Otrzymałam bardzo ciekawą książkę pana Janusza Szewczaka pod tytułem: „ Piękno zdeptane, kult brzydoty” wydaną w 2023 roku przez wydawnictwo „Biały Kruk”. Niedawno odbyła się promocja tej książki. Książka jest bogato ilustrowana i solidnie udokumentowana. Przedmiotem rozważań autora jest dominujący we wszystkich dziedzinach współczesnego życia kult brzydoty. Udało mu się ująć i pokazać na licznych ilustracjach to co niepokoi wielu ludzi, odrzuca ich od galerii malarstwa i sztuk teatralnych, czasami śmieszy lecz częściej budzi przerażenie. Jest tym nie sama brzydota, lecz jej kult. Pozwolę sobie do rozważań autora dorzucić własne obserwacje.
Współpracownik pani Magdy Gessler powiedział mi kiedyś, że prywatnie jest to osoba ciepła, kulturalna, życzliwa ludziom. Jej agresywny sposób zachowywania się w programie „Kuchenne rewolucje”- rzucanie talerzami, poniżanie obsługi i właścicieli wizytowanych restauracji i gospód, wyszukiwanie brudów w szafkach, jest wymuszane przez reżysera programu. Nie oglądam oczywiście podobnych głupot ale czasem czekając na film trafiałam na reklamę programu „Królowa przetrwania”. Występujące w reklamie, zaangażowane do tego programu dziewczyny wyglądały koszmarnie. Skrzeczały i wrzeszczały z wytrzeszczonymi oczami skacząc w kucki rozkraczone jak jakieś upiorne ropuchy. Zapewne na co dzień są to miłe i ładne dziewczyny a takie zachowanie wymuszał na nich format czyli formuła programu. Nigdy również nie zapomnę odcinka programu, który obejrzałam wiele lat temu. Dla niewielkiej nagrody – było to o ile pamiętam 1000 albo 1500 złotych- uczestnik programu musiał wykonać każde wymyślone przez prowadzącego zadanie. W odcinku, który obejrzałam ładna blondynka zgodziła się jeść zupę pomidorową jak pies z miski stojącej na chodniku. Gdy wstała z kolan ze łzami w oczach, z posklejanymi i ociekającymi zupą włosami, rozbawiony prowadzący pogratulował jej odwagi.
Znajomi pracujący w telewizji mówili mi, że taką formułę licznych podobnych programów wymusza przeświadczenie, że podnoszą one oglądalność, bo ludzie lubią oglądać cudze poniżenie. Coś w tym musi być, bo jak inaczej wytłumaczyć popularne obecnie umieszczanie przez nastolatków w sieci filmików ośmieszających i poniżających ich kolegów. Rozwój techniki komputerowej ułatwił praktycznie bezkarne prześladowanie bliźnich.
Psycholog, twórca analizy transakcyjnej, Eric Berne w wydanej w 1964 roku książce pod tytułem: „Games People Play: The Psychology of Human Relationships” , a w Polsce pod tytułem: „W co grają ludzie. Psychologia stosunków międzyludzkich” stwierdza, że istnieją ludzie, którzy czują się wtedy lepiej gdy inni czują się gorzej. Ludzie ci podejmują różne gry, w których wypłatą jest ich satysfakcja odczuwana gdy udało im się popsuć komuś humor, postawić go w niezręcznej sytuacji, upokorzyć. Generalnie -gdy ten ktoś poczuł się gorzej. Coraz częściej myślę, że ludzie właściwie dzielą się na dwie grupy- tych którzy czują się gorzej gdy ktoś inny czuje się gorzej i tych którzy czują się wówczas lepiej.
Dla zrozumienia o czym mówi Berne przytoczę jedną z opisywanych przez niego gier. Otóż gość wyciera sobie buty naszą firanką. Jeżeli zwrócimy mu ostro uwagę naruszamy głęboko w nas wdrukowaną zasadę przyznającą gościowi wyjątkowe prawa, więc czujemy się źle. Jeżeli będziemy udawać, że nie zauważyliśmy wybryku gościa, albo zwrócimy mu uwagę zbyt miękko gość posuwa się dalej w swoich prowokacjach doprowadzając do otwartego konfliktu, w którym zawsze jesteśmy przegrani. Jeżeli potraktujemy gościa tak jak na to zasłużył okazujemy się być małostkowi i nieuprzejmi. Jeżeli nie potrafimy go zdyscyplinować – przegraliśmy rytuał dominacji.
Rytuały dominacji dzielimy ze światem zwierzęcym. Osoby nie znające zwierząt nie rozumieją dlaczego obcy duży pies kładzie im głowę na kolanach i warczy gdy próbują się wyzwolić od tych rzekomych czułości. Pies w ten sposób je dominuje. Podobnie gdy koń kładzie ci głowę na ramieniu nie musi to – choć może – być zwykłym przejawem sympatii. Niedzielni jeźdźcy są zdumieni gdy koń trzymając głowę na ich ramieniu nie pozwala im wyjść z boksu a potem przyciska ich do ściany. Wbrew wszelkim poprawnościowym bredniom trzeba konia ostro skarcić, najlepiej trzepnąć, gdyż eskalacja rytuału dominacji może się stać dla jeźdźca niebezpieczna.
Jak pisze Łysiak w swojej książce „ Stulecie kłamców” kiedyś przed rozkoszowaniem się brzydotą chroniły ludzi bariery społeczne. Przy czym wbrew pozorom brzydota nie jest bynajmniej związana z biedą. Góralskie chaty jakie można jeszcze obejrzeć w wysoko położonej osadzie Studzionki w Ochotnicy Górnej są piękniejsze niż uważna powszechnie i mylnie za architekturę góralską chałupa o wielospadowym dachu wzorowana na witkiewiczowskiej „Willi pod Jedlami”. Uboga góralska chałupa przypominała łemkowską chyżę. Połowę budynku zajmowali kiedyś ludzie, drugą bydło, a strych mógł służyć za stodołę. Takie budynki można było obejrzeć jeszcze w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku w rodzinnej wsi Juliana Przybosia Gwoźnicy. Taka chałupa stała jeszcze do niedawna w przysiółku Kołodzieje w Ochotnicy Dolnej choć służyła wyłącznie jako szopa.
We wsi zapanowały imitacje „Willi pod Jedlami” budowane według typowych projektów. Wyasfaltowano wszystkie kamieniste drogi prowadzące do wysoko położonych osad. Nie ma w tym nic dziwnego ani złego. Ludzie chcą korzystać ze zdobyczy cywilizacji, chcą dojeżdżać do swego domu samochodem a nie drabiniastym wozem i pięknoduchowskie załamywanie rąk nad utratą dawnego wyglądu wsi jest po prostu śmieszne. Jeżeli komuś marzy się kurna chata niech sobie taką chatę kupi i spędza w niej wakacje.
Panu Szewczakowi nie chodzi wcale o powrót do skansenu kulturowego. Jest świadom tego i pisze o tym, że kanony piękna zmieniają się. Niepokoi go kult brzydoty, to rozkoszowanie się, wręcz nasładzanie się (rusycyzm celowy i na miejscu) brzydotą, które jest – jego i moim zdaniem – wskaźnikiem stanu umysłu i ducha współczesnego człowieka.
Based on the votes this week, it appears that it isn’t just Democrats trampling on the flag…
p” for our horse breeding business.
The above is easy to say, not so easy to live by.
But we must all try to resist what is happening in our nation.
The cyberstalking and cyberbullying in this culture is sickening, and they are working to help the government to control us all. By demeaning others, cyberstalking, cyberbullying, and harassing, we have lost focus on the real enemy.
Online hate has become a very successful business model.
Tyranny is winning worldwide. And frankly, I am really getting tired of the constant on-line personal attacks, lies, defamation and hate.
This little illustrated video relates to much of the cyberstalking and bullying that is going on. I hope you enjoy it as much as I did.
Victor Orban: w tym roku możemy zakończyć liberalną hegemonię w Europie i przywrócić suwerenność pch24.pl/victor-orban
(fot. EPA/SZILARD KOSZTICSAK HUNGARY OUT / PAP)
– W tym roku możemy zamknąć niechlubną erę cywilizacji zachodniej, zbudowaną na hegemonii postępowego liberalizmu, ustanawiając w jej miejsce suwerenny porządek świata – mówił premier Viktor Orbán w dniu otwarcia węgierskiej edycji CPAC (Konferencja Konserwatywnej Akcji Politycznej). Zaznaczył też, że w czasie, gdy „postępowo-liberalny ocean pochłonął Europę”, to Węgry „cudownie ostały się jako wyspa konserwatyzmu”.
Orbán wskazał, że liberalny porządek odniósł porażkę, ponieważ sprowadził na świat wojny, chaos, niepokoje, upadek gospodarek i zamieszanie. Zwolennicy liberalizmu doszli do momentu, gdy ich rolą nie jest reprezentowanie narodu, ale wdrażanie własnych ideologii. Dokonali przy tym podziału świata na rzekome „demokracje” i „autokracje”, twierdząc, że ich rolą jest prowadzenie krucjaty przeciwko samozwańczo osądzanym autokracjom.
– Ten porządek świata wyprodukował przywódców, którzy nie nadają się do tego zadania, popełniają błędy za błędami i ostatecznie pędzą ku własnej zgubie – kontynuował, charakteryzując przywódców liberalnych jako zwolenników kontroli ideologicznej, do której każdy musi się dostosować, ponieważ – według ich narracji – pokój na świecie nastanie, gdy wszyscy się podporządkują. – Kiedy ich słucham, wydaje mi się, że ci niezdarni przywódcy wiedzą mniej o pokoju na świecie niż uczestniczki konkursu piękności– ironizował premier Węgier.
Jak podkreślił, nadszedł moment, by zastąpić ten porządek innym – suwerennym porządkiem, w którym interes narodowy determinuje działania poszczególnych państw. W tym porządku za słuszne przyjmuje się to, co stanowią reprezentujący naród politycy, a nie to, co dyktują organizacje pozarządowe, korporacje, media oraz „podejrzani eksperci i głupkowaci akademicy”.
Victor Orbán zaznaczył przy tym, że oznacza to zakończenie projektu, jakim jest „społeczeństwo otwarte” George’a Sorosa. W zamian za to należy postawić na poważne państwa, które faktycznie chronią swoich obywateli.
Podkreślił, że zwolennicy liberalnego zamordyzmu siedzą obecnie w Unii Europejskiej i Waszyngtonie. Odnosząc się do wyborów do europarlamentu, zachęcił do walki o to, by przeważyła koncepcja suwerenności. – Podejmujemy się w tym roku ich stamtąd wypędzić. Niech wreszcie nadejdzie era zwolenników suwerenności, powróćmy na pokojową i bezpieczną ścieżkę, która uczyniła Zachód wielkim! Uczyńcie Amerykę znów wielką, uczyńcie Europę znów wielką, śmiało, Donaldzie Trumpie, śmiało, europejscy zwolennicy suwerenności! – apelował.
Orbán przekonywał, że świat stoi obecnie przed szansą wyparcia postępowo-liberalnej hegemonii. Wróg jest wprawdzie silny i pozbawiony moralnych skrupułów, ale wyczuwa zmiany nastrojów w kierunku konserwatywnym i boi się, że zostanie wyparty.
– Mają władzę i nie zawahają się użyć dostępnych im środków. Tak jak to zrobili to w przeszłości komuniści, teraz postępowcy podejmują pięć kroków, aby przekształcić instytucje państwowe w narzędzia ucisku – mówił, wskazując na owe pięć kroków, którym są kolejno: przedefiniowanie tego, co normalne w celu odwrócenia znaczeń; szerzenie owej „odwróconej normalności” przy pomocy aparatu państwa; zidentyfikowanie osób o „niebezpiecznych poglądach”; szczucie mediów i aktywistów politycznych na osoby stanowiące rzekome zagrożenie; a na końcu okrzepnięcie tego porządku we wszystkich instytucjach publicznych.
Izrael zbombardował ambasadę Iranu w Syrii. Następnie Iran zbombardował dwa odległe lotniska wojskowe w Izraelu. Nagle cała UE jest przeciwko Iranowi, ponieważ łamie on tam wszystkie prawa człowieka. Nonsens – stwierdził poseł do Parlamentu Europejskiego Marcel de Graaff w Parlamencie Europejskim.
„Iran najwyraźniej musi zostać ukarany za wspieranie Rosji. I dlatego mówię wszystkim obywatelom UE: to właśnie robią wasi przywódcy w UE” – powiedział de Graaff.
Chwalą naszą wolność, ale zmuszają ludzi do szczepień. Chwalą naszą demokrację, ale cenzurują i demonizują opozycję. Chwalą nasz dobrobyt, ale zabierają nam pieniądze i zastępują je cyfrowymi punktami lojalnościowymi – wymienia poseł.
„Ogłaszają pokój, ale nasi synowie wkrótce będą musieli walczyć na Ukrainie i umrzeć za multimilionerów w Ameryce, ponieważ kończą im się żołnierze po pół milionie zabitych i niepełnosprawnych”.
Ale cóż, UE nie dyskryminuje. W piekle Ukrainy mogły zginąć także dzieci imigrantów.
Minister obrony Rosji Szojgu powiedział we wtorek, że od lutego 2022 roku zginęło prawie 500 000 ukraińskich żołnierzy.
De Graaff wezwał społeczeństwo do głosowania przeciwko UE w nadchodzących wyborach.
Szanowny Panie,w ostatnich tygodniach mamy do czynienia ze wzbierającą falą ataków na Ordo Iuris. Już w styczniu Ordo Iuris zamieszczono na „czarnej liście” ministra Sienkiewicza, obok CARITAS czy TV Republika. Następnie, nie mogąc pozbawiać nas finansowania, które pochodzi wyłącznie od naszych Przyjaciół i Darczyńców, przystąpiono do kampanii oszczerstw i pomówień. Portal Onet udostępnił swoje łamy Klementynie Suchanow, która powtórzyła teorie spiskowe Tomasza Piątka o rzekomych rosyjskich powiązaniach Instytutu. Kłamstwa powieliły zaraz OKO․press, Wprost i Wysokie Obcasy. Przez media społecznościowe przetoczyła się lawina wulgarnego hejtu. Rzesza anonimowych trolli internetowych powielała wyssane z palca zarzuty i wulgarne, personalne ataki, wzywając do delegalizacji Ordo Iuris i wtrącenia naszych ekspertów do więzień…Radykałowie zawsze bali się siły naszych merytorycznych argumentów oraz skuteczności naszych interwencji. Dlatego – nie będąc w stanie podjąć rękawicy w uczciwej debacie z ekspertami Ordo Iuris – od lat starają się za wszelką cenę zniszczyć wiarygodność Instytutu w oczach naszych Przyjaciół i Darczyńców. W kolejnych oszczerczych artykułach próbują doszukiwać się źródeł naszego finansowania na całym świecie, tworząc kolejne (wzajemnie ze sobą sprzeczne) teorie spiskowe… Ale tak naprawdę doskonale wiedzą o tym, że naszą największą siłą jest nasza całkowita niezależność finansowa, którą możemy się cieszyć dzięki tysiącom polski rodzin.
I właśnie to jest przyczyną ich wściekłości! Bo gdy rząd Donalda Tuska rozpoczął walkę z organizacjami społecznymi, broniącymi życia, rodziny i wolności – wiele z nich utraciło płynność finansową. Ale nas nie udało się zatrzymać, bo niezależność finansowa od polityki zawsze była fundamentem działalności naszego Instytutu.Zdając sobie z tego sprawę, radykałowie postanowili znowu zaatakować Ordo Iuris!Jednego z youtuberów oburzyła szeroko wypromowana akcja „Zadzwoń do posła”, w ramach której wielu naszych sympatyków dzwoniło lub wysyłało e-maile do polskich parlamentarzystów, by obudzić ich sumienia i przekonać do odrzucenia czterech aborcyjnych projektów ustaw. Youtuber postanowił zemścić się na nas i wezwał widzów do masowego dzwonienia na numery telefonów podane na stronie internetowej Instytutu Ordo Iuris.Oprócz tego youtuber zagroził, że wykorzysta posiadane przez siebie rzekomo adresy e-mail naszych sympatyków, by przesłać im oszczercze materiały na temat Ordo Iuris. Próba nieuprawnionego wykorzystania danych adresowych to przestępstwo, ale to nie zraża naszych wrogów… ] Jeśli w najbliższych dniach dotrze do Pana podejrzany e-mail, proszę o kontakt, abyśmy mogli podjąć stosowne kroki prawne.
