Andrzej Juliusz Sarwa
Tuman krwawej mgły (11) (fragment powieści)
Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html
Księżniczka de Lamballe
Dzień 3 września 1792 roku niczym szczególnym nie różnił się od innych dni… przyjaciółka królowej, księżniczka de Lamballe została stawiona przed trybunałem ludu, składającym się z kilku łotrów, a zebranym w stróżówce więzienia La Force, w którym to więzieniu ją przetrzymywano. Trybunał chciał zmusić ją do strasznej podłości, do wyparcia się tego wszystkiego, w co wierzyła, co ceniła i co kochała. Odmówiła. Nie chciała zaprzysiąc nienawiści do rodziny królewskiej. Zgodziła się tylko na przysięgę lojalności wobec wolności i równości. Oświadczyła jednakowoż, że nie dba o to, czy umrze wcześniej, czy też później i że gotowa jest poświecić swoje życie. Więc sąd zarządził, by wyprowadzono ją
na dziedziniec… wiadomo po co… Bo tu czekał już lud. A ów lud chciał jej śmierci. A tych, którzy się rzucili na ofiarę, było trzynaścioro. A byli to najstraszniejsi kaci La Force. A ich nazwiska to: Jean-Pierre Gonard, Jean-Gratien-Alexandre Petit-Mamin, Pierre Renier, zwany Grand-Nicolas, Claude-Antoine Bodot, Jean-Nicolas Bernard, Michel Marlet, Antoine-Victor Crappier, François-Baptiste-Joachim Bertrand, Pierre Laval, François La Chèvre, Simon-Charles-François Vallée, Jacques Laty, i wreszcie stara megiera i straszna diablica o imieniu Angélique Voyer.
A publika składała się z marsylczyków, straży narodowej, sankiulotów, brutalnych i lubieżnych kobiet, dzikich dzieci – cynicznego, bezlitosnego zidiociałego tłumu, który nie znał łaski.[1] Pijany dobosz Charlat uderzył księżniczkę w czoło, zachwiała się, a tłum rzucił się na nią. Ktoś ciął ją szablą w głowę, strącając kapelusz, drugi cios naruszył oko. Trysnęła krew, plamiąc ubranie, księżniczka osunęła się na ziemię i chciała tak pozostać, lecz zbrodniarze nie pozwolili jej na to, znęcając się dalej nad bezbronną ofiarą. Zemdlała w ramionach dwóch mężczyzn, którzy w końcu rzucili ją na stos zwłok.
Potem otrzymała następny cios, po którym już się nie podniosła, ale zdawało się, że żyła nadal, co jeszcze bardziej rozjuszyło tłum pijany winem i oczadziały krwią.
Niektórzy świadkowie opowiadali, że motłoch znęcał się nad ciałem księżniczki przez około cztery długie godziny. Bestie w ludzkich skórach rozszarpały zębami jej piersi, ktoś wyciął włosy łonowe wraz ze skórą i zrobił z nich sobie sztuczne wąsy, a gdy próby ocucenia ofiary spełzły na niczym, bo przecie inaczej być nie mogło, siekano ją szablami, kłuto pikami, a potem rozpruto ciało od szyi po łono. Jakiś łotr wyrwał jej wnętrzności, którymi obłąkańcy się poowijali. Obywatel nazwiskiem Charlat rozciął jej piersi, wydarł i zatknął na kiju serce, które potem ponoć jadł inny obywatel, Petit-Mamin, który się tym przechwalał, a jeszcze inny łajdak, niejaki Grison, chłopiec od rzeźnika nożem odciął jej głowę, którą
nadziano na pikę i obnoszono triumfalnie. Czy opętańcy gwałcili umierającą albo już nieżywą? A właściwie to, czemu by nie? Czego by mieli sobie żałować? Kto lub co mogło ich powstrzymać? Ale tego nie wiadomo na pewno, wiadomo tylko, że aby
zmarłą jeszcze bardziej pohańbić, murzyn Delorme i Petit-Mumin pluli na zwłoki…
A potem niosąc głowę na pice i wlokąc nagie ciało, czy może raczej to, co zostało z niego, te krwawe strzępy, ruszyli w stronę królewskiego więzienia w Temple.
Po drodze zahaczyli jeszcze o oberżę, gdzie na blacie bufetu położyli głowę zamordowanej i domagali się od właściciela, by pił z nimi za jej zdrowie i zdrowie królowej. Odmówił. Wtedy zmusili go, by wspiął się na stos trupów zalegających owo miejsce i wołał: Niech żyje Naród! Biedak uszedł z życiem. A potem ruszyli w dalszą drogę. Aż na koniec dotarli przed królewskie więzienie. Według świadectwa jednego z miejskich komisarzy dwaj mężczyźni ciągnęli nagiego, bezgłowego trupa, a dotarłszy na miejsce, złożyli go u stóp przedstawiciela władzy, wymachując przed jego twarzą piką, na której zatknięta była głowa Madame de Lamballe. Jakiś inny łotr, który trzymał w garści wnętrzności zabitej, co rusz dotykał nimi piersi komisarza, potrząsając przy tym wielkim nożem, który dzierżył w drugiej ręce. A jeszcze jakiś inny trzymał solidny drąg, do którego, niczym chorągiew był przytwierdzony fragment płótna pobrudzonego krwią i błotem. Jeden z obywateli pochwalił się, że zjadł kawałek serca księżniczki i że nigdy nie jadł czegoś tak pysznego, a na dowód pokazał, że usta wciąż ma poplamione jej krwią. Na koniec wydobył z kieszeni włosy, które jej wyrwał i zachował jako trofeum.[2]
Niektóre głosy domagały się, aby Maria Antoinette podeszła do okna, po czym inni oświadczyli, że jeśli się nie pokaże, to sami do niej pójdą, by zmusić ją do pocałowania głowy księżniczki…
Dzień 3 września 1792 roku niczym szczególnym nie różnił się od innych dni, które rodzina królewska po nieudanej próbie ucieczki z Francji spędzała w więzieniu Tour du Temple, dawnej twierdzy templariuszy, w którym król Filip Piękny więził i skąd powiedziono na śmierć ostatniego wielkiego mistrza tegoż zakonu Jacquesa de Molay.[3]
Godziny snuły się wolno, szare i smutne, mimo pięknej letniej pory, ale tylko do momentu, gdy z zewnątrz jęły dobiegać krzyki rozszalałego tłumu, groźne, straszne.
Strażnik zamknął okiennice.
– Nie podchodź tu, pani – powiedział do królowej.
– Dlaczego? Co tam się dzieje?
– Właśnie, co? – ozwał się król.
– Jeśli musisz wiedzieć, panie, próbują ci pokazać głowę Madame de Lamballe.
– Co? – blednąc, krzyknęła Maria Antonina.
– Odciętą głowę, zatkniętą na pikę, głowę najbliższej twojej przyjaciółki, księżniczki de Lamballe…
Na szczęście królowa zemdlała i nie zobaczyła ni głowy, ni resztek sponiewieranego ciała…
=-====================
Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:
https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html
[1]La princesse de Lamballe Marie-Thérèse-Louise de Savoie-Carignan, sa vie – sa mort (1749-1792), par M. de Lescure [François Adolphe Mathurin de Lescure], Paris 1864, p. 343.
[2]The Last Days of Marie Antoinette, from the french of G. Lenotre, by Mrs. Rodolph Stawell, Philadephia-London 1907, pp.34, 43-55, 186.
[3]1243-1314.