Richard Topcliffe  elżbietański łowca księży i oprawca katolików
Wpisał: Jacek Bartyzel   
25.07.2013.

Richard Topcliffe – elżbietański „łowca księży” i oprawca katolików

 

 

Jacek Bartyzel 2013-07-24 pch24

 

 

Trwająca długo, bo aż czterdzieści cztery lata (1558-1603), epoka panowania Elżbiety I Tudorówny była definitywnym zakończeniem procesu protestantyzacji Kościoła Anglii, zapoczątkowanego schizmą od Rzymu dokonaną w 1534 roku przez jej ojca – Henryka VIII. Oznaczało to również wyjątkową brutalną w środkach dekatolicyzację społeczeństwa angielskiego, w szczególności zaś martyrologię księży katolickich i udzielających im pomocy w działalności duszpasterskiej katolików świeckich.

 

Jak słusznie zauważa w swojej najnowszej książce (Myśl polityczna reformacji i kontrreformacji, t. 1. Rewolucja protestancka, Warszawa 2013) prof. Adam Wielomski, wyznawany przez świecką (królewską) zwierzchność Kościoła anglikańskiego erastianizm oznaczał traktowanie katolicyzmu nie w kategoriach teologicznych – jako „herezji”, lecz w politycznych – jako zagrażającej jedności i suwerenności królestwa Anglii doktryny służącej interesom obcego i wrogiego mocarstwa, tj. papieskiego Rzymu. W konsekwencji, bycie rzymskim katolikiem („papistą”) stało się za panowania Elżbiety równoznaczne ze zdradą stanu.

Każdy zaś ksiądz katolicki, wyświęcony po wejściu w życie (1559) nowego aktu o supremacji władcy nad Kościołem, podlegał karze śmierci z mocy prawa po upływie czterdziestu dni pobytu na ziemi angielskiej. Egzekucje przeprowadzano zazwyczaj ze szczególnym okrucieństwem, każąc ofiarom długo cierpieć zanim umrą.

 Zważywszy, że z chwilą wstąpienia na tron Elżbiety – po swojej starszej siostrze Marii Katoliczce –katolicy stanowili jeszcze znaczną większość narodu angielskiego, złamanie ich oporu nie byłoby możliwe, gdyby nie zastosowano tak drakońskich a zarazem przebiegłych środków. Najważniejszym z nich było zorganizowanie pierwszej w dziejach nowoczesnej policji politycznej, wynajdującej i stosującej pełny repertuar służb specjalnych, „udoskonalony” dopiero przez XX-wieczne systemy totalitarne, a więc: inwigilację, gromadzenie danych osobowych, szpiegostwo, prowokację, propagandę i dezinformację, aresztowania prewencyjne, przeszukania domostw prywatnych, lustracja korespondencji, karne ekspedycje w terenie, wreszcie wyrafinowane metody inwestygacji i torturowania.

Organizatorem i bezpośrednim kierownikiem (spymaster) tych służb specjalnych Elżbiety I był sekretarz stanu sir Francis Walsingham (1532-1590), zaś ogólny nadzór sprawował nad nimi kanclerz William Cecil, lord Burghley (1520-1598), jednakowoż ze wszystkich funkcjonariuszy tej służby szczególnie wyróżnił się pod każdym względem – od gorliwości po inwencję – „łowca księży” (priest-hunter) Richard Topcliffe (1531-1604), będący w latach 1582-1599 oprawcą w co najmniej 50 znanych przypadkach.

 Należy zaznaczyć, że teoretycznie procedura stosowania tortur była w renesansowej Anglii nielegalna. Jednakowoż znaleziono (John H. Langbein) 81 oficjalnych zezwoleń na ich stosowanie w latach 1540-1640. Inni badacze w oparciu o inne dokumenty, jak słynny Dziennik z Tower, czy znane i opisane przypadki ich dokonania bez braku stosownego dokumentu, podwyższają tę liczbę do około 165 – 175. Z pracy Jamesa Heatha (Torture and English Law, Westport 1982) wynika jednoznacznie, że prawdziwy zalew przypadków stosowania tortur nastąpił po przejęciu przez Koronę najwyższej władzy duchownej i po zerwaniu z Rzymem, oraz że ten rodzaj kary zawsze stosowano z prerogatywy monarchy, stanowiącej jej usprawiedliwienie.

