Biegunka deficytowa i legislacyjna | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
21.07.2013. | |
Biegunka deficytowa i legislacyjna
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2875 Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 21 lipca 2013 Ach, jak ta historia się powtarza! Żyją jeszcze ludzie pamiętający czasy Edwarda Gierka, kiedy to pierwszym symptomem nadciągającej katastrofy było sławne poszukiwanie 20 miliardów. Operacja ta została nawet uwieczniona w literaturze, a konkretnie - w sławnym poemacie „Towarzysz Szmaciak”, gdzie czytamy: „Potem pod hasłem „Pomożemy!” szukalim, wicie, tych miliardów. Niestety! Nic my nie znaleźli. Przecie tu Pcim, nie wyspa skarbów!” Tym razem szukać miliardów wypadło premieru Tusku, któremu zabrakło prawie tyle samo, bo akurat 24 miliardy. A zabrakło dlatego, że gospodarka - jak to mówią - „spowolniła”, w związku z czym spodziewane wpływy z podatków okazały się mniejsze, niż rząd zakładał w ustawie budżetowej. Na domiar złego, przy tych optymistycznych założeniach, deficyt budżetowy został zaprojektowany na poziomie maksymalnie dopuszczalnym przez ustawę o finansach publicznych. Tymczasem tegoroczny deficyt został niemal w 90 procentach osiągnięty przez rząd już pod koniec maja, w związku z tym pojawiła się konieczność skorygowania ustawy budżetowej. Sęk w tym, że na dobry porządek skorygować jej nie można, właśnie z uwagi na deficyt, zaplanowany już na najwyższym dopuszczalnym przez ustawę o finansach publicznych poziomie. Ale znany z tak zwanej „kreatywnej księgowości”, to znaczy - różnych szwindli pozwalających ukryć przed opinią publiczną rzeczywiste rozmiary deficytu i długu publicznego minister Rostowski wykombinował sobie formułę, że ograniczenie deficytu płynące z ustawy o finansach publicznych się „zawiesi”, dzięki czemu można będzie skorygować ustawę budżetową jak gdyby nigdy nic - żeby w papierach wszystko grało. To znaczy - powiększy się deficyt o dodatkowe 16 miliardów, zaś 8 miliardów trzeba będzie „poszukać” po ministerstwach. 8 miliardów to ani dużo, ani mało, w proporcji do polskiego PKB, wynoszącego około 1700 miliardów, to niewiele - ale kiedy pomyślimy, co na propozycję cięć w ministerstwach musi odczuwać zaplecze polityczne Platformy Obywatelskiej i PSL, które te pieniądze uważało już za własne - to lepiej rozumiemy przyczyny, dla których notowania Platformy Obywatelskiej spadają, a rosną - Prawa i Sprawiedliwości. Najwyraźniej coraz szersze kręgi zaplecza politycznego Platformy dochodzą do wniosku, że możliwości dojenia Rzeczypospolitej pod administracją tej formacji zwolna się wyczerpują, toteż należy rozejrzeć się, jakie profity może przynieść przerzucenie poparcia na PiS - bo nawet w Piśmie Świętym napisano, że większa będzie radość w Niebiesiech z jednego nawróconego grzesznika, niż z dziesięciu sprawiedliwych mułów. A ponieważ prezes Kaczyński jest pobożny, a poza tym - serce ma, jak się należy, po lewej stronie, to i nawróconych grzeszników może być całkiem sporo, zwłaszcza gdyby okupująca nasz nieszczęśliwy kraj razwiedka dała swoim konfidentom rozkaz nawrócenia. Wprawdzie prawdziwą miłością razwiedki jest oczywiście lewica, która jak nikt inny potrafiłaby „pojednać” nasz mniej wartościowy naród tubylczy nie tylko z Rosją, ale również - ze starszymi i mądrzejszymi, którzy - jak się okazało - planują „odrodzenie życia żydowskiego” akurat w Polsce - jak nikt inny - dokonać recepcji wszystkich unijnych wynalazków, które mogą doprowadzić nasz mniej wartościowy naród tubylczy do stanu psychicznej, a potem również fizycznej bezbronności - i jak nikt inny, pod pretekstem świętej wojny z „faszyzmem” spacyfikować tę część polskiej młodzieży, której jeszcze na Polsce zależy, a co razwiedka postrzega jako niebezpieczeństwo - ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, więc nie jest wykluczone, że na alternatywę wobec PO zostanie wytypowane PiS. Skoro dotychczas nie wymyśliło prochu, to nie wymyśli go i teraz, dzięki czemu ustanowiony w 1989 roku przez generała Kiszczaka i jego konfidentów model kapitalizmu kompradorskiego pozostanie nietknięty mimo zasadniczej zmiany na politycznej scenie. Wiadomo bowiem, że w demokracji najważniejsze jest przygotowanie prawidłowej alternatywy politycznej dla wyborców. A po czym poznać że alternatywa jest prawidłowa? Ano po tym, że bez względu na to, kto wybory wygra - będą one wygrane. Wprawdzie pewną irytację prezesa Kaczyńskiego budzi dywersyjna działalność Korwina-Mikke, który bałamuci „najzdolniejszą młodzież” liberalizmem, którego „dzisiaj nigdzie na świecie nie ma”, dzięki czemu świat funkcjonuje jak w zegarku, aż miło popatrzeć - ale wskutek tego obałamucenia młodzież nie garnie się do PiS-u, jak przecież powinna i zamiast pod kierownictwem prezesa wyszukiwać, albo jeszcze lepiej - projektować sobie posady w CBA, czy jakichś innych urzędach, na których mogłaby doić Rzeczpospolitą, to znaczy pardon - oczywiście „służyć Polsce” - pogrąża się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych - jak nie u Mikkego, to w Ruchu Narodowym. Na szczęście znajdą się również w naszym nieszczęśliwym kraju zdrowe siły, co położą kres tej orgii. Nietrudno zauważyć, że po rozporządzeniu prezydenta Putina z 20 maja br. nakazującego FSB nawiązanie współpracy ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego w Polsce, święta wojna z faszyzmem nabrała tempa i jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć, jak młodzież zostanie zagoniona do właściwej obory, gdzie nie tylko wybiją jej z głowy liberalizm, ale przy korycie nauczą ją mores, no i oczywiście - prawdziwej polityki. Nie tylko zresztą młodzież - bo jeśli opozycja przejdzie do porządku nad „zawieszeniem” przez rząd dopuszczalnej granicy deficytu w ustawie o finansach publicznych, to będzie to niewątpliwie poszlaka przemawiająca za tym, iż alternatywa polityczna na nadchodzące wybory europejskie i parlamentarne, jest przygotowywana prawidłowo. Skutki wspomnianego rozporządzenia prezydenta Putina rozciągają się zresztą nie tylko na świętą wojnę z faszyzmem, ale pojawiły się również na odcinku religianckim, gdzie możemy obserwować ożywienie na odcinku budowania w naszym nieszczęśliwym kraju „Żywej Cerkwi”. Oczywiście nie nazywa się ona żadną „Żywą Cerkwią”, uchowaj Boże, tylko „Kościołem otwartym”, gdzie niczym w arce Noego każdego zwierzęcia po parze, ale w arce - jak to w arce; w panujących tam dusznych ciemnościach niestety zdarzają się rozmaite nieporozumienia. Właśnie przewielebny ksiądz Wojciech Lemański, odbywający z tego tytułu prawdziwy festiwal w niezależnych mediach głównego nurtu twierdzi, że odwołał się od dekretu abpa Henryka Hosera, nakazującego mu opuszczenie parafii w Jasienicy. Podczas ustawki, kiedy to tłum wzburzonych parafian zagrodził drogę wysłanemu przez kurię warszawsko-praską administratorowi, a przewielebny ksiądz Lemański publicznie uczył kurialnego kanclerza procedur prawa kanonicznego i „pisma mu objaśniał” - wśród parafian pojawili się osobnicy parafianami raczej nie będący, którzy wznosili najgłośniejsze i najbardziej radykalne okrzyki. Być może trochę to przewielebnego księdza Lemańskiego zreflektowało, bo następnego dnia, kiedy ktoś życzliwy mu wyjaśnił, że w kwestiach jurydycznych dał popis ignorancji, przemawiał już mniej buńczucznie. Ale tak pięknie rozpoczęty serial telewizyjny pewnie na tym się nie zakończy, bo