Poddał się eutanazji. Sekcja wykazała, że był... całkowicie zdrowy
Wpisał: niezalezna   
14.07.2013.

Poddał się eutanazji. Sekcja wykazała, że był... całkowicie zdrowy

 

14.07.2013 niezalezna

 

 

62-letni Pietro D’Amico był prokuratorem generalnym w Kalabrii. W kwietniu na własne życzenie dostał śmiertelny zastrzyk w klinice w Bazylei. Wcześniej usłyszał, że jest nieuleczalnie chory, a jego dni są policzone.  Teraz jednak na zlecenie sądu i rodziny przeprowadzono autopsję. Okazało się, że doszło do pomyłki. Mężczyzna był całkowicie zdrowy.

Kilka tygodni przed tragiczną decyzją o eutanazji Pietro D’Amico miał się dowiedzieć od lekarzy, że jest nieuleczalnie chory i jego dni są policzone. Głęboko przeżył diagnozę i uległ jej sugestii. Rzeczywiście czuł się coraz gorzej.

Psychiatrzy ostrzegają, że sama diagnoza ciężkiej choroby jest dla pacjenta szokiem. Podana w nieumiejętny sposób, bez psychologicznego wsparcia – może doprowadzić do tragedii. – Człowiek wychodzi pozornie opanowany – tacy są najbardziej niebezpieczni. Mówi „dziękuję”, idzie na 5. piętro i rzuca się na ulicę – mówi w rozmowie z telewizją publiczną TVP prof. Krystyna De Walden-Gałuszko. 

Pan Jarosław Zaniecki, kiedy dowiedział się o rozsianej chorobie nowotworowej, też wpadł w depresję. Dla niego jednak ratunkiem była świadomość, że nie jest sam. – Był moment, że były złe myśli... pomogli ludzie, obecność innych, hospicjum... – wspomina pacjent. 

Rozmowa, obecność innych – znaczą często więcej niż leki. Prośba o eutanazję, to sygnał, że chory nie dostał opieki, a cierpienia nie uśmierzono. W sytuacji, kiedy podaję leki przeciwbólowe – znika ból, kiedy leczę depresję – zmienia się nastawienie do życia – podkreślał w TVP dr Tomasz Dzierżanowski z Pracowni Medycyny Paliatywnej UM w Łodzi. 



Sędzia z Kalabrii był ze swoimi myślami sam. O jego problemach najbliżsi zostali poinformowani przez klinikę już po eutanazji.
 

Zlecona przez nich sekcja zwłok wykazała, że nie toczył go zdiagnozowany nowotwór. Mężczyzna absolutnie był zdrowy.
 
Włoski sąd analizuje teraz błędy. Wskazał przede wszystkim na brak potwierdzenia diagnozy dodatkowymi badaniami. Podkreślił również, że niedopuszczalne jest też określanie czasu, który pozostał choremu. 

Nie wiadomo wciąż dlaczego szwajcarska klinika nie zweryfikowała w żaden sposób stanu zdrowia mężczyzny.

W 2007 roku jego nazwisko poznała cała Polska. Janusz Świtaj jako pierwszy w Polsce złożył wniosek do sądu o zgodę na eutanazję. Domagał się zgody na przerwanie uporczywej terapii w przypadku śmierci jednego z rodziców. Pod wnioskiem złożył odcisk swojego kciuka, bo nie mógł się podpisać. 

Zgody na eutanazję nie otrzymał, ale jego krzyk o pomoc usłyszała cała Polska. 

Dzięki pomocy fundacji Mimo Wszystko Anny Dymnej Janusz Świtaj dostał prototypowy wózek inwalidzki z respiratorem, sterowany za pomocą oddechu i ruchu ust użytkownika.

W wywiadzie udzielonym po roku dla dziennik.pl powiedział: "Żeby było jasne: chcę żyć! Ponieważ nie pozwolono mi umrzeć, postanowiłem jakoś urządzić się w moim życiu i nie po to przez te wszystkie lata mordowaliśmy się wraz z rodzicami, bym teraz zmarnował to w efektownym stylu. Chcę jednak jeszcze dwóch rzeczy. Kawałka życia dla nich, bez tej udręki, którą mają od lat, i godnej śmierci dla siebie, zanim obcy ludzie, od których będę absolutnie zależny, odwiozą mnie w najciemniejszy kąt szpitalnej sali, a mój głos utonie w morzu jęków i westchnień innych nieszczęśników".

Janusz Świtaj napisał książkę, rozpoczął studia i znalazł miłość. Chce żyć. 

W maju tego roku Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok dotyczący zobowiązania Szwajcarii do uregulowania swoich przepisów o wystawianiu recepty na śmiertelną dawkę specyfiku. Sprawę zainicjowała pewna Szwajcarka, która nie cierpiąc na żadną poważną chorobę, domagała się prawa do eutanazji. Trybunał oddalił jej pozew o zadośćuczynienie, ale zobowiązał Szwajcarię, by lepiej uregulowała swoje przepisy.

 

Na ten temat: 

Jak dobrowolna jest dobrowolna eutanazja?

Trudne życie eutanazistów