„O 8 godzinie dyabła z łańcucha spuszczają” – czyli na Wielki Czwartek kilka dobrych rad dla księży
Lud, z któregośmy wyszli, oczekuje od nas uczciwej strawy duchowej. To stanowi istotny nasz obowiązek niedopuszczać trucizny i fałszów pod nasze kochane wieśniacze strzechy. A naogół mówiąc Xsięża mamy więcej wykształcenia i lepiej znamy potrzeby wiosek, niż płatni pismacy gazeciarscy. Pokaż, że nie żyjesz egoistycznie, ani bezmyślnie, ani tylko „od bridża do bridża”, pokaż, że masz oczy otwarte także na ogólne sprawy i potrzeby. Zabieraj głos w pismach publicznych, czy prostując fałsz, czy podając prawdę, czy występując w obronie Kościoła
Ks. Prałat Walery Pogorzelski https://www.prokapitalizm.pl/o-8-godzinie-dyabla-z-lancucha-spuszczaja-czyli-na-wielki-czwartek-kilka-dobrych-rad-dla-ksiezy/
Wspomnienia ks. Walerego Pogorzelskiego pt.: „43 lata w kapłaństwie”, wydane w 1935 roku nakładem własnym autora w Sieradzu, gościły już na łamach PROKAPA. Dwa fragmenty tych wspomnień: „Złoto, inflacja, donosiciele – o czym warto wiedzieć w czasach kryzysów…” i „O Wielkim Kryzysie i o tym, jak władze II RP traktowały Kościół katolicki”, to kopalnia cennych spostrzeżeń kapłana, który doświadczył wielu dziejowych zamętów.
Dużo jest w książce opisanych spraw dotyczących problemów życia religijnego pod zaborami, koegzystencji Kościoła i władzy, relacji między zaborcami i osobami duchownymi, ale także codziennych spraw dotyczących zwykłych ludzi, życia parafialnego, zła i dobra siedzącego w człowieku. Jest też – mimo wielu dziejowych zawieruch – dużo humoru, sporo opisów codziennego życia księdza np. na wiejskiej parafii, relacji z hierarchią i z wiernymi…
Dziś publikujemy fragment wspomnień, w którym ks. Pogorzelski kieruje szereg rad do swoich współbraci w kapłaństwie. Dużo w nich troski o jakość stanu duchownego, niepozbawionych humoru przestróg płynących od kogoś, kto w swoim życiu wiele widział i wiele doświadczył. Sporo z tych rad na pewno warto wziąć sobie do serca, zwłaszcza dziś, w czasie nagonki na osoby duchowne i Kościół katolicki.
Pierwszy dzień Triduum Paschalnego – Wielki Czwartek – to dobry moment na tę publikację, bo właśnie w tym dniu księża są w centrum uwagi. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus ustanowił sakrament kapłaństwa. Zachęcamy do lektury i przemyśleń. Mamy nadzieję, że ten fragment wspomnień ks. Pogorzelskiego spotka się z dużym zainteresowaniem duchownych i z ich życzliwością. Zachowaliśmy oryginalną pisownię.
* * *
Życie moje jako, po 43 latach kapłaństwa, ma się już „ku zachodowi”. Za mego żywota zmarli czterej moi biskupi, wymarli prawie wszyscy XX profesorowie, wymarły setki starszych Xsięży dygnitarzy, proboszczów sąsiadów, wymarło 2/3 kolegów kursowych i tylu bliskich, młodszych księży. Tyle życia kapłańskiego w tylu odmianach mam na oczach. Widziałem wielu, przed kapłaństwem, w początkach i przebiegu tegoż i koniec ich. Znałem rycerzy kart, kieliszka, mamony, niemoralności. Tyle przykładów widzieć, to uczy, to bardzo uczy. To mię skłania do tego słowa „do młodych kolegów”. Ale mam jeszcze i inne tytuły. Byłem wikaryuszem, tyle lat proboszczem, młodych księży wikaryuszów miałem bez mała do czterdziestu. Dwadzieścia dwa lat jestem dziekanem, to jeszcze głębiej wprowadza w intymne strony, zakulisowe okoliczności i bardzo powiększa znajomość ludzi. Życie więc dało mi moc sposobności do obserwacyi i doświadczeń. Z tej skarbnicy przeżyć pare spostrzeżeń i uwag poczerpnę. Zastrzegam, że nie wkraczam w sferę duchownych obowiązków kapłańskich, to zrobiło Seminaryum: ja podaję tu tylko pewne uwagi, dotyczące praktycznej życiowej strony bytowania na parafji.