Wobec tej fali kłamstw i ataków kluczowe znaczenie ma jednak systematyczne i rzetelne demaskowanie manipulacji na temat Ordo Iuris – tak, by każdy mógł samodzielnie przekonać się o tym, że nie mają one żadnych podstaw w faktach. Najpierw odpowiadamy na szczególnie bezczelne próby powiązania nas z rosyjskimi wpływami, międzynarodowymi sektami, kalifornijskimi winiarzami i niemiecką arystokracją (tak, Tomasz Piątek doszukiwał się naszego finansowania w każdej z tych grup!).Już niedługo każdy będzie mógł przeczytać na stronie Ordo Iuris systematyczne odpowiedzi na każdą bzdurę wypisywaną na nasz temat. Z radością podkreślimy przy tym, że od lat publikujemy wszystkie sprawozdania finansowe i merytoryczne, a nasze newslettery transparentnie pokazują całą naszą działalność. Wobec naszych Przyjaciół i Darczyńców nie mamy żadnych tajemnic. Na naszej stronie internetowej opublikowaliśmy też analityczny tekst publicystyczny redaktora Dominika Zdorta, który w przeszłości publikował w Rzeczpospolitej, Newsweeku czy Tygodniku TVP. Artykuł ujawnia mechanizmy manipulacji, służące przyklejaniu łatek rosyjskich powiązań wszystkim prawicowym i konserwatywnym instytucjom, politykom, dziennikarzom i ekspertom. Ofiarą takich manipulacji pada nie tylko Instytut Ordo Iuris, ale wiele innych osób i organizacji, które nie boją się sprzeciwić potężnym lobbystom ideologii gender, aborcji i globalistom, atakującym suwerenność państw narodowych.Autorom kłamstw na temat Ordo Iuris odpowiadamy także na drodze sądowej. Obecnie przed polskimi sądami toczą się między innymi procesy, które wytoczyliśmy liderkom proaborcyjnych protestów – Marcie Lempart i Klementynie Suchanow, które powtarzały kłamstwa o związkach Ordo Iuris z Rosją oraz urzędującemu Ministrowi Spraw Zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu, który zarzucił nam, że jesteśmy „fundamentalistyczną sektą”, która wspiera gminy ustanawiające „strefy wolne od LGBT”. Proces wytoczyliśmy także brukselskiemu aktywiście Neilowi Datta, który kłamstwa o Ordo Iuris rozpowszechniał na forum Parlamentu Europejskiego.Wszystkie te działania – zarówno procesowe, jak i analityczne – zabierają nam czas, który wolelibyśmy przeznaczyć na pomoc polskim rodzinom i konkretną pracę w obronie życia, rodziny, wolności i suwerenności naszej Ojczyzny. Nie możemy jednak pozostawać bierni wobec ataków na wiarygodność Instytutu. Kłamstwa na nasz temat doprowadziły w przeszłości do kilku prób blokowania działalności Ordo Iuris na forum unijnym, gdzie coraz częściej zapadają decyzje kluczowe dla przyszłości naszego Narodu i naszych dzieci. Ponadto uderzają one w wiarygodność i renomę naszego Instytutu w oczach wielu osób, które mogłyby wspierać naszą działalność – całkowicie uzależnioną od wspólnoty Darczyńców i Przyjaciół Instytutu Ordo Iuris. Świadomi bezprecedensowego zagrożenia, nie możemy ulec. Musimy odeprzeć zalew kłamstw i manipulacji uderzających w nasze dobre imię, aby móc nadal stanowić tamę, która broni polskich rodzin przed antycywilizacyjnymi projektami ideologów lewicy.Zazwyczaj proszę Pana o wsparcie naszych działań na rzecz ofiar bezprawia, czy w obronie wolności, życia i suwerenności. Dzisiaj ośmielam się jednak prosić o wsparcie finansowe, które przeznaczymy na walkę o dobre imię naszego wspólnego działa, którym jest Ordo Iuris. Bardzo dziękuję za każdy gest wsparcia! Ordo Iuris na czarnej liście rządu TuskaSygnał do ostatnich ataków na Instytut Ordo Iuris dał… rząd.Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bartłomiej Sienkiewicz umieścił Ordo Iuris na swojej czarnej liście organizacji chrześcijańskich, konserwatywnych oraz patriotycznych, z którymi instytucjom państwowym nie wolno współpracować. Obok nas znalazły się na niej tak zasłużone instytucje jak Caritas Polska, Centrum Ochrony Praw Chrześcijan, Diakonia Ruchu Światło-Życie, Fundacja św. Benedykta, Ruch Odnowy w Duchu Świętym, Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich, Towarzystwo Salezjańskie czy Tygodnik DoRzeczy. Wszystkie te organizacje obecna władza uznała za niegodne wsparcia czy jakiejkolwiek współpracy ze stroną rządową. Jednak umieszczenie na tej liście Instytutu Ordo Iuris miało także inny cel i efekt – była to sugestia, że Ordo Iuris otrzymywało w ostatnich latach jakiekolwiek pieniądze z budżetu państwa. W efekcie, padliśmy ofiarą ataków, podważających naszą niezależność finansową.Aby nie pozostawiać żadnych wątpliwości czy niedomówień, opublikowaliśmy oświadczenie, w którym stanowczo zaprzeczyliśmy wszelkim doniesieniom o rzekomym finansowym publicznym Ordo Iuris oraz podkreśliliśmy, że tworzenie takich „czarnych list” przypomina „praktyki stosowane przez najgorsze totalitarne reżimy, które swoje rządy rozpoczynały od eliminacji ludzi i organizacji ocenianych jako zagrożenie”. Gdy w Wielkim Tygodniu prokuratura i służby państwowe podjęły czynności w związku z rzekomymi nieprawidłowościami mającymi zachodzić w Funduszu Sprawiedliwości – aktywista LGBT – Bart Staszewski we wpisie opublikowanym w serwisie X twierdził, że służby przeszukują… biuro Ordo Iuris. W ten sposób nie tylko wbrew faktom zarzucił nam łamanie prawa, ale również sięganie po środki publiczne. Natychmiast wezwaliśmy aktywistę do usunięcia oszczerczego wpisu i opublikowania przeprosin. Staszewski na nasze żądanie usunął wpis, ale do tej pory nie opublikował przeprosin. Dlatego wkrótce aktywista LGBT będzie musiał wytłumaczyć się ze swojego wpisu przed sądem. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Skąd się wzięły kłamstwa o Ordo Iuris?Większość oszczerstw i fake newsów godzących w dobre imię naszego Instytutu jest powielaniem fałszywych tez przedstawionych w publikacjach Tomasza Piątka i Klementyny Suchanow. Artykuły Piątka, w których bezpodstawnie oskarżał Ordo Iuris o powiązania z Władimirem Putinem, zostały usunięte ze strony internetowej „Gazety Wyborczej”. Ich miejsce zajęły oświadczenia informujące o tym, że publikacje usunięto, ponieważ w opinii Instytutu Ordo Iuris naruszały jego dobra osobiste.Z kolei w przypadku liderki proaborcyjnych „czarnych marszów” Klementyny Suchanow, kłamliwe ataki na Ordo Iuris stały się już dawno głównym tematem całej jej działalności społecznej, publicystycznej i pisarskiej. Suchanow wiele uwagi poświęciła Ordo Iuris w swojej książce pt. „To jest wojna: kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze”. Wśród wielu niestworzonych historii na nasz temat, aktywistka oskarżyła nas o to, że chcemy „obalić prawa człowieka”. Każdy, kto odwiedzi naszą stronę internetową, może z łatwością znaleźć informacje wskazujące na to, że jest zupełnie odwrotnie. Ordo Iuris od samego początku bezkompromisowo broni prawdziwych praw człowieka, zwracając uwagę, że ich fundamentem jest prawo do życia. Nic więc dziwnego w tym, że Suchanow w książce nie przedstawia żadnych argumentów na poparcie swojej oszczerczej tezy.Jeszcze bardziej absurdalnie wypadają zarzuty o rzekome powiązania Ordo Iuris z organizacjami odpowiedzialnymi za… nieudaną próbę zamachu na św. Jana Pawła II, które aktywistka przeplata z oskarżeniami o bycie sektą, zmierzającą do budowy państwa religijnego w naszym kraju. W swojej chęci zdyskredytowania naszego Instytutu Suchanow posuwa się nawet do sugerowania swoim czytelnikom, że Ordo Iuris popiera stosowanie przemocy, terroru i tortur.Odpowiedzieliśmy radykalnej aktywistce pozwem. Żądamy od niej usunięcia kłamliwych treści z przestrzeni publicznej, złożenia pisemnych przeprosin oraz zapłaty stosownego zadośćuczynienia. Niestety sąd wyznaczył terminy dwóch najbliższych rozpraw dopiero na rok 2025.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przyciskNaszą jedyną winą jest… skutecznośćDowodów na poparcie swoich oszczerczych wobec Ordo Iuris wypowiedzi nie potrafił też przytoczyć Radosław Sikorski, którego pozwaliśmy za twierdzenie, że wspieramy gminy ustanawiające „strefy wolne od LGBT”. Obecny Minister Spraw Zagranicznych oskarżył nas o bycie „fundamentalistyczną sektą”. Zeznając w sprawie, polityk przyznał, że w naszym kraju nie istnieją żadne strefy, na tereny których nie mogłyby wchodzić osoby o skłonnościach homoseksualnych. Co więcej, podkreślił, że sprawa stref została rozdmuchana przez aktywistów LGBT, którzy „zrobili z tego happening (…), żeby wygrać spór”.Pytany przez sąd o nasz rzekomy „fundamentalizm” Sikorski odpowiedział, że „Ordo Iuris jest ewidentnie inspirowane fundamentalizmem chrześcijańskim i uważa, że ta teza nie wymaga żadnego uzasadnienia”. Jego zdaniem, na naszą niekorzyść mają przemawiać nasze sukcesy. Polityk zarzucił nam, że jesteśmy „bardzo wpływowym lobby politycznym, które według swoich kategorii osiągnęło spore sukcesy”, czego przykładem jest „wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie drastycznego zaostrzenia okoliczności, w których może dojść do przerwania ciąży”. Pomimo tego, że minister Sikorski nie przedstawił dowodów na poparcie swoich tez, sąd pierwszej instancji oddalił nasze powództwo. Sąd uchylił się przy tym od rozstrzygania o tym, czy polityk mówił prawdę czy kłamał, uznając jego słowa za „prywatną opinię”. Złożyliśmy w tej sprawie apelację.Sukces odnieśliśmy za to w sprawie przeciwko innemu radykalnemu politykowi – Pawłowi Rabiejowi, który oskarżył nas na Twitterze o bycie „sektą”, która „działa na granicy prawa” i stanowi „zagrożenie” dla Polaków. Sąd pierwszej instancji nakazał byłemu wiceprezydentowi Warszawy przeproszenie Ordo Iuris i zapłacenie zadośćuczynienia. Paweł Rabiej, który przez trzy lata nie odbierał pozwu (musiał doręczyć mu go komornik) i nie stawiał się na wezwanie sądu, po otrzymaniu wyroku zaocznego złożył od niego sprzeciw, co spowodowało, że proces musiał ruszyć na nowo.Toczymy także dwa postępowania przeciwko liderce czarnych marszów, Marcie Lempart, która w wywiadzie dla Onetu nazwała Ordo Iuris „sadystami”, którym „zawdzięczamy projekt zamykania kobiet w więzieniach za poronienia”. Druga sprawa dotyczy wpisu aktywistki w mediach społecznościowych, w którym Lempart napisała, że Ordo Iuris to „opłacani przez Kreml fundamentaliści”.
Brukselski aktywista staje przed polskim sądem
Niestety rozpowszechniane przez radykałów kłamstwa na temat Ordo Iuris przekroczyły granice naszej Ojczyzny i dotarły na forum Unii Europejskiej. Znany z ataków na Polskę radykalny “aktywista” Neil Datta powtórzył oszczerstwa polskich radykałów w Parlamencie Europejskim podczas publicznego wysłuchania Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) oraz Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia (FEMM). W swoim wystąpieniu Datta przedstawił szereg kłamstw i manipulacji na temat Ordo Iuris. Zarzucił nam posiadanie agendy, w której znajduje się między innymi „legalizacja przemocy domowej” i tworzenie „stref wolnych od LGBT”.Aby wzmocnić swój przekaz, przygotował prezentację ze slajdami, które bezpośrednio obrazowały zarzuty wobec Instytutu. Wystąpienie Datty było transmitowane na żywo na stronach Parlamentu Europejskiego i tłumaczone na wszystkie języki urzędowe UE. Oszczerstwa pod naszym adresem aktywista wcześniej opublikował w dwóch artykułach w internecie. Odpowiadając na kłamstwa Datty, złożyliśmy przeciwko niemu pozew do polskiego sądu, żądając publikacji pisemnych przeprosin na stronach, gdzie aktywista rozpowszechniał swoje fake newsy, na stronie internetowej jego organizacji oraz na portalach Facebook i X. Domagamy się także zadośćuczynienia za naruszenie naszego dobrego imienia i renomy w wysokości 100 000 zł. Niedawno odbyła się rozprawa, podczas której osobiście odpowiadałem na szereg pytań i odkłamałem mnóstwo mitów na temat Instytutu Ordo Iuris. Szczegółowo ustosunkowałem się do zarzutów Neila Datty, informując sąd o tym, że Ordo Iuris nigdy nie zgłaszało ani nie popierało postulatu legalizacji przemocy domowej, a krytyka Konwencji Stambulskiej, upatrującej źródeł przemocy domowej w tradycyjnym modelu rodziny, nie ma nic wspólnego ze wsparciem przemocy. Miałem też okazję, by… opowiedzieć o początkach Instytutu i o różnych działaniach analitycznych i procesowych, które podejmujemy.Sam Neil Datta, który osobiście pojawił się w warszawskim sądzie, nie potrafił ani w pismach procesowych, ani w czasie swojego przesłuchania wykazać, dlaczego postawił takie zarzuty. Jego pełnomocnik w mowie końcowej twierdziła, że miał on do tego prawo, bo Instytut Ordo Iuris próbuje kolonizować prawa człowieka, a tak naprawdę to chce je odbierać. Wyrok ma zostać ogłoszony w połowie maja. Razem zrealizujmy misję Ordo Iuris Wypracowany przez lata pozytywny wizerunek Instytutu Ordo Iuris to nieoceniony kapitał, dzięki któremu prawnicy Instytutu wraz z naszymi Darczyńcami i Przyjaciółmi mogą skutecznie realizować misję Ordo Iuris polegającą na obronie życia, małżeństwa, rodziny, wiary i wolności przed rewolucyjnymi zakusami genderowych ideologów. Aby uderzyć w wiarygodność naszego wspólnego dzieła, radykałowie rozpowszechniają fake newsy na nasz temat. Konieczność walki z nimi to konkretne koszty, który możemy ponosić tylko i wyłącznie dzięki ludziom takim jak Pan.Doceniając wartość każdej przekazanej Ordo Iuris złotówki, bronimy dobrego imienia Instytutu jedynie wówczas, gdy autorem oszczerstw jest osoba lub instytucja, której społeczne znaczenie dodaje wiarygodności wylewanym na nas kalumniom. Jednak nawet te starannie wyselekcjonowane sprawy generują znaczące koszty. Wszczęcie każdego takiego postępowania wymaga zabezpieczenia co najmniej 8 000 zł.Wygrywając każdą taką sprawę, możemy odzyskać część poniesionych w związku z nią kosztów. W ten sposób nie tylko dowiedziemy prawdy i ukarzemy radykałów, licząc że to zniechęci potencjalnych naśladowców pragnących zaistnieć oczerniając nasz Instytut, ale także obronimy wiarygodność, co wprost przekłada się na skuteczność i skalę naszych działań. Dlatego bardzo proszę Pana o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu prawnicy Ordo Iuris będą mogli odeprzeć oszczercze ataki na nasz Instytut i wciąż skutecznie realizować naszą wspólną misję obrony cywilizacji łacińskiej.
Z wyrazami szacunkuP.S. Jeśli kampania pomówień i fake newsów pod naszym adresem odniesie sukces, społeczne zaufanie do Ordo Iuris zostanie podważone, w rezultacie czego nie będziemy mogli bronić naturalnego ładu prawnego tak skutecznie jak dotychczas. Dlatego z całą stanowczością podejmujemy się obrony dobrego imienia Instytutu przed sądami. Liczę, że z Pana pomocą pokonamy oszczerców, uderzających w misję Ordo Iuris. Dlatego jeszcze raz bardzo Pana proszę o wsparcie tych działań.P.P.S. Chciałbym także zaprosić Pana na Mszę św. w intencji Darczyńców Instytutu Ordo Iuris, która zostanie odprawiona w środę 1 maja o godz. 17:00 w kościele pw. Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim 3/5 w Warszawie.Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia.Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji. Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris
O odpadach radioaktywnych w Polsce. Decyzje łobuzów i dyletantów. A pewnie też łapowników. To tykająca bomba jądrowa, której zapalnik został przed nami starannie schowany.
Mirosław Dakowski. 22. XII. 2022.
Od kilku dziesięcioleci w Polsce nie tyle decyzje w sprawach energetyki jądrowej, co propaganda na ten temat, zlecana jest niefachowcom. Decyzje istotne podejmowane są chyba daleko i przekazywane „do wykonania”.
Przez jakiś czas w drugim dziesięcioleciu XXI wieku próbą wykonywania formalnie zajmowali się geodeci z zawodu – Aleksander Grad z małżonką. Cytuję z tamtych czasów, już po kompromitacji: „Aleksander Grad złożył dymisję z funkcji prezesa spółki PGE EJ 1, Grad zostanie członkiem Rady Nadzorczej Tauron Polska Energia”. Potem, bezkarnie, bez śledztwa o wyjaśnienie, co zbudowano za użyte nasze 200 [ponad] milionów złotych – przeszli do biznesów prywatnych. Pozatem: Żona niejakiego GRADA [byłego ministra] ma zgarniać kokosy przez 30 lat!
Powtórzę, bo to charakterystyczne dla tematu: W tym czasie na propagandę pro-jądrową wydano i zwinięto ponad 200 000 000 zł, bez żadnych decyzji pozytywnych, merytorycznych.
W tym mniej więcej czasie również pewna pańcia, mówię o pani Trojanowskiej, która nie miała żadnych publikacji z energetyki jądrowej, była „szefową od spraw energetyki jądrowej”, a pieniądze i ułatwienia wystąpień w telewizjach i na konferencjach na propagowanie otrzymywał podszywający się pod profesurę propagandzista [od lat 60-tych zeszłego wieku !! ] Andrzej Strupczewski, który niestrudzenie kłamał – i dalej kłamie. Pisaliśmy o tym wielokrotnie. Skąd się wzięła Hanna Trojanowska? Przed dziesięcioleciem pisałem : Polowanie na profesurę profesora – a poszukiwanie prawdy .
Również w poprzednich dziesięcioleciach za biznes kupowania energetyki jądrowej wziął się niejaki Jacek M, zbieżność nazwisk z kanclerzem Niemiec jest zapewne przypadkowa, więc ją pominę. Otóż ten człowiek wziął ogromne prowizje, komuś obiecując, że przez swoje możliwości w rządzie przepchnie zakup przez Polskę jakiś reaktorów energetycznych. Gdy zaś się okazało się, że we władzach państwa jest skompromitowany jako agent [nieistotne już jakich mocarstw], żalił się swoim [i naszym] znajomym, skąd weźmie pieniądze na oddanie tej prowizji, które już przepuścił [przy wódeczce mówił kumplom, że to 5% od wartości kontraktu…]. No, ale życzliwi opiekunowie z zagranicy uczynili go, pewnie w nagrodę, prezesem jakiegoś banku, chyba się nazywał Solidarność- Rothschild ?
Obecnie w Polsce również jest dużo propagandy, pojawiają się artykuły żurnalistów, którzy najróżniejsze bajeczki podają do wierzenia jako „niewątpliwą prawdę”. Któryś z nich, nie pamiętam czy to był pan Wątróbka, czy Wiech, mówił o tym, że nie powinniśmy się obawiać o pozostające po pracy reaktorów odpady radioaktywne, bo tym zajmą się Panowie z zagranicy.
Ostatnio, w grudniu 2022 roku ujawniono, że narzucany przez bankruta jądrowego z Ameryki, Westinghouse kontrakt na budowę paru elektrowni jądrowych, nie zawiera jednak klauzuli zwrotu i ewentualnie utylizacji wypalonego paliwa przez Amerykanów.
Jednym z kłamstw szerzonych przez propagandystów jest to, że mówią: przecież można w zakładach utylizacji wypalonego paliwa odzyskać znajdujące się w paliwie pierwiastki rozszczepialne jak uran i wszystkie izotopy plutonu, „co rozwiązuje kwestię”.
Jest w tym totalna nieznajomość rzeczy i jednocześnie próba bezczelnego kłamstwa. Mianowicie, po pierwsze w zakładach tego typu jak la Hague we Francji odzyskiwano rzeczywiście pierwiastki rozszczepialne, ale były z tym związane ogromne koszty, oraz wiele spowodowanych przez radioaktywność, śmierci pracowników. To również generuje ogromne koszty. Zakład miał być zamknięty z tych powodów. Podobny zakład istniał też w Japonii, ale również okazał się tak niebezpiecznym, jak i niezwykle drogim w użytkowaniu.
Natomiast najważniejsze w tym jest to że to były zakłady tylko do wydzielenia, odzyskania części pierwiastków rozszczepialnych, właśnie jak uran i pluton.
[The non-recyclable part of the radioactive waste is eventually sent back to the user nation.]
