Po kiego diabła zwołano Sobór Watykański II? Polemika
Autor: CzarnaLimuzyna, 28 listopada 2025

Jeden z Czytelników nie zgodził się (niestety bez uzasadnienia) z tezami wygłoszonymi przez Pawła Lisickiego w rozmowie z Janem Pospieszalskim. Po ostatnim z komentarzy postanowiłem odpowiedzieć w formie oddzielnego wpisu.
CzarnaLimuzyna: Skoro już Pan przyznał, że odsłuchał do końca, odpowiem. Moją odpowiedź podzielę na dwie części. W pierwszej zajmę się cytatem, który Pan w takim zapale przytacza. Zrobię wiwisekcję w kontekście tych ponad 50 lat, które minęły od czasu wypowiedzenia tych słów przez Pawła VI, a gwoli dokładności ponad 60 lat od czasu powstania “Nostra aetate”. Po tak długim czasie nie tylko można, ale trzeba poznawać po owocach /Mt 7:15-20/.
W drugiej części postaram się rozwiać Pana wątpliwości, a potem postawię sam kilka zasadniczych pytań. Jeżeli traktuje Pan poważnie poruszone kwestie, proszę na nie odpowiedzieć.
Część pierwsza
Odnosimy wrażenie, że przez jakąś szczelinę wdarł się do Kościoła Bożego swąd szatana. Jest nim zwątpienie, niepewność, zakwestionowanie, niepokój, niezadowolenie, roztrząsanie. Brak jest zaufania do Kościoła Świętego, natomiast darzy się zaufaniem pierwszego lepszego świeckiego proroka, wypowiadającego się za pośrednictwem prasy lub przemawiającego jako przedstawiciel jakiegokolwiek ruchu społecznego, propagującego formuły „prawdziwego” życia.
Niezadowolenie, roztrząsanie, a potem zwątpienie i związana z nim diabelska pokusa polegała ona na aggiornamento czyli dostosowaniu nauki Kościoła do realiów współczesnego świata. Oczywiście nie wiem, co miał na myśli Paweł VI, ale tak właśnie opisuje ówczesny stan psychiczny i duchowy oraz tak właśnie wyglądają z dzisiejszej perspektywy – wczorajsi i dzisiejsi ojcowie moderniści.
Jan XXIII zwołując Sobór Watykański II stwierdził, że jego celem ma być: “… głównym jego celem jest odnowa Kościoła, sposobu nauczania i życia chrześcijańskiego w aktualnej rzeczywistości. Tę odnowę określił terminem „aggiornamento”, co rozumiał jako „dostosowanie” do aktualnej sytuacji i aktualnych wyzwań, uwspółcześnienie sposobu nauczania Kościoła oraz uaktualnienie życia i nauki Kościoła”./link/
Przypomnę, że z „aggiornamento” wynika dzisiejsza praktyka konieczności ciągłego reinterpretowania niezmiennego depozytu wiary, tj. nauki Chrystusa, oraz reformowania życia religijnego zgodnie z wymogami czasów w celu skutecznego spełniania przez Kościół misji ewangelizacyjnej. /PWN/
“Papież wyjaśnił przy tym, że Sobór zwołano nie dla potępienia błędów, ale po to, by językiem zrozumiałym i w obliczu nowych wyzwań i potrzeb przedstawić nauczanie i życie Kościoła, by Sobór stał się wydarzeniem nie tyle doktrynalnym, ile duszpasterskim i pastoralnym. /tamże/
“Ważną rolę odegrali też eksperci, przywiezieni przez przywódców skrzydła postępowego lub zaproszeni przez papieża. Byli wśród nich twórcy „nowej teologii”, jeszcze niedawno odsądzanej od czci i wiary, tacy jak Marie-Dominique Chenu, Jean Daniélou, Henri de Lubac, Karl Rahner, Yves Congar, Edward Schillebeeckx czy Johannes Willebrands. Nie tylko doradzali w czasie obrad, ale też prowadzili wykłady w rzymskich kościołach dla ojców soboru” /link/
Oficjalny, dzisiejszy opis pasuje więc jak ulał do tego fragmentu cytatu: “Brak jest zaufania do Kościoła Świętego, natomiast darzy się zaufaniem pierwszego lepszego świeckiego proroka, wypowiadającego się za pośrednictwem prasy lub przemawiającego jako przedstawiciel jakiegokolwiek ruchu społecznego, propagującego formuły „prawdziwego” życia”.
Utrata zaufania do Kościoła spowodowała sięgnięcie, i dziś już to wiemy, po ekspertów, heretyków, świeckich teologów – modernistów, a nawet po przedstawicieli religii antychrysta. I tak właśnie opisywał to Lisicki oraz inni katoliccy historycy i publicyści m.in. Grzegorz Górny.
Nie myśli się przy tym, że my te formuły już posiadamy. Naszą świadomość opanowało zwątpienie. Ono wtargnęło poprzez okno, które wolno było otworzyć tylko dla światła. Krytykę i zwątpienie wywołała wiedza, której celem winno być ukazanie prawdy. Wiedza nie powinna nas oddalać od Boga, lecz uczyć nas, jak Go szukać, by móc Go lepiej chwalić. (…) Również i w Kościele panuje klimat niepewności. Należało sądzić, że po Soborze słońce zajaśnieje nad Kościołem. Zamiast słońca mamy chmury, burze, ciemności, szukanie, niepewność. Mówimy o ekumenizmie, a codziennie coraz bardziej rozdzielamy się. Tworzymy przepaście, zamiast je zasypywać! Jak mogło to nastąpić? Sądzimy, że spowodowała to nieprzyjazna moc. Jej imię to szatan, owa tajemnicza istota, o której wzmiankuje św. Piotr w swoim liście (1 P 5, 8-9)
Część druga
Pana ostatni komentarz brzmi: “Skrytykowałem to co usłyszałem – gdzie Pan widzi błąd? Czy cytat „Odnosimy wrażenie, że przez jakąś szczelinę, wdarł się do Kościoła Bożego swąd (dym) szatana. Jest nim zwątpienie, niepewność, zakwestionowanie, niepokój, niezadowolenie, roztrząsanie. Brak zaufania do Kościoła. Natomiast darzy się zaufaniem pierwszego lepszego świeckiego «proroka» wypowiadającego się przy pomocy prasy lub przemawiającego w jakimkolwiek ruchu społecznym i żąda się od niego formułek dla prawdziwego życia!” jest nieprawdziwy?
