Dziecięce ofiary produkcji paszy dla świń w Polsce
Wpisał: Sylwia Milczarek   
13.07.2013.

Dziecięce ofiary produkcji paszy dla świń w Polsce

 

Sylwia Milczarek 5 lutego 2012 polscott24

Jak podaje ekologia.re.pl -pasza z soją GMO stosowana jest  w wielkich fermach przemysłowych świń i drobiu, a to dlatego, iż powoduje ona nienaturalnie szybki przyrost wagi ciała tych zwierząt. Jak pisze Felicity Lawrence z Guardiana: „Drób jest szczególnie spektakularnym przykładem: potrzeba tylko 3 kg białka sojowego, by wyprodukować pół kilo białka drobiowego. Jeśli uda się przekonać ludzi, by jedli bardzo dużo drobiu, soja staje się kopalnią złota.”

W ostatnich latach polski import soi z Ameryki Południowej osiągnął gigantyczny rozmiar 2 mln ton, a to żywnościowe uzależnianie się naszego kraju od paszowych  monopoli odbyło się to za pełną aprobatą wszystkich kolejnych rządów w ostatnich 10 latach. Doszło do tego, że ministerstwo rolnictwa ogłasza, że 90-95% śruty sojowej dostępnej na krajowym rynku stanowi śruta sztucznie zmutowana, a „Wprowadzenie zakazu jej stosowania spowodowałoby drastyczny deficyt białka paszowego w kraju i pogorszenie konkurencyjności krajowej produkcji zwierzęcej.”

W tym samym czasie likwiduje się uprawy naszych polskich roślin strączkowych, które mogłyby być dochodową dla polskich rolników alternatywą dla importu toksycznej soi GMO z drugiej półkuli. Po cichu i bez rozgłosu w Polsce areał uprawy tych roślin dramatycznie się zmniejsza, o czym świadczą zbiory pastewnych roślin strączkowych, które w roku 2006 wyniosły 147,1 tys. ton, czyli o 40,3 tys. ton mniej niż w roku 2005 (187,4 tys. ton). Co ważne, rośliny te oprócz dostarczania wysokobiałkowych nasion, spełniają jednocześnie niezwykle ważną funkcję w ekosystemach rolniczych – wzbogacają glebę w azot, wpływają na poprawę struktury gleby oraz na utrzymanie gruzełkowatej, korzystnej jej struktury.

Co ciekawe, podczas gdy polskie władze od lat robią wszystko by uzależnić Polskę od dostaw soi z Ameryki Południowej, kraje Europy Zachodniej starają się ograniczać jej import. Dzieje się tak, mimo, że w chwili obecnej miliardy złotych wydawane przez polskich konsumentów płyną do koncernów produkujących soję GMO dewastującą Amerykę Południową. Soja genetycznie modyfikowana zdominowała również rolnictwo Paragwaju. Jej uprawa wymaga użycia toksycznych herbicydów (glifosatu), które są niebezpieczne dla zwierząt i ludzi żyjących w pobliżu jej hodowli, które powodują potworne deformacje noworodków. Dotychczas rząd Paragwaju poczynił nieznaczne postępy w ograniczeniu zużycia tych chemikaliów. W zeszłym roku ilość upraw soi wzrosła do rekordowej ilości 2.6 milionów hektarów, większość z niej jest genetycznie modyfikowana.

Po kryzysie finansowym 2001 roku twarde warunki pomocy pieniężnej postawione Argentynie przez  Międzynarodowy Fundusz Walutowy, doprowadziły do tego, że kraj ten otworzył swój rynek rolny dla ponadnarodowych korporacji. W niedługim czasie koncerny te przekonały też rząd tego kraju, że uprawiana bez stosowania orki modyfikowana genetycznie soja, będzie lekarstwem na postępującą od dziesięcioleci erozję gleb rozciągającej się od Andów, aż do wybrzeża Atlantyku argentyńskiej pampy. W takim kontrowersyjnym bez-orkowym  systemie uprawy ziemi, techniką zwalczającą chwasty nie jest od wieków stosowana fizycznie niszcząca chwasty orka, tylko użycie toksycznych środków chemicznych – herbicydów.

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych działania liczącego na szybkie wyjście z kryzysu rządu argentyńskiego spowodowały, że areał soi GMO wzrósł aż o 60%, w konsekwencji uprawa ta szybko stała się dominującą monokulturą rolnictwa tego kraju. Uprawiana w systemie bez-orkowym transgeniczna soja rozpoczęła swą ekspansję z pampy rozszerzając się na północ na wrażliwe ekologicznie obszary Brazylii i Paragwaju. Po odciśnięciu oleju, soja ta w postaci śruty wędruje w przeważającej części na eksport do Europy, w tym Polski. Nienaturalnie przyśpieszająca wzrost zwierząt w hodowli, pasza z soją GMO stosowana jest prawie wyłącznie na wielkich fermach tuczu świń i drobiu krajów Północy.

