Nowy KOŚCIÓŁ KATOLICKI: Pojednania, Porozumienia i Humanizmu – w BUDOWIE
[Malachi Martin, „Dom Smagany Wiatrem”, str. 344, Antyk, 2012 ]
WHO’S WHO IN “WINDSWEPT HOUSE”
W przeciwieństwie do głównych protagonistów w globalnym procesie otwarcia na Nowy Porządek Świata kardynał Century City *) w niczym nie oglądał się na Rzym. W istocie jedyną rzeczą, jakiej oczekiwał od Watykanu – poza ogólnym poczuciem bezpieczeństwa – było to, by pozwolono mu bez przeszkód kierować dobrze naoliwioną maszyną jego Kościoła.
Naturalnie od czasu do czasu zdarzały się wyjątki, jak choćby te konsultacje teologiczne, na które został zaproszony do Rzymu. Starzy przyjaciele Jego Eminencji, kardynał Maestroianni i kardynał Pensabene, przekonali go do bliskiej współpracy, której owocem miało być utworzenie nowej doraźnej Komisji Spraw Wewnętrznych w ramach Konferencji Episkopatu USA.
Sam pomysł bardzo się kardynałowi Century City podobał. Umocowana w samym sercu Konferencji Episkopatu, ta nowa komisja Jego Eminencji odegra kluczową rolę w uformowaniu Wspólnej Opinii biskupów amerykańskich oraz biskupów całego Kościoła w nadzwyczaj ważnej kwestii jedności apostolskiej między nimi a słowiańskim papieżem.
Po powrocie do Century City zabrał się od razu do tworzenia podstaw mającej powstać komisji, czyli wytypowania biskupów, którzy będą pełnili rolę “wyższych facylitatorów“. Każdy z tych pięciu biskupów rezydencjalnych zdawał sobie sprawę, dlaczego został wybrany przez Jego Eminencję. Pierwsze kryterium wyboru to charakter moralny. Jego Eminencja znał słabe strony każdego z nich i zamierzał je bez skrupułów wykorzystać. Na drugim miejscu wchodziły w grę poglądy tych ludzi w sprawach Kościoła.
Pierwszym przykładem pożądanego typu był biskup Kevin Rahilly. Jego celtycka szczerość w połączeniu z wrodzoną mu żółcią predestynowały go od początku na przywódcę w wysiłkach na rzecz deromanizacji oraz amerykanizacji życia kościelnego w podległej mu diecezji. To człowiek jak najbardziej odpowiedni.
Równie obiecujący był biskup nowojorski Manley Motherhubbe, który od dawna dał się poznać jako namiętny zwolennik oczyszczenia Kościoła od jak to nazywał -“żałosnego, przestarzałego romanizmu i innych przesądów“.
Inny biskup stanu Nowy Jork, prymas Rochefort, znany był z tego, że miał serce na dłoni. Najważniejsza cecha kwalifikująca go do tego zadania to nieposkromiona radość życia zaspokajana w miejscach uciech.
Wpływowy biskup Michigan Bruce Longbottham był figurą o większym ciężarze gatunkowym. Ten zdeklarowany przeciwnik ciągłych publicznych przeprosin za “grzechy seksizmu i patriarchalizmu Kościoła” chodził w sportowych spodniach i niebieskich golfach. Grupę kardynała zamykał najbardziej efektowny z tych wszystkich potencjalnych “wyższych agentów zmiany“, arcybiskup Cuthbert Delish z Lackland City w stanie Wisconsin. Był on uosobieniem sprawiedliwości i prawości.
Szybkość, z jaką Jego Eminencja zdołał wyedukować tych pięciu członków założycieli mającej powstać komisji, była zaiste godna uwagi. To prawda, że kardynał najlepiej się czuł, rządząc żelazną ręką w aksamitnej rękawiczce zdeprawowanymi duchownymi niższego rzędu. Pierwsze lody zostały zatem przełamane, nim kardynał udał się wraz z nowo obranymi “facylitatorarni” episkopalnymi do parafii Sto Olaf w diecezji Rosdale w stanie Minnesota na roboczą naradę przed próbą generalną. Bezpośrednio po tej naradzie miał wraz z nimi wziąć udział w pierwszym posiedzenie plenarnym nowo utworzonej Komisji Spraw Wewnętrznych, które miało się odbyć w kościele dolnym.
Jakkolwiek wybór tak odludnego miejsca na planowane spotkanie wydawałby się dziwny, była w tym mądrość. Jasne było albowiem, że nie mogło się ono odbyć w kwaterze głównej Konferencji Episkopatu w Waszyngtonie, gdzie natychmiast przyciągnęłoby uwagę mediów. W istocie działania komisji miały już na zawsze zachować charakter poufny.
Kardynał nie miał wątpliwości, że jego współpracownicy zdają sobie sprawę z właściwych metod, jakich należy użyć, by urobić opinię każdego biskupa USA. Klarowność działań to klucz do sukcesu. Stąd też pierwszy punkt, jaki należało omówić, to potrzeba kompartmentacji. Maestroianni i Pensabene przykładali do tego najwyższą wagę, a kardynał Century City był w tym z nimi zgodny.