 Z owych 81 oficjalnych zezwoleń, aż 54 przypadają na czasy panowania Elżbiety I oraz dotyczą około 90 osób. Nie będzie żadną przesadą powiedzieć o szczególnym okrucieństwie i zawziętości Elżbiety (przedstawianej do dziś, zwłaszcza w kulturze popularnej, jako rzekome uosobienie łagodności i religijnej koncyliacyjności, co kontrastuje z „czarną legendą” jej katolickiej siostry Marii, nazywanej „bloody Mary”).

Była ona osobiście odpowiedzialna za barbarzyńskie represje wobec katolików po tzw. powstaniu północnym w 1569 roku. Kiedy w 1583 roku jej agenci aresztowali w Szkocji jezuitę, o. Williama Holta, domagała się od Szkotów (którzy jednak zignorowali to żądanie, ku jej irytacji), aby go poddano torturom. W 1586 roku zażądała specjalnych tortur podczas egzekucji jej niedoszłego zabójcy, sir Anthony’ego Babingtona, czyli pozbawienie go najpierw wnętrzności, potem poćwiartowanie i dopiero na końcu powieszenie (tymczasem normalną praktyką kata było upewnić się, że skazańcy nie żyją i dopiero potem wypruwać im wnętrzności); gdy po zamęczeniu w ten sposób pierwszych siedmiu uczestników spisku Babingtona tłum domagał się coraz głośniej litości, Elżbieta wycofała się, ale jednocześnie kazała ogłosić, że to ona w swoim miłosierdziu pragnie, by najpierw ich zgładzić. Z krwiożerczością „królowej ludu” kontrastuje wyraźnie powściągliwość obu „absolutystycznych” Stuartów, niechętnych stosowaniu tortur, co potwierdzają liczby: za panowania Jakuba I wydano tylko siedem zezwoleń na nie (w tym trzy dotyczyły uczestników spisku prochowego), a za panowania Karola I zaledwie dwa, w dodatku kaci nie otrzymywali wolnej ręki w procedowaniu.

 Bardzo wymowny dla postępowania Elżbiety jest pewien epizod, przywodzący też na myśl tę scenę z szekspirowskiego Króla Leara, w którym Goneryla i Regana wypędzają na pustkowie (oślepiwszy go uprzednio) Gloucestera z jego własnego domu, z którego gościny korzystały. W 1578 roku królowa odbywała obchód wschodniej Anglii, zatrzymując się między innymi w domu niejakiego Rockwooda (papisty) w Euston Hall w Suffolk, który był „daleko poniżej godności Jej Wysokości”. Mimo to, na pożegnanie „łaskawie” podała gospodarzowi swą szlachetną dłoń do ucałowania, ale wtedy lord szambelan (hrabia Sussex) spytał, jak on, ekskomunikowany papista, „śmie myśleć sobie, iżby miał prawo starać się tu być w ogóle obecny, on, który nie jest godzien towarzyszyć jakiejkolwiek chrześcijańskiej osobie”. Następnie, pod pretekstem, że brakuje jakiegoś talerza, ludzie królowej przeszukali stodołę i tam od razu „znaleźli” w stogu siana obraz Matki Boskiej, zresztą wspaniale wykonany. „Jej Wysokość kazała wrzucić go w ogień, który od razu na jej oczach szybko rozniecili wieśniacy, ku jej zadowoleniu i radości wszystkich zebranych z wyjątkiem jednego lub dwóch, którzy pili zatrute mleko bożka”, zaś gospodarz został zakuty w dyby i wysłany do miejskiego więzienia w Norwich.

 Uczestnikiem tego zdarzenia i autorem cytowanego wyżej opisu był właśnie Topcliffe. Urodził się on 14 listopada 1531 roku, w zamożnej i szlacheckiej rodzinie z Lincolnshire. Jego podzielona na 16 pól tarcza herbowa (której zazdrościł mu sam Cecil) świadczyła o co najmniej kilku pokoleniach arystokratycznych przodków, w tym rodzin Neville’ów i Percych po kądzieli. Wśród przodków miał też Katarzynę Parr, ostatnią żonę Henryka VIII. Do służby królowej dołączył zapewne w 1558 roku, a państwowej – w 1569 roku. Podczas powstania północnego zwerbował i na własny koszt wyposażył oddział w sile 30 jeźdźców. W dokumentach procesowych z 1589 roku jest przedstawiany jako „osobisty służący Jej Wysokości” (Esquire for the Body to Her Majesty).