„Seminaryum practicum” to ważny etap w życiu kapłana. Medyk, prawnik, inżynier, oficer i wszyscy świeżo dyplomowani muszą całą teoryę i zasady zdobyte na studiach przejść praktycznie pod wodzą i ręką doświadczonych fachowców, zanim zajmą samodzielne, odpowiedzialne stanowisko. Taka praktyka trwa parę lat i zawsze jest pełna subordynacyj, karności, uległości i wielu pokrewnych cnót. Ten sam powszechnie w świecie całym przyjęty system stosuje i Kościół i po teoretycznych studiach czeka młodego kapłana „Seminaryum practicum”, nadzwyczajnie mądra instytucya. Gdyś więc na owem „practicum” osiadł, zorjentujże się, żeś tu nie przyszedł na komendanta, a tylko na skromne warunki praktykanta i pomocnika. To zrozumienie sytuacyi uchroni cię od przykrości i wytworzy z punktu zgodne warunki współżycia. Ile tylko mądrego i dobrego zobaczysz z urządzeń u swojego szefa osobiście, czy z kościelno-parafjalnych, sposobów i porządków, czy w ogóle z prac duszpasterskich, ucz się tego i zapamiętaj na przyszłość.
– Około 90% księży pochodzi z wieśniaczego stanu, bądź ze sfer uboższych. Zatem młody ksiądz w swym „practicum” spotyka się bezpośrednio z nowym, całkowicie obcym dla siebie światem. Tu się zetkniesz nie tylko z amboną, konfessyonałem, zdrowymi i chorymi interesantami. Zetkniesz się jeszcze i ze szkołami, szpitalem, z więzieniem, z władzami, urzędami, dworami, nauczycielstwem i ludem. Spotkasz się z księżmi na różnych stanowiskach, klasztorami, szarytkami etc. Ze wszystkimi trzeba żyć i współżyć, zachowywać pełne uprzejmości stosunki, ale nadto i uczyć się od nich wszystkich dodatnich stron, form towarzyskich, zachowania się – wyrabiać się życiowo. Kapłan młody ma zdobyć i przyswoić sobie całą tę zewnętrzną kulturę. To samo na zebraniach, odpustach, zjazdach, przyjęciach, przyglądaj się dobrym wzorom, ucz się wszelkiej ogłady towarzyskiej, przy stole, w salonie i itd. Mało etycznych w mowie czy zachowaniu się księży zbyt rubasznych co się czasem trafiają, za przyjaciół ni towarzyszy nie obieraj. Tylko prostak idzie w życie z rogami, nadętością, arrogancyą, lekceważeniem innych i wciąż „stawia się” każdemu. Tyle tylko wpływu wśród ludzi zdobędziesz, ile posiadasz dyplomacyi życiowej. Te same przymioty duchowe zdobędą ci miłość i harmonję z szefem i całą plebanją, do czego szczególnie jesteś obowiązany. Weź sobie za zasadę i nie wtrącaj się do zarządu służbą kościelną ani parafji, nie wprowadzaj nic nowego do kościoła i nabożeństw, bo to do ciebie nie należy, porozumiewaj się we wszystkim z proboszczem, inaczej zerwiesz harmonję, wyrządzisz przykrość, a stąd mogą pójść dalsze dysonanse. Wogóle pamiętaj, że „seminarium practicum” kończy się dyplomem, opinją, jaka pójdzie o tobie w świat kapłański i do Ordynaryatu; ona już przylgnie do twej osoby na stałe.
