13.07.2015. https://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=15905&Itemid=63
Z książki ZIMNE SŁOŃCE. Dlaczego katastrofa klimatyczna nie nadchodzi. F. Vahrenholt i S. Luning,, str. 265 inn.
wyd. Aletheia 2012 http://www.aletheia.com.pl
[Ważna książka, bo ujawnia kłamstwa i oszustwa IPCC z pozycji ministra , i to niemieckiego. Ukazuje, dokumentuje rolę zmian NATURALNYCH, szczególnie cykli słonecznych i oceanicznych. W IPCC panika.. Tylko tłumaczenie koszmarne… MD]
Od 1990 roku IPCC wydał cztery raporty zawierające prognozy temperatur. Dlatego wydaje się zasadne porównanie prognozowanego kształtowania się temperatur z realnie mierzonymi krzywymi (rys. 73 w oryg. md). Prognoza temperatury w pierwszym raporcie z 1990 roku była zarazem najbardziej agresywną ze wszystkich opublikowanych dotąd przez IPCC. Temperatury realne plasowały się niemal w 100% poniżej prognozy uważanej za najbardziej prawdopodobną. W 2000 roku nożyce rozwarły się zupełnie, kiedy w realnym świecie ocieplenie się skończyło, a krzywa prognozowana dalej dzielnie strzelała w górę [rys. 73 w oryginale md].
W związku z tymi ewidentnymi rozbieżnościami w kolejnym raporcie z 1995 roku zdecydowanie zredukowano prognozowane temperatury. Nieco w tym jednak przesadzono, tak że tym razem średnia prognoza drugiego raportu o sytuacji klimatycznej plasowała się na ogół poniżej poziomu realnie mierzonych temperatur. Następnie, w trzecim raporcie IPCC z 2001 roku, znów założono, że nastąpi znaczne ocieplenie. Przez pierwsze lata prognoza sprawdzała się całkiem nieźle. Mierzone temperatury mieściły się w zakresie przewidywanym przez IPCC. Jednakże od 2004 roku realne wartości przez większość czasu plasowały się wyraźnie poniżej prognozowanego trendu. Prognoza ocieplenia sformułowana w raporcie z 2007 roku bardzo nieznacznie odbiega od prognozy z poprzedniej wersji i w związku z tym cierpi na tę samą przypadłość. Przez to, że w pierwszej połowie XXI wieku nie odnotowujemy ocieplenia, już po krótkim czasie pojawiła się rozbieżność między prognozą a realnymi wartościami pomiarowymi .
Staje się jasne, że żaden z tych modeli nie chce się sprawdzać. Już po kilku latach trzeba zastępować prognozy innymi i dostosowywać je do rzeczywistości. Żaden z modeli nie dowiódł dotąd, by był w stanie przedstawić wiarygodną prognozę. Żaden nie przewidział, że od 2000 roku ocieplenie nie będzie postępowało. Pół biedy, gdyby obecny brak ocieplenia miał zostać nadrobiony w kolejnych latach i wahania temperatury mieściłyby się w ogólnym trendzie rosnącym. Na to jednak nie wygląda, ponieważ zarówno aktywność słoneczna, jak i wewnętrzne cykle klimatyczne wykazują trend zniżkowy. Rozbieżność stanie się więc jeszcze większa, a prognozy będą coraz bardziej odbiegać od rzeczywistości.
Nasuwa się pytanie, jak coś takiego mogło przydarzyć się IPCC. Co poszło nie tak? Znaczny wzrost temperatur od późnych lat siedemdziesiątych do 1998 roku najwyraźniej tak bardzo przeraził naukowców, że po prostu ekstrapolowali ten wzrost ocieplenia na daleką przyszłość. Uszło przy tym ich uwagi, że mieli do czynienia ze stromo idącą w górę krzywą 60-letniego cyklu PDO [oceaniczny md] i że również po chwilowym spadku aktywność słoneczna wzrosła znów znacznie w latach siedemdziesiątych XX wieku (rys. 23 i 24). Nie zorientowali się, że gwałtowne ocieplenie było cyklicznym przypadkiem szczególnym, a nie stanem normalnym.
Wraz z osiągnięciem punktu kulminacyjnego przez PDO około 2000 roku widmo ocieplenia minęło, a temperatury przestały rosnąć. Dramatyczny spadek aktywności słonecznej oznacza, że w nadchodzących latach nastąpi faza ochłodzenia, którego CO2 nie zdoła zrównoważyć.
Czas uproszczonych prognoz klimatycznych IPCC minął. Już w najbliższym raporcie 2013/2014 IPCC musi się ostatecznie pożegnać ze swoimi rosnącymi liniowo prognozami. Trzeba je będzie zastąpić krzywymi o bardziej dopracowanym przebiegu, które uwzględnią trendy rosnące oraz spadkowe i które mają źródło w różnych nakładających się na siebie naturalnych cyklach. Dwutlenek węgla nadal jest integralnym elementem tego równania klimatycznego. Jednakże musi zrezygnować z dominującej roli, którą mylnie mu przypisywano.
W zamian stanie się teraz równoprawnym partnerem wśród wielu czynników klimatotwórczych, których wspólne oddziaływanie od milionów lat wywierało decydujący wpływ na sytuację klimatyczną Ziemi. Człowiek wiele może i z biegiem czasu znacznie zmienił świat. Jednak nie powinniśmy się przeceniać i sądzić, że nagle jesteśmy w stanie odebrać moc naturalnym siłom i procesom.