Mamy to! Ale nadal jesteśmy 1,78 kroku nad przepaścią…
Filip Obara pch/mamy-to-ale-nadal-jestesmy-1-78-kroku-nad-przepascia

W wyborach prezydenckich AD 2025 walka była zacięta, a strona rządowa nie cofała się przed żadnym bezeceństwem, by przechylić szalę na swą korzyść i pchnąć Polskę w przepaść. Ale pamiętajmy, że od tej przepaści dzieli nas zaledwie 1,78 punktu procentowego!
Kampania wyborcza wyniosła na powierzchnię nieprawdopodobną ilość mętów społecznych i pokazała, że pogarda i poczucie wyższości to jedyne, czego możemy oczekiwać od zakompleksionych pseudo-elit z serduszkami w klapach.
Przebieg minionej kampanii wyborczej jest dowodem na to, że nastąpiła w Polsce zasadnicza różnica jakościowa. Na plus. Zasługę za to przypisałem (w pierwszej części wyborczego podsumowania – link na końcu) zjawisku społecznemu, jakim jest Konfederacja oraz Krzysztofowi „Stańczykowi” Stanowskiemu. Ale czy w Polsce faktycznie będzie lepiej? To już trudniejsze pytanie. Żeby było – to strona szanująca porządek naturalny i kochająca Ojczyznę musiałaby zrozumieć, jak dała się zapędzić w kozi róg…
Nienawiść z serduszkiem w klapie
Jest to podsumowanie społeczne, dlatego z ulgą zrezygnuję z omawiania nienawiści, którą zieją elity polityczno-medialne, a przejdę od razu do tej, która niczym bezbrzeżne szambo wybiła w społeczeństwie – przede wszystkim w internecie, gdyż nie każdy miał odwagę, by wyrażać swoje poglądy patrząc innym prosto w oczy.
Pisząc o agresji, z jaką zwolennicy Koalicji Chlorku Potasu reagują na patriotów i katolików, wyróżnię kilka punktów opisujących ten problem:
1) Nieuzasadnione poczucie wyższości.
Jak powiedział prof. Jerzy Vetulani: „Nie poznawaj ludzi po stopniach czy tytułach. Jest wielu wybitnych ludzi wśród robotników czy sprzątaczek i wielu idiotów wśród profesorów”.
I tak, niczym mantra powracają co parę lat dane, które pokazują, że ludzie z wyższym wykształceniem głosują na postkomunistyczną wierchuszkę, której celem jest zniszczenie polskich obyczajów narodowych, przetrącenie społeczeństwu kręgosłupa moralnego i wprowadzenie nas na „europejskie” salony, w których zbrodnię nazywa się prawem, a zło dobrem.
Pozowanie Kingi Gajewskiej z workiem ziemniaków stało się wręcz symbolicznym wyrazem pogardy, jaką zakompleksione pseudo-elity żywią dla tzw. przeciętnego Polaka. Podczas kampanii mogliśmy obserwować naszych znajomych, ludzi z wyższym wykształceniem, nauczycieli szkolnych i akademickich, tych, którzy powinni tworzyć polskie elity i którzy powinni rozumieć, co służy dobru wspólnemu. Tymczasem lwia część tych ludzi nie tylko głosowała na Rafała Trzaskowskiego, ale i dawała reszcie świata do zrozumienia, że tylko on zapewni „powagę” naszemu państwu, natomiast po drugiej stronie są ciemnota, zaścianek, faszyzm itd.
2) Przyznawanie sobie prawa do agresji…
Trudne do policzenia byłyby te wszystkie naparzanki, w których wyborcy Trzaskowskiego uznawali, że sami mają prawo wulgarnymi słowami obrzygiwać drugą stronę, natomiast – gdy ktoś odpowiedział im twardo i nie wdając się w bezsensowne dyskusje – to nagle zmieniali front i wznosili lament, że „wy, straszni prawicowcy, używacie argumentów ad personam”, choć sami nie podawali żadnych argumentów poza wyzwiskami pod adresem Karola Nawrockiego.
3) … i odmawianie drugiej stronie prawa do reakcji.
Jest to stała zasada lewicowego modus operandi. Oni, w swoim mniemaniu, działają w imię jakiejś bliżej nieokreślonej wyższej racji i dlatego w ich wydaniu agresja, nie tylko słowna, jest uzasadniona. Natomiast my – ludzie normalni, którzy uznają obiektywny porządek rzeczy – powinniśmy odpowiadać „kulturalnie”, czyli de facto siedzieć cicho.
Lewicowość jest zaprzeczeniem rozumu
W sensie historycznym możemy oczywiście mówić, że wybito nam elity, więc mamy takie, jakie mamy, a w związku z tym – czego oczekiwać od reszty społeczeństwa. Ale to nic nie wyjaśnia.
Bezpośrednia przyczyna leży gdzie indziej i można podzielić ją na dwie kategorie: moralną i poznawczą. Po pierwsze, nasze wybory polityczne są często podyktowane po prostu tym, jak żyjemy, a osoby o lewicowym światopoglądzie próbują usprawiedliwiać swój niemoralny styl życia aspirowaniem do grona „światłych” progresywistów (pisałem o tym w tekście Co wybory polityczne mówią o naszej moralności?).