Bożek Mamon ma w szeregach naszych dużo czcicieli. Potęga pieniądza jest wielka, więc tem więcej takiego bideusza i goljata, jakim dotąd był młody gimnazista i seminarzysta, ogromnie bierze. To trzeba w sobie stanowczo opanować. Kłótnie o akcydensy to niskie i szkaradne rzeczy. Najgorsze, gdzie dyecezya nie zabezpiecza na starość, ni od wypadków; to winno być wprost narzucone, by nie stawiać Xsiędza w potrzebie ciułania na własną rękę. Przytaczam dyalog, który może niejednego zorientować. Młody X-dz pyta starego X-dza: „W jaki sposób dojść do pieniędzy?”. Na to X-dz starszy: „Chcesz być bogatym? Sposób łatwy: zostań świnią na trzy lata”. X. Młody: „Dlaczego tylko na trzy lata?”. X. Starszy: „Bo potem się przyzwyczaisz i zostaniesz już świnia na całe życie!”. To bardzo mocne, ale jakże prawdziwe! Sknerstwo to wstrętna rzecz w kapłaństwie. Młody kolego bądź oszczędny, bo tak nakazuje roztropność, ale kochaj książkę, czasopisma, gazetę. Bądź oszczędny, ale mieszkaj, jak człowiek i odziewaj, jak kapłanowi przystoi. Bądź oszczędny, ale bądź gościnny, utrzymuj stosunki z Xsiężmi i świeckimi, ratuj biedę w parafji i okazuj pomoc potrzebom katolicko-społecznym. Pieniądz nie jest na to, byś go do grobu zabierał, za żywota więc go użyj po bożemu, pojedź w obręb kraju, czy zagranicę; to ci da wiele satysfakcyi, wykształci, oczy otworzy. – Zaśniedziałych, zapleśniałych, zchłopiałych duchownych mamy ponad potrzebę. Trzeba się przedtem bronić. O wielu można powiedzieć: dobrze, że kościół odpusty ustanowił: gdyby nie to, niejeden pleban nigdyby z domu nie wyjechał –
Poza umiejętnościami ściśle kapłańskimi trzeba jeszcze dużo rzeczy umieć. A więc młody Kolego, w czasie swego „practicum” ucz się wszelkiej społeczności: prowadzenia Akcyi Katol., K.S.M., spółek, kółek, kas, towarzystw, zakładać je, gospodarzyć w nich. Ucz się rolnictwa, pszczelnictwa, ogrodnictwa, medycyny doraźnej. Coś z tego obierz, ukochaj, ono uzupełni ci życie. A jak to głupie myśli odpędza! Księża lekarze są błogosławieństwem okolicy, księża pszczelarze mają zaszczytne imię w dziejach kraju. Ale i ksiądz rolnik czy hodowca, jako najbliżej ludu stojący jest najlepszym pionierem postępu i dobrobytu. Ucz się także i od majstrów: mularzy, cieśli, stolarzy, blacharzy etc. ich umiejętności. A więc zachodź na remonty czy budowle kościoła, plebanji i inne, przypatruj się, wypytuj i ucz. To samo przy malowaniu kościoła, złoceniu ołtarzy, reparacyi organów, układaniu posadzki, kryciu wieży itd. itd. Jakże ci się to wszystko przyda. Gdy z kolei rzeczy sam zostaniesz szefem, nie dasz się oszukać, sam dasz wskazówki, staniesz się dzielnym praktycznym gospodarzem. Wnet cię też i parafja i zwierzchność dyecezyalna oceni. Wybitni księża działacze, budowniczy, społecznicy, których zastęp posiadamy, z Najczcigodniejszym Ks. Prałatem Blizińskim w Liskowie chlubą dyecezyj na czele tylko tą drogą stali się dobrodziejami ludu. Kochaj i gorąco ten lud polski, z któregoś wyszedł, byś i ty także stał się jego i doczesnym i duchowym dobrodziejem.
