Jest taki świat…. Wrócimy tam w lipcu.
Mirosław Dakowski, połowa sierpnia 2021.
[Znalazłem w starych papierach kawałek tego tekstu, rozczuliłem się. Więc przypominam całość]
Po południu przez jezioro przypłynął z lasu zaskroniec. Wraca jak zwykle do rodziny, jak urzędnik po biurze. Na wyspie co prawda borowików nie ma, choć były ciepłe deszcze. Przed laty, nawet gdy się wyszło na poranną przechadzkę z saperką, przynosiło się grzybów sporo. Kiedyś trójka ludzi, którym nie chciało się popłynąć do Siemian po jedzenie, przez cztery dni żyła tylko grzybami i chlebem, sól czosnkową dostali od wędkarza. Teraz na jeziorze snują się ze trzy żagle, wieczorem brak tak licznych niegdyś ognisk. Nie udało się kupić sandacza od rybaka, bo on jest ostrożny, przestraszony, obowiązują go procedury. Ale to już inny świat.
Z sąsiedniego biwaku pani przynosi nam drewno, “kupna” wiązeczka, , bo oni już płyną do domu. Zabrali drewno do lasu..
Ten jenot, który zabierał w nocy niedojedzone konserwy do siebie, w tym roku się gdzieś wyniósł. Interwencja tamtego świata spowodowała, że opustoszały różne kurwidołki, zwykle działające nad jeziorem. Modni i postępowi, w szczególności t. zw. redaktorzy TV, dokądś się wynieśli. Nawet nie chce nam się pomyśleć dokąd. Nie bolą więc już uszy od łykendowych dyskotek z lat ubiegłych. Zimowe sztormy znów zabrały z półtora metra brzegu, więc kolejna olcha czarna uschła. Za rok będzie jak znalazł na ognisko.
Koło nasz łódeczki na przystaniach czy biwakach gromadzą się gapie. Jak to możliwe, taka niska, bez kabiny i bez motorka? A w razie sztilu napędzają ją trzy pagaje. Nowocześni czasami w ogóle pagaja nie mają na łodzi, same silniki, a są tacy, którzy chwalą się gps-em. Uciekamy.
Spotkani chłopcy, harcerze opowiadają, że gdy spoceni i umęczeni upałem dotarli do jakiejś chałupy pod lasem, to gospodyni najpierw zachęciła ich do umycia się i odświeżenia przy studni z kołowrotem [nie na elektrykę – dodała dumnie], a potem gościła maślanką z zimnika [nie z lodówki] i świeżo upieczonych chlebem. Przed nocą chłop spytał, czy palą, a gdy odpowiedzieli że są przecież harcerzami, upewnił się: ale tymi prawdziwymi, nie postępowymi?. Gdy chcieli mu dać dowody osobiste, jak to gdzie indziej ludzie żądają, gdy udostępniają stodołę, odparł: Ja czytam dowód na twarzy, nie z papierków. Chłop mówi: jest trudno, ale chyba te krowy utrzymamy. A syn już w Tamtym Świecie, ale obiecuje wrócić. Różne zioła suszą się pod daszkiem. A kowidy? – pytają chłopaki. Iiii, to może u miastowych, co mają telewizor.
Oni zaś odmawiają trzy razy dziennie Anioł Pański. A do kościoła macie daleko? Będzie ze trzy km, ale nasz proboszcz umarł, a nowy ksiądz już taki gitarowy, ma też ministrantki, i tego kovida się boi. To my jeździmy na prawdziwą Mszę, do Gdyni na Wiczlińska. Znacie chłopcy? Znamy, znamy, numer 11-ty – pochwalili się. Ale jak to stąd daleko? Będzie z 90 km, niedaleko…Po pożegnaniu i odejściu znaleźli w plecaku gomółkę tego sera co im tak smakował rano.
U nas na wyspie czaple przelatują wieczorami, ale tych białych, co bywały dawniej, nie widzimy. Nie rozmnożyły się czy co? A może ci od covid, z Tamtego Świata, jakoś je procedurami ekologicznymi utłukli. [W następnym roku zobaczyliśmy dwa gniazda na sąsiadujących z sobą wysokich drzewach, ale… na cypelku niedostępnym dla łódek, bo zarośniętym trzcinami. Do nas przylatują tylko na posiłki – bo tu płytkie wody, rybek dużo]
Na jeziorze rzadko, w łykend, pojawia się i kręci wyjec – łykendowy motorek z durniem na wierzchu. To się go egzorcyzmuje niecenzuralną ale bogatą [głównie z ruska] wiązanką.