Odsłuchałem do końca. Pan przyjmuje za słuszne kwestionowanie przez Lisickiego nauki Ojców Soboru i Papieża? Wie Pan jak to jest definiowane w katechizmie KK? Kto ma rozstrzygać co jest nauką Kościoła a co nie jest i dlaczego pan Lisicki (czy przywołani przez Lisickiego)?”.
CzarnaLimuzyna: Nie widzę żadnego błędu w przytoczonym cytacie, lecz dostrzegam brak refleksji mogącej zawrzeć się w pytaniu – Po co był sobór Watykański II? Po co Kościołowi po 2 tysiącach lat ta nagła fanaberia nasączona zwątpieniem, niepewnością, zakwestionowaniem, niepokojem, niezadowoleniem, roztrząsaniem – czego – jeżeli nie było błędów? I przez kogo? Część nazwisk już padło, a przy okazji pojawia się kolejne pytanie – co mają Żydzi i żydzi do teologii, liturgii i pracy duszpasterskiej katolicyzmu? Kto wpadł na pomysł zapraszania do konsultacji B’nai B’rith?
Odpowiadając na kolejny wątek: Lisicki nie kwestionuje tradycji i nauki Kościoła katolickiego, ale rzeczywiście mówi o bzdurach i herezjach soborowych i posoborowych, a jest to nietrudne dla osoby, która korzysta z rozumu i kanonów wiary. To pozwala zauważyć, że Sobór naruszył ciągłość nauczania Kościoła katolickiego czyli przerwał łączność odwiecznego magisterium Kościoła z aktualną narracją Klubu dyskusyjnego którym stał się współczesny Watykan.
A teraz pięć pytań do Pana:
- Ile jest prawdziwych religii na świecie?
- Czy Żydzi, Rzymianie oraz inni ludzie w wymiarze ponadczasowym byli i są Bogobójcami?
- Czy zasada wolności religijnej w sensie równouprawnienia wszystkich religii ma sens?
- W jakim celu jest prowadzony dialog międzyreligijny?
- Co jest świętego i prawdziwego w religiach antychrysta powstałych po Chrystusie i przeciw Niemu oraz czy ich powstanie było inspirowane przez Ducha Świętego?
______________________________________________________
Część nieobowiązkowa, ale wskazana dla pełnego zrozumienia problemu: Korzenie Dnia Judaizmu, “Nostra Aetate” i wyłączenia Żydów z misji ewangelizacyjnej
Wolnomularstwo było tą ścieżką, którą dotarł do papieża Jules Isaac dzięki prezydentowi Vincentowi Auriol (miłośnikowi Izraela, vide: rocznicowa wizyta w Izraelu, w 1958 r.). Kto był pośrednikiem ze strony bractwa kielni i cyrkla? Ten sam chyba, kto późniejszym egzekutorem postulatów magistra historii z Lyonu, czyli kardynał Augustyn Bea, niemiecki jezuita mający jeszcze sprzed wojny przyjaźnie z kręgu najstarszej loży żydowskiej B’nai B’rith. W każdym razie, gdy papież wyraził wstępne zainteresowanie „pomysłami” magistra Isaaca z Lyonu – kardynał Bea był tym, któremu zlecono „dalsze prace”.
Potem już było z górki. Przed Vaticanum II zapoczątkował „dialog” Światowy Kongres Żydów 1) ustami swego prezydenta, Nahuma Goldmanna, próbując wmusić swojego „obserwatora” na sobór, Chaima Wardiego z Ministerstwa Religii Izraela. Tak podały izraelskie gazety. Goldmann zaprzeczył mówiąc, że nie zrobiłby tego, bo przecież wiedział, że gośćmi i obserwatorami soboru mogli być wyłącznie chrześcijanie i to mający specjalne zaproszenie watykańskiego Sekretariatu Stanu.
W sposób oczywisty było to testowanie nieprzyjaciela i jego zmiękczanie. Kula śniegowa herezji toczyła się, czasem zatrzymując się, czasem przyspieszając. Na końcu pierwszego etapu jej drogi był czwarty punkt Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich (Nostra aetate) – dotyczący stosunku chrześcijaństwa do Żydów i judaizmu. W opinii wielu katolików było to wdarcie się zgorszenia w obręb Tradycji.
Był rok 1965, dwa lata po śmierci żydowskiego nauczyciela gimnazjalnego jego misja dobiegła końca, dzięki dawnym, niemieckim rodom rabinackim, „ekumenicznym” luteranom, braciom kielni i cyrkla oraz powojennej międzynarodówce socjalistycznej. I tak oto nawa Kościoła zaczęła nabierać wody. Jak Costa Concordia.
A byli tacy, co ostrzegali, i to nawet podczas Vaticanum II (88 głosów przeciw Nostra Aetate) – mówiąc, że to nie chodzi o żaden dialog, lecz o zwykły monolog, za wysłuchanie którego trzeba będzie w dodatku słono zapłacić – gotówką i erozją depozytu wiary.