Natomiast pozostaje cała masa fragmentów rozszczepienia [ponad 90% rozpadów w zużytym paliwie], która z powodu swojej radioaktywności będzie wydzielała ciepło, a również jeszcze groźniejsze promieniowania alfa i gamma, trwające niektóre przez dziesiątki lat, inne przez dziesiątki tysięcy lat [jak pluton-239, czas połowicznego rozpadu to 24 tysiące lat].
Otóż nigdzie na świecie nie ma składowisk, w których wysoko promieniotwórcze izotopy mogłoby być bezpiecznie składowane przez najbliższe 10 lat czy 50 000 lat !! Przeczytałem teraz, szukając materiałów do tego artykułu, informacje w jakiejś prasie pseudo-naukowej w Polsce, że – jakżeż – w Stanach Zjednoczonych jest Waste Isolation Pilot Plant, we wnętrzu skał granitowych miejsce składowania „odpadów radioaktywnych bezpieczne, do którego przywożą w beczkach odpady radioaktywne, są tam starannnie sprawdzane i składowane” – właśnie we wnętrzu masywu granitowego. Byłem poruszony.
Dopiero na koniec tego pochwalnego artykułów zauważyłem, że dotyczy to bardzo nisko aktywnych czyli nisko skażonych elementów jak jakieś rękawiczki, szpitalne tampony, fartuchy osób, które mogły otrzeć się o promieniotwórcze izotopy i podobne elementy. Są to elementy nie wymagające chłodzenia czyli bardzo nisko aktywne. Pozostałości po paliwie jądrowym są miliony a może nawet miliardy razy bardziej aktywne i one wymagają stałego chłodzenia przez najbliższe tysiące lat.
=================================
A sowieci wiedzieli lepiej, oni niczego się nie boją:
Potworną katastrofą składowiska odpadów radioaktywnych, ukrywaną nawet przed rosyjskimi fizykami jądrowymi, był wybuch [termiczny, nie jądrowy !!], w Kisztym w kombinacie Majak [na Uralu]. 29 września 1957 r. wybuchły zbiorniki z radioaktywnymi odpadami. Siła wybuchu odpowiadała 70-100 tonom trotylu. Chmura radioaktywna objęła Czelabińsk, obwód swierdłowski i tiumeński. Promieniowanie osiadło na powierzchnia 20 tys km2, 5000 ludzi dostało dawkę powyżej 100 rentgenów. [To dane sowieckie, znacznie zaniżone].
[Parę lat później był tam następny “chemiczny” wybuch – równie groźny, równie utajniony]
=========================
Koncern Westinghouse, który stara się nam w Polsce wepchnąć swoje reaktory, których nikt na świecie praktycznie nie kupuje, ma jednak orędowniczkę w postaci takiej pani Żorżety, która po zwinięciu majątku trzech kolejnych mężów stała się na starość damą i dyplomatką. Parę lat temu była ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Polsce, i z wielką nieudolnością i bezczelnością narzucała premierowi, rządowi między innymi konieczność zakupienia od jej kolegów z Westinghouse reaktorów jądrowych.
Okazuje się że gadania takiej pańci – w dziedzinie nauk ścisłych i logiki – totalnej idiotki, zostały przez władze w Polsce poważnie wzięte pod uwagę! Ostatnio podobno już został parafowany czy nawet podpisany kontrakt. Jednak, jak dowiedzieliśmy się z przerażeniem, nie ma tam klauzul o odbiorze wypalonego paliwa przez kontrahenta amerykańskiego.
Wskazuje to, że po stronie polskiej tą sprawą zajmują się tylko dyletanci, socjologowie, politycy i podobne nieuctwo. Głosy i wskazania uczonych są ignorowane.
Powtarzam więc z uporem;
Na świecie w roku 2022 nie ma [jeszcze??] ani jednego składowiska na elementy wysokoaktywne, czyli na wypalone paliwo z reaktorów, które by zapewniało bezpieczeństwo na lat kilkadziesiąt, nie mówiąc już o bezpieczeństwie i zapewnieniu energii do chłodzenia tych elementów na przestrzeni lat kilkuset. Czy warto wspominać, podkreślać, przypominać, że konieczne byłoby zapewnienie takiego bezpieczeństwa co najmniej na parę tysięcy lat? Dziś znalazłem następujące zdanie: „Finlandia jest pierwszym i jedynym krajem na świecie, który rozpoczął budowę stałego składowiska odpadów radioaktywnych na swoim terenie”. https://biznesalert.pl/finlandia-biznes-magazynowanie-odpadow-radioaktywnych/
Czy więc Polska skazana jest na naśladowanie tylu nieszczęsnych krajów, które nie wiedzą, co zrobić z piekielnie promieniującym wypalonym paliwem? Przecież w Fukushima jednym z najtrudniejszych problemów po katastrofie z 11 marca 2011 było i dalej jest –stopienie się [meltdown] zużytych prętów paliwowych MOX, składowanych „tymczasowo” na piętrze budynku reaktora nr 4.
Co chcecie zrobić, idioci, z gorącym kartoflem, tfu, gorącym tak termicznie, jak i jądrowo, rdzeniem?? Rdzeniami !!??!!
„Jakoś to będzie” ???
================
Przed 11 laty pisałem: Gdzie, jak i za ile będzie składowane paliwo?
O tym, gdzie, jak i za ile będzie składowane wypalone paliwo, ile realnie kosztować będzie zabezpieczenie na wieczne czasy zużytego reaktora, zwolennicy koncepcji jądrowej nie wspominają. Nieznany mi jest sposób uwzględniania kosztów śmierci dziesiątków tysięcy górników rud uranowych i pracowników zakładów wzbogacania uranu i oczyszczania plutonu. A koszty chorób? W analizie takiej muszą pozatem być jawnie uwzględniane tak koszty inwestycyjne, eksploatacyjne, jak i realne koszty paliwa.
Tylko takie ‘uogólnione koszty’ można i należy porównywać z kosztami produkcji energii z różnych źródeł kopalnych, z energii odnawialnych, czy też z kosztami zwiększenia potencjału energetycznego poprzez poszanowanie energii.
==================
Dotąd nie wyciągnięto żądnych wniosków…Potwierdzam 26 kwietnia 2024, w 38-mą rocznicę wybuchu jądrowego w Czarnobylu, którego tragiczne skutki ciągle obciążają Białorusinów i Ukraińców.
Gdy kupujemy jaja czy jabłka na targu, wybieramy: towar powinien wyglądać jak świeży, kobiecie sprzedającej powinno dobrze patrzeć z oczu, najlepiej – powinna nam być znana choć od miesięcy. Wtedy wybieramy towar tańszy i płacimy od razu. Uczenie nazywa się to OVN(OVer Night).
Ja mam zwyczaj dodawać przekornie: Kupiłem taniej i lepszy produkt. Często jest to prawdą. Tak naturalne reguły stosują się jednak tylko do prostych zakupów.
Gdy młodzi (lub względnie młodzi) chcą kupić dom – w obecnych czasach zwykle muszą rozejrzeć się za kredytem. Czyli – kupić najpierw pieniądze, za przyszłe zobowiązania. Tu już powyższe kryteria są trudne do spełnienia. Sprzedawca pieniędzy to zwykle anonimowy BANK, warunki, jakie stawia, są zwykle dla normalnego człowieka mało zrozumiałe, część z nich (najważniejsza!) jest ukryta w postaci t.zw. fine print (drobny druczkiem). Raty, zmienne stopy, stopy wymiany, czy jakieś spekulacje na giełdzie określają ostateczny koszt zakupu naszego domu. Jest on zwykle znacznie, często wielokrotnie wyższy, niż przy zakupie za gotówkę. A kupujemy od rekino-podobnego, anonimowego banku, lub „od państwa”, cokolwiek by to ostatecznie znaczyło.
„Nietrafione inwestycje”
Gdy w swojej bezgranicznej bezczelności „tamci” (zwani eufemistycznie „finansistami”) się przeliczą, to padają nie tylko wielkie sieci przedsiębiorstw pożyczkowych (np. Fannie Mae and Freddie Mac), lecz i miliony kredytobiorców, czyli ludzi:
Wynagrodzenie rabusia: 400 mln dol. : „…Podczas zeznań przed komisją Kongresu, jeden z większych złodziei – szef upadłego banku inwestycyjnego Lehman Brothers, Richard Fuld Jr, przyznał, że otrzymał z firmy w ramach wynagrodzenia za pracę 400 mln dol. I pieniądze te może zachować dla siebie, mimo że doprowadził do bankructwa bank, a do ruiny miliony ludzi!…”
Padają też setki banków realizując przy tym zyski prezesów i rad nadzorczych. A mózgi tego rabunku np. Alan Greenspan (ponoć z Bełżca) i później Ben Shalom Bernanke – inkasują swoje potwornej wysokości prowizje i „przepraszają za nieudane inwestycje”. Miliony ludzi tracą dorobek życia.
Pojęcie „ceny” czegokolwiek traci w tej sytuacji sens.
Dochodzimy do transakcji zawieranych między konsorcjami banków, a np. rządami państw. Są jeszcze bardziej niejasne i zagmatwane. Przypomnę w charakterze ilustracji, że na początku lat 90-tych dług po PRL-u, po epoce Gierka, który jednak kazano nam spłacać, wynosił 23 miliardy dolarów. Niedługo narósł do 42 miliardów ówczesnych dolarów. O absurdach, których my, zwykli płatnicy, nie rozumieliśmy i nie rozumiemy, świadczą m.inn. następujące fakty: Papiery dłużne po-PRL-owskie chodziły na światowych rynkach wtórnych w cenie 11-16 % ich wartości nominalnej (por. FOZZ). Komuś się ten handel opłacił. Potem wielomiliardowe pakiety długów „skonsolidowano” (używano były też inne słowa-wytrychy), obniżono dwukrotnie (czyli do połowy!!), a banki i państwa, które „Gierkowi” pożyczały i tak miały ogromne zyski.
Podobnie jest teraz z „bankructwem” Islandii, Hiszpanii czy Grecji w UE.
Dla przykładu z dziedziny EJ: w USA dla ożywienia zamówień na elektrownie jądrowe rząd dawał gwarancje kredytowe (przejmował więc ryzyko – ale na barki obywateli). Pozwolił również, by urzędy regulujące ceny zgodziły się na nakładanie zwiększonych opłat na konsumentów. Powstał paradoks: „tańsza energetyka jądrowa –wyższe ceny energii elektrycznej”.
Olkiluoto i Flamanville
[Poniższe, zaznaczone italikiem analizy i rozumowania wzięte są z pracy: Steve Thomas Ekonomika energetyki jądrowej, odnośnik na dole artykułu *) ]
Te dwie elektrownie są szczególnie istotne, ponieważ stanowią jedyne obiekty generacji III+, które pozwoliły na zebranie już pewnych doświadczeń – chociaż jest to doświadczenie jedynie w zakresie budowy, a nie eksploatacji.
Olkiluoto
Fińskie zamówienie na Olkiluoto 3 przemysł jądrowy postrzegał jako szczególnie ważne, ponieważ zdawało się przeczyć znanej prawdzie, że liberalizacji rynków nie da się pogodzić z zamówieniami na siłownie atomowe. Złożone 3 grudnia 2003 roku zlecenie na budowę reaktora Olkiluoto 3 było pierwszym zamówieniem w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej od czasu realizacji obiektu Civaux 2 we Francji (1993) oraz pierwszym zamówieniem na reaktor generacji III/III+ pochodzącym spoza regionu Pacyfiku. Od 1992 roku fiński sektor jądrowy starał się uzyskać zgodę parlamentu na piątą instalację w kraju. Projekt uzyskał ostatecznie akceptację w 2002 roku i bardzo ożywił całą branżę, a zwłaszcza koncern Areva NP. Przedstawiciele sektora zakładali, że obiekt ten będzie po ukończeniu instalacją pokazową i źródłem referencji dla potencjalnych przyszłych nabywców reaktorów EPR.
Finlandia jest częścią nordyckiego rynku energetycznego, obejmującego także Norwegię, Szwecję i Danię. Region ten uważa się powszechnie za najbardziej konkurencyjny rynek energii na świecie. Finlandia cieszy się także dobrą opinią jako kraj eksploatujący już na swoim terytorium cztery reaktory, więc pojawiły się wielkie nadzieje znalezienia odpowiedzi na liczne pytania związane z “renesansem energetyki jądrowej”. Jeżeli jednak przyjrzymy się tej transakcji bliżej, okaże się, że zawiera ona kilka elementów, które dowodzą, że nie została zawarta na warunkach reprezentatywnych dla pozostałych rynków.
Podana w 2004 roku cena kontraktowa Olkiluoto 3 wynosiła 3 mld EUR za elektrownię o mocy 1 600 MW. Następnie w publikacjach pojawiały się kwoty 3,2 mld oraz 3,3 mld EUR, Fiński organ dozoru jądrowego STIJK zatwierdził plany bezpieczeństwa obiektu w marcu 2005 roku, a w sierpniu 2005 rozpoczęto pierwsze istotne prace budowlane. W czasie gdy podpisywano kontrakt, jego cena stanowiła równowartość ok. 3,6-4 mld USD (w zależności od przyjętej wartości kontraktu), albo w przeliczeniu ok. 2250-2475 USD/kW (przy kursie 1 EUR= 1,2 USD). Koszt ten obejmował finansowanie projektu oraz dwa rdzenie reaktora; bez uwzględnienia odsetek kapitałowych i uwarunkowanych inflacją wzrostów cen (mówi się również o cenie “Overnight”) koszty za kilowatogodzinę byłyby zatem trochę niższe, chociaż koszty finansowe – o czym poniżej – przy bardzo niskim oprocentowaniu kredytu (2,6%) były niskie.
Chociaż opublikowane koszty znacznie przewyższały docelową wartość dla branży, podawaną jeszcze kilka lat wcześniej (1 000 USD/kW), krytycy i tak postrzegali je jako próbę przyciągnięcia klientów atrakcyjną ceną. Areva NP próbowała namówić EDF oraz przedsiębiorstwa niemieckie od końca lat 90. XX wieku do złożenia zamówienia na EPR i istniały obawy, że w przypadku nieotrzymania w miarę szybko żadnego zlecenia zacznie tracić kluczowych pracowników, a sama konstrukcja stanie się przestarzała. Areva NP potrzebowała także swoistego “okna wystawowego” dla technologii EPR, a Olkiluoto 3 mogłoby posłużyć jako źródło referencji przy kolejnych zamówieniach. Dodatkową zachętą było to, że na życzenie klienta Areva zaoferowała projekt “pod klucz”, z gwarancją stałej ceny końcowej, a także wzięła na siebie odpowiedzialność za zarządzanie budową oraz za obiekty towarzyszące, czyli znacznie większy zakres prac niż tylko dostarczenie “części jądrowej” obiektu. Były to zadania, w których realizacji Areva nie miała wprawy. W przypadku 58 reaktorów PWR dostarczonych przez poprzednika Arevy NP (Framatome) do Francji oraz na rynki zagraniczne (m.in. do Chin i RPA) tymi pracami i usługami zajmował się EDF.
Jak wynika z innych źródeł, projekt Olkiluoto borykał się z poważnymi trudnościami od rozpoczęcia budowy [por. Nabici w REAKTOR (Finowie) ]. W marcu 2009 roku przyznano, że ma on co najmniej trzy lata opóźnienia i przekroczył planowane koszty o 1,7 mld EUR. W sierpniu 2009 roku Areva NP ujawniła, że szacunkowe koszty osiągnęły poziom 5,3 mld EUR, co przy kursie wymiany 1 EUR=l,35 USD oznaczałoby w przeliczeniu 4 500 USD/kW.
Kontrakt stał się także przedmiotem zażartego sporu między Arevą NP i fińskim klientem, Teollisuuden Voitna Oy. Areva NP domaga się odszkodowania w wysokości ok. 1 mld EUR za rzekome błędy TVO, które z kolei – w kontr-pozwie z 29 stycznia 2009 roku – żąda od Arevy 2,4 mld EUR za opóźnienia w realizacji projektu.
Nie wydaje się prawdopodobne, żeby udało się rozwiązać wszystkie problemy, które doprowadziły do opóźnień i przekroczenia budżetu. Ostateczny koszt projektu będzie znacznie wyższy niż planowano. Rezultatem pozwu i kontr-pozwu Arevy i TVO będzie ustalenie – w ramach arbitrażu – jaka część nadwyżki kosztów przypadnie na daną firmę. Niezależnie od tego jest jednak jasne, że obawy inwestora co do kosztów i perspektyw ukończenia obiektu są w dalszym ciągu uzasadnione.
Flamanville
EDF zamówił ostatecznie reaktor EPR w styczniu 2007 roku. Ustalono, że nowy obiekt zostanie umieszczony w wykorzystywanej już przez EDF lokalizacji – Flamanville. Moc reaktora zwiększono do 1 630 MW, a prace rozpoczęto w grudniu 2007 roku. W maju 2006 EDF ocenił koszt projektu na 3,3 mld EUR. Według ówczesnego kursu (1 EUR=1,28 USD) stanowiło to równowartość 2590 USD/kW. Koszt ten nie obejmował jednak pierwszego załadunku paliwa, więc łączne koszty OVN były trochę wyższe. Kalkulacja nie obejmowała także kosztów finansowych.
EDF nie zdecydował się na projekt “pod klucz” obejmujący obiekty towarzyszące i postanowił sam zarządzać podwykonawcami – np. w zakresie dostawy turbogeneratora. Nie wiadomo, w jakim stopniu wpłynęły na tę decyzję złe doświadczenia z Olkiluoto, a w jakim potrzeba podtrzymywania własnego potencjału i umiejętności.
W maju 2008 roku francuski urząd dozoru jądrowego zarządził tymczasowe wstrzymanie prac z powodu problemów z jakością wylewanej betonowej płyty fundamentowej obudowy bezpieczeństwa. W związku z tym Areva skorygowała swoje prognozy i stwierdziła, że obiekt zostanie ukończony w 2013 roku (czyli z rocznym opóźnieniem). Jednak w listopadzie 2008 roku EDF oświadczył, że opóźnienie jest do nadrobienia, a budowa zostanie ukończona w pierwotnym terminie (2012). EDF przyznał także, że prognozowany koszt budowy Flamanville wzrósł z 3,3 do 4 mld EUR. Suma ta stanowiła wtedy w przeliczeniu (po kursie l EUR= 1,33 USD) równowartość 3 265 USD/kW, czyli zdecydowanie więcej niż w przypadku ceny kontraktowej na Olkiluoto (wg. pewnej wersji oficjalnych danych), ale znacznie poniżej poziomu cen w Stanach Zjednoczonych oraz rzeczywistych kosztów fińskiego obiektu. Ponadto związki zawodowe pracowników zatrudnionych w projekcie twierdziły, że budowa Flamanville ma co najmniej dwuletnie opóźnienie. Przedstawiciel Arevy sugerował, że koszt instalacji EPR wyniesie przynajmniej 4,5 mld EUR, chociaż nie wspomniał, czy chodzi o koszty OVN.
Stany Zjednoczone
Dużo najnowszych prognoz kosztorysowych przedsiębiorstw nadeszło ze Stanów Zjednoczonych. Szacunki te mogą okazać się bardziej wiarygodne niż szacunki z innych krajów, ponieważ przedsiębiorstwa w USA muszą przedłożyć wiarygodne wyliczenia, aby uzyskać gwarancje kredytowe. Powinny także udokumentować koszty (które będą ponosić) stanowym urzędom regulacji. Do szacunków amerykańskich można już także dodać dane z trzech rozstrzygniętych przetargów oraz doświadczenia z Olkiluoto i Flamanville.