funkcjonariusze niezależnych mediów głównego nurtu, rzuceni na odcinek frontu obrony Kościoła przed jego biskupami nie mogą darować abpowi Hoserowi, że nie tylko „milczy”, ale w dodatku - przebywa na urlopie. A przecież gdy zarzuty stawia w TVN sama „Stokrotka”, a w żydowskiej gazecie dla Polaków - pani redaktor Katarzyna Wiśniewska, co to już niejednego biskupa obsztorcowała, to biskup powinien złożyć wyjaśnienia w podskokach, dzięki czemu serial nie tylko nie traciłby tempa, ale stwarzał okazję aktywnego włączenia się do akcji coraz to nowym konfidentom. W ten sposób szybciej doszłoby do wyłonienia w Kościele zdrowego nurtu spośród „wyklętego ludu ziemi”, który po niezbędnym uzupełnieniu agenturą mógłby stanowić zalążek „Żywej Cerk...” to znaczy pardon - żadnej tam „Żywej Cerkwi”, tylko oczywiście - „Kościoła otwartego”, z którym „lewica” nawiązałaby „dialog”. A moment jest wyjątkowo korzystny, bo oto za sprawą wykorzystania przez razwiedkę faszystowskich skłonności naszych Umiłowanych Przywódców, którzy prawdopodobnie „bez swojej wiedzy i zgody” hołdują formule Benito Mussoliniego: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu” - Sejm odrzucił rządowy projekt ustawy przywracającej ubój rytualny. Już sam pomysł, by państwo dyktowało rzeźnikom, w jaki sposób mają szlachtować zwierzęta rzeźne, uważam za faszystowski - ale w dodatku, na skutek biegunki legislacyjnej, zakaz uboju rytualnego pozostaje w sprzeczności z art. 9 ust. 2 ustawy z 1997 roku o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, który stanowi, że „W celu realizacji prawa do sprawowania obrzędów i czynności rytualnych związanych z kultem religijnym - gminy żydowskie dbają o zaopatrzenie w koszerną żywność, o stołówki i łaźnie rytualne oraz o ubój rytualny.” W związku z tym pojawiły się różne szkoły; jedni twierdzą, że ubój rytualny jest zakazany, podczas gdy inni, że przeciwnie - jest dozwolony, gdyż art. 9 ust. 2 ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich stanowi wobec ogólnego zakazu tak zwaną lex specialis. Zanim jednak na tym tle rozwinie się bogata doktryna i orzecznictwo, co szalenie wzbogaci naszą jurysprudencję, przeciwko decyzji Sejmu zaprotestował zarówno bezcenny Izrael, jak i amerykańska Agencja Żydowska, nie mówiąc już o Lidze Antydefamacyjnej, oskarżając Umiłowanych Przywódców o „antysemityzm”. W rezultacie nawet postępowa pani Środzina, czy wicemarszalica Wanda Nowicka przekonały się, że antysemitą można zostać „bez swojej wiedzy i zgody”. Ma to oczywiście swoje dobre strony, bo może uodpornić nasz mniej wartościowy naród tubylczy na takie oskarżenia i oskarżani mogą reagować na te oskarżenia podobnie jak Patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl, który na pytanie rosyjskiej odpowiedniczki naszej „Stokrotki”: „Wasza Świątobliwość, powiadają, że byliście agentem KGB” - odpowiedział: „Da - nu i czto?” Ale „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności” - toteż nie możemy zapominać, że okupująca Polskę soldateska mogła wykorzystać faszystowskie inklinacje Umiłowanych Przywódców do wykonania zadania zleconego przez strategicznych partnerów i Partnera Najbardziej Strategicznego - by przedstawić światu Polskę, jako antysemickie legowisko faszystowskie. To może sprzyjać przekonaniu opinii światowej, że Polaków nie można zostawić samopas, bo w przeciwnym razie znowu zrobią coś okropnego. Wpojenie opinii międzynarodowej takiego właśnie przekonania jest celem zarówno niemieckiej, jak i żydowskiej polityki historycznej, którym naprzeciw wychodzi piąta kolumna w kraju, przybliżając w ten sposób realizację scenariusza rozbiorowego. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada). |