Imigracja. Czy pogańska Europa da się zabić? A może popadnie w nowe barbarzyństwo? [Ależ to nie pogaństwo!]

pch24.pl/imigracja-czy-poganska-europa-da-sie-zabic

Jak Europa poradzi sobie z problemem migracyjnym? Wiele wskazuje na to, że bardzo źle – i nie chodzi tylko o dalszą inercję i zgodę na to, by ludność z Afryki i Azji napływała na kontynent bez żadnych ograniczeń.

Bezbożne europejskie społeczeństwa nie mają żadnych zahamowań – mordują dzieci, promują bezwstyd, rozwijają handel ludźmi. Kiedy poczują, że mają nóż na gardle – czy nie będą gotowe odrzucić ideologię multikulti na rzecz jakiegoś nowego barbarzyństwa?

Z Polski wydalony został Senegalczyk, który zachowywał się obscenicznie nad stawem w Katowicach; o sprawie piszą wszystkie media, tak, jakby chodziło o coś ważnego lub interesującego. Zachowanie imigranta nie powinno jednak szczególnie szokować po wielu latach czytania doniesień o modus vivendi przybyszów do Europy Zachodniej.

To, co w całej tej sprawie najciekawsze, to informacja dotycząca wcześniejszych spotkań Senegalczyka z polską państwowością. Jak podała Straż Graniczna, mężczyzna został zatrzymany już w listopadzie 2023 roku. Stawiał opór, zastosowano wobec niego przymus. Otrzymał ostatecznie polecenie opuszczenia Polski i całej w ogóle Strefy Schengen, którego jednak nie wykonał. Co więcej, jak podała Straż Graniczna, podczas czynności „cudzoziemiec nie współpracował, nie podpisywał dokumentów, nie odpowiadał na pytania, obnażał się i zachowywał obscenicznie”.

Ta sytuacja mówi wiele o procedurach, jakie są w Polsce stosowane: nielegalny imigrant zachowuje się skandalicznie, ale nikt się tym specjalnie nie przejmuje; wydaje mu się nakaz, który nie jest jednak skutecznie egzekwowany. Senegalczyk być może nie zostałby w ogóle ponownie zatrzymany, gdyby nie jego wizyta w katowickim stawie. Teraz imigranta w Polsce już nie ma: został zatrzymany, zawieziony na lotnisko i odesłany do swojego kraju. Proszę zwrócić uwagę: jak wiele wysiłku i czasu włożyło państwo polskie, by uporać się z jednym imigrantem! I z jak dużymi trudnościami proceduralnymi wiązała się cała sprawa!

Te same problemy, jakkolwiek w jeszcze większej skali, dotykają innych krajów europejskich. Zaledwie kilka dni temu czytałem o pozornie zaskakującej sytuacji z Dolnej Saksonii w Niemczech, gdzie policjanci próbowali doprowadzić na lotnisko nielegalnego imigranta. Ten zachowywał się jednak agresywnie: jednego z funkcjonariuszy uderzył pięścią w twarz, drugiego ugryzł w rękę. Trafił w efekcie do aresztu, ale następnie… wypuszczono go na wolność. Lokalny urząd ds. migracyjnych uznał, że na gruncie niemieckiego prawodawstwa w sytuacji, w której imigrant stawia opór w obliczu deportacji – można polecić mu, by wrócił do przydzielonego mu wcześniej ośrodka dla migrantów.

To dwie zupełnie różne sprawy; nie wiadomo też, jaką drogą do Polski trafił nieszczęsny Senegalczyk, a jaką do Niemiec agresor z Dolnej Saksonii. Jest jednak coś, co je łączy: słabość procedur i generowanie wysokich kosztów dla społeczeństwa. Nie ma przy tym powodu, by śmiać się z Niemców i absurdów ich prawa. Nie wiadomo, jak radziłaby sobie Polska, gdyby była poddana tej samej presji migracyjnej, co RFN. Ostatecznie do nas nielegalni migranci przedzierają się głównie z Białorusi, co więcej traktując Polskę raczej jako teren, który należy przejść, a nie ten, gdzie chcą pozostać. A przecież mimo wszystko pod wieloma względami okazujemy się prawnie całkowicie bezbronni: wystarczy przypomnieć, że kilka tygodni temu Wojewódzki Sąd w Białymstoku przyznał rację nielegalnym migrantom z Afganistanu i Etiopii, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu przekraczając zaporę graniczną z Białorusią. Skarżyli się w sądzie na Straż Graniczną i w ocenie sądu – formalnie mieli rację…

Drobne incydenty, śmieszne sprawy, lokalna nieudolność… Z setek tysięcy takich spraw składa się jednak europejski dramat migracyjny; a wszystkie te pozornie niezwiązane sprawy łączy jedno – polityczny paradygmat, który utrzymuje granice państw zachodnich zasadniczo otwartymi na stałą i masową penetrację przez ludność Afryki i Azji. Wiele miast i miasteczek krajów Europy Zachodniej – od Niemiec, przez Francję aż po Wielką Brytanię – jest w znacznej mierze zdominowanych przez ludność napływową. Ten problem narasta z miesiąca na miesiąc i z roku na rok. Wystarczy powiedzieć, że do Republiki Federalnej Niemiec tylko w tym roku przyjechało już ponad 150 tysięcy ludzi domagających się azylu – i lwia część z nich w tym kraju zostanie, legalnie czy nie. Do tego należy doliczy liczbę imigrantów ściąganych przez wcześniej osiadłych w tym kraju krewnych na podstawie prawa o łączeniu rodzin. W ostatnich latach to zwykle ponad 100 tysięcy osób rocznie.