Tabela : Koszty budowy elektrowni jądrowych w USA
Obiekt
TechnologiaSzacunkowy koszt (w mld USD)Szacunkowy koszt w USD/kW
Bellefonte 3, 4
AP 1000
5/6-10/4*
2 500-4 600
Lee l, 2
AP 1000
11*
4900
Vogtle 3/ 4
AP 1000
9,9
4190
Summer 2/ 3
AP 1000
H/5
4900
Levy l/ 2
AP 1000
14
5900
Turkey Point 6, 7
AP 1000
15-18
3100-4500
South Texas 3, 4
ABWR
17
6500
Grand Gulf
ESBWR
10+
6 600+
River Bend
ESBWR
10+
6600+
Bell Bend
EPR
13-15
8 100-10 000
Fermi
ESBWR
10
6600+
*) te szacunki to „koszty OVN”, czyli over night, czyli tak, jakbyśmy wyjęli portmonetkę i zapłacili. Pozostałe zawierają koszty odsetek
————
W tabeli zestawiono najnowsze szacunki kosztów budowy elektrowni jądrowych w USA. Z tabeli tej wynika kilka spostrzeżeń. Pierwsze jest takie, że większość szacunków – zwłaszcza tych najlepiej dopracowanych – dotyczy konstrukcji AP 1000. Razem z ABWR są to jedyne dwie konstrukcje, które mają za sobą procedurę dopuszczeniową NRC (chociaż obie są teraz ponownie oceniane) – i łatwiej jest oszacować koszty budowy, ponieważ konstrukcja jest zbliżona do ostatecznej. Trudno jednak wyciągnąć jednoznaczne wnioski na podstawie tej tabeli – poza takim, że obecne szacunki okazują się co najmniej cztery razy wyższe niż koszty podawane przez branżę jądrową (1000 USD/ kW) jeszcze pod koniec lat 90. ubiegłego wieku oraz że pod koniec 2009 roku koszty nie przestawały rosnąć. Podstawa podanych kosztów jest zróżnicowana: niektóre obejmują finansowanie, a inne koszty przesyłu, bezpośrednie porównania nie są więc wiarygodne.
Podsumowanie
Jest oczywiste, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat koszty budowy nowych elektrowni jądrowych wzrosły kilkukrotnie – prawdopodobnie ponad pięciokrotnie – i nie widać żadnych oznak spowolnienia tempa tego wzrostu. Doświadczenia z przeszłości dowodzą, że wszędzie tam, gdzie ustalono rzeczywiste koszty budowy, okazywały się one znacznie wyższe niż ich szacunki. Natomiast większą trudność sprawia określenie, czy bieżące szacunki są faktycznie znacząco wyższe od kosztów rzeczywistych, a jak tak, to dlaczego szacowane koszty wzrosły aż w takim stopniu.
Najnowsza brytyjska elektrownia jądrowa, Sizewell B, która nie przeżywała istotnych trudności podczas budowy, kosztowała ok. 3 mld. GBP, co pokrywało się z ówczesnymi szacunkami i odpowiadało także kosztom elektrowni amerykańskich, ukończonych w latach 90. Być może konstruktorzy zakładali, że nowe elektrownie – pozbawione “bagażu”, którego zastosowanie stało się konieczne w reaktorach, aby sprostać wymogom bezpieczeństwa po awariach w Three Mile Island i w Czarnobylu – będą mogły spełnić te wymogi dzięki znacznie prostszym konstrukcjom (tańszym i skuteczniejszym). Możliwe, że takie postrzeganie problemu okazało się iluzją, a konstrukcje nie stały się wcale mniej skomplikowane. Wydaje się, że konieczność zapewnienia ochrony przed skutkami uderzenia samolotu również okazała się bardziej uciążliwa, niż przewidywała branża jądrowa.
Koszt l 000 USD/kW także nie był prawdopodobnie wynikiem procesu “oddolnego” (przyjmującego za podstawę opracowania projektowe ), lecz “odgórnego” (czyli rozważań, że takiego właśnie kosztu potrzeba, żeby zapewnić energetyce jądrowej konkurencyjność). Krótko mówiąc, cena l 000 USD/kW była narzuconym z góry celem, pozbawionym podstaw technicznych.
Realistyczna ocena kosztów dla ewentualnej EJ w Polsce
Obecnie reaktory mają moce rzędu 1 600 MW. Do szacunkowych porównań kosztów przyjmę koszt w przeliczeniu na 1 kW mocy elektrycznej z EJ.
W materiałach propagandowych lobbystów EJ jeszcze niedawno pisało się (i „udowadniało” na naukawych, propagandowych konferencjach), że koszt 1 kW do się ograniczyć do 1 tys. $. Gdy jednak przystąpiono do trochę poważniejszych rozmów, mówiono o 1.2 tys. $/kW.
Przed Fukushima propagandyści w Polsce przekonywali „rząd” że elektrownia z czterech reaktorów po 1600 MW może kosztować 32 miliardy złotych, tj. ok. 10 mld $. Dałoby to koszt znormalizowany do 1 kW: ok. 1600 $/kW.
Z tej „najnowszej” generacji reaktorów (zaprojektowanych jednak przed dwoma dziesięcioleciami) zwanej zachęcająco „3+” w Europie budowane są jedynie dwa reaktory: Flamanville we Francji (zamówienie z 2007 roku) i Olkiluoto w Finlandii. W maju 2006 EDF (Electricité do France) ocenił koszt uruchomienia projektu na 3.3 mld. EUR. Stanowiło to wtedy równowartość 2 600 USD/kW. Jednak jak zwykle przy budowie EJ, koszt wzrósł . W 2008 EDF szacowało go na ok. 4 mld. EUR, co wynosiło równowartość 3265 USD/kW (odnośniki i przeliczniki w dobrej, powyżej cytowanej źródłowej pracy „Ekonomika energetyki jądrowej . Aktualizacja” Steve Thomasa).
Koszty EJ w USA podane są w powyższej Tabeli. Są one bardziej wiarygodne, niż podawane w innych częściach świata, bo w USA przedsiębiorstwa muszą przedstawiać wiarygodne wyliczenia, aby uzyskać gwarancje kredytowe.
Rozrzuty kosztów są ogromne: od jednego do dziesięciu.
Nie uwzględniają kosztów składowania wypalonego paliwa z prostej przyczyny: NIGDZIE na świecie nie ma składowisk ostatecznych. Są więc one niewyobrażalnie drogie. Jedyny wyjątek, to składowisko w Finlandii, ale jest ono małe i jego bezawaryjne użytkowanie przez najbliższe 100 tysięcy lat budzi duże, coraz większe wątpliwości.
Co można odpowiedzieć na argument, że ”może inwestycja jest droga, ale .. prąd potem będzie tani..”. Jak widać z powyższych analiz, koszty kredytów, ryzyka, składowisk przyszłościowych, przeróbki paliwa i usuwania starych, silnie radioaktywnych elektrowni nie są jawnie uwzględniane w ocenach kosztów. Więc przerzucane są w ceny „prądu”, czyli na użytkowników. Obecnych i przyszłych. Nie widać żadnych przesłanek, by przy tak ustanowionych wkładach kapitałowych ceny energii elektrycznej dla użytkownika były niewielkie.
Konkluzje proste
Koszty EJ przez ostatnie pół wieku systematycznie i znacznie rosną.
Nie ma w EJ „efektu skali”, czyli zmniejszania kosztów jednostek ze wzrostem urządzeń.
Koszty najdroższej dotąd odmiany energetyki odnawialnej – słonecznej fotowoltaiki (PV) obniżają się tak szybko, że nawet one stały się już porównywalne z kosztami EJ.
Nowe zabezpieczenia i uwarunkowania EJ po FUKUSHIMA koleiny raz podniosą koszty EJ o 30-40 %.
Budowa elektrowni jądrowych, wspomnianych przez związanych z rządem propagatorów EJ, ma objąć cztery elektrownie po cztery reaktory po 1 600 MW każdy. Razem (docelowo??) 16 reaktorów. Czyli 25 GW mocy podstawowej, nie nadającej się do regulacji. Byłaby to więc katastrofa energetyki od strony podażowej.
Prof. Mielczarski, za informacjami płynącymi z ministerstwa gospodarki, ocenia koszt pierwszej elektrowni na 40 mld złotych, t.j. na poniżej 1 600 $/kW. Jak wykazaliśmy powyżej, jest to koszt co najmniej dwukrotnie niedoszacowany.
Nawet taki kosztorys w sposób oczywisty jest nierealizowalny z pieniędzy i kredytów dostępnych dla polskich firm energetycznych, polskiej gospodarki.
Zobaczmy jednak, jedynie jako ćwiczenie wyobraźni i umysłu, dalsze konsekwencje finansowania „najtańszej energetyki” dla Polski.
Jeśli za realną miarę kosztów weźmiemy stan finansowy reaktorów EPR (tych „na trzy plus”…) w Europie w budowie, to koszty te mieszczą się w widełkach między 3.3 k$/kW a 4.5 k$/kW. [Pamiętajmy, że w USA dochodzą jednak do 10 k$/kW ].
Przeliczmy to, dla uzmysłowienia sobie skali i wagi sprawy, na jedną elektrownię oraz na projektowane cztery.
Jedna: co najmniej 6.4 GW * 3.3 k$/kW = 21 Mld $ = 60 Mld zł
A góra widełek: 6.4 GW * 4.5 k$/kW = 29 Mld $ = 90 Mld zł
Pomnóżmy to przez cztery, bo jak wspominał nasz UKOCHANY PRZYWÓDCA, w planach ma 4 elektrownie:
Jest to między 240 miliardów złotych a 360 miliardów złotych
Jeśli uwzględnimy spodziewane podwyżki „po FUKUSHIMA” rzędu 40%, to zapłacić mamy:
Od 336 miliardów złotych, a góra widełek to 500 miliardów złotych.
Są to liczby niewyobrażalne nie tylko dla laika (mgr. historii, socjologii itp.) ale i dla inżynierów, fizyków , matematyków. Przy tak astronomicznych sumach niezbędne są gwarancje rządowe, co ewidentnie sprawi, że owe koszty poniesiemy my, nasze wnuki i prawnuki.
Czy mają może Państwo w portmonetce taką sumę, by zapłacić na warunkach OVN, czyli jak tej „babie z jajami” z początku artykułu?
Profesor Mielczarski i inni rozsądni energetycy wnioskują z takich i podobnych zestawień liczb, że Polska sobie EJ nie sprawi. Jest Pan optymistą, Profesorze. Miałby Pan rację, gdyby o losie gospodarki decydowali Polacy.
Dlatego na początku artykułu umieściłem rozdział „Nietrafione inwestycje”, jakby czego innego dotyczący.
Otóż komiwojażerowie EJ z USA i Francji mogą użyć „argumentu nie do odrzucenia”: [dodaję w 2021: Była taka, Żorżeta.. ]
My u was będziemy budować elektrownie jądrowe. Jeśli zbudujemy, będziemy mogli eksportować energię elektryczną na przykład do Niemiec, Francji czy Danii. Z zyskiem dla nas. A czy zbudujemy czy nie, inwestować będziemy (t.j. znajdziemy banki kredytujące) np. w zamian za przekazanie nam własności złóż gazu łupkowego oraz złóż węgla kamiennego. Nie potraficie przecież tego gazu wydobyć. Kopalnie zostały co prawda zniszczone w ostatnich 20-tu latach, więc dla was nie są wiele warte. A my już sobie z nimi jakoś poradzimy.
A jeśli technologia „na trzy plus” okaże się równie zawodna, jak dotychczasowe technologie EJ na przestrzeni pół wieku? A, to już wasz, tubylców, problem. Od Niemiec jest wystarczająco daleko, a i wiatry są tu zwykle zachodnie. To samo dotyczy składowisk wypalonego paliwa i starych, promieniujących reaktorów. Może spróbujecie upchać gdzieś za Uralem?
No, dawajcie sobie, dzielni Polacy, radę! Jeśli potrafiliście szarżować z lancami na czołgi, to i teraz dacie se radę!
No, NAPRZÓD do Postępu i Zwycięstwa!
Vive la Pologne!!
*) Steve Thomas, Ekonomika energetyki jądrowej, marzec 2010,
Polecam też inne publikacje Fundacji im. Heinricha Bőlla:
– Gerd Rosenkranz, „Mity energetyki jądrowej: Jak oszukuje nas lobby energetyczne”, oraz
– Antony Froggatt i Mycle Schneider, „Systemy na rzecz zmian: Energia jądrowa kontra efektywność energetyczna i źródła odnawialne”. Prace te analizują głównie osiągnięcia Europy zachodniej ,w szczególności Niemiec. Przypominam analizę sprzed 10 lat. Jest ciągle aktualna. Oczywiście – koszty w tym czasie wzrosły, a bezpieczeństwo ZMALAŁO. 4 grudzień 2021
Dodam jeszcze uwagę z 2013 roku, ciągle aktualną:
=====================geodetów spod Kłaja Gradów…
Oi ! Ostatni reaktor energetyczny w Japonii wyłączony. W ciągu ćwierćwiecza ilość reaktorów jądrowych energetycznych zmalała z ok. 440-tu do poniżej 400-tu. Koszt jednostkowy (za 1 MWe) wzrósł w tym czasie dwa do trzech razy, gdy w innych działach energetyki koszty szybko malały.
U nas – żywimy z EJ geodetę wioskowego Grada i jego rodzinę (też są to „eksperci”), a sprawdzeni, starzy oficerowie, jeszcze GRU i Informacji Wojskowej też testują swą wieczną niezbędność. I okupują prezesury, rabują profesury, dyrektury czy inne synekury. Co, Haniu, trzymamy się? [Taka była, zdaje się, Trojanowska?? Osiadła na swoim, jak rodzinka geodetów spod Kłaja, Gradów.]
[Przypominam naszym milusińskim rządowym psychologom i innym „ekspertom” od EJ. 2023. MD]
[Gerd Rosenkranz, „Mity energetyki jądrowej: Jak oszukuje nas lobby energetyczne”, , str. 9, wyd. Fundacja im. Heinricha Bőlla ]
Jest 25 lipca 2006 roku, godzina 1319, gdy elektrycy pracujący poza elektrownią jądrową Forsmark w Szwecji doprowadzają do zwarcia w stacji rozdzielczej. Takie rzeczy się zdarzają wszędzie tam, gdzie obracają się wielkie turbiny i gdzie trzeba odprowadzić gigantyczne ilości energii wyprodukowanej w blokach elektrowni. Zwykłe takie zakłócenie w sąsiedniej sieci nie powoduje w żadnej elektrowni jądrowej poważnych kłopotów. Systemy zabezpieczeń są przygotowane na podobne sytuacje. Reaktor jest wtedy odłączany od uszkodzonej sieci, zanim jeszcze zewnętrzne zwarcie dotrze do urządzeń elektrycznych reaktora. W najgorszym przypadku następuje automatyczne wyłączenie reaktora, a – jako że promieniowane fragmentów rozszczepiania w jego wnętrzu trwa jeszcze przez wiele dni i miesięcy – systemy chłodzenia awaryjnego stopniowo powinny obniżać temperaturę reaktora aż do osiągnięcia bezpiecznego stanu.
Ale w tamten wtorek w Forsmark nic nie działa normalnie. Ponieważ odłączenie od sieci następuje zbyt wolno i właściwie drobne zakłócenie wywołuje całą kaskadę dalszych komplikacji, posłuszeństwa odmawia duża część zabezpieczeń elektrycznych w bloku I reaktora wodnego wrzącego (BWR). Nie działają dwa z czterech dieslowskich agregatów, które miały w przypadku awarii zasilać urządzenia sterowania reaktorem oraz pompy chłodzenia awaryjnego. Przez nieznośnie długie 22 minuty najbardziej krytycznej fazy awarii ekrany w nastawni są ciemne, czujniki nie przesyłają żadnych sygnałów dotyczących reakcji łańcuchowej w reaktorze, nie działa nawet część głośników, przez które ogłasza się alarm i zarządza ewakuację. Nie docierają najważniejsze informacje – o położeniu prętów sterujących do regulacji szybkości reakcji w rdzeniu czy o poziomie chłodziwa w zbiorniku reaktora. Dopiero gdy jednemu z techników udaje się ręcznie uruchomić oba agregaty Diesla i przywrócić zasilanie systemów pomiarowych i zabezpieczających, ten “lot po omacku” wreszcie się kończy.
Szwedzka instytucja nadzorująca instalacje atomowe (SKI) ustaliła dość szybko, że bezpośrednim czynnikiem, który wywołał sekwencję zdarzeń w reaktorze wodnym wrzącym, było uszkodzenie dwóch falowników, wskutek czego nie włączyły się planowo dwa z czterech silników w siłowniach awaryjnych.
Dokładnego przebiegu procesów podczas decydującej fazy awarii dużej części systemu zabezpieczeń nie udało się zrekonstruować. Pozostały zagadką.
Co najdziwniejsze, eksperci nie potrafili wyjaśnić, dlaczego z czterech identycznych pod względem konstrukcji falowników, odpowiedzialnych za prawidłowy rozruch agregatów awaryjnych, połowa zadziałała tak, a druga połowa inaczej. Pewne było na koniec jedno: gdyby wszystkie zadziałały tak samo, istniałoby duże prawdopodobieństwo utraty kontroli nad reaktorem. Wtedy bowiem zawiodłyby wszystkie cztery ciągi systemu zabezpieczeń reaktora, co – jak przyznał szwedzki nadzór – “doprowadziłoby do wyłączenia zasilania prądem przemiennym wszystkich siłowni awaryjnych i tym samym do zdarzenia, którego zaistnienie nie było zakładane w procedurach bezpieczeństwa” (Gesellschaft filr Anlagenund Reaktorsicherheit, 2006). Taka awaria nie została przewidziana w żadnej instrukcji, nie istniały więc żadne procedury – a prawdopodobnie także możliwości – jej opanowania.
Sytuacja, która miała miejsce w południe owego letniego dnia w 2006 roku na szwedzkim wybrzeżu Bałtyku, była przerażająco podobna do dwóch wydarzeń, które od kilkudziesięciu lat kładą się ponurym cieniem na historii cywilnego wykorzystania energii jądrowej – katastrof reaktorów w Harrisburgu w USA (w marcu 1979 roku) oraz Czarnobylu na Ukrainie (w kwietniu 1986 roku).
[pisane przed Fukushima – md]
Trudne do pojęcia błędy w zakresie planowania, niewłaściwy montaż ważnych części, niewybaczalna partanina podczas konserwacji urządzeń oraz naiwna wiara w zaawansowaną, bardzo czułą technikę – to wszystko już było. Nie tylko w Harrisburgu i Czarnobylu: podobne błędy popełniano również w zakładzie przerobu paliwa jądrowego w brytyjskim Sellafield [to była miejscowość Windscale, ale po strasznej katastrofie jądrowej w 1957 roku zmieniono nawet nazwę miejscowości MD], w japońskim reaktorze powielającym Monju czy zakładzie przerobu zużytego paliwa w Tokaimura, niemieckich elektrowniach jądrowych Brunsbüttel czy Krümmel nad Łabą.