Bardziej pierwotna jest druga przyczyna – poznawcza.
Lewicowy światopogląd opiera się na dwóch błędach intelektualnych: subiektywizmie i pozytywizmie prawnym. Dla lewicowca nie istnieje żaden obiektywny porządek, któremu ma moralny obowiązek się podporządkować. Nie ma prawa naturalnego. Nie ma porządku natury. Natomiast całe prawodawstwo jest uznaniowym dziełem człowieka. Ponad prawem państwowym czy międzynarodowym nie ma żadnego innego prawa.
Lewicowiec (a może raczej lewak) to człowiek z zasady niezdolny do rozumnego postrzegania obiektywnej rzeczywistości. To człowiek, który przekreślił samą nawet zdolność rozumu do odkrywania prawdy i do poznania jako takiego. Dla lewaka wszelkie rozumienie rzeczywistości nie opiera się na odczytaniu tego, co realnie istnieje oraz tych praw, które realnie obowiązują w sposób nadrzędny wobec prawa stanowionego, lecz na abstrakcyjnych konstruktach intelektualnych.
Ten brak zdolności poznawczych sprawia, że zwolennicy Koalicji Chlorku Potasu są niezdolni do odróżniania faktów od propagandy. Stają się polem do nieograniczonych manipulacji ze strony rządu, służb i mediów. Choćby uzyskali nie wiem ile dyplomów i przeczytali nie wiem ile książek, to popełniając ten podstawowy błąd (odrzucając rozum jako władzę duszy i narzędzie obiektywnego poznania), nigdy nie staną się zdolni do krytycznej refleksji.
Praktycznie cała kampania Trzaskowskiego oparta była na jego zręcznych kłamstwach na każdy temat oraz na oczernianiu głównego kontrkandydata. Strona rządowa nie cofnęła się nawet przed bezprawną prowokacją ABW, która zainspirowała nagonkę i w ostateczności sprokurowanie listy niezweryfikowanych, naciąganych bądź wprost kłamliwych zarzutów pod adresem Karola Nawrockiego. Każdy średnio rozgarnięty człowiek na pierwszy rzut oka widział, że to śmierdzi. Ale nie lewak. Bo lewak nie postrzega obiektywnej rzeczywistości. Nie myśli samodzielnie. Nie poddaje informacji krytycznej ocenie. Lewak przypisuje wybrane fakty do szablonów myślowych, które mu wpojono. Jeżeli pasuje – to prawda. Jeżeli nie – to kłamstwo i należy zacząć pluć i bić na oślep. Wiem, trochę upraszczam, ale właśnie z takim rodzajem agresji mieliśmy do czynienia.
Normalność zapędzona do narożnika
Last but not least… bardzo wiele o stanie społeczeństwa polskiego w drugiej dekadzie XXI wieku powiedział nasz stosunek do rozdmuchanej sprawy ustawek kibicowskich, w których brał udział Karol Nawrocki.
Ujawnił się przy tej okazji istotny podział. Z jednej strony mamy Polaków – znów, w pewnym uproszczeniu – którzy wolą mężczyznę z krwi i kości, który, jak trzeba potrafi dać po gębie i obronić słabszego. Z drugiej tych, do których przemawia wymuskany laluś, który z ciepłym uśmiechem bryluje na salonach. W tej kwestii absurdalne zarzuty celnie punktował Sławomir Mentzen, wskazując, że Nawrocki w młodości brał udział w ustawkach, co jest co najwyżej dowodem, że potrafi po męsku stanąć do walki, natomiast potem zajął się innymi (bardziej odpowiednimi dla poważnego dorosłego człowieka) sprawami – zrobił doktorat, został dyrektorem muzeum i prezesem IPN.
Czy naprawdę staliśmy się aż takimi mazgajami i mięczakami, że bardziej razi nas to, że ktoś w młodości brał udział w dobrowolnych bójkach niż to, że po drugiej stronie stoi obślizły patologiczny kłamca bez kręgosłupa, który co dwie godziny zmienia poglądy i proponuje politykę szkodliwą dla dobrych obyczajów Polaków?
Światowa lewica od kilku dekadach pierze nam mózgi fałszywym przekonaniem, że przemoc jako taka jest zła. Do tego dochodzi cała pedagogika wstydu i wmawianie nam, że Kościół i cywilizacja białego człowieka to instytucje z natury zbrodnicze. I kolejny element – wpojenie nam błędnego przekonania, że należy szanować każdy pogląd. Otóż nie, nie należy szanować błędu i kierować się jakąś szczególną kurtuazją względem osób, które publicznie propagują błąd ze szkodą dla państwa, społeczeństwa bądź jakiejś określonej grupy społecznej, np. dzieci.