 Jego rola łowcy księży i inwestygatora zaczęła się w 1582 roku. „Jest teraz – pisał pewien katolik – nowy oprawca obsługujący łoże tortur, który znacznie przerasta poprzedniego [Thomasa Nortona] – Mr. Topcliffe”. W swoją działalność angażował się całą duszą: tropił, aresztował, przesłuchiwał i torturował, czasem w swoim domu, czasem w Tower lub Bridewall. Nadzorował procesy i egzekucje, zachowując się przy tym niezmiernie hałaśliwie. Jego działalność w latach 1588-1595 da się prześledzić niemal dzień po dniu. Jako że z około 50 przypadków stosowanych przezeń tortur, tylko 19 było usankcjonowanych oficjalnymi zezwoleniami rady królewskiej, należy sądzić, że miał dużą swobodę działania i działał w oparciu o inny, ogólny rodzaj zezwolenia, bez jakichkolwiek ograniczeń terytorialnych na obszarze całego królestwa, otrzymany niewątpliwie od samej królowej.

Dysponował pismami z pieczęcią (zachowało się kilka takich dokumentów), dającymi okazicielowi prawo żądania pomocy miejscowych władz w poszukiwaniu każdej osoby, ilekroć uznał to za konieczne, wchodzenia do wszystkich domów, do których uważał za stosowne wejść, zatrzymywania wszystkich podejrzanych, zarówno na czyjeś ziemi jak poza nią, przeszukiwania i przejmowania wszelkiego rodzaju listów, pism, papierów, książek i wszystkich innych podejrzanych przedmiotów. Przesłuchiwanemu ojcu Thomasowi Pormont powiedział, że „nie obchodzi go rada królewska, ponieważ ma swą władzę od królowej”. Wyznał nawet, że królowa pozwoliła mu dotknąć swoich piersi, nóg i brzucha, pytając: „Czyż nie są to ramiona, nogi i ciało króla Henryka?”, a także podarowała mu białe, lniane pończochy. Chyba była to prawda, bo wiadomo, że Elżbieta kiedyś, i to w późnym wieku, rozebrała się przed ambasadorem Francji.

Potem, chcąc zmusić księdza do odwołania tego, co powiedział w trakcie procesu, kazał mu jeszcze przed egzekucją stać przez dwie godziny na drabinie w samej koszuli w zimny poranek lutowy.

 Jednym z największych sukcesów Topcliffe’a było wytropienie i aresztowanie jezuickiego księdza, apologety i poety „metafizycznego”, o. Roberta Southwella (1561-1595). Okoliczności tego zdarzenia znamy z jego własnej, chełpliwej, relacji. W niedzielę w nocy, 25 czerwca 1592 roku, Topcliffe wraz z oddziałem swoich ludzi i przy udziale sędziego pokoju, niejakiego Barnesa, włamał się do posiadłości Uxendon Roberta Bellamy’ego w parafii Harrow-on-the-Hill, około 10 mil na północ od Londynu. Tam, zgodnie z przewidywaniami, znalazł duchownego, którego aresztował i zabrał ze sobą do Londynu, gdzie uwięził go we własnym domu sąsiadującym z więzieniem Gatehouse w Westminsterze. Nazajutrz, po krótkim przesłuchaniu więźnia napisał list do królowej informujący o tym fakcie oraz o zamiarze podania Southwella torturom. Odpowiedź królowej nie zachowała się, lecz ponieważ następnego dnia więzień został podany torturom powodującym głębokie obrażenia wewnętrzne, można założyć, że zgodę uzyskał.

Jak zauważa trafnie Frank Brownlow (Richard Topcliffe: człowiek Elżbiety a reprezentacja władzy w „Królu Learze”, [w:] Szekspir. Teoria lancasterska – domysły i fakty, redaktorzy naukowi Tomasz Kozłowski, Krzysztof Kozłowski, Warszawa 2012, s. 406), list ten, którego obszerne fragmenty niżej przytaczamy) „został napisany zaskakująco bezceremonialnym, a wręcz nieformalnym stylem. Przyprawiające o dreszcze przemieszanie brutalnej szczerości, gorliwości, chełpienia się własnym sukcesem i złowieszczej żartobliwości wskazują na długotrwałą znajomość, a nawet przyjaźń z adresatką”.

 26 czerwca 1592 roku Topclif do K/Mości, w sprawie przesłuchania księdza, który nie chce wyznać swojego imienia

Do Waszego Najwspanialszego Majestatu i Wielkiej mojej Łaskawości Monarchini w wielkim pośpiechu.

