Andrzej Juliusz Sarwa
WIESZCZBA KRWAWEJ GŁOWY (21)
Mnich z Jaskini Salamanki
Louis Jean-Baptiste Gaufridi, bo tak się zwał ów mnich, który Jura Białeckiego i czeskiego doktora zaprowadził do owianej mgłą tajemnicy jaskini w hiszpańskiej Salamance, ocknął się całkiem zdezorientowany. Pamiętał wszystko, co wydarzyło się w podziemnej pieczarze. Pamiętał ucztę, niewiasty, potworną postać na tronie, trumny, czarne świece. Nie pamiętał tylko, skąd się w owej Salamance wziął i jak trafił do tej sławetnej jaskini, prowadząc ze sobą jeszcze jakichś innych dwóch mężczyzn, których nigdy wcześniej na oczy nie widział.
I jeszcze jednej rzeczy nie rozumiał, dlaczego miał na sobie habit hieronimity, a nie swój własny, benedyktyński.
Rozejrzał się bacznie dokoła. Bez wątpienia znajdował się w swojej celi klasztoru w Arles, w którym to mieście studiował teologię i przygotowywał się do święceń kapłańskich. Na haku przy drzwiach wisiał jego benedyktyński habit, pod ścianą, u stóp krucyfiksu, stał jego klęcznik, a on sam siedział na swoim wąskim łóżku z materacem z końskiego włosia. Pomyślał, że może to wszystko mu się przyśniło. Ta cała Salamanka, w której nie był nigdy życiu.
I pewnie by tak myślał nadal, gdyby nie fakt, że przecież wciąż miał na sobie ów habit hieronimity…
Cóż, nie rozwikła tej zagadki. Przynajmniej na razie. Próżno tedy suszyć nią sobie głowę. Przyjdzie czas po temu, to się wszystko wyjaśni.
Lecz w tym momencie zakołatały mu jeszcze w czaszce słowa, które wypowiedziało androgyniczne monstrum, a które jako ostatnie dotarły do jego świadomości:
– A teraz czas by poddać was próbie, jeśli przejdziecie ją pomyślnie, wrócicie tutaj i nasycicie się wiedzą, jakiej nigdzie i nigdy nie moglibyście zdobyć… Jeśli nie przejdziecie, cóż… cóż… cóż…
Próba? Niechże będzie próba. Chętnie się jej podda. A nuż podoła? A nuż dzięki temu posiądzie całą tę wiedzę, której od lat pragnął? A nie podoła? To i cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu pewnie…
* * *
Dnie mijały, zmieniały się pory roku, słońce wschodziło i zachodziło, rzucano ziarno w ziemię, zboża się kłosiły, żniwiarze wychodzili na pola, kociły się owce i kozy, ludzie się rodzili i umierali, a życie Gaufridiego płynęło niczym spłycona od posuchy rzeka, leniwie… Nie działo się w nim nic… żadnej próbie nikt go nie poddawał… aż w końcu przyszedł dzień, gdy wspomnienie tamtej nocy spędzonej w Salamance nie tylko się rozmyło, ale całkiem rozwiało i nie pozostał po nim żaden ślad…
Książkę w wersji papierowej można kupić tu:
Wydawnictwo Armoryka
wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierza
e-book tu:
audiobook tu: