Katarzyna Kotula. Kim jest aborcjonistyczna „ministra” ds. równości?
Piotr Relich kotula-kim-jest-aborcjonistyczna-ministra-ds-rownosci
(Fot: Marek Lapis / Forum)
Identyfikująca się jako „ministra” ds. równości Katarzyna Kotula, podobnie jak poseł Józefaciuk, mogłaby w Sejmie spokojnie uchodzić za element humorystyczny. Mogłaby, gdyby nie fakt, że stanowi dla rodzin i dzieci w naszym kraju poważne zagrożenie. W przypadku tych nienarodzonych, zagrożenie wręcz śmiertelne.
Historia kabaretowych hitów minister Kotuli jest już całkiem pokaźna. Z wicepremiera Kosiniaka-Kamysza zrobiła dwie różne osoby, „przeciwko przemocy” zatańczyła w sejmowym korytarzu i z pełną powagą przekonywała, że legalizacja tzw. związków partnerskich jest tak samo ważna jak rozwój potencjału militarnego. Walkę o równouprawnienie rozpoczęła zaś od apeli o większą ilość misek ustępowych w damskich toaletach.
Jak na przedstawicielkę ekologicznej-hipokrytycznej lewicy przystało, przyznała, że jeździ 20-letnim dieslem, naliczając co roku maksymalną kilometrówkę (ok. 115 km dziennie). Z kolei za jej 179 połączenia lotnicze polski podatnik zapłacił 113 447, 52 zł. Jej walka o równość nie obejmuje jednak zrównania wieku emerytalnego, ujednolicenia zasad poboru dla kobiet czy równości wobec prawa. Jak przekonywała w kampanii wyborczej, wszędzie tam gdzie samorządy zdobędzie lewica, lekarze będą zmuszani do partycypowania w aborcji bez względu na sprzeciw sumienia.
Byłoby więc smieszno, gdyby nie fakt, że w istocie jest bardzo straszno. Katarzyna Kotula, przez lata polityk pozostający poza światłem jupiterów, wraz z uzyskaniem ministerialnego stanowiska dała się poznać jako jedna z najbardziej radykalnych twarzy rewolucji w naszym kraju.
Chyba nie ma obecnie polityka również zaangażowanego w promocję dzieciobójczej agendy. O lewicowej parlamentarzystce zrobiło się głośno, gdy z mównicy sejmowej zareklamowała aborcję „zrób-to-sam” za pomocą pigułki poronnej. Do dzisiaj na jej koncie na X wisi podpięty post informujący, że „masz prawo przerwać ciążę. To nie przestępstwo” oraz numer, pod którym można zamówić śmiertelne specyfiki. W jednym z postów w mediach społecznościowych zawarła również szczegółową instrukcję „pozbycia się” nienarodzonego dziecka. Swoją niegodziwą działalność prowadzi korzystając z kruczków prawnych, przekonując, że informowanie to nie to samo, co podlegające ściganiu nakłanianie i zachęcanie.
Ale rola tablicy ogłoszeniowej biznesu aborcyjnego nie wyczerpuje zakresu działalności obecnej minister.
Jak przekonywała, głównym celem w obecnej kadencji jest doprowadzenie do legalizacji tzw. związków partnerskich. Do tej pory jej aktywność ograniczała się jednak wyłącznie do pustego pohukiwania i uderzania w koalicjantów, co z coraz większą irytacją zaczął odnotowywać elektorat. Nic więc dziwnego, że w tym tygodniu złożyła rządowy projekt, będący pierwszym krokiem do zrównania prawnego statusu związków osób tej samej płci z małżeństwami.
„Ministra”, wzorem samobójczej taktyki zachodnich feministek, w pełni popiera również agendę transseksualną. W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego złożyła życzenia z okazji Dnia Widzialności Osób Transpłciowych (podobną inicjatywą wykazał się prezydent USA Joe Biden), a u władz TVP interweniowała w sprawie „dyskryminacji osób transpłciowych i interpłciowych”. Spotykała się z homoaktywistami, m.in. z grupy Stonewall, domaga się kneblowania ust przeciwnikom agendy LGBT pod płaszczykiem walki z mową nienawiści.
Tak samo jak w innych działaniach obecnej koalicji, w propozycjach Kotuli nietrudno znaleźć przykłady łamania elementarnych zasad poszanowania polskiego prawa. Publikowanie dzieciobójczych instrukcji, minister tłumaczy rekomendacjami WHO, które nakazują „informowanie o aborcji”. Z kolei za zrównywaniem małżeństw z pseudozwiązkami homoseksualnymi mają przemawiać orzeczenia TSUE.
Zbawienie według Mormonów
Katarzyna Kotula przyszła na świat w 1977 roku w Gryfinie. Kiedy miała trzy lata, jej ojciec wyjechał do Niemiec za chlebem. Zza granicy już nigdy nie wrócił. Matka przez jakiś czas próbowała żyć w Berlinie, ale zdecydowała, że będzie wychowywać dzieci w Polsce. Przyszła polityk próbowała swoich sił w sporcie – trenowała tenis w klubie Energetyk Gryfino pod okiem przyszłego prezesa PZT, Mirosława Skrzypczyńskiego. To tam doszło do wydarzenia, które odbiło się traumą na całym jej życiu. Jak stwierdziła w rozmowie z Onetem, jako 13-latka padła ofiarą molestowania seksualnego ze strony trenera. W wywiadzie przyznała, że ukrywała ten fakt nawet przed najbliższą rodziną, która poznała prawdę na krótko przed udzieleniem wywiadu w 2022 r.
Dzięki staraniom ojca, Kotula wyjechała do USA, gdzie uczęszczała do szkoły średniej w stanie Utah. Kilka lat mieszkała u rodziny konserwatywnych Mormonów, którzy zaczęli traktować ją jak swoją córkę. To właśnie wtedy – jak przyznała – nastąpił moment utraty katolickiej wiary. – Pamiętam, jak zrobiło mi się przykro, że jako katoliczka nie dostąpię zbawienia, o którym mówił kościół mormoński. A potem uznałam, że nie ma jednej prawdziwej religii. Już nie wiedziałam, czy to, co mówi religia katolicka jest prawdą i czy przypadkiem mój tato nie ma jednak racji – powiedziała OKO.press.
W tym miejscu należy dodać, że ojciec Katarzyny Kotuli był niewierzący, a o wychowanie w wierze katolickiej troszczyła się głównie matka.
Wraz z utratą wiary, w USA Kotula doznała „oświecenia” w duchu lewicowego liberalizmu. Nie mogła zrozumieć, jak można odmawiać aborcji z przyczyn społecznych (w sytuacji gwałtu i trudnej sytuacji ekonomicznej) – czegoś, co było w Stanach na porządku dziennym. Jak przekonywała, została feministką w wieku 19 lat, po… orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla, ograniczającego dostęp do dzieciobójczego procederu.
Również od 19. roku życia demonstracyjnie żyje z partnerem bez ślubu. Z kolei już w 1997 roku rozpoczęła swoją współpracę z aborcjonistami. Przed pójściem w politykę nauczała języka angielskiego – w szkole publicznej oraz prywatnie, w rodzinnym Gryfinie. Wraz z życiowym partnerem wychowują wspólnie córkę. W tym kontekście należy wspomnieć spięcie z posłem Tadeuszem Cymańskim, który sam posiada piątkę dzieci. Stwierdziła wówczas, że „liczy się jakość, nie ilość”. Za swoje słowa później przeprosiła.
W 2019 roku współtworzyła partię Wiosna Roberta Biedronia, gdzie pełniła rolę rzecznika prasowego. Bezskutecznie starała się o mandat w Parlamencie Europejskim. Tego samego roku dostała się za to do Sejmu, startując z list SLD, w ramach wspólnego startu partii lewicowych. Po likwidacji Wiosny w 2021 r. przeszła do Nowej Lewicy. 12 grudnia 2023 Sejm X kadencji wybrał ją na urząd ministra do spraw równości w trzecim rządzie Donalda Tuska.
Jeszcze wyżej…
Nic dziwnego, że progresywna „ministra” przyciągnęła uwagę graczy naprawdę z pierwszej ligi. W tym roku, jako jedna z 13 polityków z Europy wzięła udział w inicjatywie „FIELD”, której „twarzuje” była premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern. Wychowanka Szkoły Liderów Światowego Forum Ekonomicznego, ustanowiła w pandemii jedne z najcięższych i najdłuższych lockdownów na świecie. Na forum ONZ domagała się bezwzględnej cenzury przestrzeni informacyjnej, a w 2021 r. magazyn „Fortune” umieścił ją na samym szczycie listy największych przywódców świata. Z rządu odchodziła jednak w atmosferze kryzysu, a nieoficjalnie mówiło się o jej problemach z narkotykami.
Teraz Ardern przewodzi sponsorowanej przez amerykańskie pieniądze inicjatywie, obliczonej przede wszystkim na walkę z odradzającym się „autorytaryzmem i skrajną prawicą”, reprezentowanymi chociażby przez ruch MAGA Donalda Trumpa. Jak przekonują inicjatorzy, przyszłość świata wynikać będzie ze starcia skrajności z dwóch stron sceny politycznej.
Takiej polaryzacji jest również świadoma sama Kotula. W jednym z wywiadów przyznała, że los Polski zdecyduje się w starciu pomiędzy Lewicą a Konfederacją. – Chcemy zatrzymać brunatną siłę faszyzujących facetów, którzy na „patriotyczne” koszulki z Marszu Niepodległości nałożyli marynarki i udają grzecznych chłopców – mówiła.
Wszystko wskazuje więc na to, że „ministra” Kotula, jako przedstawiciel skrajności ma za zadanie przeciągać opinię publiczną oraz wywierać ideologiczną presję na koalicję rządzącą. Niedawne doniesienia o poparciu KO dla projektu o związkach partnerskich – poza plecami PSL – zdają się te przypuszczenia potwierdzać.
Piotr Relich