Rosja jest jak narkoman | |
Wpisał: Borys Niemcow | |
19.07.2013. | |
Rosja jest jak narkoman
18-07-2013, rp Putin szkodzi zdecydowanie bardziej Rosji niż innym krajom. Albo pogodzimy się więc z tym, że staliśmy się rozgrabioną republiką bananową, albo zaczniemy budować normalne państwo europejskie – mówi Filipowi Memchesowi Borys Niemcow, były rosyjski wicepremier, dziś opozycjonista.
Co zasadniczo przyświeca Władimirowi Putinowi w jego polityce? On może opowiadać różne rzeczy Polakom – i o Katyniu, i o Smoleńsku, i o gazie, ale kierują nim dwa cele: utrzymać władzę za wszelką cenę, a po drugie – zachować to, co na swoich kontach bankowych mają on i jego koledzy. Putinowscy oligarchowie należą do najbogatszych ludzi planety. Teraz pomnażają majątek na przekrętach wokół przygotowań do zimowej olimpiady w Soczi. Ukradli około 30 miliardów dolarów. To jest zresztą korupcja w skali międzynarodowej. Przewodniczący MKOl Jacques Rogge i inni wysocy funkcjonariusze tej organizacji milczą. Dlatego jestem za tym, żeby powołać Międzynarodowy Sąd Antykorupcyjny w Hadze. Analogie z haskim Międzynarodowym Trybunałem Karnym nasuwają się same... Taka nowa instytucja jest bardzo potrzebna i tutaj kluczową rolę ma do odegrania Europa, w tym i Polska. Bo na USA nie ma co liczyć. One traktują Międzynarodowy Trybunał Karny jako instytucję, która mogłaby naruszyć ich suwerenność, gdyby się chociażby zajęła sprawą niehumanitarnego traktowania więźniów w Guantanamo. Nie brakuje opinii o tym, że kurs putinowski to próba czerpania wzorów z chińskiej ścieżki modernizacyjnej, w której reformy kapitalistyczne są przeprowadzane w warunkach dyktatury partii komunistycznej. Putin lubi porównywać Rosję z Chinami. Chciałby się z nimi zaprzyjaźnić. Tyle że chiński autorytaryzm – którego ja bynajmniej nie chcę usprawiedliwiać – tym się różni od rosyjskiego, że zakłada co jakiś czas wymianę ludzi na szczytach władzy. To się oczywiście odbywa w sposób niedemokratyczny, na drodze zakulisowych gier, ale jednak następuje przewietrzenie korytarzy. Kolejną rzeczą jest kwestia państwa policyjnego. W Chinach ma ono na celu utrzymywanie stabilności – żeby niskie, ubogie warstwy społeczne się nie buntowały. Natomiast w Rosji chodzi tylko o to, żeby Putin nie stracił władzy. Celem chińskiego autorytaryzmu jest prześcignąć Amerykę i stać się mocarstwem numer jeden. Celem rosyjskiego autorytaryzmu jest to, żeby Putin i jego koledzy się maksymalnie wzbogacili. I dlatego szkodliwość putinizmu jest większa niż reżimu chińskiego. A jak interpretować wielkomocarstwowy patriotyzm o wymowie antyzachodniej, który cechuje retorykę rosyjskiego prezydenta? To tylko piarowska technologia, która ma konsolidować społeczeństwo rosyjskie wokół Putina. Temu właśnie służy wskazywanie wrogów takich jak USA czy Polska. Chociaż Polska – z całym szacunkiem – nie jest jakimś ważnym tematem rosyjskiej polityki zagranicznej. Tak więc Putin prezentuje siebie jako obrońcę Rosji przed jej wrogami. Z tym, że on oczywiście nie chce wybuchu żadnej wojny. Armia rosyjska jest przecież dziś słaba. A jednak Putin cieszy się realną popularnością wśród Rosjan. Jego zwolennicy często podkreślają, że w porównaniu z latami 90. poprawił znacząco sytuację społeczeństwa rosyjskiego. Dzisiejszą Rosję da się porównać do narkomana. Kiedy ropa naftowa jest droga, można nic nie robić. Dolary ze sprzedaży działają upajająco. Putin nie ma nic do tego, jemu się poszczęściło. O poprawie sytuacji