Czy jest sens głosować przeciwko Trzaskowskiemu? – To dla takich wątpiaczków…

Filip Obara: Czy jest sens głosować przeciwko Trzaskowskiemu?

Filip Obara https://pch24.pl/filip-obara-czy-jest-sens-glosowac-przeciwko-trzaskowskiemu/

Jesteśmy jak wyrośnięte dzieci w wielkim domu dziecka. Brak nam ojców narodu i duchowych pasterzy. Łudzi się nas rzekomym wpływem na bieg wydarzeń, ale w rzeczywistości możemy tylko opuścić tę ponurą placówkę i spróbować żyć na własną rękę, mając świadomość, że macki „dyrekcji” nadal mogą nas dosięgnąć. Byśmy byli prawdziwie wolni i rządzili się samodzielnie, musimy obalić dyrekcję i zburzyć dom dziecka. Ale na to nie mamy obecnie sił. Jest nas za mało. Zbyt wielu jest otumanionych, zastraszonych lub obojętnych. Z tego powodu kluczowe jest, aby zdać sobie sprawę o co naprawdę toczą się obecne wybory…

===============================

Idąc za tą dystopijną wizją – która niestety trafnie opisuje naszą społeczną rzeczywistość – widzimy, że nasz Wielki Dom Dziecka (miejsce, gdzie nie traktuje się nas jak dojrzałych obywateli, zdolnych do decydowania o sobie) jest podzielony na dwie zantagonizowane sekcje. Każda z nich ma swojego wszechwładnego dyrektora. Obaj dyrektorzy pałają do siebie nienawiścią i głośno kłócą się na dziedzińcu w obecności mieszkańców, ale wiedzą, że nie mogą za bardzo podkopywać nawzajem swojej władzy, bo to dałoby przewagę utrzymywanym w ryzach „podopiecznym”.

Wyobraźmy sobie, że nagle w jakiejś szopie za płotem Wielkiego Domu Dziecka garstka zapaleńców organizuje płomienny wiec i zachowuje się tak jak, jakby już zaraz miała powiesić na latarni obu dyrektorów, obrócić w pył betonowy dom – który był więzieniem, choć drzwi miał zawsze otwarte – a na jego gruzach zbudować wspaniałe osiedle domków jednorodzinnych dla ludzi wolnych, dumnych i zakorzenionych w 1000-letnim dziedzictwie zmartwychwstałego cudownie narodu. Brzmi pięknie. Ale Zapaleńcy mają za mało sympatyków. Nie mają broni, ani żadnych innych narzędzi w ręku. Tylko wydmuszkę rzekomego wpływu na bieg wydarzeń.

Tymczasem w domu dziecka trwa „święto demokracji”, a jego mieszkańcy mają do wyboru: albo utrzymać dwuwładzę nienawidzących się (być może na pokaz?) dyrektorów. Albo dopuścić, by stronnictwo jednego z nich przejęło pełnię władzy. Wiedzą, że obaj są źli i obaj pragną utrzymania mentalnej niewoli, ale jednak mają pewne „za” i „przeciw” do zważenia na szali…

A teraz na poważnie. Jest faktem, że zmęczenie duopolem osiągnęło rekordowy poziom. To dobrze. Ale jest to zmęczenie głównie emocjonalne, nieprzekładające się na konkretne struktury społeczne i polityczne, które byłyby w stanie wyprzeć dawny układ. No, chyba że Grzegorz Braun zawarł jakieś tajne porozumienie z wojskiem i służbami i zamierza dokonać zamachu stanu, by przywrócić w Polsce praworządność. Ale to włożyłbym jednak między bajki.[Choć miłe. md]

Stając zaś na gruncie rzeczywistości, musimy zdać sobie sprawę, że przełamanie zabetonowanego układu to długotrwały proces, w którym sukces nie zależy od stężenia politycznych emocji, ale od ugruntowania świadomej i męskiej elity zdolnej do przejęcia władzy i zapobieżenia chaosowi, który nastałby, gdyby nagle kolonia międzynarodowych sił o nazwie Rzeczpospolita Polska wyszła przed szereg i zechciała rządzić się sama.

Powiedzmy sobie szczerze, nie jesteśmy w takim momencie dziejowym i być może przez najbliższe kilkanaście czy kilkadziesiąt lat nie będziemy. Możemy jedynie zmieniać akcenty, gdyż na zmianę systemu po prostu nie mamy siły. Jeżeli ktoś się łudzi, że może być inaczej, to popada w utopijne myślenie, za co najbardziej zapaleni politycy antysystemowi też częściowo ponoszą odpowiedzialność. Tymczasem realny wybór to – niestety – znów wybór pomiędzy PO i PiS-em – pomiędzy dwoma apodyktycznymi dyrektorami Wielkiego Domu Dziecka.