Część miastowych wybiera nomen omen bierną emigrację wewnętrzną. Od mediów, od kłamstwa. Znany kiedyś w tamtym świecie tłumacz i organizator wielkich eventów, który już przed laty był się przeniósł tutaj i zatrudnił u leśniczego jako drwal, odzyskał właśnie utraconą przez jakieś zwidy czy kowidy pracę drwala. Dobrze. Inni, prepersi, są przygotowani do życia bez cywilizacji. Spotkałem kiedyś w lesie grupę mężczyzn, poczęstowali mnie między innymi węgorzem. Pod doskonały samogon. Chwalę jedno i drugie. A wie pan, że to był pieczony wąż – oświadczają z dumą. Teraz tę Puszczę Białowieską zżera ekologiczny kornik. Czy bezpowrotnie?
Odwiedziłem starego znajomego, któremu przed ćwierć wiekiem doradziłem jak uruchomić produkcję paliwa rzepakowego do traktorów i golfa. Ma dalej te mieszalnie, na bimber z ziemniaków i oleje ze smażalni i z rzepaku z własnej tłoczni, prostej w budowie. To jest tak zwana estryfikacja, której celem jest zmniejszenie lepkości przyszłego paliwa. A wymagania urzędników są blokujące, absurdalne. Obecnie różnica jest taka, że dawniej był prekursorem nowoczesności i ekologii, a teraz robi wszystko w tajemnicy przed władzą i życzliwymi. Ma duże gospodarstwo, to mu się opłaca. Ale sąsiadom paliwa nie sprzedaje, by się boi, by przypadkiem nie wygadali. „Nowoczesne” silniki diesla mają już zabezpieczenia przeciwko paliwu ekologicznemu – nie odpalają. Jeżdżą tylko na drogim paliwie firm oficjalnych. Rolnicy pielęgnują więc i naprawiają stare silniki i dawne wytwórnie paliw roślinnych – obecnie to już bimbrownie paliwowe.
Tu na wsi ludzie oczywiście gotują paląc drewnem i gałęziami, gromadzą też drewno na zimę do grzania domu. U nas, pod Warszawą, policja ekologiczna, straż groziła mi – i wreszcie wlepiła mandat – za ogrzewanie domu drewnem. A systematycznie donosiła do nich, do tej Policji ekologicznej, prawnik, daleka nasza sąsiadka, oczywiście zupełnie anonimowo i bezkarnie. Że ogrzewamy w zimie dom drewnem !! [odpadowym, tanim…]. To trucizna to CO2– mówią naigrawając się strażnicy. Śmieją się ze swej roli? Z adwokatki – donosicielki? Ze mnie?
Bywają też doskonałe samogony, śliwowice, dereniówki, ale lepiej jest samemu je przewozić, bo pracownicy firm kurierskich, na przykład GLS bezkarnie rabują przesyłki pod osłoną prawną prawników firmy.
==================
Cieszę się, że oficjalnie i uroczyście w przemówieniu przekazałem ministrom Kancelarii Prezydenta, że ten cały narzucony Zielony Ład ma takie szanse powodzenia jak osiągnięcia akademika Łysenki, który przekształcał przyrodę, na przykład drozda usiłował przekształcić w szpaka zdaje się, czy też żyto w pszenicę.
Do normalnego świata ten ideologiczny obłęd Zielonego Ładu chyba jednak nie zdąży dojść, zawali się zapewne niedługo pod ciężarem swego absurdów. Mam nadzieję.
Czym jednak obecni władcy są zmuszani do wprowadzania tych absurdów – nie wiem. A ich liczenie na bezkarność jest na pewno co najmniej przesadzone.
Świat naturalny, żyjący i rozwijający się według praw nadanych przez Stwórcę jest okrutnie tępiony przez planistę Złego. Ale wiecie przecież państwo że to nic nowego! Tak się dzieje od czasu, gdy Zły skusił Pramatkę do zjedzenia owocu z drzewa złego i dobrego. I te owoce uwiedzenia i my spożywać mamy. Tylko że teraz determinacja, pycha i rozpacz Planisty jest większa, bo on wie, że to jego Ostatnia Walka, że ta sztuczna Planowa rzeczywistość musi się zawalić. Pamiętajmy, że świat normalny, stworzony przez Stwórcę, na pewno przetrwa, warto więc się z nim załapać.
Przerywam te impresje i leniwe rozważania, bo znów wraca do domu nasz zaskroniec. Może wyprowadzi swe dzieci na naukę pływania?