Od dwóch lat w domenie akademickiej dotkniętej pandemią dominuje praca zdalna, także studiowanie jest na ogół zdalne. Taki stan rzeczy rodzi obawy o poziom zarówno pracy naukowej, jak i dydaktycznej. Są jednak niewątpliwe plusy w postaci poprawy zdolności posługiwania się technikami komputerowymi.
Konieczność trzymania odpowiedniego dystansu zmniejsza możliwości zakażenia się wirusem, ale i molestowania, choć różne techniki mobbingowe mogą być stosowane także za pomocą internetu czy telefonu. Pandemia strachu i izolacja powodują ponadto różne problemy natury psychicznej.
Badania wykazują jednak, że zarówno pracownicy, jak i studenci dobrze czują się w separacji, pozytywnie oceniają metody zdalnego nauczania i nie tęsknią za powrotem na uczelnie. Widocznie doszli do wniosku, że lepiej się trzymać z dala od uczelni, gdzie prawdziwe życie akademickie od dawna było w zaniku.
Doświadczenia nauki zdalnej rodzić mogą pokusę tworzenia wirtualnych uczelni, których funkcjonowanie byłoby znacznie tańsze od uczelni tradycyjnych. Nie ma wątpliwości, że wspólnota akademicka rozumiana jako korporacja nauczanych i nauczających wspólnie poszukujących prawdy przeszła do historii.
Z takiego modelu uczelnie dawno już zrezygnowały, wiele lat przed covidem, a pandemia tylko taki stan rzeczy wyeksponowała. Badacze, analizujący wyniki ankietowania dotkniętego pandemią środowiska akademickiego, podkreślają rolę budowania więzi emocjonalnej między kadrą a studentami w życiu akademickim. Bez nośnika emocjonalnego wiedza trudniej trafi a (a czasem nie trafia) do studenta.
Niestety badacze nie analizują tych zagadnień w aspekcie czasowym, bez którego interpretacja badań jest ułomna. Wspólnotę akademicką rozpracowywano bowiem przez długie lata komunizmu, a okres postkomunistyczny jeszcze bardziej ją zdezintegrował. Pozostały mury, nawet najstarszych polskich uniwersytetów, ale lepiej się trzymać od nich z daleka. Duch wspólnoty akademickiej z nich się ulotnił.
Józef Wieczorek