Gdzie Rzym gdzie Krym ? O tupecie owsikoidalnych.

Gdzie Rzym gdzie Krym ? O tupecie owiskoidalnych.

Izabela BRODACKA

Na dużej, szczytowej ścianie budynku na konstancińskim osiedlu Grapa namalowano mural, który w założeniu miał prezentować czy reklamować miasto Konstancin-Jeziornę. Autorem tego „dzieła” jest architekt Tytus Brzozowski, twórca innych murali, które przedstawiają, jak na architekta przystało, różne budynki, budowle i formy architektoniczne. Murale Brzozowskiego powstały, między innymi, w kilku miejscach w Warszawie. Podobny do nich jest też mural konstanciński. Są na nim budynki, które autorowi wydały się typowe, symboliczne, po prostu najważniejsze dla historii i współczesności Konstancina-Jeziorny. Jest na nim pałac w Oborach, odrestaurowana Stara Papiernia ( tak naprawdę Stara Szmaciarnia bo Stara Papiernia była w Mirkowie, parę kilometrów dalej), kilka willi konstancińskich i skolimowskich oraz Tężnia Solankowa. Układ graficzny tego muralu ma formę starego dębu, symbolu Konstancina. Na dole jest Wisła i kilka maleńkich postaci ludzkich, archaicznych i rachitycznych. Nie ma na nim żadnego konstancińskiego kościoła.

To dziwne i paradoksalne, ponieważ mural znajduje się w bliskiej odległości od Ronda Jana Pawła II, a na terenie gminy jest pięć kościołów. Najstarszy 300 letni, barokowy kościół. jest w Słomczynie. Skolimowski, neogotycki kościół, uroczo posadowiony wśród starych sosen jest wykorzystywany w filmach i serialach przy nagrywaniu ceremonii ślubnych. Kościół konstanciński, zaprojektowany przez Józefa Piusa Dziekońskiego ma piękną ceglaną fakturę murów. Kościół w Mirkowie jest nierozerwalnie związany z fabryką papieru. W niej właśnie wyprodukowano papier, na którym napisano tekst Konstytucji 3 Maja. Ten fakt zapewnia mu znaczące miejsce w historii. W Klarysewie jest mały, bardzo ładny kościół o architekturze modernistycznej. Wszystkie one są ważnymi ośrodkami kultu religijnego i mają istotne znaczenie dla tradycji i historii Konstancina-Jeziorny. 

Pięć kościołów i żaden nie znalazł uznania w oczach i umyśle twórcy konstancińskiego muralu? Dlaczego!? Odpowiedź na to ważne pytanie znajdziemy w życiorysie i na stronach mediów społecznościowych Tytusa Brzozowskiego. Pan Tytus zachęcał w nich do głosowania na “kandydata wykształconego, inteligenta, który zna języki obce” i krytykował „innego kandydata, który ma złą przeszłość”.

Pan Brzozowski jest poza tym wielbicielem Owsiaka i systematycznie wspiera jego orkiestrę ofiarowując swoje obrazki na licytację. Zatem w Konstancinie realizowana jest doktryna Nitrasa, czyli trwa opiłowywanie katolików. Tym razem opiłowywanie katolików ma formę nowoczesnego, konstancińskiego muralu pomijającego bardzo ważną część historii, kultury, tradycji i teraźniejszości miasta, w którym w zdecydowanej większości mieszkają katolicy.

Autor muralu z pewnością będzie argumentował, że „Hа вкус и цвет товарищей нет” co się tłumaczy „de gustibus non disputandum est”. Ostatecznie jesteśmy dziedzicami cywilizacji łacińskiej. Inaczej mówiąc, że jest to jego wizja autorska i jego wolny wybór obiektów.

Ale tak nie jest. Murale sporządza się na ogół na czyjeś zamówienie i tak było tym razem. To władze Konstancina-Jeziorny zamówiły tę pracę u pana Tytusa i zapłaciły za nią nie z własnych pieniędzy lecz z pieniędzy podatnika. To one ustalały formę i treść tego “dzieła”. One je ostatecznie zaakceptowały. Ergo – to nie jest wolny wybór autora. Gdyby pan Tytus namalował swój mural, a później, podobnie jak malarze obrazów, szukał dla niego nabywcy na wolnym rynku, byłoby to zupełnie co innego. W sytuacji z jaką mamy do czynienia, zarówno autor, jak i inwestor dokonali określonych wyborów. Wyborów fałszujących prawdę o konstancińskiej rzeczywistości, naszej kulturze, tradycji, historii, naszej tożsamości i miejskim krajobrazie.

Swego czasu z pewnym znajomym domalowaliśmy krzyże na sylwetkach kościołów umieszczonych na znakach drogowych. Na następny dzień ku naszemu zdumieniu wszystkie krzyże zostały zamalowane. Powtórzyłam tę action directe w okolicach Drohiczyna z innym znajomym. Zagapiliśmy się, podjechał radiowóz i otoczyli nas dzielni chłopcy radarowcy. Byli bardzo mili – zamiast wystawić nam mandat albo wręcz nas aresztować wdali się z nami w ideologiczną dyskusję. Było to po 1989 roku i zachowywano wówczas pozory wolności. Otóż zdaniem chłopaków nie umieszcza się na znakach drogowych krzyża katolickiego bo znaki drogowe są własnością wszystkich i każdy może traktować taki anonimowy kościół jako swój. W okolicach Drohiczyna żyje wielu prawosławnych, więc jak twierdzili chłopcy monopol krzyża rzymsko katolickiego byłby dla nich krzywdzący. Przypomniałam im, że nawet Leszek Kołakowski twierdził, że jeżeli traktuje się wszystkie religie jako równowartościowe oznacza to, że nie mają one w naszych oczach żadnej wartości, że stają się folklorem.

olklor jednak też rządzi się określonymi prawami. Jeżeli ma być prawdziwym folklorem jest ściśle regionalny, nie może być uniwersalny. To tak jakbyś przywiózł dziewczynie znad morza na pamiątkę kierpce, a z doliny Pięciu Stawów w Tatrach bursztynową broszkę.

„ Ale przecież obecnie tak jest” argumentował jeden z policjantów i zapewniał, że widział bursztyny sprzedawane na arabskim suku. Rozstaliśmy się w najlepszej zgodzie. Zamiast mandatu otrzymaliśmy pouczenie, a z oczywistych przyczyn nie upieraliśmy się przy swoich racjach. Chłopcy przyznali, że otrzymali od komendanta niezwykle odpowiedzialne zadanie pilnowania znaków drogowych przed wandalami, którzy je niszczą domalowując na wieżach kościołów katolickie krzyże. Jakoś nie zauważyłam, żeby ktoś z równą determinacją pilnował ścian kamienic czy kolejowych płotów przed wandalami (a może artystami) malującymi na nich graffiti.

Dzisiaj poleciłabym chłopcom wspaniałą książkę Pawła Lisickiego pod tytułem „ Mit starszych braci w wierze” choć wątpię czy zrozumieliby jej przesłanie i zrezygnowaliby z bezmyślnego powielania ideologicznych schematów. Polecam ją wszystkim. Jest bardzo ciekawa, rzetelna, oparta na bogatych źródłach i upewniająca nas, że Rzym to nie Krym.