Wpływ towarzystwa jest bardzo silny. Bądź młody kapłanie szczególnie ostrożny w jego doborze. Dwie rzeczy tu się schodzą: twoja młodość ciągnie cię do życia i ludzi, i ludzie, bądź dlatego, że im twoja pozycya imponuje, bądź dla innych celów, ciągną cię do siebie. Urzędowo z różnej wartości ludźmi przestawać musisz. Ale prywatnie masz wolną rękę. Wybieraj tylko uczciwe, bogobojne domy. Nie pospolituj się bywaniem u byle kogo i tem „za pan brat” z lada kim. Ci, li tylko od grywania w karty, li tylko od kieliszka lub od sprośnych kawałów, ani żadne miejskie drapichrusty, to nie kompanja dla ciebie, ani tez miejskie knajpki to nie twoje miejsce. Ale teraz: Baczność! Różne interesantki młode i koleżanki szkolne, te od pożyczania książek, a nawet te od chóru, czy K.S.M., co pod lada pozorem wdzierają się na wikaryatkę czy prefektówkę – z tem, na dystans!! A pamiętaj, że „o 8 godzinie dyabła z łańcucha spuszczają”, więc zachód słońca kresem tych wizyt być ma! – A jeszcze. Po kuchniach nie przesiaduj, w garnki nie zaglądaj, z domowym frauzimerem bądź zawsze na właściwą odległość. Pod tym względem dom swój poważnie umebluj i bądź raczej surowym władcą. –
Wolny czas, którego często „non est numerus”, zapełnij książką i pismami. Bez tego zostaniesz ruralnym analfabetą w sutannie. Kupuj, wypożyczaj odpowiednie książki, lektura obroni cię przed wielu okazyami, utrzyma na właściwym poziomie, obroni od schłopienia. A z lekturą „inter fratres” jest źle. – Czy tylko czytaniem ma się twoja wielebność zajmować? Dziw, jak mało księży bierze się do pióra. A wszak my kapłani mamy tyle do powiedzenia. Lud, z któregośmy wyszli, oczekuje od nas uczciwej strawy duchowej. To stanowi istotny nasz obowiązek niedopuszczać trucizny i fałszów pod nasze kochane wieśniacze strzechy. A naogół mówiąc Xsięża mamy więcej wykształcenia i lepiej znamy potrzeby wiosek, niż płatni pismacy gazeciarscy. Pokaż, że nie żyjesz egoistycznie, ani bezmyślnie, ani tylko „od bridża do bridża”, pokaż, że masz oczy otwarte także na ogólne sprawy i potrzeby. Zabieraj głos w pismach publicznych, czy prostując fałsz, czy podając prawdę, czy występując w obronie Kościoła. Wszyscy młodzi księża nasi mają cenzus „wyższego wykształcenia”. Mamy nadto tylu akademików i doktorów wśród księży. A bardzo wielu z nich, jak w Ewangelii stoi, trzymają światło pod korcem. Otóż ten piórowstręt u nas jest rzeczą karygodną. Pisma i gazety ludowe i religijne aż proszą o artykuły. A tu nie chce się przysiąść fałdów, nie chce się głowy utrudzić. „Dulce otium” ponad wszystko. O ten „talent zakopany” będzie zawezwany niejeden do porachunku, wszakże to prawdziwe „peccatum omissionis” –
Tyle się o tych „gwoździach do trumny” od starszych księży nasłuchałem, że z lękiem powitałem pierwszego wikarego w Przyrowie w 1905 roku. Odtąd przez 30 lat z nimi pracując, jestem długoletnim profesorem tego „Seminaryum practicum”, mam więc pewne prawo głosu. Otóż z długiej litanji współpracowników tylko z dwoma nie mogłem trafić do ładu. Pozatem ze wszystkimi, stosunki dobrze się układały, dla wielu z nich żywię pełną wdzięczność i najmilsze wspomnienie. Z ich pomocą wiele rzeczy się dokonało, których bym sam nie zdołał.
