopiero, gdy osioł nie tylko jest obładowany złotem, ale i wszelakim uzbrojeniem, a ponadto dysponuje agenturą, rozbudowaną jeszcze w czasach, gdy służył tyranowi? Taki osioł bez najmniejszego trudu może przejść przez ciasną bramę demokracji, przy której cerberuje Murzynek Bambo, wprawiany w ruch przy pomocy skomplikowanych mechanizmów, pracowicie skonstruowanych przez starszych i mądrzejszych. Mam oczywiście na myśli najnowsze zwycięstwo demokracji w Egipcie.

Najnowsze - bo demokracja zwyciężyła tam już wcześniej, kiedy francuska razwiedka zainicjowała jaśminowe rewolucje w Afryce Północnej wkrótce potem, jak na szczycie w Deauville w październiku 2010 roku francuski kolaborant Naszej Złotej Pani uzyskał upragnioną zgodę na budowę kieszonkowego imperium francuskiego w postaci Unii Śródziemnomorskiej.

W miesiąc później szczyt NATO w Lizbonie proklamował strategiczne partnerstwo NATO - Rosja, którego skutki również nasz nieszczęśliwy kraj właśnie odczuwa w postaci nasilającej się kolaboracji Służby Kontrwywiadu Wojskowego, jaka wypączkowała z WSI, będącej w swoim czasie pasem transmisyjnym sowieckiego GRU na Kraj Zachodni, znaczy się - Prywiśliński. Ale Francuzi pod kierownictwem żydowskiego arywisty Mikołaja Sarkozy’ego, podobnie jak teraz, pod batutą pantoflarza Hollande’a, to już tylko cień cienia dawnej, starej Francji. Zamiast kieszonkowego imperium zafundowali Afryce Północnej burdel na kółkach w postaci Bractwa Muzułmańskiego, będącego jedyną realnie istniejącą siłą polityczną opozycyjną wobec tamtejszych tyranów.

Kiedy zatem inspirowane przez Paryż jaśminowe rewolucje doprowadziły tyranów do upadku, Bractwo Muzułmańskie przechwyciło władzę, wprowadzając w życie wszystkie swoje ideały. Znaczy się, demokracja wprawdzie zwyciężyła, ale zwyciężyła źle. Po cóż bezcennemu Izraelowi demokracja w wykonaniu Bractwa Muzułmańskiego? To już lepiej było przy tyranie. Co tu gadać; Stalin jaki był, to był, ale takiego partactwa by nie tolerował. natomiast ci „demokraci” - kupa gówna!

Tymczasem w Egipcie, gdzie tamtejszy tyran Hosni Mubarak, co to za solidną amerykańską łapówkę trzymał w ryzach Bractwo Muzułmańskie i przyjaźnił się z bezcennym Izraelem, poległ był na fali jaśminowej rewolucji, ujawnił się konflikt między muzułmanami i armią. Egipska soldateska, tucząca się na amerykańskiej finansowej kroplówce w wysokości co najmniej 1,5 mld dolarów rocznie, ani myślała zrezygnować z takich alimentów nawet dla Allaha. Tyran został obalony, ale „jednostka zerem, jednostka bzdurą” - pouczał poeta proletariacki, przeciwstawiając jednostkę partii. No dobrze - ale co robić, jak nie ma partii? Toż Partię może zastąpić soldateska - co znakomicie pokazał generał Jaruzel-Karuzel, wsadzając podczas stanu wojennego do internatu nie tylko I sekretarza Partii Edwarda Gierka, ale również jego pierwszego ministra Piotra Jaroszewicza - i nie odezwał się ani jeden głos protestu.

Wszystko zatem było gotowe do drugiego etapu, ale drugi etap, podobnie zresztą jak i pierwszy, kiedy wojskowa agentura obalała tyrana, był bojem o demokrację. W takiej sytuacji wojsko, jako struktura raczej tyrańska, musi zejść na plan drugi, na plan pierwszy wysuwając agenturę, która tym razem występuje w charakterze zagniewanego ludu, co to nie życzy sobie Bractwa Muzułmańskiego z jego szariatem.

Czyż armia, która ma na oku szczęście i pomyślność ludu może pozostać głucha na taki masowy odruch ludowych serc gorejących? Jasne, że nie może - toteż stanęła po stronie ludu, czyli własnej agentury, z której teraz powyznacza Umiłowanych Przywódców i w ten sposób demokracja ostatecznie zwycięży, jak się należy.

Stanisław Michalkiewicz