Tam, gdzie pracują ludzie, popełniane są błędy. Możemy mówić o szczęściu, że nie każda awaria, opisywana zawsze jako “niewytłumaczalny” splot popełnionych błędów, jest tak brzemienna w skutki jak katastrofa z 1986 roku dla Ukrainy i jej sąsiadów. W bloku numer l elektrowni jądrowej Forsmark, ok. 100 km na północ od stolicy kraju Sztokholmu, skończyło się na 22 minutach strachu i przerażenia osób obsługujących reaktor oraz na istotnych wątpliwościach co do wiarygodności operatora elektrowni, szwedzkiego państwowego koncernu Vattenfall, który od tamtej pory dal już podstawy do kolejnych krytycznych pytań – tym razem dotyczących swoich niemieckich obiektów w Brunsbütteł i Krümmel.
Nazwa Forsmark stała się symbolem przypuszczalnie najbardziej spektakularnego wypadku w europejskim reaktorze jądrowym od katastrofy w Czarnobylu.
Fachowcy w kraju i za granicą, którzy próbowali zrekonstruować przebieg tamtych zdarzeń, stwierdzili z przerażeniem, że cała sytuacja w Forsmark mogła mieć znacznie gorsze skutki i takich gorszych skutków można się w każdej chwili spodziewać.
AJ: Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wliczam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jeszcze kilkaset tysięcy)
W tym roku mija 25 rocznica katastrofy czarnobylskiej, tymczasem opinia publiczna jest nadal karmiona mitami o “nieznacznych skutkach ekologicznych i zdrowotnych” tej katastrofy, Kłamstwom i przemilczeniom odpowiedzialnych instytucji przeciwstawiają się od lat niezależni naukowcy. Z ,,Zielonymi Wiadomościami” rozmawia wybitny rosyjski biolog i ekolog, profesor ALEKSIEJ W. JABŁOKOW
REDAKCJA “ZW”: Panie profesorze: skąd u Pana – biologa i ekologa – zainteresowanie dziedziną energetyki jądrowej?
Prof. ALEKSIEJ JABŁOKOW: Moje zainteresowanie problemami energetyki jądrowej zaczęło się w 1988 roku. Byłem wtedy członkiem państwowej komisji ekspertów do spraw Południowo-ukraińskiej Elektrowni Atomowej i mogłem szczegółowo zapoznać się z budową i działaniem elektrowni jądrowych. Potem, już jako wiceprzewodniczący Komitetu d.s. Ekologii Rady Najwyższej ZSRR, miałem dostęp do wielu materiałów; zrozumiałem wtedy, że skażenie promieniotwórcze jest jednym z najboleśniejszych problemów Związku Radzieckiego. Jako doradca Prezydenta do spraw. ekologii i ochrony zdrowia miałem możliwość odwiedzić wszystkie ważniejsze zakłady atomowe w Rosji. Na początku lat dziewięćdziesiątych byłem przewodniczącym komisji rządowej, zajmującej się skutkami usuwania odpadów radioaktywnych do rosyjskich mórz, przewodniczyłem również komisji Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej do spraw awarii jądrowej w Tomsku-7. Jako przewodniczący państwowej komisji do spraw bezpieczeństwa ekologicznego przy Radzie Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej zajmowałem się wieloma problemami związanymi z energetyką jądrową, w tym także skutkami katastrofy w Czarnobylu.
W toku tej działalności poznałem wielu zwolenników energii atomowej. Często się z nimi spierałem. W końcu napisałem długi artykuł w miesięczniku “Nowyj Mir” (“Nowy Świat”), który zatytułowałem: Mitologia atomowa. To było chyba w 1993 roku. Ten artykuł przedrukował potem niemiecki “Der Spiegel”. Wówczas Aleksander Janszyn, wiceprzewodniczący Rosyjskiej Akademii Nauk zaproponował mi, żebym dokładniej przedstawił moje podejście do problemu energetyki jądrowej. Na początku były to prace komisji Rosyjskiej Akademii Nauk, zajmującej się dziedzictwem Władimira Wiernadskiego, po dwóch latach w Moskwie, w wydawnictwie Nauka, została wydana książka Mitologia atomowa (1997).
Centrum Polityki Ekologicznej Rosji, którego byłem wtedy prezesem, wydało jeden z rozdziałów tej książki w rozszerzonej wersji jako Mit o niewielkim znaczeniu skutków katastrofy w Czarnobylu (Moskwa, 2001). Jeszcze wcześniej, na dziesięciolecie katastrofy, byłem pomysłodawcą i redaktorem dwóch tomów Konsekwencje katastrofy w Czarnobylu(„Zdrowie środowiska i Zdrowie człowieka” Moskwa, 1996). Dwa razy przemawiałem w Kongresie USA na tematy jądrowe. W latach 2002 – 2003 byłem jednym z założycieli Europejskiego Komitetu do spraw Ryzyka Radiacyjnego.
RED: Niedawno w Nowym Jorku ukazała się książka pańskiego współautorstwa: Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i środowiska. Jak doszło do napisania tej książki?
AJ: Bezpośrednią przyczyną naszej książki była wcześniejsza publikacja IAEA i WHO (“Forum Czarnobylskie”, 2005),. w której prawdę o katastrofie wypaczono do takiego stopnia, że wraz z profesorem Wasilijem Nesterenko z Mińska, byłym dyrektorem Instytutu Energetyki Jądrowej, który po katastrofie w Czarnobylu w całości poświęcił się ratowaniu białoruskich dzieci, postanowiliśmy zebrać w jednej publikacji naukowe dowody mówiące o prawdziwych skutkach katastrofy. Podstawą książki była analiza około pięciu tysięcy publikacji, wydawanych przede wszystkim w językach słowiańskich, mało lub w ogóle nieznanych na Zachodzie.
RED: Czy książka Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i środowiska była publikowana w krajach najbardziej dotkniętych: na Białorusi, Ukrainie, w Rosji?
AJ: Początkowo książka została wydana w Sankt Petersburgu w wydawnictwie Nauka. Jest szeroko dostępna, można ją ściągnąć z różnych stron internetowych. 26 kwietnia w Kijowie wyjdzie trzecie, poszerzone wydanie.
RED: Jak ocenia Pan skutki zdrowotne katastrofy w Czarnobylu. Na czym one polegają i jakie to są schorzenia?
AJ: Łatwiej jest mi powiedzieć, jakie choroby nie są związane z katastrofą.
W wyniku Czarnobyla znacznie wzrosły zachorowania na choroby układu krążenia, układu nerwowego, pokarmowego i oddechowego, a także na choroby układu moczowego. Częstsze stały się choroby endokrynologiczne i onkologiczne, zaburzenia układu odpornościowego, i rzecz jasna zaburzenia genetyczne. Dynamika zachorowań na poszczególne choroby jest różna. Niektóre z tych chorób były szczególnie widoczne w ciągu pierwszych 10 -15 lat, potem liczba zachorowań zmalała; liczba. zachorowań .na inne schorzenia wciąż rośnie.
RED: Jakie będą skutki zdrowotne napromieniowania dla następnych pokoleń? Jak to się odbiło na zdrowiu reprodukcyjnym?
AJ: Na razie możemy mówić tylko o pierwszych, początkowych skutkach, ponieważ radionuklidy (cez, stront, pluton i ameryk) jeszcze znajdują się w ekosystemach. Genetyczne konsekwencje pierwszego wybuchu w 1986 roku (wtedy napromieniowane radionuklidami z Czarnobyla w Europie było tysiąc razy większe) będą widoczne w ciągu kilku pokoleń. Oczywiście liczba ofiar będzie zmniejszać się wraz z upływem czasu.
RED: Dane dotyczące liczby ofiar śmiertelnych katastrofy są bardzo rozbieżne w zależności od źródeł. Według dostępnych w Polsce oficjalnych danych zginęło tylko ok. 100 osób. Jaka jest rzeczywista liczba ofiar według pana badań?
AJ: Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wliczam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jeszcze kilkaset tysięcy- jak uważa niemiecki badacz H. Scherb).
RED: Sto osób a milion, to szokująca rozbieżność: 10 tysięcy razy! Na czym polega różnica pomiędzy metodologią stosowaną przez Pana do oceny skutków zdrowotnych Czarnobyla, a np. metodologią autorów raportu Chernobyl Legacy (WHO, IAEA)? Chcielibyśmy, aby nasi czytelnicy mogli wyrobić sobie zdanie co do wiarygodności obu metod.
AJ: Oficjalna metodologia oszacowania liczby ofiar opiera się na dosyć umownej, indywidualnej dawce promieniowania. (która jest wyliczana na podstawie ogromnej liczby założeń, np. ile człowiek mógł wypić skażonego mleka, ile czasu znajdował się poza pomieszczeniem itp.). Poza tym współczynniki, które wykorzystuje się do wyliczenia ryzyka napromieniowania są bardzo niepewne (bazują na mało wiarygodnych danych o skutkach Hiroszimy i Nagasaki).
My wybraliśmy inne podejście badawcze.Porównaliśmy zachorowania i śmiertelność na silnie i słabo skażonych terenach, które według wszystkich innych wskaźników; z wyjątkiem stopnia skażenia promieniowaniem, są do siebie podobne. Takie wyliczenia są dostępne dla Rosji, Białorusi, Ukrainy, a także dla Szwecji i Norwegii. Okazało się, że w ciągu pierwszych 15 – 20 lat po katastrofie poziom śmiertelności na silnie skażonych terenach jest większy o około 4%. Opierając się na tych wynikach, można oszacować przybliżoną liczbę ofiar.
RED: Jak ocenia Pan skutki zdrowotne Czarnobyla w Polsce?
AJ: Według różnych wyliczeń do Polski dotarło około 1% szkodliwych substancji z Czarnobyla (jeśli wziąć pod uwagę cez-137). W niewielkim stopniu był skażony cały kraj, największe skażenie objęło około 3 – 4 tys. kilometrów kwadratowych. Skażenie to ma charakter plamisty i jakieś plamy obejmujące dziesiątki kilometrów kwadratowych mogły być nie wykryte. Jestem pewien, że jeśli przeanalizowalibyśmy statystyki dotyczące martwych urodzeń, poronień, zespołu Downa, śmiertelności noworodków – ślad po Czarnobylu będzie widoczny również w Polsce. Na niektórych terenach w znacznym stopniu wzrosła liczba problemów z tarczycą.
A’ propos, nie znalazłem map skażenia Polski innymi radionuklidami, oprócz cezu-137. A takie skażenie, krótko żyjącymi radionuklidami: jodem-131, tellurem-132, cezem-l34 i innymi było. Według prognoz M. Malko ogólna liczba zachorowań na raka tarczycy w Polsce w wyniku katastrofy wyniesie więcej niż 3200 przypadków (w tym około 900 śmiertelnych), białaczki – około 170 (w tym 120 śmiertelnych), innych typów raka – ponad 1700 (około 1000 śmiertelnych). A trzeba wiedzieć, że rak nie jest główną przyczyną zwiększenia się “poczarnobylskiej” śmiertelności. O stopniu skażenia radioaktywnego w Polsce znacząco i obrazowo mówi pewne zdarzenie: w czerwcu 1987 roku Bangladesz zwrócił Polsce 1600 ton mleka w proszku ze względu na jego niebezpieczną radioaktywność.
RED: Jakie były społeczne skutki katastrofy, co obecnie dzieje się z ewakuowana ludnością, czy mają pracę lub inne środki do życia, czy pomoc medyczna jest zabezpieczona?
AJ: Nie będę mówił o problemach społecznych, jestem biologiem i ekologiem. Przypomnę tylko, że koszty poniesione przez kraje dotknięte katastrofą w celu minimalizacji jej skutków są ogromne. Białoruś w niektórych latach traciła do 25% całego budżetu “na Czarnobyl”, Ukraina – do 5%, Rosja do 1%. W sumie, “czarnobylskie” wydatki tylko tych krajów wyniosły ponad 550 miliardów dolarów w ciągu 25 lat. A przecież Niemcy, Szwecja, Norwegia, Wielka Brytania i inne kraje do dzisiaj jeszcze wydają ogromne sumy.
RED: Co sądzi Pan na temat propozycji autorów raportu Chermobyl Legacy, aby odebrać ludziom zasiłki i przeznaczyć je na inwestycje we wspieranie. lokalnej przedsiębiorczości i biznesu?
AJ : Uważają oni, że “czarnobylskie” choroby są skutkiem radiofobii i strachu, a nie promieniowania. Jednak poziom radiofobii na skażonych terenach spada, a liczba zachorowań rośnie. I jaka może być radiofobia u myszy i żab, u których spotykamy takie same choroby jak u ludzi, żyjących na skażonych terenach?
RED: Co sadzi Pan na temat skutków zdrowotnych obecnej katastrofy w Fukushimie?
AJ: Katastrofa w Fukushimie jeszcze się nie skończyła, cały czas następuje tam wyciek radionuklidów. W gorszym wypadku skutki tej katastrofy mogą być cięższe niż w Czarnobylu. Wyliczenia prof. Ouisa Busby według stanu sprzed dwóch tygodni informują o możliwości pojawienia się w ciągu następnych 50 lat do 420 tysięcy dodatkowych zachorowań na raka (połowa z nich w pierwszym dziesięcioleciu).
RED: A jak ocenia pan skutki tej katastrofy dla rolnictwa?
AJ: Na kilku tysiącach kilometrów kwadratowych nie można będzie, jak dawniej, zajmować się rolnictwem – trzeba będzie zmieniać życie milionów ludzi. Będzie zniszczone lokalne rybołówstwo (do stu kilometrów od Fukushimy).
Czy skażenie morza będzie postępowało dalej – na razie nie wiadomo. Jednak może rozszerzyć się i do tysiąca kilometrów (bez względu na zmniejszenie się koncentracji dalej od źródła, może mieć miejsce bio-koncentracja i bio-akumulacja radionuklidów, w związku z którą w organizmach żywych koncentracja radionuklidów może być większa dziesiątki tysięcy razy).
RED: Czy na skażonych terenach istnieje monitoring dzikiej przyrody? Czy mógłby pan coś na ten temat powiedzieć? [około Czarnobyla md]
AJ: Zamknięcie tych terenów (trzydziestokilometrowa strefa) przyciąga wiele zwierząt, ponieważ nie ma tam presji antropogenicznej. Jednak badania pokazują w strefie wysoki poziom mutacji; możemy też obserwować inne negatywne skutki silnego napromieniowania. Z zewnątrz wszystko wygląda w porządku, jednak w rzeczywistości strefa – to “czarna dziura”, mieląca pule genowe. Mikro-ewolucyjne skutki katastrofy jeszcze czekają na wyjaśnienie.
RED: Był Pan kilka dni temu gościem kongresu w Berlinie na temat 25-lecia katastrofy w Czarnobylu. Czy może się Pan podzielić z naszymi czytelnikami wrażeniami z tej konferencji?
To była inicjatywa ruchu “Lekarze przeciw wojnie nuklearnej” (IPPNW), którzy w swoim czasie otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla. W Berlinie w zasadzie odbyły się dwie konferencje – jedna oficjalna, na której wygłoszono rozmaite wykłady, i druga – publiczna, informacyjno-emocjonalna. Obie były na swój sposób ważne~ 26 kwietnia w Kijowie będą miały miejsce również dwie konferencje. Jedna oficjalna i druga – publiczna. Konflikt prawdy z półprawdami nadal będzie aktualny. Przypomnę, że już czwarty rok w Genewie, która jest siedzibą Światowej Organizacji Zdrowia ma miejsce bezterminowy’ protest: codziennie. od rana do wieczora dwoje, troje ludzi z plakatami: “Powiedzcie prawdę o Czarnobylu!”, “Przypomnijcie sobie przysięgę Hipokratesa!”, “Koniec niegodnemu porozumieniu z IAEA z 1959 r.”
RED: W jaką energię radzi Pan zainwestować polskiemu rządowi i dlaczego? Czy ma pan rady dla polskiego rządu?
AJ: Nawet część środków, które Polska planuje wydać na budowę pierwszej elektrowni atomowej (3-4 miliardy euro) starczyłaby na przekształcenie nie ekologicznych elektrowni węglowych w bardziej czyste. W Polsce (tak jak w każdym kraju świata) są niekończące się źródła niskotemperaturowej energii geotermalnej – w dowolnym miejscu można wywiercić dziurę w ziemi i na głębokości 1-2 kilometrów otrzymać wodę o temperaturze około 100 stopni. To zupełnie wystarczy dla dzisiejszych sposobów otrzymania energii elektrycznej. W Polsce są ogromne rezerwy gazu łupkowego. Energia atomowa w Polsce sprawi wiele kłopotów – ekologicznych, ekonomicznych i politycznych.
Ciągła zależność od dostaw paliwa jądrowego, nierozwiązane nigdzie na świecie ogromne problemy z przechowywaniem odpadów radioaktywnych i, oczywiście, nieunikniony wpływ nawet najmniejszych wycieków z elektrowni atomowej na zdrowie ludzi, nie mówiąc już o ryzyku nowego Czarnobyla czy Fukushimy – ponieważ nie ma bezpiecznych reaktorów atomowych, co by nie mówili na ten temat zwolennicy energii atomowej. Taniość energii jądrowej to jeszcze jedno wielkie kłamstwo jej protagonistów.
[Wyjaśniam to, co od trzech dekad próbuję wyjaśnić posłom; bo gdy zostaja ministrami, to głuchną zupełnie;
“Energie odnawialne (jak i każdy prawdziwy postęp) maja sens wtedy, gdy są OPŁACALNE dla chłopa, wójta, małego przedsiębiorcy. Głupotą i ideologią jest wymuszanie czegokolwiek przez rządy, dotacje, media, rotshildy i podobne gówna. Przecież na wszelkich “dotacjach” żeruja głupawe a bezczelne REKINY.
Rząd ma jednak obowiązek budowy wielkich magazynów energii. Technologie są od dawna znane. Opłacalne.
Mirosław Dakowski]
=======================
Postęp na całym świecie utknął w martwym punkcie, ponieważ nikt nie chce przyznać się do rzeczywistych kosztów
W ostatnich latach wszechobecna narracja na temat morskiej energetyki wiatrowej głosiła, że koszty spadają, a energia wiatrowa jest tania. Ale jeśli spojrzeć pod powierzchnię, okazuje się, że sprawy nie wyglądają tak różowo. W ostatnich latach producenci turbin tracili pieniądze z nawiązką. Łącznie w ciągu ostatnich pięciu lat czterech największych producentów turbin poza Chinami straciło prawie 7 miliardów dolarów – i ponad 5 miliardów dolarów w samym 2022 roku. W ubiegłym roku dyrektor generalny producenta turbin Vestas powiedział, że firma straciła osiem procent na każdej sprzedanej turbinie.