zdecydowała koniunktura międzynarodowa, a konkretnie gwałtowny wzrost cen ropy. Połowa budżetu państwa rosyjskiego pochodzi z dochodów, jakie przynoszą nasze złoża ropy i gazu. Narkomani bywają agresywni. Czy tak jest w przypadku Rosji? Nie. W ciągu minionych kilkunastu lat Rosja dokonała tylko jednej agresji – na Gruzję. Saakaszwili dał się sprowokować Putinowi i wprowadził wojska gruzińskie do Osetii Południowej. W rezultacie tego, że Saakaszwili przegrał wojnę, jego ugrupowanie poniosło porażkę w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych i tym samym stracił on władzę. Tymczasem Putin w okresie swoich rządów nie podbijał innych krajów. Mało tego, leżące przy granicy z Chinami Kraj Chabarowski i Kraj Nadmorski faktycznie stały się chińskie. Putin szkodzi zdecydowanie bardziej samej Rosji niż innym państwom. Stanowi więc problem nie dla Polaków, ale dla Rosjan. I albo pogodzimy się z tym, że staliśmy się rozgrabioną republiką bananową, albo zaczniemy budować normalne państwo europejskie. Potrzeba do tego rewolucji? Jestem jej przeciwnikiem, ponieważ oznacza ona chaos, a wtedy władzę może przejąć dowolna siła. Taka nieprzewidywalna sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Rosja przeszła przez doświadczenie rewolucji bolszewickiej, które czegoś uczy. Nikt nie wie, jak upadają systemy autorytarne. W historii bywało, że upadały one na przykład w rezultacie podziałów w łonie władzy. Tak czy inaczej trzeba działać pokojowo – poprzez uliczne protesty, edukację, domaganie się wolności dla więźniów politycznych, a także udział w wyborach, nawet jeśli są fałszowane. Bo one mobilizują, a co za tym idzie, można dzięki nim sformułować swoje postulaty i posunąć sprawy do przodu. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że poza przeprowadzaniem ulicznych protestów rosyjskiej opozycji nie stać na nic więcej. Dlaczego? Jaka władza – taka opozycja. Akcja rodzi reakcję. To prawo fizyki. Jeśli chodzi o konkrety, to trzeba zacząć od tego, że opozycja pozaparlamentarna jest jedyną siłą w Rosji, która mobilizuje ludzi do politycznych wystąpień. Putin nie jest do tego zdolny. Żeby ludzie uczestniczyli w organizowanych przez niego wiecach, muszą być przez władzę przekupywani. Albo zastraszani, na przykład tym, że mogą stracić pracę. Ale opozycja jest podzielona... Skąd? Udało nam się powołać w głosowaniu internetowym Radę Koordynacyjną, w skład której weszli liberałowie, lewicowcy oraz nacjonaliści. Są w niej również znaczący ludzie kultury, tacy jak pisarz Dmitrij Bykow, reżyser Władimir Mirzojew, dziennikarz telewizyjny Michaił Szac. Taki polityczny skład Rady niczego dobrego nie wróży. Przecież różnic między wymienionymi środowiskami nie da się zniwelować. A jednak wypracowaliśmy wspólny program. Wszyscy opowiadamy się za zmianą konstytucji, zwiększeniem roli parlamentu, ograniczeniem pełnomocnictw prezydenta, w tym skróceniem kadencji prezydenckiej z sześciu lat do czterech. Chcemy też, żeby jedna osoba mogła być głową państwa maksymalnie przez dwie kadencje. Gdyby takie rozwiązanie weszło w życie, Putin nie mógłby po raz trzeci ubiegać się o prezydenturę, chociaż on faktycznie stał na czele państwa również wtedy, kiedy formalnie gospodarzem Kremla był Miedwiediew. Optujemy też za powrotem do federacyjnego modelu państwa – za tym, żeby wybierać gubernatorów. Rosja to olbrzymi kraj, którym nie da się rządzić w tak centralistyczny sposób, w jaki rządzona jest chociażby Polska. Dalej, jesteśmy