Na katastrofalne skutki tej ekspansji monokultury transgenicznej soi nie trzeba było długo czekać – licząc od roku 1997 produkcja soi w Argentynie wzrosła o 213%, ale odbyło się to kosztem wszystkich innych upraw – produkcja pszenicy zmalała o 19%, owsa o 28%, a ryżu o 23%. Same zbiory ziemniaków obniżyły się z 3,4 mln ton w 1998 roku do 2,1 mln ton w 2002.

Załamanie cen produktów rolnych i zatrucie upraw przez rozpylany z samolotów pestycyd – glifosat, doprowadziły do bankructwa tradycyjnych producentów soczewicy, kukurydzy, czy ziemniaków. Glifosat przedstawiany jako cudowny środek, szybko spowodował uodpornienie się na niego wielu odmian chwastów – w chwili obecnej masowo występujące super-chwasty zmuszają do wielokrotnego stosowania groźnych dla zdrowia herbicydów i wprowadzania mieszanek środków chemicznych o super-toksyczności. W samej Argentynie ilość glifosatu używanego przy produkcji transgenicznej soi wzrosła w ciągu ostatnich sześciu lat aż 56-krotnie.
W krótkim czasie stało się jasna, że ta ogromna ilość środków chemicznych masowo wprowadzanych do środowiska nie jest obojętna dla zdrowia publicznego.

W  Argentynie i Paragwaju w regionach upraw soi transgenicznej stwierdzono masowe pogorszenie zdrowia publicznego w postaci masowych deformacji dzieci (glifosat zaburza formowanie się narządów w życiu płodowym człowieka), bezpłodności, poronień i nowotworów. 

W kwietniu 2010 r. pod naciskiem opinii publicznej władze argentyńskiej prowincji Chaco opublikowały raport na temat stanu zdrowia mieszkańców terenów uprawy soi i ryżu. Okazało się, że na niektórych z nich w ciągu ostatnich dziesięciu lat (w okresie największego rozwoju upraw monokultury soi) ilość nowotworów u dzieci potroiła się. Inne statystyki były równie przerażające – w rejonach Argentyny, gdzie od końca lat 1990-tych uprawia się niemal wyłącznie soję GMO (dotyczy to połowy ziem uprawnych w tym kraju) – nastąpił czterokrotny wzrost przypadków deformacji ciała noworodków na podłożu genetycznym. Obecnie nie ma już wątpliwości, że rozpylany z powietrza glifosat niszczy kod DNA oraz komórki narządów płciowych.

Według prof.  Andresa Carrasco, dyrektora Laboratorium Embriologii Komórkowej Uniwersytetu w Buenos Aires te masowe problemy zaczęły się w roku 2002 czyli w dwa lata po pierwszym wielkim zbiorze modyfikowanej genetycznie soi. Niepokojące wyniki badań opublikowanych w 2010 roku w czasopiśmie Chemical Research in Toxicology przez prof. Carrasco, wykazały, że glifosat,  powoduje w warunkach laboratoryjnych powszechne deformacje ciała potomstwa u żab i kur nawet przy stężeniach mniejszych, niż stosowane do oprysków w technologii GMO. Prof. G. Seralini nie ukrywa swego krytycznego stosunku do soi GMO:

Przez dziewięć lat byłem ekspertem rządu francuskiego i mogę powiedzieć, że od początku uprzedzaliśmy nasz rząd, że badania, na podstawie których dopuszczano GMO do uprawy były zupełnie nienaukowe. Tak, jakbyśmy byli w średniowieczu. Nie mam wątpliwości, że za 50 lat nikt nie uwierzy, że w XXI wieku nie potrafiliśmy zrobić testów podając GMO szczurom laboratoryjnym dłużej niż 3 miesiące. I że w tym samym czasie dało się przekonać 450 milionów mieszkańców Europy, że jest to bezpieczne dla niemowląt, dla osób starszych, dla pacjentów szpitali, dla mężczyzn i kobiet. Po prostu, nikt w to nie uwierzy, że byliśmy przekonani o nieszkodliwości czegoś, czego nie przetestowaliśmy.

Żródło: Scientific American, www.ekologia.pl, www.naturalnegeny.pl

 Sylwia Milczarek