Wolny najmita Anno Domini 2025
Izabela BRODACKA
Większość z nas pamięta lub przynajmniej powinna pamiętać ze szkolnych lektur wiersz Marii Konopnickiej pod tytułem „ Wolny najmita”. Przypomnę jedną zwrotkę tego smutnego wiersza. Pozostałe warto znaleźć w sieci.
Ubogi zagon u nędznej twej chatki
I mokrą łączkę, i mszary, i wrzosy
Obsadzi urząd. .podatki! podatki!
Ty idź do kosy!
Maria Konopnicka podobnie jak większość twórców epoki pozytywizmu wyjątkowo troszczyła się o wykluczonych społecznie, o ludzi na najniższym szczebli społecznej drabiny, którymi byli wolni najmici. Bez ziemi, bez własności, bez środków do życia wędrujący od zagrody do zagrody i wynajmujący się do sezonowych prac. Taka sytuacja była rezultatem uwłaszczenia chłopów w 1864 roku przez cara Aleksandra II. Była to typowa „wolność od” lecz nie „wolność do”. Wolność od pańszczyzny, od zależności od pana, lecz nie wolność do życia. Uwolniony dekretem chłop, pracujący uprzednio pod nadzorem ziemianina oraz jego ekonomów, często nie potrafił poradzić sobie z racjonalną organizacją pracy w zbyt małym na potrzeby rodziny i zbyt nędznym gospodarstwie pochodzącym z nadania, a przede wszystkim z obciążeniami fiskalnymi, które narzucił mu carski ustawodawca. Szybko tracił nawet tę skromną własność użytkowanej przedtem w zamian za odrabianą pańszczyznę ziemi i stawał się całkowicie zależny od niepewnego przecież popytu na pracę sezonową.
Jest to typowy przykład sytuacji gdy walka o czyjeś dobro czy prawa realnie pogarsza jego warunki życiowe. Carski ustawodawca nie bez przyczyny udawał dobrego pana. Najłatwiej jest rządzić ludźmi pozbawionymi z jednej strony własności a z drugiej struktury organizacyjnej, w której mogliby funkcjonować. Gdyby odbierając chłopom opiekę dworu nadano im tyle ziemi, żeby mogli z jej płodów utrzymać rodzinę, dekret uwłaszczeniowy miałby sens, lecz nie było to oczywiście w interesie ziemiaństwa a przede wszystkim w interesie cara.
Zauważmy, że rewolucja proletariacka, która rządzącą klasą nazywała lud pracujący miast i wsi też prowadziła do wywłaszczenia nie tylko wrogów klasowych czyli obszarników i ziemian lecz nawet tych najuboższych, którzy w komunistycznej frazeologii nazywani byli kułakami. Zabierano im bydło i ziarno siewne, przymuszano do wstępowania do kołchozów czy spółdzielni produkcyjnych. Środowisko młodych hunwejbinów, którzy później stali się dysydentami i kontraktową opozycją opisuje Anna Bojarska w powieści z kluczem : „ Czego nauczył mnie August”. Portretuje w niej, co sama potwierdza w jednym z wywiadów, Jacka Kuronia jako Augusta i Adama Michnika jako Gucia. Zgadzając się z Bojarską idę jeszcze dalej.
Po transformacji ustrojowej władzę w Polsce nadal sprawuje– twierdzę – stalinowska grupa interesu. Ludzie, którzy instalowali w Polsce komunizm dbali żeby obsadzić swoimi pełne spectrum postaw i poglądów politycznych. Do opozycji oddelegowali swoją progeniturę a także nawróconych na antykomunizm. W gwarze bezpieczniackiej nazywało się ich odwróconymi. Dbali również żeby własność trafiła wyłącznie w ich ręce. Nie tylko dlatego, że obok pozycji elity władzy mieli być jedyną elitą finansową i kulturalną. Przede wszystkim dlatego, że aby skutecznie rządzić społeczeństwem nie mogli dopuścić do upowszechnienia własności.
Wrogiem i naturalnym przeciwnikiem każdego systemu totalitarnego jest klasa średnia rozumiana jako część społeczeństwa, która radzi sobie dzięki swym talentom pracowitości no i przede wszystkim dzięki posiadanym środkom produkcji czyli dzięki własności. Za czasów festiwalu Solidarności popularne było hasło: „ nie ma wolności bez własności” o którym szybko jednak i celowo zapomniano.
Za rządów lewicy, już po transformacji ustrojowej, wymyślono sobie podatek katastralny jako sposób na pozbawienie ludzi resztek własności. W sprawie tego podatku obowiązywała ścisła omerta, którą udało mi się przerwać dzięki niezawodnemu ojcu Rydzykowi. Moje wystąpienie w programie „ Rozmowy niedokończone” trwało praktycznie całą noc, dzwonili ludzie z krajów w których ten podatek od lat funkcjonował uzupełniając moje wypowiedzi, prawdę mówiąc dzięki nim w czasie tego programu stałam się ekspertem. Omerta została przerwana, w prasie ukazało się wiele materiałów na ten temat, ja sama pisałam do „Naszej Polski”, „ Naszego dziennika” oraz „Ładnego domu” , z którym to pismem regularnie współpracowałam. Tak czy owak projekt podatku katastralnego wówczas upadł i byłam bardzo dumna ze swego udziału w jego „ uwaleniu” . Jak mi powiedział w prywatnej rozmowie premier Olszewski dopytywano go w ministerstwie, kim jest to wstrętne babsko które uwaliło taki wspaniały projekt.
Podatek katastralny w swojej teoretycznej wykładni ma przeciwdziałać nie wykorzystywaniu posiadanych nieruchomości, na przykład gromadzeniu ziemi traktowanej jako lokata kapitału. Od tego podatku zawsze wprowadzało się różne ulgi, na przykład przed wojną z podatku zwolnieni byli rolnicy. Dla mnie był to sygnał, że postkomunistyczna nomenklatura nie będzie tego podatku płacić, natomiast uderzy on w najbiedniejszych w emerytów którzy pragną zachować swe mieszkanie dla wnuków czy w rodziny wielodzietne mieszkające we własnym domu. Oficjalny argument projektodawcy – emeryci będą zmuszeni swoje mieszkania czy domy tanio sprzedać, a kupią je rodziny wielodzietne to oczywista bzdura i myślenie życzeniowe – na opłacenie podatku katastralnego przy jego realnej stopie stać byłoby tylko najbogatszych i oni skupialiby w swoich rękach nieruchomości.
Reszta, czyli my wszyscy należałaby do kategorii wolnych najmitów. Nad podatkiem katastralnym pracują znowu w najgłębszej tajemnicy obecne władze. Wnioski są chyba oczywiste. Innym sposobem pozbawiania obywateli własności ma być przywrócenie zniesionego przez PiS podatku spadkowego dla pierwszej grupy spadkobierców, to znaczy zstępnych zmarłego. Rodzina, której nie będzie stać na opłacenie wysokiego podatku spadkowego będzie zmuszona mieszkanie czy dom sprzedać i dołączyć do armii klientów państwa czyli współczesnych wolnych najmitów.