Przy okazji tych wyborów mieliśmy do czynienia ze zwyczajowym szantażem, którego ukoronowaniem jest tupeciarskie powoływanie się na… Ewangelię. Lewacy wprost lubują się w cytowaniu (bez zrozumienia) wyrwanych z kontekstu cytatów w rodzaju „nadstaw drugi policzek” czy „nie sądźcie, byście nie byli sądzeni”. Osobiście usłyszałem zarzut, że „wyśmiewam się z przegranego”, gdy udostępniłem mem na temat „dwugodzinnego prezydenta”. Musiałem tłumaczyć, że to polityka, twarda gra, walka z ludźmi, którzy w normalnym państwie zostaliby osądzeni za zdradę stanu i powieszeni.
Czas na coming out… konserwatystów
Kim jest konserwatysta? To człowiek, który uznaje obiektywny porządek naturalny i prawo naturalne. To człowiek, za którym stoi rzeczywistość, ponieważ ma na tyle pokory, żeby ją przyjąć bez dyskusji. Jeżeli z prawa moralnego wynika coś, co nie jest na moją korzyść – to czuję się w obowiązku zmienić swoje postępowanie, a nie tworzę jakichś konstruktów umysłowych mających usprawiedliwić moje błędy. Jeżeli urodziłem się mężczyzną, to jestem mężczyzną i stoję przed wyzwaniem wypracowania pozytywnej identyfikacji z własną płcią. Konserwatyzm to normalność. Te dwa słowa to de facto synonimy.
Konserwatyzm nie jest jedną z „opcji” światopoglądowych i nie może być równouprawnienia pomiędzy konserwatyzmem a liberalizmem, tak jak nie może być uprawnienia pomiędzy prawdą a błędem. Tolerancja oznacza znoszenie zła, a nie usunięcie kategorii moralnych w imię promowania „różnorodności”. Za nami stoi prawda, nie dlatego, że ustawiliśmy się w kręgu jakiegoś lepiej wykształconego środowiska, ale dlatego, że – mówiąc Norwidem – mieliśmy pokorę, by uklęknąć i zaczerpnąć ze źródła.
Dlatego nie musimy się przed nikim tłumaczyć, dlaczego jesteśmy normalni i dlaczego popieramy kandydata (nawet na zasadzie mniejszego zła), który zapewni mniejszą szkodę na naszych – opartych na normalności – obyczajach narodowych. Nie jesteśmy żadnymi homofobami czy ksenofobami, lecz zachowaliśmy zmysł moralny i to jest nasza zaleta, a naszą zasługą i dowodem wysokiego morale jest to, że wciąż (choć już w niewielkim stopniu) jesteśmy zdolni do ostracyzmu społecznego wobec osób promujących zło, choćby w postaci zaburzeń psychicznych na tle seksualnym i płciowym.
Zboczeńcy obnoszą się w Polsce z przekonaniem, że muszą „wyjść z szafy”, ale spójrzmy prawdzie w oczy. To my daliśmy się zamknąć w szafie. To my zgodziliśmy się na zostawienie religijności w kruchcie. To my godzimy się na to, żeby normalność była zrównywana z aberracją i to my daliśmy sobie wmówić, że nie możemy używać przemocy przeciwko tym, którzy nam zagrażają.
Znajomy wykładowca akademicki napisał jakiś czas temu na Facebooku, że jako człowiek „spokojny i nieruchawy” jest „nieskłonny do manifestacji i publicznych protestów”, ale gdyby w Polsce miał wydarzyć się wariant rumuński, to „chyba nie usiedzi”. Gdy to przeczytałem, pomyślałem, jak bardzo daliśmy się zastraszyć i wpędzić w poczucie wstydu; jak bardzo staliśmy się bierni i niezdolni do reagowania na zło; jak zamknięto nam usta frazesami o szacunku i dialogu, podczas gdy zło należy zwalczać, a nie z nim dialogować.
Dlatego – w konkluzji tego podsumowania – dochodzę do przekonania, że czas milczenia się skończył. Nie znaczy to oczywiście, że należy w przypływie entuzjazmu wyjść na ulicę, by spalić się jak raca przy pierwszej lepszej potyczce. Nie. Mamy być roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie i nie podkładać się przeciwnikowi partyjniactwem albo pruderią. Mamy być ponad wojną plemienną, a naszą największą bronią są rozum i przekonanie o tym, że stoi za nami wyższy i niezmienny porządek. To jest nasza przewaga. Nie bójmy się odwoływać do podstawowych pojęć, które kompromitują ideologów. To jest grunt, na którym nasz przeciwnik nie ustoi, bo zbudował swoje pozycje na piasku, a utrzymuje się wyłącznie siłą manipulacji i instytucjonalnej przewagi państwa, które zbuntowało się przeciwko Bogu i Jego prawu. Ale w dyskusji i w praktyce życia społecznego musimy podejmować rękawicę i zacząć przechodzić do ofensywy. W przeciwnym wypadku ani się obejrzymy, a nie będzie już czego ratować i nie będzie już nawet… mniejszego zła.
Filip Obara
Podsumowanie polityczne:
Ależ to była kampania! Najwięksi wygrani – Grzegorz Braun i Krzysztof Stanowski