W Niemczech rodzi się rocznie niespełna 700 tysięcy dzieci. Rosnąca część z nich to dzieci imigrantów. Jak będzie wyglądać struktura etniczna RFN za trzydzieści lat? A jak Francji? Jak Polski?

Można oczywiście mieć nadzieję, że Europa poradzi sobie z wyzwaniem wieloetniczności i wypracuje pokojowy model współżycia. Wydaje się jednak, że taka nadzieja jest głęboko nieracjonalna; ludność napływowa będzie podejmować próbę kształtowania rzeczywistości społeczno-politycznej zgodnie ze swoimi ideami, które są głęboko sprzeczne zarówno z ideami katolickimi, jak i z dominującymi dziś ideami liberalnymi. To musi prowadzić do poważnych i brutalnych konfliktów. Takie konflikty jak na razie wybuchają tylko rzadko: ostatnio oglądaliśmy jeden z nich w Anglii, gdzie po zamordowaniu przez imigranta kilku małych dziewczynek duża grupa rodowitych Anglików manifestowała swoją wściekłość. Protesty [to nie “ekscesy”, redaktorku.. md] tej grupy zostały dość szybko opanowane przez aparat siłowy państwa. Spodziewam się jednak, że tego rodzaju wydarzenia i ten sposób ich rozwiązywania nie będzie bynajmniej ponawiany w nieskończoność.

Starzy Europejczycy są w coraz większej mierze wrogo nastawieni do nowej ludności. Można mówić o powoli rodzącym się podskórnym wrzeniu. Dlaczego ulubioną piosenką imprez niemieckiej młodzieży jest przeróbka starego hitu techno, gdzie śpiewa się o wyrzuceniu imigrantów z Niemiec? Jeszcze kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Dziś jest inaczej. Budząca się nienawiść do przybyszów jest trzymana na uwięzi przez dominującą kulturę liberalną, a jeżeli wybucha, jak w Anglii, jest szybko tłumiona; ale ze względu na narastającą infiltrację Europy przez przybyszów z Afryki i Azji nie da się tego w tej sposób utrzymywać w nieskończoność. Prędzej czy później – to wybuchnie. Czy w ulicznych demonstracjach? A może raczej w radykalnych odpowiedziach politycznych, do których Europejczycy są przecież zdolni, co w historii pokazywali już wielokrotnie?

Za problemy, które stwarzamy nieudolną polityką migracyjną, przyjdzie zapłacić. Obawiam się nie tylko tego rachunku, który wystawią gotowe do dzikiej przemocy grupy imigrantów; obawiam się również rachunku europejskiej polityki. Przez setki lat ludzkie okrucieństwo trzymało w ryzach chrześcijaństwo. Dziś nie ma już tego zabezpieczenia: Europą rządzą poganie, którzy przyzwalają na dzieciobójstwo, homoseksualizm i handel ludźmi (patrz: in vitro i surogacja). Idee „praw człowieka”, poszanowania ludzi wszystkich ras i kultur nie mają dziś w Europie żadnej boskiej sankcji; zależą od widzimisię kolektywu politycznego.

Gdy ten kolektyw poczuje, że ma nóż na gardle – a chyba zaczyna już tak myśleć – może odrzucić te idee precz, biorąc się za takie rozwiązanie problemu migracyjnego, jakie będzie nacechowane jednym kryterium: skutecznością.

Proszę się nad tym dobrze zastanowić: «światła elita» obywatelska Belgii albo Holandii kocha wszystkich ludzi, ale jeżeli dorastające w jej łonie nienarodzone dziecko zagraża jej dobrobytowi, idzie do równie «światłego» lekarza, który je po prostu morduje. Oboje wiedzą, co robią: zabijają człowieka, bo to dla nich wygodne i opłacalne. Ta sama obywatelka i ten sam lekarz mogą kochać wszystkich imigrantów, ale jeżeli będzie ich tak wielu, że zaczną zagrażać ich dobrobytowi – czy jesteśmy przekonani, że po prostu się z tym pogodzą i będą szanować ich prawo do samostanowienia, wolności a nawet życia? Być może – jeżeli polityczna lewicowa ideologia ich do tego zmusi; ale jej trwałość, jak sądzę, może być ograniczona, a w cieniu nie kryje się bynajmniej autentycznie prawicowa, czyli katolicka alternatywa oparta na odbudowie siły własnej chrześcijańskiej cywilizacji – tylko świeckie, jakby lustrzane odbicie lewackiej ideologii; czyli jakieś nowe europejskie barbarzyństwo.

Paweł Chmielewski

==================

mail:


To nie ma NIC  wspólnego z pogaństwem.
Do takich krajów pogańskich jak Japonia, Chiny, Indie, kraje arabskie 
NIKT nie ucieka.
Tutaj uciekają, bo są tu kraje mimo wszystko chrześcijańskie, i 
nierozumnie gościnne.
Zresztą “Ojciec Święty” Franciszek wzywa, by migrantów przyjmować.