Niektóre z tych strat wynikają z kwestii gwarancyjnych – oznacza to, że turbiny nie działały zgodnie z oczekiwaniami, co wymagało od producentów rekompensaty dla deweloperów farm wiatrowych i naprawienia problemów. Prywatnie przypisuje się to presji na coraz większe wiatraki, które trudniej jest naprawić. Wtajemniczeni sugerują, że wzrost mocy na turbinę osiągnął szczyt, przynajmniej na razie.
Straty były jednak również spowodowane strukturami cenowymi zaprojektowanymi w celu zdobycia udziału w rynku oraz agresywnymi deweloperami farm wiatrowych, którzy odmówili zapłaty, często zgarniając miliardy dotacji. Rynek zaczął wyglądać, jeśli nie jak schemat Ponziego, to jak domek z kart zbudowany na najbardziej chwiejnych fundamentach. Wszyscy producenci turbin intensywnie renegocjują umowy i nalegają na lepsze warunki, aby powstrzymać straty, w przeciwnym razie po prostu przerzucą się na inne, bardziej dochodowe działania. Wywiera to presję na deweloperów, którzy teraz udają się do rządów, błagając o więcej dotacji i więcej ulg podatkowych, z których wszystkie muszą zostać opłacone przez podatników lub płatników rachunków.
Aby zwalczyć rosnące zagrożenie ze strony chińskich producentów turbin, UE rozważa wszczęcie dochodzenia w sprawie wykorzystywania przez Chiny dotacji do promowania krajowych producentów turbin. UE nałożyła już cła na chińskie tkaniny z włókna szklanego, które są wykorzystywane w łopatkach turbin wiatrowych. Pełniący obowiązki komisarza UE ds. konkurencji Didier Reynders powiedział, że tani import z Chin może zagrozić europejskim przedsiębiorstwom. Decyzja o tym, czy kontynuować dochodzenie, ma zapaść jeszcze w tym miesiącu, pomimo gniewnej reakcji Pekinu na podobne dochodzenie w sprawie pojazdów elektrycznych.
Projekty morskiej energetyki wiatrowej wysychają na całym świecie. Przez cały 2022 r. w UE nie było żadnych inwestycji w morską energetykę wiatrową poza kilkoma małymi pływającymi projektami. Oczekiwano, że kilka projektów osiągnie zamknięcie finansowe w ubiegłym roku, ale ostateczne decyzje inwestycyjne zostały opóźnione z powodu inflacji, interwencji rynkowych i niepewności co do przyszłych przychodów. Ogólnie rzecz biorąc, w 2022 r. w UE odnotowano jedynie 9 gigawatów nowych zamówień na turbiny, co stanowi 47-procentowy spadek w porównaniu z 2021 r.
Deweloperzy wskazują na rosnące koszty łańcucha dostaw, ale chociaż koszty te rzeczywiście wzrosły, to po prostu pogłębiły straty ponoszone przez producentów. Straty te w większości już istniały, zanim wojna na Ukrainie wywołała globalny wzrost cen. Powodem jest to, że sumy dla tego rynku po prostu się nie sumują: rządy uważają, że subsydiują niedojrzałą technologię, która ostatecznie będzie samowystarczalna. Jednak po ćwierćwieczu subsydiowania rynek ten nie jest już niedojrzały. Po prostu nigdy nie będzie ekonomiczny, dopóki ludzie nie zdadzą sobie sprawy, że pomimo kosztów operacyjnych bliskich zeru, farmy wiatrowe muszą zarabiać dużo pieniędzy, aby spłacić swoje bardzo wysokie koszty kapitałowe, co decydenci polityczni niechętnie przyznają, ponieważ oznaczałoby to porzucenie retoryki “tanich odnawialnych źródeł energii” i przyznanie, że energia odnawialna jest w rzeczywistości bardzo droga.
Z pewnością, dopóki coś się nie zmieni, firmy niechętnie będą kontynuować budowę. W ubiegłym miesiącu, w ramach ostatniej rundy brytyjskiego programu dotacji na odnawialne źródła energii, nie wpłynęła żadna oferta od deweloperów morskich farm wiatrowych, a tylko dwa projekty z zeszłorocznej rundy przeszły do etapu budowy. Wiodący deweloper, Vattenfall, wstrzymał w lipcu prace nad farmą wiatrową Norfolk Boreas, powołując się na rosnące koszty. Niedawno ogłoszony przetarg w Niemczech zakończył się zbyt niską subskrypcją – pomimo tego, że docelowy wolumen został zmniejszony o prawie połowę w trakcie procesu, oferty nadal nie pokrywały oferowanej mocy. Nie jest to bynajmniej pierwsza rozczarowująca niemiecka aukcja wiatrowa, a oferenci preferują bardziej przyjazne komercyjnie aukcje w Holandii.
W Stanach Zjednoczonych, pomimo ogromnego wsparcia oferowanego przez ustawę o redukcji inflacji, projekty farm wiatrowych również borykają się z trudnościami. Orsted, światowy lider w dziedzinie morskiej energetyki wiatrowej, poinformował, że może anulować ponad 2 mld USD kosztów związanych z trzema amerykańskimi projektami – Ocean Wind 2 u wybrzeży New Jersey, Revolution Wind u wybrzeży Connecticut i Rhode Island oraz Sunrise Wind u wybrzeży Nowego Jorku – które nie rozpoczęły jeszcze budowy, twierdząc, że może wycofać się ze wszystkich trzech projektów, jeśli nie znajdzie sposobu na uczynienie ich ekonomicznie opłacalnymi.
W sierpniu rząd USA zorganizował aukcję na dzierżawę morskich farm wiatrowych w Zatoce Meksykańskiej, która nie wzbudziła niemal żadnego zainteresowania deweloperów. Jedna firma, RWE, złożyła ofertę na jeden z trzech obszarów dzierżawy i wygrała z powodu braku konkurencji. Na pozostałe dwa obszary dzierżawy nie złożono żadnych ofert. Analitycy twierdzą, że firmy niechętnie składały oferty, ponieważ stany wzdłuż wybrzeża Zatoki Perskiej nie muszą kupować energii elektrycznej z morskich farm wiatrowych. Tymczasem projekty realizowane u wybrzeży Nowego Jorku domagają się średnio 48-procentowego wzrostu cen gwarantowanych, co może zwiększyć ceny energii elektrycznej w tym stanie o 880 mld USD rocznie.
Długoterminowe kontrakty na energię elektryczną produkowaną przez morskie farmy wiatrowe zostały anulowane, a deweloperzy farm wiatrowych zapłacili wysokie kary. Deweloper Avangrid, spółka zależna hiszpańskiego giganta Iberdrola, anulowała swoje kontrakty na produkcję energii z 804-megawatowego projektu Park City i 1,2-gigawatowego projektu Commonwealth Wind. Firma planuje ponownie rozpisać przetargi na te projekty w przyszłych aukcjach, ale na razie zostały one zakończone. Shell, Equinor i Orsted również starały się anulować lub renegocjować podobne umowy, podczas gdy projekt Ocean Winds-Shell, SouthCoast Wind, zgodził się zapłacić 60 mln USD za anulowanie umów z przedsiębiorstwami użyteczności publicznej w Massachusetts.
W Karolinie Północnej, Duke Energy całkowicie zrezygnował z morskiej energetyki wiatrowej w swoim najnowszym długoterminowym planie energetycznym, faworyzując elektrownie jądrowe, słoneczne i wiatrowe na lądzie. Duke zobowiązał się również do zamknięcia istniejących elektrowni dopiero po uruchomieniu nowych, mając nadzieję na złagodzenie niestabilności sieci, która nękała część kraju w ostatnich latach.
Wszystko to sprawia, że ambicje prezydenta Joe Bidena dotyczące budowy 30 gigawatów morskiej energii wiatrowej wzdłuż wybrzeża USA do 2030 r. są zagrożone, a wielu analityków uważa, że cele te po prostu nie zostaną osiągnięte. Cele te wynikają po części z chęci północno-wschodnich stanów do odejścia od paliw kopalnych – na przykład Nowy Jork postawił sobie za cel zasilanie swojej sieci w 70 procentach energią odnawialną do 2030 roku.
Jednak pomimo zachęt oferowanych przez ustawę o redukcji inflacji (IRA), deweloperzy morskich farm wiatrowych twierdzą, że dotacje IRA są niewystarczające, aby projekty mogły się rozwijać w obecnym środowisku i lobbują na rzecz dodatkowych ustępstw. Urząd ds. Badań i Rozwoju Energii Stanu Nowy Jork, który wdraża stanowy mandat dotyczący morskiej energetyki wiatrowej w wysokości 9 gigawatów do 2035 r., ostrzegł, że opóźnienia we wdrażaniu morskiej energetyki wiatrowej mogą zagrozić realizacji stanowych celów w zakresie odnawialnych źródeł energii i zwrócił się do Departamentu Usług Publicznych Stanu Nowy Jork o zatwierdzenie podwyżek cen w kontraktach z Equinor, BP i Orsted.
Myślenie życzeniowe może zajść tylko tak daleko, aż realia rynkowe zaczną boleśnie dawać o sobie znać. Litania problemów stojących przed morską energetyką wiatrową powinna skłonić decydentów do ponownej oceny założeń dotyczących tego rynku. Odnawialne źródła energii bez wątpienia mają do odegrania pewną rolę w transformacji energetycznej, ale dalsze przekonanie, że są one tanie, pomimo wszystkich dowodów na to, że jest inaczej, jest nieodpowiedzialne. Nie wspominając już o złudzeniach.
Zaledwie tydzień dzieli nas od majówki i już możemy się pokusić o prognozę pogody. W okresach wiosennym i jesiennym dynamika atmosfery jest tak duża, że wróżenie na dłużej niż kilka dni jest ryzykowne. Przez Polskę przechodzi Niż Genueński, czyli nic fajnego. Latem daje powodzie a teraz może dać w górach śnieg, bo zaciąga z północy zimne powietrze. Szwecja, Norwegia i Finlandia ciągle jest przykrywana nowymi opadami białego puchu, co będzie skutkowało nawrotami zimnych dni w Europie jeszcze przez wiele tygodni.
Mamy w tym roku farta, bo majówka zapowiada się ciepła w naszym nieszczęśliwym kraju. Jeśli kogoś kusi, by zaznać Słońca w Hiszpanii ryzykuje powtórkę z Wielkiej Nocy, gdy przez półwysep iberyjski przetoczył się zimny huragan z deszczem. Ostrzegałem tu: „Zanim polecisz na Baleary obejrzyj izobary.” https://pawelklimczewski.pl/2024/03/27/zanim-polecisz-na-baleary-obejrzyj-izobary/
Tradycyjnie sezon kąpielowy rozpoczynamy w Lewancie, do wyboru, Cypr, Turcja, Syria, Izrael, Egipt. Morze tam będzie miało już pond 20 st. C czyli 5 st. C więcej niż w południowej Hiszpanii. Jednocześnie o 2 godziny jazdy z plaży pod palmami możemy w Turcji wyskoczyć na narty w wysokich górach Taurusu. Słońca jest na tyle dużo, że można śmiało jechać na narty w klapkach lub jak kto lubi.
Rosjanie w Turcji szczególnie lubią takie wyzwania, co daje Turkom wiele radości i gotówki. Kąpielówki i klapki kupujemy na miejscu, także śmiało możemy lecieć bez bagażu, fryzjer 20 zł, pucybut 3 zł. Tureckie śniadanie, po którym do kolacji nic do szczęścia już nie trzeba to nieduży wydatek. Smacznego! O tym jak za kilkaset złotych przejechać całą Turcję pisałem tu: https://pawelklimczewski.pl/2023/11/25/owocowy-zawrot-glowy/
Paweł Klimczewski
======================================
Poniżej info jak można mnie wesprzeć w działalności publicystycznej. Linkując teksty w Social mediach, a nie źródła zapewniamy przychody z reklam dla Meta, tj. FB, Instagram, WhatsApp i innych korporacji.
Możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto: mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334 Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata
Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.
Są oczywiste oczywistości tak oczywiste, że nie zwracamy na nie uwagi w ważnych chwilach. Gdy dawno temu po raz pierwszy usłyszałem o globalnej zagładzie z powodu wpuszczania do atmosfery dymu, uśmiechnąłem się do siebie z uczuciem politowania dla autorów tych rewelacji. Podobne uczucie mam dla bezmyślnych dziennikarzy, którzy na rozkaz szefa powielają mnóstwo głupstw. Całe zawodowe życie zajmowałem się pomiarem, teorią pomiaru, przewidywaniem masowych zachowań społecznych i zazdrościłem ludziom z nauk ścisłych, że mają łatwiznę.
Opisanie liczbami zachowań ludzkich jest trudne, nigdy nie wiemy czego nie wiemy, w fizyce sprawy są banalne, a jednak można na skalę globalną oszukiwać prawie wszystkich. Ważne są dwie sprawy: skala i wariancja. Dziś o skalach i wariatach, o wariancji i wariatach wkrótce.
Od wyboru skali pomiarowej zależy wszystko, co potem mamy myśleć o wynikach. Są skale bezwzględne i one są doskonałe, wręcz boskie. Taką skalą jest liczba jednostek, np. liczba uczniów w klasie. Po policzeniu uczniów możemy mówić, że w klasie A jest dwa razy więcej uczniów niż w klasie B, albo, że jest o 10 więcej itp., itd. Z taką skalą możemy robić wszystko. Czyli możemy podawać proporcje (ilorazy) i różnice. Nie jest już taką skalą skala ocen, bo, czy jeśli ktoś dostał „tróję” to, czy oznacza, że wie trzy razy więcej niż ten kto dostał „jedynkę”? Nie. Skala ocen szkolnych jest skalą porządkową, ustawia uczniów w kolejce , lepszych przed gorszymi, ale zupełnie nic nie mówi nam o tym, jakie proporcje są między nimi w ich poziomie wiedzy. Są też inne skale, ale to dziś zostawmy.
W pomiarach zjawisk fizycznych musimy operować skalami absolutnymi lub przynajmniej ilorazowymi. Taką skalą jest skala Kelvina, mierzy ona temperaturę materii. Temperatura ciała to średnia ilość energii (kinetycznej) jaką mają poszczególne atomy lub cząsteczki tego ciała. Mówi nam wprost jak szybko drgają lub latają cząstki ciał stałych, cieczy, gazów, czy plazmy.
Lord Kelvin żył na przełomie wieków XIX i XX, 150 lat po genialnym Celsjuszu i miał o wiele łatwiej. Celsjusz był geniuszem, ale nie miał możliwości weryfikacji teorii, że cząstka może mieć zerową energię, czyli przestać się poruszać. Fizycy mówią, że w takiej sytuacji czas przestaje istnieć, lub przynajmniej się zatrzymuje. Gdyby kosmos ostygł do absolutnego zera Kelvinów, wszystko się zatrzyma łącznie z czasem, na szczęście nic takiego nam nie grozi.
Celsjusz swą skalę oparł o ludzkie realia, zupełnie arbitralnie oparł ją o wodę. Najzwyklej powiedział arbitralnie, że zero jest, gdy woda zamarza a temperaturę wrzenia wody określił na 100 stopni swej skali i pomiędzy te dwa punkty wpisał 99 kresek, co daje sto stopni. Skala ta jest skalą interwałową, bo mówi tylko, że ciało A mające 37,6 st, C jest cieplejsze o jeden stopień od ciała B o temperaturze 36,6 st, C. Ale, czy oznacza to, że ciało A ma 1/37,6, czyli z ilorazu 2,7%, więcej energii niż ciało B? Inaczej postawmy pytanie: Czy ciało o temp. 200 st. C ma dwa razy więcej, czyli 100% energii niż ciało o temp. 100 st. C? Absolutnie nie. Pomiar temperatury uporządkował Lord Kelvin.
Zaczął od tego, że zero jest, gdy cząstki energii nie mają, a na końcu skali jest nieskończoność, po co się ograniczać. Kwestia stopnia jest zawsze umowna, czyli gęstości z jaką stawiamy kreski od zera do nieskończoności. Jako człowiek niezwykle przewidujący przyjął podziałkę jaką ustalił Celsjusz, na obu skalach 1 stopień to ta sama różnica energii ciał. Fizycy kwantowi ustalili, że zero absolutne Kelvina to −273,15 st. C., czyli zero na skali Celsjusza to +273,15 Kelvinów. 1 kelwin jest jednostką a nie stopniem, podobnie jak kilogram masy, czy amper natężenia prądu elektrycznego. Co z tego wynika? Policzmy: kamień rozgrzany do 200 st. C ma 473,15 Kelwinów, drugi kamień o tej samej masie rozgrzany do 100 st. C ma 373,15 Kelvinów czyli ma o 26,8% energii więcej, a nie 100 % jak sugeruje interwałowa skala Celsjusza.
Zajmijmy się naszym „pacjentem zero” z temperaturą 37,6 st. C, czy ma on o 2,7% rozgrzane bardziej ciało niż człowiek zdrowy? Nie! Pacjent ma 310,75 Kelvinów, czyli o 0,32% więcej niż człowiek zdrowy.
A teraz zajmijmy się naszymi medialnymi wariatami, który wróżą nam katastrofę przy wzroście temperatury atmosfery o ułamek stopnia. Średnia na ziemi to ok. 15 st. C, czyli 288,15 Kelvinów, wzrost do 288,25 to wzrost energii układu o 0,03% lub jak ktoś woli trzy dziesiąte promila.
Zmiany w bilansie energii na Ziemi na skutek uwarunkowań kosmicznych, takich jak promieniowanie po wybuchach gwiazd mają o rzędy wielkości większą dynamikę i nie mamy na nie żadnego wpływu. W tej sytuacji przypomnijmy, że ilość wody związanej w śniegu na naszej półkuli w tym sezonie ma rekordowe ilości i zanosi się, że nie zdąży stopnieć w trakcie krótkiego, arktycznego lata jak w sezonie ubiegłym, co skutkuje zwiększeniem się lodowo-śniegowej czapy wokół bieguna. Kiedyś skutkiem takiego zlodowacenia wymarły mamuty, kto teraz? „Klimatolodzy” ?
P.s. W kolejny wpisie o tym, że średnia nie wiele mówi nam o zjawisku i bez pomiaru wariancji nie wiemy o świecie prawie nic.
Paweł Klimczewski
Poniżej info jak można mnie wesprzeć w działalności publicystycznej. Obecnie to moje jedyne, skromne źródło dochodów. Linkując teksty w Social mediach, a nie źródła zapewniamy przychody z reklam dla Meta, tj. FB, Instagram, WhatsApp i innych korporacji.
Możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto:
mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334
Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata
Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.
“Oświadczenie (Solskiego o podaniu się do dymisji) zostanie rozpatrzone na jednym z najbliższych posiedzeń plenarnych” – napisał Stefanczuk na Facebooku.
Ministerstwo polityki rolnej i żywności zamieściło na swojej stronie wypowiedź Solskiego: “Jeśli Rada Najwyższa przyjmie moją dymisję, będę wdzięczny za taką decyzję, a jeśli postanowi, że mam pracować dalej – będę pracować“.
Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) 23 kwietnia poinformowało, że Solski jest podejrzany o nielegalne wejście w posiadanie ziemi wartej 291 mln hrywien (około 7 mln dolarów). Ponadto miał on usiłować nielegalnie przejąć ziemię o wartości 190 mln hrywien (około 4 mln dolarów).