za zniesieniem cenzury i jawnością raportów dotyczących działalności takich firm jak Gazprom. Wreszcie za ważne uważamy odbudowę niezależnego sądownictwa, bo dziś wyroki, jakie zapadają na opozycjonistów, mają charakter politycznych represji. W dodatku odbywają się procesy osób nieżyjących, czego nie było nawet za Stalina. Siergieja Magnitskiego, którego zabito w więzieniu w 2009 roku, kilka dni temu uznano za winnego popełnienia przestępstwa. To przecież absurd. Dlaczego tak się dzieje? W tym akurat przypadku chodzi o zemstę. Bo przecież USA nie wpuszczają na swoje terytorium rosyjskich urzędników, których obarczają odpowiedzialnością za śmierć Magnitskiego. W odpowiedzi Putin postanowił się odegrać i wprowadził zakaz adopcji rosyjskich dzieci dla obywateli amerykańskich. A takie adopcje to szansa na pomoc medyczną dla dzieci z poważnymi problemami zdrowotnymi. Wprowadzony przez Putina zakaz opiera się na logice Heroda. Czy między takim liberałem jak pan a nacjonalistami nie ma rozbieżności? Oczywiście różnimy się, jeśli chodzi o podejście do przybyszy z należącego do Rosji północnego Kaukazu. W przeciwieństwie do nacjonalistów uważam, że wielonarodowościowa struktura społeczeństwa Federacji Rosyjskiej jest atutem. Oni zaś chcą, żeby północny Kaukaz oddzielił się od Rosji albo przynajmniej żeby Moskwa przestała łożyć na niego pieniądze. To są jednak nacjonaliści nieimperialni. W przeciwieństwie do imperialnych – czyli tych popierających Kreml, których wy, Polacy, z pewnością nie lubicie. Nacjonalistom nieimperialnym nie zależy na zdobyczach terytorialnych czy rozszerzaniu rosyjskich wpływów. Zadowalają się samą Rosją. Czy to jest opcja Aleksieja Nawalnego i Eduarda Limonowa? Nawalnego można byłoby raczej porównać do zachodnich prawicowych polityków, którzy wysuwają hasła antyimigranckie. W kwestii tego, co zrobić z północnym Kaukazem, on chyba jeszcze nie ma wyrobionego zdania. Natomiast Limonow jest dziś po stronie Kremla. Jak to, przecież narodowi bolszewicy, których jest on przywódcą, uchodzą za najbardziej bitny nurt opozycji pozaparlamentarnej? Dziś Limonow popiera Putina, bo krytykuje opozycję i swoimi wypowiedziami ją osłabia. Przypomnijmy też, że w roku 2008 był on za inwazją Rosji na Gruzję. Odniosę się jeszcze do sprawy północnego Kaukazu. Moim zdaniem oddzielenie tego regionu od Rosji oznaczałoby to samo co oddzielenie Strefy Gazy od Izraela. Północny Kaukaz to rosyjska Palestyna. Żydzi już odgrodzili się od Palestyńczyków drutami kolczastymi pod napięciem. Ale pokoju w Izraelu jak nie było, tak nie ma. A przecież to państwo znacznie sprawniej funkcjonuje niż Rosja. Jak w takim razie rozwiązać konflikty na północnym Kaukazie? Tam nie powinni rządzić namiestnicy Putina pokroju Ramzana Kadyrowa. To są bandyci. Mieszkańcy tego regionu odczuwają niesprawiedliwość. Giną i znikają ludzie, bo niesprawiedliwość rodzi przemoc, a przemoc prowadzi do terroryzmu. Podstawową sprawą jest zaprowadzenie na północnym Kaukazie praworządności. Kadyrow zaś dostaje pieniądze z Moskwy, a żyje według reguł szariatu. Borys Niemcow jest rosyjskim politykiem. W roku 1997 był ministrem paliw i energetyki Federacji Rosyjskiej, a w latach 1997–1998 – jej wicepremierem. Należy do czołowych postaci rosyjskiej opozycji pozaparlamentarnej. Uczestniczył w organizowanej przez Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego X sesji Warsaw East European Conference, której jednym z patronów była „Rzeczpospolita” |