Nowe bóstwa. Tuman krwawej mgły (14). Andrzej Juliusz Sarwa

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (14)
(
fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Nowe bóstwa

Boga chyba nawet łatwiej jest usunąć niż króla. Tak przynajmniej myśleli oświeceni ateusze. Nie trzeba Go nawet gilotynować! Wystarczy powiedzieć, że umarł, albo wręcz nigdy nie istniał! A ciemny lud uwierzy swoim oświeconym przewodnikom. Jakież to proste!
Lecz przecie prymitywnym prostakom jakiś bóg jest koniecznie potrzebny… wszak bez jakiegokolwiek choćby boga nie będą umieli żyć. Sama krew, sam mord i sama zgnilizna mogą być co najwyżej dla ludu nowymi sakramentami, lecz przecie nie bogiem samym…
Więc co dać motłochowi? Na pewno coś, czym się zachwyci i co go podnieci.

A co to może być? Bez ochyby to, co stanowi dlań źródło największej przyjemności – a więc beztroskie harce, obżarstwo i kobiety nie najcięższych obyczajów. Ba! Lecz jakże to? Jakże powiedzieć ludowi: „Słuchajcie Boga nie ma, teraz bogiem stały się mięso, wino i ladacznice”.
Nie, tak się nie da. Niechaj więc oficjalnie bogiem będzie Rozum, a że nikt nigdy go nie widział, pokaże się coś, co go będzie symbolizować – owe ladacznice właśnie.
Wymyślono zatem zastępczego boga, ustalono kto go będzie symbolizował, potrzebne były jeszcze miejsca kultu. Ale o te akurat nie było trudno. Stały się nimi zarówno ulice, na których odbywały się obrazoburcze bluźniercze procesje i obrzędy, podczas których bezczeszczono szaty i naczynia liturgiczne, mszały, Biblie, jak i same gmachy świątyń, w których odprawiano owe dzikie, szkaradne i świętokradcze nabożeństwa.
Księży wyrzynano i nawet ci konstytucyjni nie byli już pewni swego losu. Niszczono gdzie się tylko dało wszelkie symbole chrześcijańskie, kościelne dzwony, figury przydrożne, a nawet krzyże na cmentarzach! Zniszczono chrześcijański kalendarz i siedmiodniowy tydzień, dając ludowi dopiero co dziesiąty dzień wolny od pracy i nakazano nową rachubę lat. Ale jakoś to owemu ludowi nadto nie doskwierało. Chyba. A przynajmniej większości.
Wszak bowiem ludowi obiecano, że teraz będzie tylko jeden bóg – on sam – jako czysty Rozum! Szkoda tylko, że ów lud nie był ani wszechmocny, ani wszechwiedzący, chociaż gotów w to uwierzyć. Szczególnie po pijanemu.
Ale trudno, starego Boga i tak trzeba było unicestwić. Wprost się nie dało, więc jakoś pośrednio. Tak więc zrabowane dzwony, przez wieki Go wielbiące, przetapiano je na armaty, naczynia liturgiczne ze srebra – na monety, a cynowe na kule, które przeznaczono do zabijania wrogów ludu. Z szat liturgicznych szyto ubrania, a które do tego się nie nadawały niszczono, jak choćby koszulę św. Ludwika, którą po prostu spalono.
Podobnie nie było litości dla szczątków świętych, dla relikwii, dla konsekrowanych hostii i komunikantów wywlekanych z kościołów… Ale i tego mało!
Sprofanowano królewską nekropolię, bo nie było litości i dla od dawna nieżyjących już monarchów. Łupy w postaci wszystkiego, co zdawało się mieć jakąś wartość, a co zabrano z kościołów, pijani złodzieje i świętokradcy poprzebierani w szaty kapłańskie załadowali na muły, na osły i udali się z tym do Konwentu. A czego tam nie było?! Były cyboria i monstrancje, pateny ze złota i srebra, świeczniki…No i tańcząc śpiewano karmaniolę i Ça ira.[1]

I kilku deputowanych wyszedłszy z ław też jęło pląsać z dziewczynami przyodzianymi w wywleczone z jakiejś zakrystii stroje liturgiczne. O! Jakże było wspaniale, jakże wesoło! Ponury stary Bóg umarł. A nowy? Ten to dopiero umiał się zabawić!
Nabożeństwo nowej religii celebrowane w katedrze Notre Dame było uroczyste i podniosłe. Dziewczęta ubrane na biało z trójkolorowymi szarfami, mężczyźni w strojach naśladujących rzymskie, ołtarz, na którym płonął ogień symbolizujący Prawdę i kobieta wniesiona i na owym ołtarzu posadzona, symbolizująca Rozum, czyli panna Candeille[2] w bynajmniej nie najskromniejszej pozie (bo też i cały jej rozum znajdował się raczej nie między ramionami, lecz zdecydowanie pomiędzy nogami), odziana w czerwoną suknię, lazurowy płaszcz i przystrojona wieńcem uwitym z dębowych gałązek…
Ale to były nudy – ni to przedstawienie teatralne, ni nabożeństwo.
O wiele przyjemniej prezentował się spektakl w kościele Saint-Eustache niedaleko Hal. Tu ustawiono stoły uginające się pod stosami kiełbas, pasztetów, rozmaitych mięs, ciast i butelek z trunkami poprawiającymi humor. Każdy, kto zechciał wziąć udział w owym nabożeństwie mógł solidnie podjeść, pociągnąć wprost z butelki, upić się – a im szybciej, tym lepiej. Na to wszystko zaś spoglądało bóstwo Rozumu, przyodziane w płaszcz lazurowy. A poza tym odbywały się tam szalone tańce półnagich wyznawców nowej religii, a z
kaplic i bocznych naw dobiegały odgłosy seksualnych orgii…[3]

A czy w zakamarkach katedry Notre-Dame w podobny sposób dopełniano oficjalnego nabożeństwa? Zapewne, zapewne… Ale dajmy już temu pokój…


A więc zrobiono porządek ze starym Bogiem. Może nie do końca, bo miał On wciąż licznych czcicieli i bynajmniej nie wszyscy chcieli Go zamienić na wątpliwe rozkosze w ramionach prostytutki, gorące trunki albo kiełbasę. Niezliczeni Francuzi wciąż Go kochali, wielbili i byli Mu wierni.


Wiosną, a dokładniej 24 marca 1784 roku, Robespierre, zbliżający się do praktycznie nieograniczonej władzy, posłał na gilotynę najwyższych kapłanów Religii Rozumu: Héberta i jego akolitów – Momoro,Vincenta, Ronsina…[4]

Robespierre, który ponoć nawet wierzył w duszę nieśmiertelną i w Boga, na miejsce Religii Rozumu wprowadził Kult Istoty Najwyższej… ale nie na długo…
=-====================

Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

[1]Ach! Będzie dobrze! albo: Wszystko się powiedzie! (fr.).
[2]Amélie-Julie Candeille (1767-1834) – aktorka, piosenkarka, kompozytorka, librecistka, pisarka.
[3]Por.: The French Revolution. A History, by Thomas Carlyle, New York 1851, pp. 333-338.
[4]Jacques-René Hébert (1757-1794) oskarżał Marie Antoninę o kazirodztwo, Antoine-François Momoro (1755-1794) – to on wymyślił dewizę republiki francuskiej i wielu lóż masońskich: „Wolność, Równość, Braterstwo (lub Śmierć)”, François-
Nicolas Vincent (1767-1794), Charles-Philippe Ronsin (1751-1794).