Napór na granicę nie słabnie. A pedały u Nycza „bzykają się na chwałę Bożą?”

A pedały u Nycza „bzykają się na chwałę Bożą?

Na granicy polsko-białoruskiej coraz bardziej niespokojnie. Na
granicę napierają już nie niewielkie grupy, ale potężne, ponad
trzytysięczne watahy – jak to miało miejsce na zamkniętym
przejściu granicznym w Kuźnicy Białostockiej. Spędzeni tam przez
białoruskie wojsko egzotyczni turyści prezydenta Łukaszenki –
jako że na terytorium Białorusi znaleźli się na podstawie wiz
turystycznych – próbują sforsować graniczne zasieki, których z
polskiej strony pilnują funkcjonariusze Straży Granicznej, policji
i żołnierze – w sumie około 15 tys. ludzi, którzy mają do
upilnowania 180-kilometrowy odcinek. Zdarza się tedy, że tu i
ówdzie jakaś grupka się prześliźnie, a nawet – że dotrze poza
obszar objęty stanem wyjątkowym – a tam oczekują na nich osoby o
sercach miękkich jak wosk, które „uchodźcom
przychyliłyby nieba – również żeby zrobić na złość
znienawidzonemu rządowi Jarosława Kaczyńskiego. Spieszą im tedy z
pomocą, ale co z tego, skoro Straż Graniczna zaraz przegania ich na
stronę białoruską, a tam biorą ich w obroty Białorusy?

Toteż pani Mai Ostaszewskiej i innym celebrytkom gorejące serca
krają się w talarki, chociaż egzotyczni turyści przybyli na
Białoruś z własnej woli i dopiero potem zaczęli być pędzeni
przez białoruskie wojsko w kierunku polskiej granicy. Zwabieni zaś
zostali tam obietnicą przeszwarcowania ich do Niemiec i innych
krajów o wysokim socjalu, gdzie będą mogli prowadzić tzw. „godne
życie
” na koszt tamtejszych podatników.

Ale nie tylko celebrytki o miękkich sercach nie mogą już
wytrzymać bez pomagania egzotycznym turystom. Jego Ekscelencja Jan
Piotrowski, biskup kielecki, organizuje we wszystkich parafiach
swojej diecezji zbiórkę na rzecz migrantów, chociaż w rękach
białoruskiego prezydenta Łukaszenki stanowią oni broń wymierzoną
w Polskę.

Warto w związku z tym zwrócić uwagę, że Czerwony Krzyż nie
pomaga żołnierzom w pokonaniu nieprzyjaciela, dostarczając im
żywności i amunicji, tylko otacza ich opieką i pielęgnacją
DOPIERO GDY ZOSTANĄ Z WALKI WYELIMINOWANI Z POWODU RAN. Na tym
polega caritas inter arma – o czym Ekscelencja powinien wiedzieć.
Tymczasem „migranci” ani myślą zrezygnować z walki o
przełamanie polskiej granicy i triumfalne przemaszerowanie przez
nasz nieszczęśliwy kraj ku świetlanej przyszłości w Niemczech.
Białorusy dostarczają im kamieni, kłód drewna, a może nawet –
jak podaje rzecznik Straży Granicznej, ppor. Michałowska –
również granatów hukowych, którymi próbują miotać w stronę
polskiego kordonu.

Najwyraźniej Ekscelencja nie ma większych zmartwień, podobnie,
jak Jego Eminencja Kazimierz kardynał Nycz, który właśnie ma
przyjąć „osoby LGBT”, vulgo – zboczeńców płciowych,
gwoli skaptowania ich do „synodalności” – cokolwiek
miałoby to znaczyć. Zboczeńcom w to graj i właśnie ogłosili, że
stanowią „dar dla Kościoła”. Hmm… „Timeo Danaos
et dona ferentes
” – mówił u Wergiliusza kapłan Laokoon w
związku z koniem trojańskim, co się wykłada, że boję się
Greków nawet gdy przychodzą z darami. Ciekaw jestem, jaki to dar
mają przynieść Kościołowi zboczeńcy. Czyżby „bzykamy się
na chwałę Bożą?