– Komisja będzie działała na poziomie episkopalnym – zaczął, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. – Jakkolwiek należy poinformować wyższe władze, to jednak nikt powyżej biskupa nie powinien być bliżej zaangażowany w nasze prace – z wyjątkiem tu obecnych. Biskupom należy wpoić sposób myślenia Kevina Rahilly’ego – czy lepiej byłoby powiedzieć: przyzwyczaić ich do takiego myślenia. Muszą się nauczyć myśleć po amerykańsku. Wszelkie nasze działania w ramach komisji mają ten jeden zasadniczy cel. I w każdym momencie muszą być poruszane kluczowe kwestie eklezjalne i doktrynalne. Dam przykład: oto jeden z waszych biskupów pomocniczych opublikuje artykuł w dobrym, egalitarnym amerykańskim stylu, że czas najwyższy, by wyświęcać kobiety na księży. Powinien natychmiast uzyskać wsparcie w gazetach diecezjalnych, publicznych konferencjach, w głównych mediach. Biskup, który uruchomił tę lawinę, będzie oczywiście musiał – rozumie się, tylko nas jakiś czas – wycofać swoje stanowisko w wyniku nacisków urzędu papieskiego, które są oczywiście nieuchronne. Nie przejmujemy się tym, nie ma to większego znaczenia.
Znaczenie ma tylko to – ciągnął z naciskiem kardynał – jaki to będzie miało wpływ na Konferencję Episkopatu. Ponieważ propozycja wyszła od biskupa, którego masowo poparły doły, nasza Komisja Spraw Wewnętrznych będzie musiała zająć się tymi ważkimi argumentami, które zostały podniesione. Będzie się tego od nas oczekiwać jako od oficjalnej komisji Konferencji Episkopatu.
Idźmy dalej: niektórzy nasi biskupi wciąż jeszcze mają skłonność do niepotrzebnego ulegania dyrektywom papieskim. Muszę was uprzedzić, że interwencje z Rzymu będą się nasilały w miarę działań, jakie podejmiemy w przeciągu najbliższego roku. Dlatego pragnę podkreślić, że priorytetem tej naszej Komisji Spraw Wewnętrznych jest dokładnie to, co zawarte jest w jej nazwie: sprawy wewnętrzne . W granicach Stanów Zjednoczonych – to my jesteśmy Kościołem. Rzym leży poza granicami USA i nie ma tu nic do szukania. Konferencja Episkopatu jako całość będzie oczekiwała od naszej komisji określenia oficjalnego stanowiska episkopatu – zgodnego lub niezgodnego ze stanowiskiem Stolicy Apostolskiej.
W tym miejscu twarze obecnych zwróciły się ku wchodzącemu sekretarzowi osobistemu Jego Eminencji, przystojnemu księdzu Oswaldowi Avonodorowi, który zakomunikował, że wszyscy zaproszeni na posiedzenie plenarne komisji czekają w sali. Zjawił się w samą porę, gdyż Jego Eminencja powiedział już wszystko, co miał do powiedzenia.
Pięciu biskupów posłusznie podreptało za kardynałem do kościoła dolnego, gdzie powietrze podgrzewało nie tyle skąpe centralne ogrzewanie, ile raczej zapał witających ich trzydziestu paru osobników zgromadzonych w sali. Wszystkich ich ożywiał duch krzyżowców, pionierów, awangardy. Zapał spiskowców planujących wielkie dzieła. W każdym razie w najważniejszej kwestii najważniejszego postulatu spotkania – że słowiański papież musi odejść dla dobra Kościoła – ich serca biły zgodnym rytmem.
Formalnie rzecz biorąc wszyscy obecni – nie wyłączając kardynała Century City – byli gośćmi ordynariusza diecezji Rosedale Raymonda A. Luckenbilla. Jak należało się spodziewać, ten tolerancyjny biskup pojawił się w otoczeniu gromadki tolerancyjnych proboszczów jego diecezji oraz tolerancyjnego kanclerza kurii diecezjalnej.
Mimo to nikt nie miał wątpliwości, kto tu gra pierwsze skrzypce. I jakby dla podkreślenia tego faktu Jego Eminencji kardynałowi Century City towarzyszył nie tylko ksiądz Oswald Avonodor **), lecz również dobrze wszystkim znany totumfacki kardynała, biskup pomocniczy Ralph E. Goodenough, krzepki, łysiejący, zwalisty mężczyzna z podwójnym podbródkiem i małymi, przebiegłymi oczkami knajpianego wykidajły.
Spotkanie przebiegało według z góry ustalonego planu. Jego Eminencja wymieniał po kolei nazwiska trzech najgłośniejszych przywódczyń amerykańskich feministek w ruchu kobiet katolickich, które też po kolei podnosiły się z miejsc, by przyjąć pochwałę za wielki wkład w życie amerykańskiego Kościoła.
Siostra Fran Fedora z Zachodniego Wybrzeża wyglądała olśniewająco w czarno-fioletowych szatach liturgicznych. [To s. Fran Ferder. Użyte pseudonimy są rozwiązane w książce Malachi Martina, w Dodatku. MD].