Najłaskawsza Monarchini, mając (w moim mniemaniu) ojca Roberta Southwella, jezuitę, w moim lochu w Westminster Church Yard, zabezpieczyłem go, by nie miał możności ruchu lub się nie okaleczył, przez nałożenie mu na ręce pary kajdan i tam mogę go trzymać zarówno przed widokiem innych, jak i możliwością rozmowy z kimkolwiek poza Nicolasem, strażnikiem w Gatehouse, i moim sługą. (…)

Ośmieliłem się (po odrobinie snu) przesłać wynik tego zamkniętego przesłuchania wiernie spisanego, w którym głupio i podejrzanie odpowiadał, i znając w pewien sposób naturę i postępowanie tego człowieka, chciałbym prosić, by Wasza Wysokość zechciała łaskawie spojrzeć na moją skromną opinię, którą czuję się w obowiązku przedstawić.

Skoro obecnie go mamy, dobrze będzie natychmiast zmusić go, by odpowiadał prawdziwie i wprost, tak by jego odpowiedzi okazały się prawdziwe, gdy udzielane pospiesznie. Po to, by będąc głęboko pogrążony w swojej zdradzieckości, nie miał czasu kluczyć lub uciec się do innych sposobów w zwyczajnym więzieniu. Stanie prosto lub pod ścianą (co przewyższa wszystko inne i nie powoduje ran) będzie ostrzeżeniem. Jeśli jednak życzeniem Waszej Wysokości będzie znać każdą rzecz w jego sercu, wtedy stanie pod ścianą ze stopami na ziemi i rękoma wyciągniętymi w górę przy ścianie, tak wysoko, jak potrafi je unieść, jakby robił figurę w trenchmore, zmusi go, żeby powiedział wszystko, i prawda zostanie w następstwie dowiedziona.

1. Jego odpowiedź na pytanie o hrabinę Arundel

2. i to, że ojciec Parsons rozszyfrował go.

Być może zadowoli Waszą Wysokość, jeśli zważy, że nigdy dotąd nie pojmałem tak znaczącego człowieka; jeśli będzie właściwie wykorzystany.

(…)

Tak więc pokornie oddając się instrukcjom Waszej Wysokości w tej sprawie bądź w jakiejkolwiek służbie, której towarzyszy niebezpieczeństwo, kończę, aż otrzymam Waszą wolę. Tu w Westminster, z ojcem duchowym będącym pod moją pieczą, tego poniedziałku, 26 czerwca 1592 roku.

Waszej Wysokości Wierny Sługa

Ric: Topclyffe.

 

Jak widać, Topcliffe kierował się tym samym przekonaniem, co wieki później śledczy stalinowscy – że nie ma ludzi niewinnych, są tylko źle przesłuchani. Mimo to, przeliczył się w tym wypadku: o. Southwell wytrzymał straszne tortury i nie wydał żadnego ze swoich konfratrów ani nie powiedział nic obciążającego hrabinę Arundel. Przeniesiony do więzienia w Westminsterze, a następnie do Tower, spędził tam jeszcze dwa i pół roku, aby 21 lutego 1595 roku, w dzień po procesie, zostać powieszonym w Tyburn. Został beatyfikowany w 1886 roku przez papieża Leona XIII i kanonizowany (pośród 40 męczenników Anglii i Walii) w 1970 roku przez Pawła VI.

 Historycy protestanccy, nie mogąc usprawiedliwić Topcliffe’a, skłonni są przedstawiać go jako postać wyjątkową, sadystę nie mającego odpowiednika pośród innych sług królowej Elżbiety. Chociaż jego okrucieństwo jest niewątpliwe, nie wydaje się, aby można było sprowadzić jego działalność do psychopatycznych cech charakteru.

Sam nie uważał się za zbrodniarza i ubolewał nad swoją złą reputacją: w liście do Roberta Cecila z 17 stycznia 1594 albo 1595 roku pisał: „I z tego właśnie płynie nasz [komisarzy] smutek, a mój w szczególności. Że często się o nas mylnie sądzi, iż jesteśmy okrutni. Bóg jednak widzi wszystko”. Uważał się za człowieka, który poświęcił życie i fortunę królowej – i tak rzeczywiście było, bo chociaż był hojnie wynagradzany, doprowadził się ostatecznie do ruiny, finansując agentów (podobnie jak Walsingham) z własnych środków. Niespożyta energia i szczery entuzjazm, jaki wykazywał w swoim tropicielskim i katowskim fachu płynęły w ostateczności z pobudek „wyższych”, ideowych – głębokiej i zaciekłej nienawiści do religii rzymskokatolickiej oraz jej kapłanów i wiernych.

 Jacek Bartyzel