Wróćmy jednak nad granicę, gdzie dotychczasowe szturmy zostały
odparte przy pomocy armatek wodnych i gazu pieprzowego, ale z
pewnością nie jest to ostatnie słowo, ani ze strony prezydenta
Łukaszenki, ani ze strony zimnego ruskiego czekisty Putina.
Prezydent Łukaszenka odnotował poważny sukces dyplomatyczny, bo
oto zadzwoniła do niego Nasza Złota Pani z prośbą, by się
opamiętał, podobnie jak wcześnie – do Putina, by „wpłynął
na prezydenta Łukaszenkę. Ten jednak z Naszej Złotej Pani sobie
zakpił oświadczając, że nie ma na Łukaszenkę żadnego wpływu.
Unia Europejska, która dotychczas – podobnie jak Nasz
Najważniejszy Sojusznik – groźnie kiwała palcem w bucie, teraz
zapowiedziała „sankcje” które mają zostać wprowadzone
już w grudniu, zaś prezydent Macron zgodził się z Putinem, że
sytuację na granicy białorusko-polskiej powinno się „deeskalować”.
Przypomina to sytuację, gdy francuski prezydent Mikołaj Sarkozy,
ten, co teraz ma pójść, czy już poszedł do kozy [aj… chyba
chodzi o „pierdel”, nie zaś o kontakty seksualne… Bo dzielny
Macron zasłużył na oba…MD], przekonał Putina, by rosyjskie
wojsko nie „wkraczało” – jak to ma w zwyczaju – do
Tbilisi. W zamian za tę powściągliwość Rosja wzięła pod
kontrolę Osetię i Abchazję.

Ciekawe, czego oczekuje teraz w zamian za zgodę na „deeskalację”?
Esperons, że w odpowiednim czasie zostanie to nam objawione wraz z
uzasadnieniem, że cokolwiek by to było, będzie dla naszego dobra.

Zdaje się, że rząd „dobrej zmiany” już zaczyna
rozumieć, że doktryna obronna zakładająca, że polskiej
niepodległości do ostatniej kropli krwi będą bronili Amerykanie,
chyba była zbyt optymistyczna i w ramach bolesnego powrotu do
rzeczywistości zapowiada rozbudowę Sił Zbrojnych do 300 tysięcy
żołnierzy, których – ma się rozumieć – trzeba będzie
wyposażyć w broń, amunicję i inne rzeczy – tak, jak Amerykanie
na odchodne wyposażyli w Afganistanie talibów. Ale Polska, to co
innego, Polska – jak to sojusznik – może liczyć raczej na
siebie. I tak dobrze, gdyby nie została objęta sankcjami, czego
podczas niedawnej dintojry w Kongresie domagała się pani Conley z
German Marschall Fund, pragnąc znaleźć jakiś pozór moralnego
uzasadnienia dla oddania Polski Naszej Złotej Pani w arendę przez
amerykańskiego prezydenta Józia Bidena.

Tymczasem w Sejmie rozpoczęła się walka kogutów na temat
nowelizacji ustawy o ochronie granicy państwowej. Chodzi o to, że
stan wyjątkowy musi zakończyć się z końcem listopada, na co –
być może – czeka prezydent Łukaszenka, spodziewając się, że
wtedy nad granicę przybędą Wielce Czcigodni posłowie z
nieprzejednanej opozycji, z którymi Straż Graniczna będzie musiała
się ganiać, a może nawet zawita tam „babcia Kasia” we
własnej osobie, która już tam wszystkim polskim siepaczom wygarnie
verba veritatis – no i oczywiście – dziennikarze niezależnych
mediów głównego nurtu, którzy będą to wszystko na żywo
relacjonować, zwłaszcza gdyby nad granicę przybyły delegacje
wszystkich członów LGBT – i tak dalej – i zaczęły bratać się z
bisurmanami pod drugiej stronie granicy.

Z pewnością byłoby co pokazywać, bo sceny obfitowałyby w tak
zwane „momenty” – jak na przykład Wielce Czcigodna
Klaudia Jachira przyciska bisurmana do stęsknionego łona. Rząd nie
bardzo chce pozwolić na takie odciąganie Straży Granicznej,
policji i żołnierzy od swoich obowiązków, toteż zamierza
ograniczyć dostęp do strefy nadgranicznej na podstawie
rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych. „Istota czująca”,
czyli Wielce Czcigodna Katarzyna Maria Piekarska wykryła, że byłoby
to niezgodne z konstytucją. Nic nowego – chociaż
charakterystyczne było to, że wszyscy Wielce Czcigodni na wyścigi
komplementowali „obrońców granicy” – i to jest póki co
jedyny plus dodatni tej całej sytuacji.

Stanisław Michalkiewicz

http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5073

Komentarz  •  tygodnik „Goniec” (Toronto)  • 
21 listopada 2021