Wszyscy moi wikariusze, już na samodzielnych stanowiskach, kilku piastuje wybitniejsze posterunki w dyecezyi, utrzymujemy z wielu z nich stosunki. A więc stwierdzam, że instytucyi wikariuszowskiej niema się co lękać. Prawda, że tu i ówdzie pewne tarcia pomiędzy X. wikarym a proboszczem wynikają. Otóż od 20 lat zgórą będąc dziekanem świadczę, że najczęściej winne temu plebańskie „antyfony” i służba kościelna zawsze plotkarsko-donosicielsko nastrojone. Zwłaszcza zaś one „antyfony”, najczęściej z prostaczek-kucharek, na tę godność zaawansowane, przez swoje intrygi bywają wielokrotnie powodem kwasów. Publiczna to tajemnica, że w starszych latach szczególnie (ale bywa i wcześniej!) Xsięża oddają komendę domową bądź dla świętego spokoju, bądź z przyrodzonego safandulstwa. Zachodzi coś podobnego co w domach świeckich: pan i głowa domu idzie „pod pantofel”. Na plebanji bardzo tragicznie taka babilońska niewola wygląda, ale niestety zdarza się i nawet częściej, niż potrzeba. – Podaję receptę na harmonijne pożycie X. wikarego i X. Proboszcza. Dla wikariusza: „Subordynacya, poszanowanie, wysoka uprzejmość, chętne wyręczanie, wyrozumiałość dla starszego wieku, plus dużo serca, bezinteresowność oraz dla służby plebańskiej grzeczność – wszystko w 100%, w najlepszym gatunku, stale stosować”. Dla proboszcza: „Roztropność, dobry przykład, jasne, sprawiedliwe warunki materialne, konsekwencya, wyrozumiałość dla młodszego wieku, dostatni stół, plus dużo serca, pilnowanie uprzejmości służby, nieprzyjmowanie plotek, wszystko w 100%, w najlepszym gatunku, stosować stale”. Ręczy się za dobre wyniki! Przy naszej wysokiej kapłańskiej kulturze duchownej stosowanie tej recepty nie sprawia trudności, idzie „jak z płatka”. Tylko to licho, które w nas siedzi trzeba osiodłać i wziąć w mundsztuk. Ale to znowu jest tysiąc razy lepsze niż wojna, najgorsza ze wszystkich, wojna domowa, która następnie ogarnia parafję i alarmuje dyecezyę. –
O translokatach i awansach słówko ostatnie. Translokaty chętnie witaj; poznasz nowych ludzi, księży, nową okolicę, inne stosunki i sposoby działania. Nowy szef też będzie inną indywidualnością. To już tak życie i okoliczności urabiają człowieka, stroją go w przymioty i przywary, czasem aż w dziwactwa. Z tobą młody kolego to samo się stanie, a nawet, jeśli nie będziesz się specyalnie pilnował, może z ciebie wyrość ciekawy „numer”, co to „ni do Boga ni do ludzi”. Już tacy bywali! –
Ludźmi jesteśmy, więc uznanie władzy to miła i pożądana rzecz; na odznaki i honory każdy był i jest łasy zawsze, nie myśmy to wymyślili. Ma do awansu prawo: oficer, urzędnik, pracownik, ma je i ksiądz. Ani na chwilę nie myśl, że władza o tobie zapomniała. Z dość częstych stosunków z dostojnikami Kuryi wiem, że Kurya śledzi za księżmi, jak dopytuje o nich, ich wartość i przymioty kapłańskie. Co chwila otwiera się jakieś stanowisko do obsadzenia. Kapłanów rozumnych, prawych, godnych wciąż potrzeba, dotąd tu niema nadprodukcji. Pójdziesz w górę i ty, któryś nie alarmował władzy awanturami i śledztwami. Ty przedewszystkiem będziesz brał honory i odznaczenia; same one będą cię szukać, same przyjdą do ciebie. Jeno się trzymaj na wysokim poziomie kapłańskim. A pamiętaj, że, gdyby wypadkiem władze ziemskie czegoś tam nie doważyły, czy nie domierzyły w ocenie twych zasług i wartości, to czeka cię godny kolego cała superabundancya honorów i nagród u twego Mistrza, któremuś się w kapłaństwie poświęcił. –
Ks. Prałat Walery Pogorzelski
Fragment książki ”43 lata w kapłaństwie”, Nakładem Autora, Sieradz 1935