Źródło: niezalezna.pl, PAP
Ukraina: do dymisji podał się minister rolnictwa. Jest podejrzany o korupcję
Ukraiński szef resortu rolnictwa Mykoła Solski podał się do dymisji. Polityk jest podejrzany o udział w aferze korupcyjnej. Sprawą jego odejścia z urzędu zajmie się Rada Najwyższa parlamentu Ukrainy.
Jak poinformował Rusłan Stefanczuk, przewodniczący ukraińskiej Rady Najwyższej, jeden z ministrów podał się do dymisji. Chodzi o Mykołę Solskiego, ministra polityki rolnej i żywności, który jest podejrzanym w aferze korupcyjnej. „Oświadczenie (Solskiego o podaniu się do dymisji – przyp. red.) zostanie rozpatrzone na jednym z najbliższych posiedzeń plenarnych” – napisał Stefanczuk na Facebooku.
Ministerstwo polityki rolnej i żywności zamieściło na swojej stronie wypowiedź Solskiego. Polityk ma nadzieję na przyjęcie jego dymisji z urzędu. „Jeśli Rada Najwyższa przyjmie moją dymisję, będę wdzięczny za taką decyzję, a jeśli postanowi, że mam pracować dalej – będę pracować” – napisał.
Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) 23 kwietnia poinformowało, że Solski jest podejrzany o nielegalne wejście w posiadanie ziemi wartej 291 mln hrywien (około 7 mln dolarów). Ponadto miał on usiłować nielegalnie przejąć ziemię o wartości 190 mln hrywien (około 4 mln dolarów).
Solski odrzucił te zarzuty. Oznajmił, że wydarzenia wymienione przez NABU miały miejsce w latach 2017-18, gdy był adwokatem i nie pełnił funkcji ministra.
O! Progresywna Gazeta.pl pozbawiła mnie imienia i nazwiska, i potraktowała jak dobytek-napisała żona Bosaka odnosząc się do nagłówka: Scheuring-Wielgus ostro do żony Bosaka: To był Pani wybór! Proszę nie robić z siebie matki Polki.
Nikt nie zauważył, że Gazeta, organ wciąż opiniotwórczy dla niemałej rzeszy Olaków wsparł w tym momencie niebagatelny wysiłek umysłowy żony Wielgusa, pani Scheuring, która dokonała niełatwego rozdziału matki od Polki.
Tak było w nagłówku. U mnie w nagłówku jest podobnie, ale w podgłówkach będzie inaczej-wystąpią pod swoimi nazwiskami Duda i Sikorski.
Ten pierwszy w roli prezydenta, i jak donoszą niektóre media, krytykujący drugiego, równie mało chwiejnego w roli ministra ds. spraw leżących poza granicą percepcji i dobrej woli obydwu.
Zaczynając, zadam pytanie zasadnicze, które być może zaskoczy wszystkich lub prawie wszystkich: czy aktualny rząd Tuska jest rządem legalnym? Wiem, że jest to zagadnienie dość kłopotliwe i nie przynoszące dochodów publicystom i komentatorom. Stwierdzenie legalności lub nielegalności tego typu zjawisk ociera się o obrazoburczy okrzyk: król jest nagi! A po co nam taka iluminacja na miarę utraty dochodów z działalności w niszy publicystycznej nazwanej swego czasu przez Ewarysta Fedorowicza komercyjnym brakiem pokory?
Kto ma ambicje się z tym zmierzyć, postara się przeczytać i zrozumieć:
Władza praworządna musi być jednocześnie prawowita
(…) wola, tj. chęć używania środków nakazanych do osiągnięcia celu, żeby miała istotne cechy prawa, musi być normowana przez jakiś rozum. I taki sens ma zdanie, że wola władcy ma moc prawa. W przeciwnym razie wola władcy byłaby raczej nieprawością niż prawem. /Istota prawa według św. Tomasza z Akwinu/
Summa summarum:Ustawy sprzeczne z prawem naturalnym pochodzącym od Boga nie mają racji prawa i nie obowiązują w sumieniu.
Zniżając się jednak do ględy politycznej Dudy i Sikorskiego muszę stwierdzić, że obydwaj panowie podtrzymali wśród gawiedzi przekonanie o zasadniczej różnicy pomiędzy… lub jak kto woli: o dobrodziejstwach dżumy lub o korzyściach płynących z cholery.
Pixabay
Żaden z nich, mówiąc o zagrożeniach dla Polski, nie powiedział o wojnie jaka się toczy przeciw Polsce. Główny front tworzą globalistyczne agendy, a na innej flance korzystając z unijnych okopów są Niemcy w sojuszu z Ukrainą. W jadowitej ponadczasowej gotowości pozostaje żmijowe plemię i nie oszukujmy się, gdy Polska zostanie wciągnięta militarnie do wojny możemy spodziewać się rosyjskiego odwetu.
Cytaty z Sikorskiego
(…) prawo do migracji nie jest prawem człowieka i musi podlegać ograniczeniom, a państwa mają prawo regulować to, kto przybywa na ich terytorium.
Sikorski dodał równocześnie, że „masowa, nieregularna migracja to wyzwanie, które może nie tylko obalać rządy, lecz stanowi zagrożenie dla liberalnej demokracji jako takiej”. Nie jestem pewien co oznacza określenie “jako taka”, ale ta wypowiedź również prosi się o komentarz. To tak jakby powiedzieć, że jedna plaga stanowi zagrożenie dla drugiej plagi toczącej jak pasożyt instytucje upadającej Europy.
(…) Krym to Ukraina. Lwów, Wołyń, dawna Galicja Wschodnia to również Ukraina. Dlatego powtarzam tak, aby usłyszano również na Kremlu: L’wiw ce Ukrajina.
I tak oto minister rządu warszawskiego potwierdza po kilkudziesięciu latach ważność traktatów rozbiorowych w Teheranie i w Jałcie.
Unia Europejska to lewar naszej siły, nasza przyszłość, nasz dom
Zgodnie z prawdą powinno być: Unia Anty-Europejska to gwarancja naszej bezsilności, brak przyszłości i ruina naszego domu.
Podczas naszej prezydencji chcemy również pokazać nierozerwalny związek projektu europejskiego z fundamentalnymi wartościami jak demokracja i rządy prawa. Polska wnosi unikalne doświadczenie – zwycięstwo nad populizmem i pokusami nieliberalnej demokracji.
Potworna brednia. Projekt unijny jest wybitnie antyeuropejski tworzący dynamikę kształtowania nowego totalitaryzmu opartego na ideologii neomarksistowskiej. Demokracja jest tylko i wyłącznie fasadą, a tzw. rządy prawa są w praktyce lewicową nomokracją opartą dodatkowo o klasyczną zasadę faszyzmu: wszystko w Unii, nic poza Unią, nic przeciwko Unii. Były antykomunista, Sikorski tego nie widzi? Były antykomunista, a dziś niczym typowy politruk tworzący fałszywą laurkę dla zachodniej neokomuny. Polska leży pośrodku przynależąc do cywilizacji łacińskiej atakowanej od wieków przez wschodniMordor, a ostatnio niestety przez Mordor zachodni.
Zmiana języka prowadzi do zmiany podejścia, tak że na końcu okazuje się, że nie można już nazwać heretyka heretykiem, zboczeńca zboczeńcem, a złodzieja złodziejem bez narażenia się na sądzenie z paragrafu „mowy nienawiści”. Sięgnijmy do czasów polskiej Kontrreformacji, aby zobaczyć jak nasi ojcowie nie „patyczkowali” się głosicielami błędów przeciwnych prawdzie i moralności…
Czy Polska zawsze była ostoją tolerancji? Posłuchajmy, co Kaznodzieja Narodu, Piotr Skarga, pisał o tym, co dziś nazywamy wolnością religijną: Bójmy się djabelskiej wolności, a tej, którą mamy w rzeczypospolitej na grzechy, bluźnienia i na wolność wiar sobie, jakich kto chce, stanowienia nie rozciągajmy, bo to jest djabelska wolność.
Jak widać, osławiona polska tolerancja bynajmniej nie przez wszystkich traktowana była jako cnota i nie jest to bynajmniej specyfika jakichś domorosłych teologów. Również Tradycja Kościoła, potwierdzona we wspaniałym magisterium papieży przełomu XIX i XX wieku, wyraźnie rozgraniczała prawdę i błąd, nie dopuszczając „rozwadniania” tej pierwszej w imię fałszywie pojętej miłości bliźniego, którą określamy dziś mianem „dialogu”.
Jak nasi ojcowie walczyli z błędem
Nasze postrzeganie stosunku Kościoła do błędów religijnych i filozoficznych jest mocno wypaczone, ponieważ siłą rzeczy przyjmujemy optykę II Soboru Watykańskiego i posoborowych pontyfikatów, które otwierały świat na „wrażliwość” liberalnego świata, gdzie prawda funkcjonuje na równi z błędem. Tymczasem wszystkie Sobory Powszechne były zwoływane w dokładnie odwrotnym celu – aby wyjaśniać i doprecyzowywać naukę Kościoła przeciwko błędom „braci odłączonych”.
Trend apologii prawdziwej wiary połączonej z ostrym, bezkompromisowym potępianiem błędów widać szczególnie silnie u duchownych z okresu Kontrreformacji. Ci wielcy miłośnicy Kościoła, zasłużeni dla krzewienia religii w Polsce, używali języka, który przez współczesną „wrażliwość” niechybnie zostałby uznany za „mowę nienawiści”.
Posłuchajmy jak ks. Stanisław Orzechowski wspominał swoje pobłądzenie w wierzenia protestanckie, którego doświadczył podczas zagranicznych wojaży:
Do ostatniej przyprowadziłem się nędzy, że w ogłodzonej, w wyjedzonej przez szarańczę Saxonji, łaknąłem na sprośną osypkę, którą w bezecnym korycie zabrudzony świniopas Luter dla swojej trzody, krwią niemiecką opasłej, rozczyniał. Kiernosami w tej trzodzie byli: Karlostad, Pomeran, Melachton, Bucer, Zwingli, Ekolampadius, iż już innych zabłoconych wieprzków ominę; my młode jeszcze prosięta chlepaliśmy, co z ich ryjaka kapnęło.
Czy te słowa znanego pisarza religijnego i politycznego świadczą o jego nieuleczalnej mizantropii i umyśle zamkniętym na różnorodność świata? Co do tego pierwszego, można by dyskutować, ale co do drugiego – to właśnie tu zbliżamy się do istoty problemu. Mówimy tu bowiem o heretykach, którzy rozszarpali jedność religijną Europy, wywołując wojny domowe i dopuszczając się licznych zbrodni i bezeceństw.
Zgubny wpływ ich poglądów nie tylko zapoczątkował rewolucyjny rozkład naszej cywilizacji, ale także otworzył przed niezliczonymi duszami szeroką drogę do piekła, odrywając je od Arki Zbawienia, którą jest Kościół Chrystusowy.
Czy wobec takiej wagi zniszczeń i takiego zagrożenia dla dusz możemy powiedzieć, że ks. Orzechowski „przesadził”, tym bardziej, że cytowany fragment stanowi wątek autobiograficzny, czyli autor doświadczył na samym sobie ohydy i opłakanych skutków życia według heretyckich reguł? Rozumiejąc powagę walki o zbawienie, którą toczymy jako członkowie Kościoła Wojującego (a nie „pielgrzymującego”, jak chcą papieże posoborowi), nie będziemy się obrażali o nieco mocniejsze epitety użyte przez działacza Kontrreformacji.
W naszych czasach, gdy z ust papieży wychodzą pochwały pod adresem Marcina Lutra, warto przypomnieć, co mówił o tym arcykacerzu prymas Polski, arcybiskup gnieźnieński Stanisław Karnkowski. We wstępie do Biblii Wujka przyrównał on niesławne wystąpienie Lutra do spadającej gwiazdy opisanej w Apokalipsie św. Jana.
W roku Pańskim, tego wieku dwudziestym, spadła z nieba na źiemię gwiazda, to iest Marcin Luther niesczęśliwy, stan zakonny z życiem swowolnym a nierządnym, y professyą czystośći z wszeteczeństwem y świętokradztwem odmieniwszy, gdy upornie przy swych błędźiech stał, od Leona Papieża tego imienia dziesiątego, za heretika osądzony, stał się naczyniem szatańskim, przesłańcem Antychristowym, y pomienionych tego wieku sekt y kacerstw głową y patriarchą: iawną a żałosną przeciw kośćiołowi bożemu woynę podniósł – czytamy.
Prymas Karnowski nie miał wątpliwości, że „ojca reformacji” należy nazwać raczej naczyniem szatańskim i uprzedzicielem Antychrysta niż „doktorem Lutrem”, jak raczył się wyrazić Franciszek. Przy okazji, jakże inaczej wyglądał wówczas zakon jezuitów, z którego wywodzi się urzędujący obecnie papież! O tym również wspaniale pisał cytowany autor, wskazując na opatrznościową rolę w zwalczaniu herezji luterańskiej:
Lecz Pan niebieski y w tym niebezpieczeństwie oblubienice swéy nie przepomniał: ale iako niegdy przeciw Ariuszowi Athanazego, przeciw Nestoriuszowi Cyrilla, przeciw Jowinianowi, Wigilancyuszowi i Elwidiuszowi Arcykacerzóm, Hieronima, przeciw Manicheyczykóm y Pelagiuszowi Augustyna: przeciw innym herstóm kacérskim wiary świętéy nieprzyiaciołóm inné sławné obrońce, jakoby na harc y czoło wystawiał: tak tegoż czasu, kiedy Luther na kształt furiiéy piekielnéy z orszakiem niezbożnego towarzystwa, kośćioła powszechnego stateczność wątlić y psować począł, Ignacego Loiolę Societatis Jesu przodka i fundatora jako mężnego kośćioła swego obroncę, wzbudzić raczył: aby on sam siebie y syny swoie przy drugich w kośćiele Bożym wiernych robotnikach, murem domowi Bożemu, przeciw gwałtowi naćierających nieprzyjaćiół, zastawił: aby nauką y pobożnym żywotem ich wiary od heretyków bronił, a między pogany ią sczepił y szerzył, iakoż gdźiekolwiek ta Societas między heretiki mieysce ma, znaczny pożytek za pomocą Bożą czyni.
Polak-ksenofob? Właśnie tak!
Św. Ireneusz, Ojciec Kościoła z II wieku, przekazał podanie o tym, jak Umiłowany Uczeń Pański, św. Jan Ewangelista, uciekał z łaźni miejskiej, gdy zobaczył w niej zatwardziałego heretyka. Miał wówczas wyskoczyć ze słowami: Uciekajmy stąd, aby nie zawaliła się na nas ta łaźnia, w której kąpie się wróg prawdy, Cerynt. W podobnym tonie sam Jan odnosił się do heretyków w swym drugim liście (1, 10-11), gdy przestrzegał: Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie go, albowiem kto go pozdrawia, staje się współuczestnikiem jego złych czynów.
Dla zwolenników liberalnego zmieszania prawdy z błędem i dla współczesnych kościelnych „dialogistów” cała historia Kościoła jest zapewne historią nietolerancji. Tymczasem tolerancja dla błędu jest objawem niewdzięczności wobec Boga, który już w samej naturze zapisał szereg prawd, a potem w objawieniu chrześcijańskim dał nam pełen zakres wskazówek do rozumienia świata, unikania zła i osiągnięcia szczęścia wiecznego.
Polska uchodziła dotychczas za kraj wybitnie „ksenofobiczny”, ale to niestety zmienia się w zastraszającym tempie. Jesteśmy coraz mniej przywiązani do tradycyjnych pojęć i zasad, a co za tym idzie coraz mniej odporni na podstępnego wirusa liberalizmu, który na Zachodzie doprowadził już do upadku wszelkiej cywilizacji. Oby „cnota nietolerancji”, którą tak barwnie i soczyście wyrażali autorzy przytoczonych wyżej cytatów, nie wygasła w nas całkowicie i raz jeszcze skłoniła nas do dumy z naszej odrębności i naszego modus vivendi, w którym nie ma miejsca na kompromis z błędem – nawet jeżeli Biskup Rzymu nazywa Lutra „doktorem”, a cele więzienne na świecie zapełniają się sprawcami „zbrodni przeciwko ludzkości”, którzy ośmielili się twierdzić, że Bóg stworzył człowieka kobietą i mężczyzną.
Naukowcy z Japonii odkryli, że śmiertelność z powodu raka jest szczególnie podwyższona po „zaszczepieniu” osoby na koronaawirus z Wuhan (COVID-19), a zwłaszcza po otrzymaniu trzeciej dawki „wzmacniającej”.
Na podstawie wyników badania Campbell zauważył, że od 2021 r. do chwili obecnej w Japonii podniósł wzrost śmiertelności ze wszystkich przyczyn. Badanie przeprowadzono w Japonii i dlatego skupiono się wyłącznie na tym kraju, ale wyniki prawie na pewno można ekstrapolować na Stany Zjednoczone i inne „w pełni zaszczepione” kraje.
W sumie badanie wykazało wzrost śmiertelności o 2,1% w 2021 r., a następnie znacznie bardziej znaczący wzrost śmiertelności o 9,6% w 2022 r., czyli roku podania „zastrzyków przypominających”.
W 2020 r., przed operacją Warp Speed i przyspieszonym wprowadzeniem na rynek tak zwanych „szczepionek”, nie odnotowano znaczącej nadmiernej śmiertelności. Jednak w 2021 r. i później, po tym, jak dwie trzecie populacji Japonii otrzymało trzecią „wzmacniającą” dawkę Covid-19, nastąpił znaczny wzrost nadmiernej śmiertelności.
(Powiązane: Czy wiesz, że zastrzyki z Covid-19 osłabiają odporność i oprócz raka powodują zaburzenia mózgu?)
Ludzie umierają z powodu zastrzyków na Covid-19, a nie na Covid-19
W niektórych przypadkach po operacji Warp Speed częstość występowania niektórych nowotworów wzrosła o prawie 10 procent. Poniżej znajduje się zestawienie zachorowań na nowotwory według rodzaju nowotworu:
• Rak jajnika: wzrost o 2,5 procent w 2020 r., 7,6 procent w 2021 r. i 9,7 procent w 2022 r.
• Białaczka: spadek o 0,2 proc. w 2020 r. i wzrost o 1,7 proc. w 2021 r. i 8,0 proc. w 2022 r.
• Rak prostaty: wzrost o 1,2% w 2020 r., 5,3% w 2021 r. i 5,9% w 2022 r.
• Raki jamy ustnej i gardła: spadek o 0,6 procent w 2020 r. i wzrost o 1,3 procent w 2021 r. i 5,5 procent w 2022 r.
• Rak skóry: wzrost o 0,6 procent w 2020 r., 0,1 procent w 2021 r. i 3,2 procent w 2022 r.
• Rak macicy: spadek o 1,1 procent w 2020 r. i 1,3 procent w 2021 r. oraz wzrost o 2,5 procent w 2022 r.
Jak widać, liczba zachorowań na raka rośnie wykładniczo z każdym rokiem od rozpoczęcia Operacji Warp Speed. Oczekuje się, że w roku 2024 i później wzrosty te będą jeszcze bardziej zauważalne.