Siostra Helen Hammentick z Nowego Orleanu bladła przy niej w swoim szarym biznesowym garniturze. Siostra Cherisa Blaine z Kansas City była znana obecnym z wprowadzania do obrzędów kościelnych elementów magii wicca.
Następnie Jego Eminencja przedstawił reprezentantów największej amerykańskiej grupy “eks-księży” oraz prominentnego członka Dignity USA, rzymsko-katolickiej organizacji homoseksualnie aktywnych duchownych i świeckich. Po przedstawieniu oficjalnych gości siostra Fran Fedora została wezwana do otwarcia obrad modlitwą. Siostra modliła się o matriarchalne błogosławieństwo Matki Ziemi i Sofii, bogini mądrości.
Skwitowawszy modlitwę siostry zdawkowym “amen“, Jego Eminencja zwrócił się do zgromadzenia biskupów ordynariuszy i pomocniczych z około dwudziestu diecezji w całym kraju. Każdego z nich kardynał wybrał na członka komisji osobiście lub poprzez aprobatę wyboru przez jednego z pięciu członków grupy bazowej.
– Witam was – powiedział dziarsko Jego Eminencja, a na jego twarzy wykwitł uśmiech zawodowego biznesmena. – Witam – powtórzył – członków i gości Komisji Spraw Wewnętrznych Episkopatu USA.
W odpowiedzi usłyszał oklaski.
– Na moją prośbę arcybiskup Delish – tu wielkopańskim gestem wskazał na swego dostojnego towarzysza z Lackland City – przygotował referat wprowadzający, który was z pewnością zainteresuje.
Arcybiskup Cuthbert Delish podniósł się z miejsca niby uosobienie sprawiedliwości, gotów oddzielić ziarno od plewy.
– Można założyć dwie rzeczy jako pewne – oświadczył na wstępie. – Po pierwsze: obecnie w tym kraju nieco ponad połowa biskupów wątpi w możliwość prawdziwej jedności z obecnym papieżem. Po drugie: tych, którzy otwarcie przeczą zdaniu owej większości, jest garstka. Oto podstawa działań, do których przystępujemy.
Mówca przyznał, że “istnienie pewnej liczby dysydentów to zdrowy objaw”. Rzecz w tym, dowodził, że lista tych, którzy przysparzają kłopotów, jest niewielka, o wiele dłuższa jest natomiast lista dysydentów, którzy tak naprawdę są tylko “widzami”.
Tu arcybiskup przeszedł do kolejnego zagadnienia swego referatu wprowadzającego.
– Każdy z nas zdążył zapisać na swoim koncie sukcesy we wprowadzaniu nowych zwyczajów pośród kleru i laikatu. Trzeba ich teraz przyzwyczaić do sprzeciwiania się instrukcjom płynącym z Rzymu. Normalną cechą katolickiego życia musi stać się to, że Kościoły lokalne nie zgadzają się z papieskimi dyrektywami i spokojnie kroczą własną drogą.
Arcybiskup Delish podał jako przykład takich działań kazania, artykuły, wywiady, kółka dyskusyjne, działalność medialną.
– Pamiętajmy o jednym – podsumował mówca swoje wywody. – Na zwyczaje, które się już przyjęły, na utrwalone postawy – Rzym nic już nie będzie mógł poradzić, prawda?
Odpowiedziały mu dyskretne, poufałe śmiechy. Tylko biskup Rahilly z Connecticut wtrącił swoje trzy grosze.
– Oto moja rada: nie należy ogłaszać zamiaru wprowadzania zmian czy innowacji. Trzeba je po prostu wprowadzać. W taki właśnie sposób zmodernizowałem mszę w mojej diecezji. Nie powiedzieliśmy ludziom, że będziemy coś zmieniać, tylko wprowadziliśmy zmiany. A ludzie posłusznie się dostosowali. To całkiem proste.
Arcybiskup Delish skinieniem głowy podziękował za to cenne uzupełnienie. Po czym, zwracając się do gości specjalnych, wezwał ich do “wytrwałości w działaniu” oraz zapewnił o poparciu nowej komisji. A członkom komisji i “agentom zmiany” rozdał listę biskupów dysydentów.
Jego Eminencja kardynał Century City, który nie lubił tracić słów na darmo, klasnął w ręce, przypieczętowując to, co zostało powiedziane, jako wspólną decyzję i wyszedł z sali, a za nim podążył ksiądz Oswald Avonodor.
Tymczasem jego biskup pomocniczy, Ralph Goodenough, pozostał dostatecznie długo, by prześwidrować każdego wychodzącego swymi oczkami. Trzy siostry dzielnie zmierzyły go spojrzeniem od stóp do głów, biskup Luckenbill rzucił mu tolerancyjny uśmiech. Resztę biskupów potraktował jak powietrze. Kilka minut później opuścił kościół i w ślad za Jego Eminencją wsiadł do limuzyny. Wszystko było pod kontrolą.
==================
*)Wypisz – wymaluj Chicago…
**) Wiele z tych osób – to członkowie sieci pedofilii satanistycznej. Dowody są w archiwach prokuratury USA .