Jest jednak pewna różnica. Obecne rządy PO są inne niż poprzednie. Od 2007 do 2015 roku „POlszewicy” kręcili swoje zwyczajne „wałki”, wyprzedawali polską infrastrukturę, obsadzali stołki itd. Natomiast nie ruszali kwestii obyczajowych. Obecne rządy PO są inne, ponieważ ta bezideowa partia ewidentnie płynie na fali ogólnoświatowej radykalizacji wojującej lewicy. Widzieliśmy to już w Stanach Zjednoczonych, gdzie po dojściu duetu Biden-Harris do władzy kraj zalała fala nielegalnych imigrantów, a rodzice stracili poczucie, że mogą bez strachu wysłać dzieci do szkoły. Co najważniejsze, kraj się walił, a władza nie zajmowała się realną polityką, tylko wdrażaniem agendy ideologicznej.

To samo robi obecnie rząd Tuska. Zachowują się tak, jakby byt państwa polskiego i narodu polskiego (gdyby oczywiście im na tym zależało) zawisł nie na silnej gospodarce, wolności i dobrobycie obywateli, nie na bezpieczeństwie i ładzie moralnym, ale na tym, czy uda się zdeprawować jak najwięcej dzieci rozbudzając je przedwcześnie do perwersyjnej seksualności i czy uda się zamordować jak najwięcej dzieci, które nie zdążyły się jeszcze narodzić.

To, co u jednych jest priorytetem i punktem honoru, to dla drugich jest – mimo wszystko – „tylko” kompromisem. Na tym polega różnica. Konkretna różnica. Policzalna.

Bo jeżeli Tusk osiągnie samodzielne rządy, mając swój własny „długopis” w Belwederze, to praktyka spowoduje większe zniszczenia moralne i pochłonie więcej ofiar składanych na ołtarzu bożka tzw. „praw reprodukcyjnych”. Jeżeli natomiast wbijemy Tuskowi klin w postaci prezydenta wetującego najbardziej radykalne ustawy, to oczywiście wciąż będziemy daleko od ideału, ale jednak szkody będą pomniejszone.

Tusk przełamał status quo i nie jest to już tylko partia cyników i złodziei w białych rękawiczkach, tylko sojusz, który chce unurzać Polskę w ścieku najgorszych zwyrodnień ideologicznych, które – z wiadomym skutkiem – przerabiał już Zachód. Mamy więc z jednej strony otwartych rewolucjonistów (PO), a z drugiej obłudników, którzy budując kapitał na podpinaniu się pod retorykę „bogo-ojczyźnianą”. I, czy nam się to podoba, czy nie – ci drudzy muszą się trochę bardziej miarkować.

PiS popiera zabijanie nienarodzonych – ktoś powie. Tak, niestety. Samo to sprawia, że ekskomuniki powinny posypać się z góry do dołu, łącznie z Szefem Partii i Głową Państwa, którzy bynajmniej nie odżegnują się od zgniłego kompromisu aborcyjnego. Ale mimo wszystko jest różnica. To, co u jednych jest wstydliwie pudrowanym ekscesem (próba wprowadzenia przez Niedzielskiego „prawa” do zabijania na podstawie papierka od psychiatry), to dla drugich jest oczkiem w głowie i sztandarem walki politycznej. W liczbach bezwzględnych, myślę jednak, że – mimo wszystko – więcej dzieci umrze za rządów Tuska.

To chyba ma znaczenie, skoro i tak mówimy o wyborze pomiędzy dżumą a cholerą?

Obłuda jest jeszcze bardziej godna nienawiści i pogardy, niż otwarte łajdactwo. Tak, to też prawda. Ale pamiętajmy, że decyzje polityczne podejmujemy nie pod wpływem uczuć (choćby najsłuszniejszych), ale pod wpływem rozumu.

A coś się zmienia na naszych oczach. Z jednej strony radykalizację obozu Tuska dostrzegają nawet zatwardziali antysystemowcy, jak Korwin, który jasno dał do zrozumienia, że należy głosować przeciwko Trzaskowskiemu (pytanie jak zachowa się Mentzen?). Z drugiej strony mamy wypowiedź Trzaskowskiego, który włącza się do chóru „światowej demokracji”, stwierdzając, że wysoki wynik Grzegorza Brauna jest… „niepokojący”.

Tak, jest niepokojący. I dobrze, bo widać, że duopol zaczyna obawiać się reakcji obywateli. Dlatego tym bardziej nie należy dać teraz satysfakcji jednej ze stron tego układu, tym bardziej, że jest ona bardziej zradykalizowana, a jej wyborcy nie narzucają jej takich ograniczeń, jakie mimo wszystko bardziej konserwatywny elektorat PiS-u narzuca swoim politykom.

Jest jeszcze jeden aspekt. Skoro władza w III RP jest jako taka władzą niesprawiedliwą, to lepiej żeby była wewnętrznie podzielona, niż skonsolidowana. Celem tego systemu jest szkodzenie Polakom i jeżeli ta władza traci energię na walki kogutów na POPiS-owym ringu, to zostaje jej mniej na gnębienie obywateli.

Oddając w drugiej turze głos przeciwko Trzaskowskiemu, mamy świadomość, że bierzemy ten system na przeczekanie, żeby zyskać czas na dalsze dojrzewanie żywiołów antysytemowych. Nawet jeżeli takiemu wyborowi towarzyszy uczucie odrazy (w pełni zrozumiałe), to jednak tym razem mamy odrobinę realnego wpływu na to, czy będzie tylko źle – czy jeszcze gorzej.

Filip Obara