„Ponownie więc widzimy tę silną czasową korelację pomiędzy dość znacząco zwiększonym… wskaźnikiem zachorowalności na raka jajnika a wprowadzeniem tutaj szczepionek” – skomentował Campbell, nazywając każdą dodatkową korelację „kolejnym «dziwnym zbiegiem okoliczności»”.
„Wszystkie wzrosty zgonów z powodu nowotworów są istotne statystycznie. Nadmiar [zgonów] pojawił się w 2021 r. i ponownie wzrósł w 2022 r. Ponadto znaczną nadwyżkę śmiertelności zaobserwowano po sierpniu 2021 r., podczas gdy masowe szczepienia ogółu populacji rozpoczęły się około kwietnia 2021 r.”
Ponieważ rozwój niektórych rodzajów nowotworów może zająć wiele lat, zostały one wyłączone z badań Campbella, które prawdopodobnie będą rozwijane w nadchodzących latach (o ile świat, jaki obecnie znamy, przetrwa chociaż tak długo).
Od pierwszych dni tak zwanej „pandemii” Dalgleish ostrzegał przed tymi i innymi zagrożeniami związanymi z zastrzykami na bazie RNA – ale niewielu go posłuchało. Obecnie miliony ludzi choruje na raka, a w nadchodzących dniach zachoruje na niego znacznie więcej osób.
„To zbrodnia przeciw ludzkości na niezrównaną skalę” – napisał jeden z komentatorów o czystym złu operacji Warp Speed. „Fakt, że Bill Gates nazywa to «ostatecznym rozwiązaniem», powinien zaniepokoić ludzi” – napisał inny. „Niestety, niewiele osób wie dziś zbyt wiele o Holokauście lub być może przewidziało jego nadejście. Czy sprawcy zostaną osądzeni za swoje zbrodnie? Kto wie, ale jeśli nie sprawiedliwość, z pewnością dosięgnie ich wyrok” [chyba Boga? md].
Jeśli chcesz uzyskać więcej informacji o tym, jak pomóc komuś, kogo znasz, przezwyciężyć szkody zdrowotne zadane mu przez Operację Warp Speed, koniecznie odwiedź stronę Cures.news .
Człowiek, który jak mało kto zmienił historię świata przez wpływ swoich teorii, przyszedł na świat w Trewirze 5 maja 1818 roku w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Jego dziadkiem był Meier ha-Levi Marx, rabin żydowskiej gminy w Holandii, pochodzący z rodu słynnego rabina Eliesera ha-Levi z Moguncji. Ojciec Karola, Herschel, jako pierwszy z rodziny otrzymał edukację świecką i przeszedł na luteranizm, aby uwolnić się od zakazu dostępu do stanowisk publicznych, wynikającego z pruskiej ustawy z 1816 roku. Przyjął wtedy niemieckie imię Heinrich. Zdobył wykształcenie prawnicze i był zwolennikiem klasycznego liberalizmu. Henrietta Pressburg, żona Heinricha, pozostała przy judaizmie. Była osobą religijną i bardzo opiekuńczą. Stosunek Karola Marksa do judaizmu był jednak zdecydowanie negatywny. Już w dorosłym wieku powiadał, iż nie należy szukać tajemnicy żydostwa w religii, ale tajemnicy religii w „rzeczywistym Żydzie”. O dzieciństwie Marksa wiadomo niewiele. W wieku sześciu lat, w sierpniu 1824 roku, został on ochrzczony w Kościele luterańskim. Ochrzczono też jego rodzeństwo: Sophie, Hermanna, Henriette, Louise, Emilie i Karoline. Po kilku latach nauki domowej, w 1830 roku Karol rozpoczął naukę w liberalnym gimnazjum, kierowanym przez przyjaciela ojca, Hugo Wyttenbacha. W październiku 1835 roku, w wieku 17 lat, Karol Marks rozpoczął studia filozoficzne i literaturoznawcze na uniwersytecie w Bonn, dzięki czemu uniknął służby wojskowej. W Bonn przystąpił do Klubu Poetów, monitorowanego przez policję ze względu na ich radykalne poglądy.
W 1836 roku Marks przeniósł się na uniwersytet w Berlinie i zaręczył się z Jenny von Westphalen, starszą o cztery lata córką arystokraty. W Berlinie Marks związał się z grupą młodych badaczy pism Hegla – „młodoheglistów”. Odrzucali oni metafizykę Hegla, ale przyjęli jego dialektykę, interpretując ją na sposób materialistyczny. W kręgu „młodoheglistów”, zwanych też „lewicą heglowską”, duch dziejów stał się mechanizmem interpretowanym zgodnie z ideałami ówczesnej apoteozy nauki, a problemem była jedynie rola człowieka w realizacji procesów dziejowych. W kręgu tym popularna stała się „filozofia czynu”, czyli innymi słowy działanie praktyczne w duchu, który można nazwać syntezą niemieckiego romantyzmu z raczej powierzchownym racjonalizmem i apoteozą rewolucji30.
W 1841 roku Marks obronił pracę doktorską na temat „Różnice między demokrytejską i epikurejską filozofią przyrody”. W pracy tej widać fascynację Epikurem, rozumianym w duchu Tytusa Lukrecjusza Karusa oraz jego poetyckiej wizji świata, zawartej w poemacie „O naturze wszechrzeczy” i opartej na buncie przeciw bogom. Marks był już wtedy wojującym ateistą. Jeszcze w 1837 roku napisał wiersz „Blada dziewica”, w którym ujawnił swoje ateistyczne poglądy:
A zatem niebo utraciłem, wiem to dobrze. Moja dusza, niegdyś wierna Bogu, Została wybrana do piekła.
Trudno orzec, na ile była to poza, a na ile autentyczne zaangażowanie po stronie Zła, ale, jak pisze Robert Payne, biograf Marksa, „były momenty, gdy Marks zdawał się opętany przez demony (…) momenty (…) które mogą jeżyć włosy na głowie”. Cztery lata później w wierszu „Gracz” Marks skreślił następujące słowa:
Z Szatanem zawarłem pakt. On me nuty kreśli i wybija takt, Ja gromko wygrywam śmierci marsz31.
Wprawdzie Marks polemizował ze Stirnerem w kwestii jego indywidualizmu, ale z Bogiem walczył nie mniej gorliwie. Próba stworzenia przez Marksa etyki ateistycznej skończyła się jednak, jak zobaczymy, niewiele lepiej niż szaleńcze pomysły Stirnera. Być może był to właśnie rezultat uwiedzenia Marksa przez Zło. W młodzieńczej poezji Marksa wątki satanistyczne pojawiają się bowiem dość wyraźnie. Pisał on na przykład w poemacie „Oulanem” (1839), którego tytuł jest anagramem słowa Emanuel, czyli „Bóg z nami”:
„Oulanem! Oulanem! To słowo rozbrzmiewa jak śmierć, po czym przedłuża się aż do wygaśnięcia. Zatrzymaj się! Ja go trzymam! I oto wznosi się wtedy z mego umysłu, jasne jak powietrze, spojone jak moje kości. Lecz ja mam siłę gnieść was moimi ramionami i miażdżyć was, z siłą huraganu, podczas gdy nam wspólnie otwiera się przepaść rozwarta w ciemnościach. Zatoniecie aż do głębin, a ja pójdę z wami, śmiejąc się”.
Związki młodego Marksa z myślą satanistyczną są często lekceważone, choć jego nienawiść do Boga i wiary w Niego jest stałym elementem w jego poglądach i twórczości.
W czerwcu 1843 roku Karol Marks wziął ślub z Jenny. Był to ślub cywilny, ale także kościelny. Miejscem zawarcia tego ostatniego był kościół w Kreuznach. O ślubie kościelnym młoda para szeroko informowała, co mogło być zasłoną dymną przed policją pruską, która bacznie przyglądała się działaniom młodego radykała. W październiku tegoż roku Marks wyjechał z żoną do Paryża, gdzie urodziła się ich córka Caroline.
Badacze marksizmu często zastanawiają się nad różnicami w poglądach „młodego” i dojrzałego Marksa. Oczywiście poglądy Marksa ewoluowały, ale stawały się w latach czterdziestych XIX wieku jedynie coraz wyrazistsze. Nie można przy tym abstrahować od fermentu społecznego i etnicznego, który toczył w tym okresie zarówno Królestwo Prus, Rosję, jak i cesarstwo habsburskie oraz Francję. Władzy arystokracji ziemskiej i carów sprzeciwiali się chłopi estońscy i łotewscy w latach 1807–1815 i Polacy w Powstaniu Listopadowym 1830–1831. Wielonarodowa monarchia habsburska była podminowana dążeniami narodowościowymi Polaków, Węgrów, Włochów, Czechów, Słowaków, Chorwatów i Słoweńców. Wreszcie królowie Prus musieli się liczyć z dążeniami ogromnej części swych poddanych mówiących po polsku, a Powstanie Wielkopolskie 1848 roku wstrząsnęło monarchią pruską. Problemy etniczne nie ominęły także Wielkiej Brytanii, która, szczycąc się przodownictwem w światowym wyścigu gospodarczym, prowadziła politykę kolonialną wobec swych irlandzkich poddanych. Poza odśrodkowymi ruchami narodowymi, zagrażającymi istniejącym mocarstwom, stabilność europejskiej sceny politycznej osłabiały ruchy dośrodkowe, a więc tendencje zjednoczeniowe w rozproszonych państwach włoskich i niemieckich. Rodzący się kapitalizm przyniósł poważne napięcia społeczne między przedsiębiorcami i robotnikami, w których ci pierwsi często bezlitośnie wykorzystywali swoją przewagę ekonomiczną. Szczególną kulminacją ruchów narodowowyzwoleńczych była Wiosna Ludów 1848 roku, gdy władzą w Berlinie i Wiedniu zatrzęsły powstania polskie i węgierskie oraz gdy zaczął się powolny proces jednoczenia państw włoskich i niemieckich. Ruchy te zostały zdławione siłą. Austria zyskała wsparcie Rosji w stłumieniu powstania węgierskiego, król Prus uratował tron, mobilizując swych poddanych przeciw powstaniu polskiemu, a Anglicy wygłodzili Irlandczyków.
W okresie tych burzliwych wydarzeń dojrzewała rewolucyjna ideologia Marksa, którą sformułował on w „Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa” (1844), „Ideologii niemieckiej” (1845), „Tezach o Feuerbachu” (1845), „Nędzy filozofii” (1847) i wreszcie w „Manifeście partii komunistycznej” (1848), który Marks sformułował wraz ze swym najbliższym współpracownikiem, Friedrichem Engelsem (1820–1895). Zawarli oni w tym manifeście radykalny program rewolucji społecznej. Obalenie starego porządku przemocą stało się życiowym mottem Marksa i Engelsa, choć o tym, jak ma wyglądać nowy porządek, nie pisali prawie wcale.
W 1848 roku Marks został oskarżony o nawoływanie do oporu zbrojnego przeciw rządowi pruskiemu, ale sąd uniewinnił go w lutym 1849 roku. Wyjechał jednak do Paryża, a stamtąd do Londynu, gdzie spędził resztę życia. Utrzymywał się z publicystyki i finansów Engelsa. W latach 1851–1852 był współpracownikiem „New York Tribune”. W „Osiemnastym brumaire’a Ludwika Bonapartego” Marks przeanalizował rezultaty rewolucji lat 1848–1851. Był też działaczem politycznym, choć mało skutecznym. W 1864 roku współtworzył Międzynarodowe Stowarzyszenie Robotników, czyli I Międzynarodówkę, ale gdy w 1869 roku jego przyjaciel i uczeń Wilhelm Liebknecht założył socjaldemokratyczną partię robotniczą, Marks zaczął się dystansować od politycznego ruchu robotniczego, w istocie pogardzając rewolucjonistami pochodzącymi spośród prawdziwych robotników.
Całe tygodnie spędzał Marks w British Library, ślęcząc nad książkami. Pisał do Engelsa: „jestem maszyną skazaną na pochłanianie książek”. Trudno jednak nazwać Marksa uczonym. Jak stwierdził Paul Johnson, „nie interesowało go dochodzenie do prawdy, ale jej głoszenie”. Wedle słów Karla Jaspersa Marks nie był badaczem, lecz głosicielem “prawdy doskonałej”. Postawę Marksa można zilustrować znanym powiedzeniem, iż jeśli fakty nie potwierdzały jego teorii, tym gorzej dla faktów. Charakter Marksa, lepiej niż pseudouczone wywody, ukazują jego poetyckie metafory w rodzaju „jesteśmy małpami zimnego Boga” lub ulubione cytaty z „Fausta” Goethego w rodzaju „wszystko, co istnieje, zasługuje na zgubę”. Wydaje się, że główną motywacją Marksa była nienawiść do zastanego świata i pycha. Był bowiem znakomitym polemistą i świetnie przejmował bon moty innych autorów, takie jak zdanie Heinricha Heinego, że „religia jest opium ludu”, czy hasło Louisa Blanca: „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb”. W polemikach zaperzał się i wybuchał wściekłością, nie szczędząc oponentom rasistowskich i antysemickich wyzwisk. Nawet w życiu rodzinnym był apodyktyczny i egocentryczny. Nigdy nie płacił służącej przydzielonej przez teściową, a co więcej, miał z tą służącą dziecko. Prowadził niezdrowy tryb życia i miał niemal dziecinnie niefrasobliwy stosunek do pieniędzy .
Największym paradoksem kariery Marksa było to, że niezwykłą popularność zdobyły jego teorie, podczas gdy w praktyce politycznej czego się nie dotknął, zamieniało się w porażkę ze względu na jego charakter. W 1872 roku Marks doprowadził do przeniesienia I Międzynarodówki do Nowego Jorku, co ostatecznie dobiło tę organizację. W następnych latach pracował nad „Kapitałem”, ale dzieło to ukończył po jego śmierci Engels. Marks zmarł 14 marca 1883 roku w Londynie i został pochowany na tamtejszym cmentarzu Highgate. Teorie Marksa ożywiały dalsze pokolenia, choć raczej paraliżowały je ideowo.
*****
Fragment książki „Bezbożność, terror i propaganda. Fałszywe proroctwa marksizmu”, profesor Wojciech Roszkowski, Wydawnictwo Biały Kruk.
1 Władysław Tatarkiewicz, Historia filozofii, (Warszawa: PWN, 1970), t. II, ss. 45–56 i nn; Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, (Kraków; „Znak”, 2005), ss. 16–17.
2 Władysław Tatarkiewicz, Historia filozofii, ss. 160–183.
3 James H. Billington, Płonące umysły. Źródła rewolucyjnej wiary, (Wrocław: Wektory, 2012), s. 48 nn.
4 Władysław Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych z almanachem, (Warszawa 2000), s. 292.
5 Alan Bloom, Umysł zamknięty, (Warszawa, 1997), ss. 232 i 301.
6 Współcześni badacze, jak np. prof. Winfried Schröder, zauważają, że myśliciele ci byli przekonani o istnieniu bóstw, choć różnie to rozumieli; chodzi raczej o możliwość teoretyczną. Natomiast oskarżenie o bezbożność mogło zakończyć się w starożytności śmiercią. Platon podkreślał (Prawa), że wiara w istnienie bogów jest podstawą porządku prawnego i moralnego (przyp. red.).
7 Jan Meslier, Testament, (Kraków: PWN, 1955).
8 Paul-Henri d’Holbach, System przyrody, (Warszawa: PWN, 1957); Marian Skrzypek, Holbach, (Warszawa: Wiedza Powszechna, 1978).
9 Ludwik Feuerbach, Wykłady o istocie religii, (Warszawa: PWN, 1981).
10 Cyt. wg: Marcel Neusch, U źródeł współczesnego ateizmu, (Paris: Édition du Dialogue, 1980), s. 23.
11 Max Stirner, Jedyny i jego własność (Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 1995), ss. 4, 6, 51, 55, 119, 222, 247, 356 i 392.
12 Robert Nisbet, History of the Idea of Progress, (New Brunswick, N.J.: Transaction Publishers, 1994), rozdziały 1–4.
13 John Bagnell Bury, The Idea of Progress. An Inquiry into Its Origin and Growth, (New York: Dover Publications Inc., 1955), s. 43.
14 David Simpson, „Francis Bacon (1561–1626)”, Internet Encyclopedia of Philosophy, http://www.iep.utm.edu/bacon (22 III 2014).
15 Giambattista Vico, Nauka nowa, tłumaczenie Jan Jakubowicz, oprac. Sław Krzemień-Ojak (Warszawa: PWN, 1966).
16 Piotr Szymaniec, „Condorcet i religia postępu”, http://bibliotekacyfrowa.pl/Content/21955/005.pdf (22 X 2021).
17 Piotr Mazurkiewicz, Wiara, nadzieja, polityka, (Kraków: Ośrodek Myśli Politycznej, 2022), ss. 80 i 92.
18 James H. Billington, Płonące umysły, ss. 48 nn.
19 http://www.legifrance.gouv.fr/Droit-francais/Constitution/Declaration-des-Droitsde-l-Homme-et-du-Citoyen-de-1789 (29 III 2014).
20 http://history.hanover.edu/texts/civilcon.html (29 III 2014).
21 Reynald Secher, Ludobójstwo francusko-francuskie, (Warszawa: Iskry, 2003), s. 15.
22 James H. Billington, Płonące umysły, ss. 59–62.
23 Grzegorz Kucharczyk, Christianitas. Od rozkwitu do kryzysu, (Warszawa: Prohibita, 2015), s. 24.
24 Mieczysław Żywczyński, Historia Powszechna 1789–1870, (Warszawa: PWN, 1996), ss. 132–139.
25 Leszek Kołakowski, Główne nurty marksizmu, ss. 52–70; Władysław Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. II, ss. 209–216, cytaty ze ss. 213 i 216.
26 Franciszek Pająk, Filozofia Tommaso Campanelli 1568–1639, (Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 1980).
27 Étienne-Gabriel Morelly, „Code of Nature (1755)” http://www.historyguide.org/intellect/morelly.html (7 IV 2014).
28 „Letters of Marx and Engels 1848”, http://marxists.org/archive/marx/works/1848/letters/48_04_05.htm (8 IV 2014).
29 Paul Johnson, Intelektualiści, (Warszawa: Editions Spotkania, 1988), ss. 65 i 70.
30 Leszek Kołakowski, Główne nurty marksizmu, ss. 71–100.
31 Cytaty według: „Marsz Marksa. Z prof. Paulem Kengorem, autorem książki ‘Diabeł i Karol Marks’ rozmawia Piotr Włoczyk”, Do Rzeczy, 21–28 XII 2020 r., ss. 70–71.
32 Leszek Kołakowski, Główne nurty marksizmu, ss. 140–143.
33 https://egzorcyzmy.katolik.pl/sataniczne-wiersze-marksa (2 III 2023); Dariusz Rozwadowski, Kościół w obliczu rewolucji, (Warszawa: Prohibita, 2021), s. 20.
34 Karol Marks, Fryderyk Engels, „Manifest partii komunistycznej”, https://web.archive.org/web/20180127223741/http://www.filozofia.uw.edu.pl/skfm/publikacje/marks-engels01.pdf (12 X 2022).